Читать книгу Sacrum i rewolucja - Andrzej Chwalba - Страница 8

4. Ślub kościelny, świecki czy rewolucyjny konkubinat?

Оглавление

Pol­skie par­tie ro­bot­ni­cze na ce­re­mo­nię ślu­bu w ko­ście­le pa­trzy­ły jak na spra­wę oso­bi­stą wier­nych. „Nie twier­dzi­my — czy­ta­my w «Ga­ze­cie Ro­bot­ni­czej» — by so­cja­lizm zwal­czał ślub ko­ściel­ny jako ob­rzą­dek re­li­gij­ny gwa­ran­tu­ją­cy lu­dziom wie­rzą­cym sa­kra­ment mał­żeń­stwa. Da­le­cy od tego je­ste­śmy… Sko­ro ja­kiś re­li­gij­ny to­wa­rzysz w par­tii chce brać ślub w ko­ście­le, rzecz to jego pry­wat­na i inni to­wa­rzy­sze cho­ciaż­by byli wol­no­my­śli­cie­la­mi ser­decz­nie druż­bo­wać będą mło­dej pa­rze” ³⁸. Choć to tekst z pra­sy PPSzp, jed­nak­że wy­ra­żo­na w nim opi­nia była re­pre­zen­ta­tyw­na dla ca­łe­go pol­skie­go so­cja­li­zmu tej epo­ki.

Za­tem de­cy­zja o ślu­bie ko­ściel­nym po­zo­sta­wa­ła do uzna­nia każ­de­go człon­ka par­tii. Prak­ty­ku­ją­cy nie spo­ty­ka­li się z za­rzu­tem, iż czy­nią nie­wła­ści­wie. W pra­sie PPSD, zwłasz­cza w związ­ko­wej: „Ga­ze­ta Kra­wiec­ka”, „Me­ta­lo­wiec”, „Ro­bot­nik Drzew­ny” oraz w „Ga­ze­cie Ro­bot­ni­czej” PPSzp, po­ja­wi­ły się na­wet ogło­sze­nia o da­cie i miej­scu ko­ściel­ne­go ślu­bu człon­ków obu tych par­tii so­cja­li­stycz­nych. Do re­wo­lu­cji 1905 roku pra­sa par­tii kon­spi­ra­cyj­nych za­bo­ru ro­syj­skie­go ze zro­zu­mia­łych wzglę­dów o tym nie pi­sa­ła, a póź­niej w la­tach 1905–1907, kie­dy przez pe­wien czas było to moż­li­we, nie czy­ni­ła tego, gdyż inne waż­niej­sze spra­wy ją wów­czas ab­sor­bo­wa­ły.

Pol­skie par­tie so­cja­li­stycz­ne bli­żej nie wy­po­wia­da­ły się, przy­naj­mniej pu­blicz­nie, w swo­ich środ­kach prze­ka­zu, na te­mat ślu­bów ko­ściel­nych. Sta­ra­ły się nie czy­nić ni­cze­go, co mo­gło­by być trak­to­wa­ne jako ob­ra­za uczuć re­li­gij­nych i god­no­ści osób wie­rzą­cych. To ich róż­ni­ło od fran­cu­skich al­le­ma­ni­stów, blan­ki­stów oraz nie­któ­rych so­cjal­de­mo­kra­tów nie­miec­kich i nor­we­skich, któ­rzy kry­tycz­nie wy­ra­ża­li się o ślu­bach ko­ściel­nych. Uwa­ża­li, że taki nie przy­stoi so­cja­li­stom. Twier­dzi­li, że ce­re­mo­nia ślu­bu ko­ściel­ne­go „jest po­ża­ło­wa­nia god­na”.

W za­bo­rze ro­syj­skim PPS i SDK­PiL nie po­dej­mo­wa­ły te­ma­tu ślu­bów ko­ściel­nych, ale przy­naj­mniej do lat re­wo­lu­cji nie­wie­le in­te­re­so­wa­ły się kwe­stią ślu­bów cy­wil­nych. Moż­na to uznać za zro­zu­mia­łe, gdyż jesz­cze na prze­ło­mie wie­ków per­spek­ty­wa za­sad­ni­czych prze­obra­żeń w pań­stwie car­skim wy­da­wa­ła się od­le­gła, a tyl­ko z nimi moż­na było wią­zać na­dzie­je na wpro­wa­dze­nie no­wych ślu­bów.

Do tego mo­men­tu ist­nie­ją­cy stan rze­czy par­tie re­wo­lu­cyj­ne oce­nia­ły jako wy­so­ce nie­za­do­wa­la­ją­cy. Mia­no­wi­cie w Ro­sji, jak i w Kró­le­stwie, nie było moż­li­wo­ści wy­bo­ru ce­re­mo­nii ślu­bu. Je­śli ktoś pra­gnął, by jego mał­żeń­stwo mia­ło w świe­tle obo­wią­zu­ją­ce­go pra­wa cha­rak­ter le­gal­ny, mu­siał za­wrzeć zwią­zek mał­żeń­ski w ko­ście­le (sy­na­go­dze, cer­kwi). W związ­ku z tym „Myśl Nie­pod­le­gła” mo­gła na­pi­sać: „Ko­ściół na­uczył nas, jak skła­dać przy­się­gę kłam­li­wą w cza­sie ślu­bu w ko­ście­le, przed oł­ta­rzem wo­bec przed­sta­wi­cie­li spo­łe­czeń­stwa” ³⁹.

Do­pie­ro pod­czas burz­li­wych lat 1905–1907 pro­blem la­icy­za­cji pra­wa, w tym i ślu­bów cy­wil­nych, roz­wo­dów, trak­to­wa­ny jako część pro­gra­mu prze­bu­do­wy struk­tu­ral­nej Ro­sji, tra­fił na łamy pism, był rów­nież po­ru­sza­ny w roz­mo­wach pry­wat­nych, pod­czas ze­brań, a na­wet pu­blicz­nych wie­ców. „Try­bu­na Lu­do­wa” SDK­PiL pi­sa­ła, iż „za­sa­da praw­dzi­wej de­mo­kra­cji wy­ma­ga ab­so­lut­ne­go znie­sie­nia tego gwał­tu nad su­mie­nia­mi, tego przy­mu­su za­wie­ra­nia mał­żeństw przez ślub ko­ściel­ny” ⁴⁰. Człon­ko­wie tej par­tii, po­dob­nie jak PPS i PPS-Pro­le­ta­riat uwa­ża­li, że każ­dy po­wi­nien mieć pra­wo wy­bo­ru mię­dzy ce­re­mo­nia­łem la­ic­kim oraz re­li­gij­nym i żad­na oso­ba nie może być przy­mu­sza­na do ślu­bu ko­ściel­ne­go, je­śli nie jest taka jej wola i je­śli nie jest to zgod­ne z jej świa­to­po­glą­dem.

