Читать книгу Skradzione życie - Аллен Эскенс - Страница 13
Rozdział 6
ОглавлениеDrobna mżawka zrosiła włosy Alexandra, zbierając się w krople na ich końcach i w końcu spadając na jego kark. Spojrzał ponad barierką mostu Third Avenue na rzekę Missisipi, w miejscu, gdzie jej nurt rozdzielał się na dwa biegi o dwóch różnych temperamentach. Po lewej miał spokojny górny basen zapory wodnej i śluzy przy Kaskadach Świętego Antoniego, z kaczkami pływającymi tam i z powrotem po gładkiej tafli wody, w której odbijały się wiszące na niebie ołowiane chmury. Po prawej rzeka zdawała się wrzeć i buzować, szczególnie w miejscu, gdzie potężny przelew zamieniał wodę w miedzianą mgiełkę, zanim przetoczyła się ponad przedpolem wodospadu.
Skok z tego miejsca byłby fatalny w skutkach, zwłaszcza po tym, jak cofająca się fala dokończyłaby dzieła u podnóża kaskad.
Zakręciło mu się w głowie, gdy utkwił wzrok we wzburzonej wodzie. Chwycił się stalowej barierki mostu obiema rękami i poczuł wibracje wzbudzane przez samochody przejeżdżające za jego plecami. Poczuł zapach rzeki: wody, mułu, ryb i butwiejącego drewna, mieszający się z odorem spalin i zapachem ulic.
Właściwie nie pamiętał, jak znalazł się na tym moście. Przypomniał sobie, że wlepiał wzrok w czubki swoich butów, stawiając kolejne kroki. W pewnym momencie przeszedł nawet po pasie wilgotnego cementu. Jak lunatyk, który obudził się w niewłaściwym pokoju, w końcu się zatrzymał i rozejrzał dokoła, by stwierdzić, że znalazł się pośrodku mostu Third Avenue.
Zamknął oczy i próbował odzyskać jasność kojarzenia, ale jedna myśl zagłuszyła wszystkie inne: obraz jego żony wychodzącej z IDS Center w towarzystwie mężczyzny w garniturze. Mężczyzny, który położył ręce na jej ramionach i przycisnął ją do siebie. Nie, nie sprawiała wrażenia zaskoczonej. Spodziewała się go. Czekała na niego. Uśmiechnęła się, gdy go zobaczyła.
Czy się całowali? Nie. To nie był pocałunek. Nie mógł być. Ale uśmiechnęła się do tego mężczyzny – uśmiechnęła się do niego w sposób, w jaki nie uśmiechała się do Alexandra od…
Fala obrazów zalała jego umysł: przesłuchanie, oskarżycielskie szepty w korytarzach posterunku policji, artykuł prasowy, w którym pojawiło się jego nazwisko, opatrzony nagłówkiem: Korupcja w policji. Lodowaty strach zaciskał zimne palce wokół jego torsu z przerażającą siłą.
A potem, pośród tego zalewu hałasu i bólu, Alexander usłyszał głos Maxa, nakazujący mu, aby wziął się w garść. To wspomnienie pochodziło z czasów, kiedy obaj w liceum trenowali zapasy. Max powiedział mu wtedy, że kiedy sprawy zaczną przybierać naprawdę niepomyślny obrót, powinien z jeszcze większym zacięciem stanąć do walki, skupiając się tylko na jednym – na zwycięstwie. Bo kiedy podejmie się walkę, wszystko może się zmienić. Tak jak w walce – mógł przegrać, ale przynajmniej nie był przegrany już na starcie, w ogóle nie podejmując wyzwania. Ten głos z przeszłości nieco złagodził panikę.
– Przejmij kontrolę nad jedną rzeczą – wymamrotał pod nosem. – Przestań reagować. Nie pozwól, aby inni dyktowali ci warunki. Staw im czoło. Ale jak?
Szybko opróżnił umysł z mrocznych wizji i pozwolił myślom błądzić, aż przypomniał sobie o zdjęciu, które trzymał w szufladzie biurka, a które zostało zrobione tego wieczoru, kiedy dostał medal za odwagę. Fotografia przedstawiała jego, Desi, Maxa oraz burmistrza Minneapolis. Burmistrz tego wieczoru nazwał Alexandra bohaterem, koloryzując tylko trochę, gdy opowiadał historię o tym, jak został postrzelony podczas zakupu kontrolowanego, operacji, która pozwoliła na przejęcie rekordowej ilości metamfetaminy i aresztowanie sporej grupy handlarzy prochami.
Desi była z niego taka dumna. Przyprowadziła na tę ceremonię całą rodzinę. Promieniała z dumy, ściskając dłonie komendantów i kongresmenów. Posłała nawet Alexandrowi całusa, gdy szedł o lasce przez scenę, by odebrać odznaczenie.
Max także inaczej patrzył tego wieczoru na Alexandra. Nie był już młodszym bratem próbującym rywalizować ze starszym w jego świecie. Stał się bohaterem dzięki własnemu wysiłkowi, bez jego pomocy.
Alexander powrócił myślami do tego dnia i zdał sobie sprawę, że bardziej niż czegokolwiek innego pragnął znów poczuć tę dumę i zobaczyć uśmiechy na twarzach żony i brata. Chciał też, aby w dotyku Desi znów dało się wyczuć tę dawną szczerość i pasję. Był wtedy na szczycie. Był piekielnie dobrym detektywem, mężczyzną kochanym przez żonę i poklepywanym po plecach przez kolegów po fachu. Chciał to odzyskać.
Nachylił się, oparł o chłodną poręcz i wlepił wzrok w rzekę, pozwalając się zahipnotyzować kipieli. Jak mógł stać się tym facetem stojącym na moście? Gdzie popełnił błąd? Jak mógł odzyskać to, co utracił?
Głosy w jego głowie ucichły. Mroczne wizje wpadły w otchłań rzeki, a jego oddech powoli zaczął wracać do normy. Było tak wiele rzeczy, nad którymi nie panował, ale przecież nadal mógł być dobrym detektywem. A od tego zależała cała reszta, tak jak poprzednio. To, że żona szczerze go pokochała. Że koledzy z pracy darzyli go szacunkiem. Że brat zaczął go poważać. Już raz udało mu się tego dokonać i mógł to powtórzyć.
A potem pomyślał o aktach Putnama. Coś w tej sprawie go wołało. Czuł, że to żyła złota. Jeżeli Alexander miał rację, to prawdziwy James Putnam już nie żył i można było się założyć o grubą forsę, że został zabity przez faceta, który kierował porsche. Ale w tej historii musiało być coś jeszcze. Jak ten oszust zabił Putnama? Gdzie go zabił? I dlaczego? Ta sprawa była naprawdę obiecująca, a trafiła do Alexandra, ponieważ nikt inny nie chciał się użerać z gotowym na wszystko adwokatem Doggetem, hieną w ludzkiej skórze. Teraz to była jego sprawa.
Alexander ruszył w drogę powrotną do ratusza, a jego myśli zaprzątały już tylko pytania odnoszące się do sprawy Putnama. Po co ten mężczyzna miałby kraść życie i tożsamość innego, gdyby nie musiał czegoś zatuszować? Przed jakim złem próbował się ukryć? A może to on sam był wcieleniem zła, a nowa tożsamość stanowiła dla niego jedyną ucieczkę przed szybką zemstą… Sprawa Putnama mogła mieć proste rozwiązanie, instynkt podpowiadał jednak Alexandrowi całkiem coś innego.