Читать книгу Czas na mnie. - Agnieszka Kowalska - Страница 11
ZAWÓD
Оглавление„Czy spotkał pana w życiu jakiś zawód?”. „Tak – aktor”. Zawsze mówił, że to zawód, który łamie kręgosłupy. Znany aktor ma zagrożony kręgosłup, a jeśli jest nieznany, to po cholerę został aktorem? I tak dalej. Z całą pewnością bardziej niż w innych artystycznych zawodach aktor ma podwójne życie. Sztuka jest zawsze rodzajem wcielenia, bo stajemy się częścią swojego dzieła, pracujemy w świecie, który sami stworzyliśmy. Ale mamy do tego narzędzia – pędzle, klawisze, słowa, kamień i dłuto. Narzędziem aktora jest on sam. Portretując Monę Lisę, wystarczy ją zobaczyć tak jak Leonardo da Vinci, a potem już tylko położyć farbę. Aktor, który ma zagrać Monę Lisę, musi sprawić, żeby została rozpoznana w jego osobie. Niezależnie od tego, czy jest niskim brunetem, czy wysoką blondynką. Warsztat aktorski to umiejętność stworzenia postaci, a nie kopii. Dużo o tym rozmawialiśmy i na koniec on zawsze wzdychał, że wolałby malować obrazy. Ja natomiast nigdy nie wzdychałam do aktorstwa, bo chciałam być pustelnikiem. Aktor nie ma szans być pustelnikiem. Przede wszystkim dlatego że ograniczenia, które trzeba pokonać, mając do dyspozycji tylko własną osobę – to sama przyjemność wobec ograniczeń ze strony innych kręcących się wszędzie osób, takich jak reżyser, producenci, scenografowie i koledzy z planu. Ograniczenie stawia także życie – oferując nieciekawe role, małe role, głupie role. „Nie mam żalu do siebie za brak talentu, mam żal do reżyserów za brak wyobraźni” – nieustannie powtarzał i grał znowu to samo: typa spod ciemnej gwiazdy, który miał do dyspozycji pięć minut i cztery zdania.
Oczywiście nie jest łatwo być przez dwie godziny na ekranie i nie zanudzić szanownej publiczności. Ale być tam tylko dwie minuty i skupić na sobie uwagę jest chyba równie trudno. Sztuka aktorska to nie tylko umiejętność przebywania na środku sceny, co oczywiście może być paraliżujące. To także umiejętność stania w ciemnym kącie albo pojawiania się w świetle błyskawicy. Czasami naprawdę trzeba mieć refleks. Zrobić coś, żeby wszyscy się odwrócili – tak jak to robią dzieci, które stoją w tłumie dorosłych na niedzielnym kazaniu i mają swoje sposoby komunikacji z rodzicami. Potrafią nagle coś upuścić, chrząknąć głośno albo na coś nadepnąć, żeby było wiadomo, że chcą iść do domu albo zrobić siusiu. Rodzice są źli, bo to psuje wrażenie. Msza jest dla rodziców. Aktor drugoplanowy musi się pogodzić z tym, że stanowi tylko przyprawę dania głównego. Ale na pocieszenie ma świadomość, że bez tej przyprawy danie główne byłoby pozbawione smaku. Podobnie jak te dzieci na kazaniu, które ostatecznie wiedzą, że bez nich rodzice w ogóle nie byliby rodzicami i wtedy całą mszę diabli biorą.