Żą­da­nie wpro­wa­dze­nia ślu­bów cy­wil­nych opi­nia ka­to­lic­ka i Ko­ściół za­bo­ru ro­syj­skie­go jed­no­znacz­nie za­kwa­li­fi­ko­wa­ły jako skie­ro­wa­ne prze­ciw­ko re­li­gii. Taką oce­nę dyk­to­wał ist­nie­ją­cy stan na­pię­cia mię­dzy obu zwa­śnio­ny­mi stro­na­mi. Sta­wia­ła ona — po­miń­my w tym mo­men­cie pro­blem jej słusz­no­ści — w trud­nej sy­tu­acji wie­rzą­cych człon­ków par­tii so­cja­li­stycz­nych. Z jed­nej stro­ny ocze­ki­wa­no od nich so­li­dar­no­ści z resz­tą so­cja­li­stów, z dru­giej — z Ko­ścio­łem, któ­ry sta­no­wi­li ra­zem z in­ny­mi wie­rzą­cy­mi. Ko­ściół usta­no­wił wy­raź­ną gra­ni­cę mię­dzy nie­wia­rą (ślu­by cy­wil­ne) a wia­rą (ślu­by ko­ściel­ne).

Par­tie so­cja­li­stycz­ne za­bo­ru ro­syj­skie­go wal­czą­ce o wpro­wa­dze­nie ślu­bów cy­wil­nych pod­kre­śla­ły ich istot­ny wa­lor: są ta­nie, nie wy­ma­ga­ją tak du­żych opłat jak ślu­by ko­ściel­ne, a na­wet mó­wio­no, iż mogą być bez­płat­ne. Przy­pusz­cza­no — i chy­ba słusz­nie — iż może to bez­po­śred­nio za­in­te­re­so­wać nie tyl­ko wol­no­my­śli­cie­li, ale i wie­rzą­cych ⁴¹. Re­wo­lu­cjo­ni­ści z Kró­le­stwa i Li­twy żą­da­jąc wpro­wa­dze­nia ślu­bów cy­wil­nych li­czy­li, że to do­pro­wa­dzi — siłą rze­czy — do za­prze­sta­nia przez du­chow­nych, jak to na­zy­wa­li: „han­dlu ob­rzę­da­mi”. Jak wi­dzi­my, ar­gu­men­ty dok­try­nal­ne i po­li­tycz­ne za ślu­ba­mi cy­wil­ny­mi mie­sza­ły się z bar­dziej przy­ziem­ny­mi, ma­te­rial­ny­mi ⁴².

Ta ar­gu­men­ta­cja była kie­ro­wa­na pod ad­re­sem wła­snych wy­znaw­ców oraz wszyst­kich tych, któ­rych chcia­no po­zy­skać. Jest zro­zu­mia­łe, iż prze­ko­na­nie ich o po­trze­bie zmian w usta­wo­daw­stwie cy­wil­nym nie mo­gło mieć jesz­cze żad­ne­go wpły­wu na sta­no­wi­sko władz za­bor­czych. Do­daj­my, iż ar­gu­men­ta­cja przy­wo­ły­wa­na przez pol­ską le­wi­cę nie od­bie­ga­ła od tej, jaką się po­słu­gi­wa­li so­cja­li­ści dzia­ła­ją­cy w tych par­tiach eu­ro­pej­skich, gdzie spra­wa ślu­bów cy­wil­nych i roz­wo­dów nie była jesz­cze roz­strzy­gnię­ta.

Nie oni je­dy­ni i nie pierw­si do­ma­ga­li się la­icy­za­cji pra­wa, już bo­wiem w la­tach sie­dem­dzie­sią­tych i osiem­dzie­sią­tych XIX wie­ku pi­sa­li o tym po­zy­ty­wi­ści war­szaw­scy na ła­mach „Prze­glą­du Ty­go­dnio­we­go” i „Praw­dy” ⁴³. Prze­ko­ny­wa­li nie tyl­ko sło­wem, ale i wła­snym przy­kła­dem. W cza­sie re­wo­lu­cji do tej tra­dy­cji na­wią­zy­wa­ły śro­do­wi­ska Po­stę­po­wej De­mo­kra­cji (pe­de­cji) żą­da­jąc no­we­go pra­wo­daw­stwa cy­wil­ne­go, w tym i ro­dzin­ne­go.

Szcze­gól­na rola w pro­pa­go­wa­niu świec­kich ślu­bów i w ogó­le no­wych la­ic­kich ob­rzę­dów oraz ce­re­mo­nii przy­pa­da za­ło­żo­ne­mu w roku 1907 Sto­wa­rzy­sze­niu Wol­no­my­śli­cie­li Pol­skich, któ­re gru­po­wa­ło m.in. so­cja­li­stów. Lecz na­wet wol­no­my­śli­cie­le spo­za PPS, SDK­PiL czy PPS-Pro­le­ta­riat zda­wa­li so­bie spra­wę, że trud­no do­pro­wa­dzić do la­icy­za­cji bez struk­tu­ral­nych zmian w pań­stwie. „Wol­na myśl nie może być apo­li­tycz­na — czy­ta­my w wol­no­my­śli­ciel­skim «Pan­te­onie» — … Żad­ne zwal­cza­nie do­gma­tów spo­łecz­nych, żad­na wal­ka o ślu­by cy­wil­ne lub re­for­my praw­ne nie da się odłą­czyć od po­stu­la­tów po­li­tycz­nych” ⁴⁴.

W okre­sie re­wo­lu­cji 1905–1907 pew­ne na­dzie­je po­kła­da­no w tej czę­ści du­cho­wień­stwa, któ­ra ro­zu­mia­ła spra­wę ro­bot­ni­czą i była jej przy­chyl­na. Spo­dzie­wa­no się, iż ustęp­stwa księ­ży w spra­wie ślu­bów mogą mieć wpływ na osta­tecz­ne de­cy­zje władz car­skich. Dla­te­go pol­scy re­wo­lu­cjo­ni­ści z PPS i SDK­PiL z za­in­te­re­so­wa­niem śle­dzi­li ob­ra­dy zjaz­du du­cho­wień­stwa Kró­le­stwa Pol­skie­go, któ­ry od­był się je­sie­nią 1905 roku. Jak się jed­nak oka­za­ło, jego sta­no­wi­sko wo­bec kwe­stii ślu­bów po­zo­sta­ło nie­zmien­ne. „Więc ci de­mo­kra­ci du­chow­ni — pi­sa­ła «Try­bu­na Lu­do­wa» — chcą po­zo­stać na­dal urzęd­ni­ka­mi sta­nu cy­wil­ne­go” ⁴⁵.

Wy­da­ne pod pre­sją ru­chu re­wo­lu­cyj­ne­go nowe akty praw­ne w Ro­sji w tym wzglę­dzie nie­wie­le zmie­ni­ły. Po­lep­szy­ły sy­tu­ację praw­ną re­li­gii ka­to­lic­kiej i in­nych wy­znań, de­kla­ro­wa­ły za­sa­dę wol­no­ści wy­zna­nia, ale nie wol­no­ści su­mie­nia w sen­sie rów­no­upraw­nie­nia bez­wy­zna­nio­wo­ści. Nikt nie mógł być poza wy­zna­niem. Ozna­cza­ło to za­kres de­kla­ra­cji bez­wy­zna­nio­wej, nie mó­wiąc o two­rze­niu gmin bez­wy­zna­nio­wych, do cze­go tak zde­cy­do­wa­nie na­wo­ły­wa­no w la­tach 1905–1908. W tej sy­tu­acji miej­scem ślu­bów były je­dy­nie obiek­ty kul­tu. Je­dy­nie w Fin­lan­dii, któ­ra po­zo­sta­wa­ła au­to­no­micz­ną czę­ścią Ro­sji, moż­li­we było wpro­wa­dze­nie w roku 1908 ślu­bów cy­wil­nych.

Moż­na za­tem po­wie­dzieć, iż so­cja­li­ści nie­wie­rzą­cy, po­dob­nie jak i inni wol­no­my­śli­cie­le — za swe prze­ko­na­nia fi­lo­zo­ficz­ne i świa­to­po­gląd — byli jak­by po­dwój­nie ka­ra­ni. Raz, że mu­sie­li prze­kra­czać bra­my ko­ściel­ne i sta­wać przed ka­pła­nem w celu otrzy­ma­nia sa­kra­men­tu ślu­bu, dwa — byli zmu­sze­ni jesz­cze za to za­pła­cić.

Dla­te­go też so­cja­li­ści za­bo­ru ro­syj­skie­go, zwłasz­cza ci, któ­rzy re­pre­zen­to­wa­li pierw­sze po­ko­le­nie (lata sie­dem­dzie­sią­te i osiem­dzie­sią­te XIX stu­le­cia), za­cho­wy­wa­li się pod­czas ce­re­mo­nii ślu­bu w ko­ście­le w spo­sób ma­ni­fe­sta­cyj­nie lek­ce­wa­żą­cy. Uwa­ża­li bo­wiem, iż ślub jest czymś ab­so­lut­nie dru­go­rzęd­nym wo­bec uczu­cia, czy na­wet prze­są­dem. W opi­nii spo­łe­czeń­stwa miesz­czań­skie­go byli ni­hi­li­sta­mi, ab­ne­ga­ta­mi, któ­rych roz­po­zna­wa­no po spo­so­bie no­sze­nia bi­no­kli, ucze­sa­niu, wy­so­kich bu­tach.

Nie­któ­rych spo­śród nich moż­na było tak­że po­znać po czer­wo­nych, z ro­syj­ska no­szo­nych ko­szu­lach, któ­re via Wil­no przy­wę­dro­wa­ły do Kró­le­stwa. No­sił je tak­że (wów­czas bli­ski so­cja­li­zmo­wi agrar­ne­mu) zna­ny póź­niej dzia­łacz en­de­cji Alek­san­der Za­wadz­ki („Pro­kop”). Dziew­czę­ta-so­cja­list­ki ubie­ra­ły się pro­sto i skrom­nie, wzo­ru­jąc się na mod­nych owe­go cza­su chło­po­man­kach, „prze­ciw­sta­wia­jąc się War­sza­wian­kom — pi­sał Lu­dwik Krzy­wic­ki — jak Gru­żew­ska, Da­ni­ło­wi­czów­na” ⁴⁶.

Byli oni po­ko­le­niem ogar­nię­tym po­czu­ciem mi­sji, któ­rą mie­li do speł­nie­nia, ge­ne­ra­cją o szcze­gól­nej wraż­li­wo­ści na krzyw­dę i nie­spra­wie­dli­wość. Sami sie­bie po­rów­ny­wa­li z pierw­szy­mi mi­sjo­na­rza­mi i apo­sto­ła­mi chrze­ści­jań­stwa, gdyż po­dob­nie jak oni szli z sil­ną wia­rą w słusz­ność tego, co czy­nią, z „do­brą no­wi­ną” w lud. „Było to po­ko­le­nie — wspo­mi­nał Lu­dwik Krzy­wic­ki — dla któ­re­go so­cja­lizm był swe­go ro­dza­ju re­li­gią… i en­tu­zja­ści, któ­rzy wa­ży­li za­mia­ry we­dług sił swo­ich, lecz siły wy­ol­brzy­mia­li we­dług za­mia­rów. Znaj­do­wa­li się jak gdy­by w go­rącz­ce czy­nu, moc­ni wia­rą, że do upra­gnio­ne­go kró­le­stwa spo­łecz­ne­go jest kil­ka lat za­le­d­wie” ⁴⁷. Ide­owa stro­na ru­chu, ofia­ry skła­da­ne w wal­ce, po­świę­ce­nie dla re­wo­lu­cji, to wszyst­ko nie mo­gło być ani zro­zu­mia­ne, ani do­ce­nio­ne przez opi­nię pu­blicz­ną. Poza wą­skim krę­giem przy­ja­ciół z or­ga­ni­za­cji i sym­pa­ty­ka­mi roz­cią­gał się mur nie­chę­ci i ob­co­ści. Mu­sia­ło to wy­wo­łać swo­istą re­ak­cję obron­ną wy­znaw­ców no­wej idei: prze­ko­na­nie, iż są szcze­gól­ni i nie­ty­po­wi, wy­bra­ni przez hi­sto­rię. Go­rycz z fak­tycz­ne­go od­se­pa­ro­wa­nia od spo­łe­czeń­stwa, go­rycz z ży­cia w sek­cie nie mo­gła za­bić wiel­kiej wia­ry w moc ro­bot­ni­ków, wia­ry w swo­ją przy­szłość. „My­śmy — pi­sał Sta­ni­sław Brzo­zow­ski — nie czu­li się wte­dy zwią­za­ni ze świa­tem, nie czu­li­śmy się zo­bo­wią­za­ni do żad­nych tłu­ma­czeń wo­bec nie­go, lecz po pro­stu szli­śmy mu zwia­sto­wać… na­ukę znisz­cze­nia ist­nie­ją­cej krzyw­dy” ⁴⁸.

Do ko­ścio­ła (czy sy­na­go­gi) ci so­cja­li­ści-no­wo­żeń­cy przy­cho­dzi­li w zwy­kłych, wy­mię­tych i sfa­ty­go­wa­nych ubra­niach, czę­sto nikt im poza świad­ka­mi w tej uro­czy­sto­ści nie to­wa­rzy­szył. W cza­sie sa­mej ce­re­mo­nii ślub­nej za­cho­wy­wa­li się, jak twier­dzi­li du­chow­ni, w spo­sób „urą­ga­ją­cy po­wa­dze uro­czy­sto­ści”. W roku 1878 w War­sza­wie bra­li ślub ko­ściel­ny w ten wła­śnie spo­sób Ka­zi­mierz Hildt z Ma­rią Gay­ów­ną, cór­ką za­ło­ży­cie­la nie­for­mal­nej od stro­ny or­ga­ni­za­cyj­nej gmi­ny bez­wy­zna­nio­wej w War­sza­wie. „Pan mło­dy w pal­to­cie — wspo­mi­na Zyg­munt He­ryng — w głę­bo­kich ka­lo­szach, pan­na mło­da w jesz­cze bar­dziej za­nie­dba­nym stro­ju, z to­reb­ką po­dróż­ną, o ile so­bie przy­po­mi­nam, w ręku. Sto­ją­ce za mną ku­mosz­ki po paru iro­nicz­nych uwa­gach na te­mat tak nie­zwy­kłej ce­re­mo­nii ślub­nej do­szły do wnio­sku, że to ni­hi­li­sta z ni­hi­list­ką się że­nią” ⁴⁹. Opi­nię He­ryn­ga po­twier­dza w swo­ich wspo­mnie­niach Lu­dwik Krzy­wic­ki: „Cha­dzał czę­sto w pal­cie i ka­lo­szach, acz nie było bło­ta na uli­cy — w ta­kim ubio­rze brał ślub” ⁵⁰.

Ze zna­nych wów­czas so­cja­li­stów rów­nie ob­ra­zo­bur­czo po­trak­to­wa­li ce­re­mo­nię ślub­ną Ed­mund Pło­ski i Ma­ria Onu­fro­wicz w roku 1883. Świad­ków mie­li też szcze­gól­nie od­po­wied­nich, Alek­san­dra Dęb­skie­go i Bro­ni­sła­wa Bia­ło­błoc­kie­go, zna­nych wów­czas so­cja­li­stów wol­no­my­śli­cie­li. W po­dob­ny spo­sób od­by­wa­ły się uro­czy­sto­ści za­ślu­bin poza War­sza­wą, w in­nych mia­stach Pol­ski i poza nią, w więk­szych sku­pi­skach Po­la­ków. O jed­nej z nich wspo­mi­nał Sta­ni­sław No­wak. „Pierw­szy raz w ży­ciu by­łem obec­ny przy tak pro­stej ce­re­mo­nii ślub­nej. Pań­stwo mło­dzi sta­nę­li na stop­niach oł­ta­rza w co­dzien­nych ubra­niach, ona w skrom­nym okry­ciu i w ka­pe­lu­szu na gło­wie, on w szy­ne­lu stu­denc­kim i z czap­ką w ręku, świad­ko­wie rów­nież w szy­ne­lach, na oł­ta­rzu kil­ka świec, poza tym ciem­ność za­le­ga­ła ko­ściół, w ko­ście­le prócz księ­dza, mło­dych, świad­ków ani ży­wej du­szy, ksiądz miał minę bar­dzo za­kło­po­ta­ną” ⁵¹.

Szcze­gól­ne wra­że­nie mu­sia­ły ro­bić sce­ny, gdy mło­dzi nie wcho­dzi­li ra­zem do ko­ścio­ła, lecz od­dziel­nie, przy czym jed­no przez ko­ściół, dru­gie przez za­kry­stię. W ten spo­sób za­cho­wał się To­masz Sie­mi­radz­ki, ku­zyn słyn­ne­go ma­la­rza, bio­rą­cy ślub z pan­ną Gu­tów­ną w Kiel­cach. „Po­czci­we i sza­now­ne mat­czy­sko — pi­sał ks. T. Czer­wiń­ski — roz­pła­ka­ło się, a ro­dzi­na i ko­le­dzy, ucznio­wie zgor­sze­ni zo­sta­li ta­kim po­spo­li­to­wa­niem uro­czy­sto­ści mał­żeń­skich ślu­bów” ⁵². Byli i tacy, któ­rzy nie za­do­wa­la­li się ma­ni­fe­sta­cyj­nym za­cho­wa­niem się w ko­ście­le, ale po za­koń­cze­niu ce­re­mo­nii ślub­nej prze­ka­zy­wa­li zło­te ślub­ne ob­rącz­ki na cele spo­łecz­ne, choć­by na fun­dusz wol­no­my­śli­ciel­skiej „My­śli Nie­pod­le­głej”.

So­cja­li­ści wol­no­my­śli­cie­le w ten spo­sób chcie­li pod­kre­ślić, iż ce­re­mo­nia za­ślu­bin ma dla nich je­dy­nie zna­cze­nie for­mal­ne, jest czyn­no­ścią po­zba­wio­ną ja­kich­kol­wiek tre­ści re­li­gij­nych. Trak­to­wa­li ją nie ina­czej niż wi­zy­tę w skle­pie, na tar­gu czy w pod­rzęd­nym biu­rze. „Sym­bo­li­ka ko­ściel­na była nam zu­peł­nie obca. Mie­li­śmy tyl­ko wspól­ne me­try­ki i na tym ab­so­lut­nie ko­niec” ⁵³. Dla­te­go na du­chow­nych udzie­la­ją­cych ślu­bu pa­trzy­li co naj­wy­żej jako na urzęd­ni­ków — i to nie naj­lep­szych — a nie apo­sto­łów re­li­gii Chry­stu­sa. Samą ce­re­mo­nię ko­ściel­ną wi­dzie­li jako przy­kry dla sie­bie obo­wią­zek, nie po­tra­fi­li, a może i nie chcie­li ukry­wać wo­bec niej swo­jej nie­chę­ci. Chcie­li wy­zwo­le­nia ludz­kiej in­dy­wi­du­al­no­ści od wszel­kie­go ro­dza­ju pęt. Ta­kie za­cho­wa­nia były jed­no­cze­śnie do­wo­dem, iż na po­cząt­ku lat osiem­dzie­sią­tych w za­bo­rze ro­syj­skim do­ko­ny­wa­ła się, choć sła­bo z ze­wnątrz za­uwa­żal­na, gdyż ma­sko­wa­na przez oby­cza­je bądź przez prze­pi­sy sta­nu cy­wil­ne­go, de­chry­stia­ni­za­cja czę­ści pol­skiej, ra­dy­kal­nej in­te­li­gen­cji.

Po­czy­na­jąc od lat dzie­więć­dzie­sią­tych, so­cja­li­ści stop­nio­wo co­raz rza­dziej zdo­by­wa­li się na ta­kie de­mon­stra­cyj­ne ce­re­mo­nie ślub­ne, któ­ry­mi zra­ża­li so­bie oto­cze­nie. Prag­ma­tyzm i więk­sza doj­rza­łość bra­ły górę, co nie zna­czy, by ich po­glą­dy na te­mat ko­ściel­nych ślu­bów ule­gły zmia­nie.

W Ga­li­cji wśród tam­tej­szych so­cjal­de­mo­kra­tów pro­blem ślu­bów cy­wil­nych czę­ściej roz­pa­try­wa­ny był niż w za­bo­rze ro­syj­skim, ze wzglę­du na ko­rzyst­niej­szą sy­tu­ację po­li­tycz­ną i więk­sze szan­se po­wo­dze­nia. Jed­nak­że au­striac­kie pra­wo ro­dzin­ne, choć re­for­mo­wa­ne, cią­gle da­le­kie było od po­stu­la­tów PPSD. Okre­śla­ło je usta­wo­daw­stwo z lat 1868, 1870, 1874 oraz orze­cze­nia Try­bu­na­łu Ad­mi­ni­stra­cyj­ne­go, ale do koń­ca ist­nie­nia pań­stwa au­stro-wę­gier­skie­go nie były one zbyt ja­sne i nie za­wsze ła­twe do roz­wi­kła­nia, bo­wiem już sys­tem pra­wa mał­żeń­skie­go był we­wnętrz­nie sprzecz­ny w ko­dek­sie ⁵⁴.

Ślu­by cy­wil­ne mo­gli za­wie­rać je­dy­nie bez­wy­zna­nio­wi, tj. we­dług ter­mi­no­lo­gii au­striac­kiej nie na­le­żą­cy do żad­ne­go praw­nie ure­gu­lo­wa­ne­go wy­zna­nia ⁵⁵. Do­pusz­czal­ne były rów­nież przy wy­jąt­ko­wej róż­ni­cy wy­znań u no­wo­żeń­ców oraz w sy­tu­acji, gdy du­chow­ny da­ne­go wy­zna­nia od­ma­wiał udzie­le­nia go z przy­czyn nie prze­wi­dzia­nych przez pra­wo cy­wil­ne (tzw. mał­żeń­stwa cy­wil­ne z ko­niecz­no­ści). Du­chow­ny mu­siał wów­czas zło­żyć oświad­cze­nie, iż od­ma­wia ogło­sze­nia za­po­wie­dzi i nie udzie­li ślu­bu w ko­ście­le. Zyg­munt Żu­ław­ski wspo­mi­nał, iż urzęd­nik ma­gi­strac­ki za­żą­dał od nie­go, „bym przed­ło­żył na pi­śmie, że mój pro­boszcz od­ma­wia mi udzie­le­nia ślu­bu ko­ściel­ne­go” ⁵⁶. W po­zo­sta­łych przy­pad­kach lu­dzie byli obo­wią­za­ni do ślu­bów ko­ściel­nych, bo­wiem pań­stwo przy­ję­ło usta­wę ko­ściel­ną, a księ­gi ustaw cy­wil­nych wzię­te zo­sta­ły z ksiąg ka­to­lic­kich.

W tej sy­tu­acji ce­lem wal­ki PPSD, po­dob­nie jak i ca­łej au­striac­kiej so­cjal­de­mo­kra­cji, była dal­sza la­icy­za­cja pra­wa, ogra­ni­cze­nie usta­wo­daw­stwa ko­ściel­ne­go, wpro­wa­dze­nie obo­wiąz­ko­wych ślu­bów cy­wil­nych ⁵⁷. PPSD wi­dzia­ła to jako cząst­kę wiel­kiej ba­ta­lii o za­sad­ni­czą de­mo­kra­cję pań­stwa au­striac­kie­go i o dal­szy roz­wój swo­bód i wol­no­ści po­li­tycz­nych. Naj­bar­dziej zde­cy­do­wa­ne kro­ki pod­ję­ła w la­tach 1909–1911, ale bez więk­szych suk­ce­sów.

So­cja­li­ści Ga­li­cji i Ślą­ska po­pu­la­ry­zo­wa­li też na ła­mach pra­sy i bro­szur oraz pod­czas wie­ców pu­blicz­nych moż­li­wo­ści, ja­kie już w tym mo­men­cie stwa­rza­ło usta­wo­daw­stwo cy­wil­ne au­striac­kie, in­for­mo­wa­li o spo­so­bach uzy­ska­nia de­kla­ra­cji bez­wy­zna­nio­wo­ści oraz za­war­cia ślu­bu cy­wil­ne­go za­miast ko­ściel­ne­go. Pod­kre­śla­li, że ślub przed urzęd­ni­kiem kosz­tu­je tyl­ko 2 ko­ro­ny i co istot­ne, „czy­ni mał­żeń­stwo waż­nym”, „ma taką samą do­nio­słość jak dany w ko­ście­le lub boż­ni­cy” ⁵⁸. Ale PPSD wzo­rem choć­by so­cjal­de­mo­kra­tów skan­dy­naw­skich nie po­twier­dzi­ła, aby je­dy­nie mał­żeń­stwa za­war­te w urzę­dzie cy­wil­nym mo­gły być uwa­ża­ne za le­gal­ne ⁵⁹.

Lecz po­mi­mo pod­no­sze­nia przez PPSD ar­gu­men­tów, z jed­nej stro­ny prag­ma­tycz­nych (ła­twość zmia­ny wy­zna­nia), z dru­giej ma­te­rial­nych (oszczęd­ność — bo ta­niej!), licz­ba tych, któ­rzy de­cy­do­wa­li się uzy­skać sta­tus wol­no­my­śli­cie­la, a tym sa­mym pra­wo ślu­bu cy­wil­ne­go, wzra­sta­ła bar­dzo wol­no. Da­lej zde­cy­do­wa­na więk­szość so­cjal­de­mo­kra­tów ga­li­cyj­skich za­wie­ra­ła ślu­by w obiek­tach kul­tu. Wśród nich znaj­do­wał się przy­wód­ca PPSD Igna­cy Da­szyń­ski. Na wieść o jego ślu­bie ko­ściel­nym roz­pusz­czo­no na­wet po­gło­skę, iż po­go­dził się z Ko­ścio­łem ka­to­lic­kim ⁶⁰. W ko­ścio­łach bra­li rów­nież ślu­by ci człon­ko­wie par­tii re­wo­lu­cyj­nych, któ­rzy przy­by­li do Ga­li­cji z za­bo­ru ro­syj­skie­go.

Zda­rza­ło się, iż so­cja­li­ści wol­no­my­śli­cie­le, za­rów­no z Kró­le­stwa i Li­twy, jak i z Ga­li­cji, bę­dą­cy je­dy­nie for­mal­nie na ło­nie Ko­ścio­ła, pod­kre­śla­li czy to wo­bec ka­pła­nów, czy zna­jo­mych (po­dob­nie jak ich star­si ko­le­dzy w la­tach sie­dem­dzie­sią­tych i osiem­dzie­sią­tych w za­bo­rze ro­syj­skim), iż ślub ko­ściel­ny dla nich nie jest żad­nym ak­tem re­li­gij­nym. Tak po­stą­pi­li m.in.: Fe­liks Dzier­żyń­ski bio­rą­cy ślub z Zo­fią Musz­kat czy Zyg­munt Żu­ław­ski z Zo­fią Rich­ter. Ten dru­gi w roz­mo­wie z księ­dzem oznaj­mił, iż „przy­sze­dłem do ko­ścio­ła, ale nie by pro­sić o po­słu­gę re­li­gij­ną, lecz je­dy­nie o czy­sto świec­ką for­mal­ność wy­gło­sze­nia mi za­po­wie­dzi” ⁶¹.

Jesz­cze ina­czej przed­sta­wia­ła się sy­tu­acja w za­bo­rze pru­skim. Mia­no­wi­cie usta­wą z roku 1875 wpro­wa­dzo­no tu­taj ślu­by cy­wil­ne w urzę­dach pań­stwo­wych. Po­prze­dza­ły je za­po­wie­dzi, któ­re po­dob­nie jak w ko­ście­le przez czter­na­ście dni mia­ły wi­sieć na ta­bli­cy ogło­szeń. Za­war­cie mał­żeń­stwa i jego roz­wią­za­nie były ak­ta­mi cy­wil­ny­mi do­ko­ny­wa­ny­mi przed urzęd­ni­ka­mi sta­nu cy­wil­ne­go lub są­dem pań­stwo­wym. Na­to­miast ślu­by ko­ściel­ne mia­ły obec­nie cha­rak­ter pry­wat­ny, nie były czyn­no­ścią obo­wiąz­ko­wą w świe­tle ist­nie­ją­ce­go pra­wa. Pra­wo ka­ra­ło tych du­chow­nych, któ­rzy udzie­li­li­by ślu­bu w ko­ście­le przed cy­wil­nym.

Tam­tej­sza PPSD jed­nak­że bar­dzo ostroż­nie po­pu­la­ry­zo­wa­ła ślu­by cy­wil­ne. Na­wet te nie­licz­ne pró­by uświa­da­mia­nia ro­bot­ni­kom, chło­pom, rze­mieśl­ni­kom ko­rzy­ści z nich pły­ną­cych i w ogó­le z usta­wo­daw­stwa cy­wil­ne­go — na­po­ty­ka­ły bo­wiem na ich opór. W li­stach do re­dak­cji „Ga­ze­ty Ro­bot­ni­czej” ro­bot­ni­cy pro­te­sto­wa­li prze­ciw­ko „ob­ni­że­niu wagi” ślu­bów ko­ściel­nych, twier­dząc, że są one co naj­mniej rów­nie waż­ne jak cy­wil­ne. Ko­re­spon­dent z Ko­chło­wic na Ślą­sku ra­dził „Ga­ze­cie Ro­bot­ni­czej”: „nie do­zwa­lać bur­mi­strzo­wać w na­szej re­dak­cji nie­do­wiar­kom, jacy się cza­sem po­ja­wia­ją”; inny ro­bot­nik stwier­dził ostro, że ślub ko­ściel­ny jest sa­kra­men­tem i po­mniej­sze­nie jego zna­cze­nia uwa­ża za ubli­ża­nie re­li­gii ⁶². Po­mi­mo ta­kich gło­sów re­dak­cja da­lej zwra­ca­ła uwa­gę czy­tel­ni­ków na pro­blem ślu­bów cy­wil­nych, choć co­raz czę­ściej czy­ni­ła to jak­by dro­gą po­śred­nią, przed­sta­wia­jąc spo­sób, w jaki ten pro­blem zna­lazł roz­wią­za­nie w in­nych kra­jach eu­ro­pej­skich. Ta me­to­da wy­da­wa­ła się bez­piecz­niej­sza i sku­tecz­niej­sza.

W su­mie, miej­sce, ja­kie so­cja­li­ści za­bo­ru pru­skie­go po­świę­ca­li temu za­gad­nie­niu, nie było zbyt roz­le­głe. Spo­wo­do­wa­ne to zo­sta­ło na­wet nie tyle opo­ra­mi ro­bot­ni­ków — co fak­tem, iż w Niem­czech (i w za­bo­rze pru­skim) ślu­by świec­kie były obo­wiąz­ko­we. Dla­te­go każ­dy — bez za­chę­ty ze stro­ny PPSzp — mu­siał tra­fić do urzę­du sta­nu cy­wil­ne­go.

W prze­ko­na­niu ro­bot­ni­ków i rze­mieśl­ni­ków za­bo­ru pru­skie­go, usta­wy wy­da­ne w la­tach Kul­tur­kamp­fu, nie­za­leż­nie od ich wagi i war­to­ści, były wy­mie­rzo­ne w pol­skość i re­li­gię ka­to­lic­ką. Stąd m.in. bra­ła się ich nie­uf­ność wo­bec praw i ob­rzę­dów la­ic­kich wów­czas wpro­wa­dzo­nych. Na­po­my­ka­nie przez PPSzp o za­le­tach ślu­bów cy­wil­nych od­bie­ra­li jako świa­dec­two wal­ki z ce­re­mo­nia­mi ko­ściel­ny­mi.

Z tego po­wo­du w za­bo­rze pru­skim po­mi­mo moż­li­wo­ści, ja­kie stwa­rza­ło usta­wo­daw­stwo, nie­wie­lu było so­cja­li­stów, któ­rzy by re­zy­gno­wa­li ze ślu­bu ko­ściel­ne­go za­do­wa­la­jąc się je­dy­nie świec­kim. Wzgląd na opi­nię pu­blicz­ną, kon­we­nans, ro­dzi­nę nie był tu bez zna­cze­nia. Nie­ma­łą w tym rolę ode­gra­ły tak­że ko­bie­ty, żony so­cja­li­stów, któ­re nie wy­obra­ża­ły so­bie mał­żeń­stwa bez ślu­bu ko­ściel­ne­go. Uwa­ża­ły, „że jeno ślub ko­ściel­ny żo­nie za­szczyt przy­no­si i pra­wo daje” ⁶³.

Po­glą­dy na ten te­mat ro­bot­ni­ków so­cja­li­stów nie­miec­kich, miesz­kań­ców Po­mo­rza i Wiel­ko­pol­ski, Ślą­ska, West­fa­lii czy Ber­li­na były czę­sto­kroć od­mien­ne. Istot­ny wpływ na to mia­ła SPD, któ­ra za po­śred­nic­twem wła­snych środ­ków prze­ka­zu wy­ja­śnia­ła i prze­ko­ny­wa­ła, iż świa­do­mym ro­bot­ni­kom so­cja­li­stom cał­ko­wi­cie wy­star­czy udział w ce­re­mo­nii cy­wil­nej. Tym sa­mym mogą zre­zy­gno­wać z ko­ściel­nej. Na­to­miast so­cjal­de­mo­kra­cja nie­miec­ka nie przy­wią­zy­wa­ła więk­szej wagi do pro­pa­go­wa­nia cy­wil­nych ce­re­mo­nii — świąt pu­blicz­nych, la­ic­kich i so­cja­li­stycz­nych. Sta­ło się to ra­czej „spe­cjal­no­ścią” so­cja­li­stów fran­cu­skich, choć i oni — aż do mo­men­tu za­koń­cze­nia I woj­ny świa­to­wej — nie od­no­to­wa­li szcze­gól­nych suk­ce­sów w two­rze­niu i pro­pa­go­wa­niu ślu­bów-świąt ⁶⁴. Moż­na na­wet mó­wić o pew­nym or­ga­ni­za­cyj­nym i kon­cep­cyj­nym nie­po­wo­dze­niu.

Kie­dy opa­dła fala eu­fo­rii po wpro­wa­dze­niu przez nie­któ­re rzą­dy ślu­bów cy­wil­nych, so­cja­li­ści za­chod­nio­eu­ro­pej­scy za­czę­li w nich wi­dzieć co­raz wię­cej sła­bych stron. Prze­sta­ły speł­niać ich ocze­ki­wa­nia. Do­strze­gli w nich nie­mo­ral­ny kon­trakt. Akt kup­na–sprze­da­ży. „Bez mał­żeń­stwa — pi­sa­li — nie ma prze­ka­zy­wa­nia dzie­dzic­twa for­tu­ny mię­dzy rę­ka­mi tej sa­mej ro­dzi­ny” ⁶⁵. W świec­kich ślu­bach przede wszyst­kim za­uwa­ża­li „bla­gę, oszu­stwo” i pie­nią­dze. Prze­to na mi­łość i su­we­ren­ność obu stron sta­no­wią­cych parę mał­żeń­ską nie było miej­sca. Twier­dzi­li na­wet w spo­sób ob­ra­zo­wy, iż jest to „za­le­ga­li­zo­wa­na pro­sty­tu­cja” ⁶⁶.

Fran­cu­scy czy bel­gij­scy so­cja­li­ści, zwal­cza­jąc nie­na­wist­ny im świat miesz­czań­ski, jego wzo­ry po­staw, za­cho­wań, war­to­ści, mu­sie­li pod­dać kry­ty­ce to, co było w pew­nym sen­sie sym­bo­lem miesz­czań­skie­go try­bu ży­cia: mał­żeń­stwo ⁶⁷. Czas mał­żeństw świec­kich i miesz­czań­skich miał się za­koń­czyć wraz z upad­kiem do­tych­cza­so­wych państw. W so­cja­li­zmie — twier­dzo­no — mał­żeń­stwa będą opar­te na zu­peł­nie in­nych, spra­wie­dli­wych za­sa­dach. To nam — w du­żym stop­niu — wy­ja­śnia po­wo­dy, dla któ­rych so­cja­li­ści Fran­cji, Bel­gii czy Nie­miec nie chcie­li an­ga­żo­wać się tak bez resz­ty w pro­pa­go­wa­nie uro­czy­stych ślu­bów — świąt la­ic­kich. Prze­to w sto­wa­rzy­sze­niach zaj­mu­ją­cych się upo­wszech­nia­niem tych ce­re­mo­nii, choć w nich obec­ni, nie sta­no­wi­li gru­py wio­dą­cej. Nie­któ­rzy z so­cja­li­stów po­wia­da­li, że for­ma ślu­bu świec­kie­go szcze­gól­nie ich nie in­te­re­su­je, gdyż jest tyl­ko for­mą i do tego mało ory­gi­nal­ną ⁶⁸. O ma­łej po­pu­lar­no­ści tych la­ic­kich świąt w śro­do­wi­skach so­cja­li­stycz­nych za­de­cy­do­wa­ła tak­że po­sta­wa ko­biet. W nie­któ­rych ko­łach ra­dy­kal­nych, zwłasz­cza anar­chi­zu­ją­cych so­cja­li­stów i anar­chi­stów, po­sta­wy ko­biet sta­ły się przed­mio­tem cią­głej kry­ty­ki. Pi­sa­no, iż mają „gło­wy na­są­czo­ne prze­sta­rza­ły­mi prze­są­da­mi”, czy „za­wra­ca­ją so­bie gło­wy głu­pi­mi za­bo­bo­na­mi” ⁶⁹. Dla­te­go przed ro­kiem 1918 we Fran­cji, Bel­gii czy Niem­czech cią­gle znaj­do­wa­no się jesz­cze na eta­pie po­szu­ki­wań i eks­pe­ry­men­tów.

W no­wych, acz­kol­wiek nie­licz­nych pro­po­zy­cjach ślu­bów — świąt la­ic­kich moż­na się do­szu­kać spo­ro ele­men­tów wspól­nych. Naj­waż­niej­sze było to, iż wszyst­kie — nie­za­leż­nie czy je prak­ty­ko­wa­no w Lip­sku, Pa­ry­żu, Ham­bur­gu czy Bruk­se­li — trak­to­wa­no jak praw­dzi­we wi­do­wi­ska, w któ­rych li­czył się ko­lor, dźwięk, me­lo­dia, at­mos­fe­ra. Na­zy­wa­no je w prze­no­śni i do­słow­nie „czer­wo­ny­mi mał­żeń­stwa­mi”. Czer­wień — ko­lor so­cja­li­stów, ale i wol­nej my­śli — była bo­wiem wszech­obec­na. Pan­ny mło­de były ubra­ne w czer­wo­ne su­kien­ki (bia­ły ko­lor to świa­dec­two pru­de­rii miesz­czań­skiej!), z ta­kie­goż ko­lo­ru ko­kar­da­mi oraz ko­ro­na­mi na gło­wie. Pan mło­dy w ja­snym ubra­niu (gar­ni­tu­rze, fra­ku) z czer­wo­ną ko­kar­dą. Uczest­ni­cy uro­czy­sto­ści mie­li wpię­te kwia­ty dzi­kiej czer­wo­nej róży.

Nie­kie­dy jed­nak za­miast or­ga­ni­zo­wa­nia ta­kich wi­do­wisk ogra­ni­cza­no się do wy­wie­sza­nia w urzę­dach pań­stwo­wych, sa­lach ślu­bów, czer­wo­nych flag oraz od­śpie­wa­nia przez uczest­ni­ków (lub wy­słu­cha­nia) Mar­sy­lian­ki bądź Mię­dzy­na­ro­dów­ki. Po za­koń­cze­niu ślu­bu roz­po­czy­na­ły się — jak zwy­kle w po­dob­nych oko­licz­no­ściach — prze­mó­wie­nia.

Pol­scy so­cja­li­ści nie tyl­ko nie pro­pa­go­wa­li no­wych uro­czy­stych, świec­kich ce­re­mo­nii ślub­nych, ale na­wet nie wspo­mi­na­li o ak­tu­al­nie prak­ty­ko­wa­nych w kra­jach Eu­ro­py Za­chod­niej. Nie zna­czy to jed­nak, iż pol­ska ra­dy­kal­na in­te­li­gen­cja, krę­gi so­cja­li­stycz­ne, zu­peł­nie nie były zo­rien­to­wa­ne w ska­li oraz w cha­rak­te­rze prób po­dej­mo­wa­nych przez in­nych i gdzie in­dziej. Już od lat sie­dem­dzie­sią­tych do śro­do­wisk pol­skiej in­te­li­gen­cji do­cie­ra­ją bo­wiem róż­ne ory­gi­nal­ne pro­po­zy­cje ob­rzę­dów ślub­nych i no­we­go mał­żeń­stwa, pro­pa­go­wa­ne naj­pierw przez ro­syj­skich na­rod­ni­ków, póź­niej przez anar­chi­stów za­chod­nich, rów­nież pol­skich. „Wy­ka­zuj­my całą hi­po­kry­zję na­szych cno­tli­wych ro­dzin pa­triar­chal­nych — pi­sał Jó­zef Zie­liń­ski — a gło­śmy pra­wo do mi­ło­ści wol­nej, nie uświę­co­nej przez kle­chę lub urzęd­ni­ka cy­wil­ne­go. Opusz­czaj­my ro­dzi­ców, gdy ci chcą stać na stra­ży spróch­nia­łej tra­dy­cji” ⁷⁰.

Po­dob­nie i krę­gi pol­skich wol­no­my­śli­cie­li chcia­ły po­dą­żyć w zu­peł­nie no­wym kie­run­ku, my­śla­ły o wyj­ściu poza do­tych­cza­so­we do­świad­cze­nia i prak­ty­ki lu­dzi. Zda­niem „My­śli Nie­pod­le­głej” „gmi­na wol­na stwa­rza so­bie for­my nowe, wła­sne, nie za­po­ży­cza ich zni­kąd…, my je­ste­śmy na­tu­ra­li­sta­mi, na­tu­ral­ny­mi… będą na­sze po­grze­by, ślu­by itd.” ⁷¹ Po­my­sły te i pro­po­zy­cje nie mo­gły wy­wo­łać en­tu­zja­zmu pol­skich so­cja­li­stów, zwłasz­cza że ka­to­lic­ka opi­nia pu­blicz­na przy­pi­sy­wa­ła już im i tak roz­licz­ne grze­chy.

W Pol­sce czymś no­wym i ory­gi­nal­nym, acz­kol­wiek prak­ty­ko­wa­nym nie tyl­ko przez so­cja­li­stów, choć przez nich przede wszyst­kim, były tzw. bia­łe mał­żeń­stwa. By­naj­mniej nie są one świa­dec­twem owoc­nych po­szu­ki­wań naj­sto­sow­niej­szej for­mu­ły dla ce­re­mo­nii ślub­nej. Za­wie­ra­no je bo­wiem w celu m.in. otrzy­ma­nia przez jed­ną ze stron kon­trak­tu oby­wa­tel­stwa czy to pru­skie­go, czy to au­striac­kie­go, a tym sa­mym zdo­by­cia pra­wa do swo­bod­nej dzia­łal­no­ści. Ich ce­lem było tak­że unie­za­leż­nie­nie się dziew­cząt od ro­dzi­ców (stu­dia, dzia­łal­ność spo­łecz­na). Mał­żon­ko­wie mie­li uwa­żać te związ­ki je­dy­nie jako for­mal­ne. By­wa­ło jed­nak ina­czej, gdy wbrew umo­wie mę­żo­wie za­pra­gnę­li je wi­dzieć jako rze­czy­wi­ste. Wów­czas to mał­żon­ki oskar­ża­ły o nad­uży­wa­nie praw „bia­łe­go męża”.

W szcze­gól­nie dra­ma­tycz­nych sy­tu­acjach, ma­ją­cych po­smak skan­da­lu, kon­flik­ty roz­strzy­ga­ły sądy par­tyj­ne. W ko­lo­niach pol­skich so­cja­li­stów za gra­ni­cą zda­rza­ło się, iż sądy były w ob­sa­dzie mię­dzy­na­ro­do­wej. Naj­czę­ściej wów­czas są­dzi­li re­wo­lu­cjo­ni­ści ro­syj­scy, rza­dziej so­cja­li­ści fran­cu­scy, nie­miec­cy, szwaj­car­scy. Przed wy­słu­cha­niem stron sę­dzio­wie mo­gli od nich za­żą­dać zo­bo­wią­za­nia, iż pod­po­rząd­ku­ją się de­cy­zji pod­ję­tej przez skład, nie­za­leż­nie od jej brzmie­nia. Żą­da­no też przy­rze­czeń, że stro­ny nie będą szu­kać in­nych spo­so­bów za­dość­uczy­nie­nia. Ucie­ka­nie się do orze­czeń in­sty­tu­cji roz­jem­czych w kwe­stiach tak oso­bi­stych mo­gło ro­dzić u uczest­ni­ków wy­da­rzeń róż­ne wąt­pli­wo­ści.

Ma­ria Jan­kow­ska-Men­del­so­no­wa, dzia­łacz­ka Pro­le­ta­ria­tu, po­sta­wi­ła py­ta­nie: „Czyż obcy lu­dzie są w sta­nie in­ter­we­nio­wać w tak bar­dzo oso­bi­ste i in­tym­ne spra­wy dwoj­ga fik­cyj­nych czy rze­czy­wi­stych mał­żon­ków?” ⁷²

Jesz­cze częst­sze, zwłasz­cza w za­bo­rze ro­syj­skim, były „bia­łe na­rze­czeń­stwa”. W związ­ku z pro­ce­sa­mi re­wo­lu­cyj­ny­mi, wspól­nym wię­zie­niem, zsył­ką sy­be­ryj­ską sta­ły się zja­wi­skiem nor­mal­nym, wręcz zwy­cza­jem.

Dzia­łal­ność pol­skich so­cja­li­stów na rzecz ślu­bów cy­wil­nych czy sze­rzej na rzecz usta­wo­daw­stwa la­ic­kie­go, opi­nia ka­to­lic­ka, du­cho­wień­stwo, w tym bi­sku­pi, pra­sa chrze­ści­jań­ska — de­mo­kra­tycz­na, na­ro­do­wa, przy­ję­ły zde­cy­do­wa­nie wro­go. W pro­po­zy­cji so­cja­li­stów wi­dzia­no nie­bez­pie­czeń­stwo da­le­ko idą­cych zmian, zmian re­wo­lu­cyj­nych w za­kre­sie do­tych­cza­so­wych za­sad re­li­gij­nych i mo­ral­nych, na ja­kich wspie­ra­ło się mał­żeń­stwo. Dla­te­go tak zde­cy­do­wa­nie się jej prze­ciw­sta­wia­no.

Pi­sa­no i mó­wio­no, iż so­cja­li­ści „chcą znieść mał­żeń­stwa i ro­dzi­nę”, „chcą znieść 6 przy­ka­za­nie gło­so­wa­niem za roz­wo­da­mi”. Ostrze­ga­no lu­dzi przed nie­bez­pie­czeń­stwem roz­pa­du ro­dzin, li­kwi­da­cją sa­kra­men­tu mał­żeń­stwa, zwy­cię­stwem wol­nej mi­ło­ści, gdy tyl­ko za­czną słu­chać so­cja­li­stów. Pierw­szym za­mia­rem so­cja­li­stów jest ska­so­wa­nie nie­ro­ze­rwal­no­ści mał­żeństw po­przez wpro­wa­dze­nie „lada ja­kich ślu­bów cy­wil­nych, li­kwi­da­cję ślu­bów ko­ściel­nych — da­lej wol­nej mi­ło­ści” — pi­sa­no. W ogó­le, pod­kre­śla­no, wol­na mi­łość to ulu­bio­ne ha­sło so­cja­li­stów. Jej zwy­cię­stwo do­pro­wa­dzi do gwał­tow­ne­go ob­ni­że­nia po­wa­gi mał­żeń­stwa, uła­twi kon­tak­ty mię­dzy przed­sta­wi­cie­la­mi obu płci, znie­sie ba­rie­ry przy­zwo­ito­ści i mo­ral­no­ści. „Oto do­cze­ka­li­śmy się dnia — mó­wił je­den z du­chow­nych — w któ­rym bę­dzie naj­wię­cej uści­sków i po­ca­łun­ków na świe­cie, a pierw­sza lep­sza Kaś­ka czy Ma­ryś­ka sprze­da swe­go męża za kie­li­szek wód­ki”.

W so­cja­li­zmie mia­ło na­stą­pić po­mie­sza­nie się ras i wy­znań. Ostrze­ga­no przed nie­bez­pie­czeń­stwem mał­żeństw ży­dow­sko-chrze­ści­jań­skich, ja­kie nie­zwłocz­nie na­sta­ną po zwy­cię­stwie „pej­sa­tych sy­nów Izra­ela”. Jak moż­na wno­sić po czę­sto­tli­wo­ści uży­wa­nia tego ar­gu­men­tu, do­brze on „pa­so­wał” do upo­wszech­nia­ją­ce­go się an­ty­se­mi­ty­zmu pol­skie­go ludu, ro­bot­ni­ków, chło­pów, jed­no­cze­śnie przy­czy­niał się do jego nie­wąt­pli­we­go roz­sze­rze­nia i „wzbo­ga­ce­nia”.

Przy­szłe mał­żeń­stwa mia­ły być nie­trwa­łe, za­wie­ra­ne na krót­ko, „na trzy lata lub na trzy mie­sią­ce”. Wy­obra­ża­no so­bie, iż będą luź­ne od stro­ny for­mal­no-praw­nej, tym sa­mym nie­sta­bil­ne. „Mę­żo­wie — pro­ro­ko­wa­no — w każ­dej chwi­li mogą od was ko­bie­ty odejść, kie­dy im się po­do­ba” ⁷³. Odej­ście męż­czy­zny, głów­ne­go, a na­wet czę­sto je­dy­ne­go ży­wi­cie­la ro­dzi­ny, któ­ry poza tym da­wał opar­cie i bez­pie­czeń­stwo, by­ło­by dla ko­biet, zwłasz­cza obar­czo­nych więk­szą ilo­ścią dzie­ci — tra­gicz­ne. Po­pie­ra­nie so­cja­li­zmu ozna­cza­ło­by za­tem dzia­ła­nie na wła­sną zgu­bę, swo­ją i wła­snych dzie­ci. Od­wo­ły­wa­nie się do ma­te­rial­nej sy­tu­acji ko­biet z pro­le­ta­ria­tu na­le­ża­ło do że­la­zne­go ka­no­nu za­bie­gów pu­bli­cy­sty­ki ko­ściel­nej i chrze­ści­jań­sko-spo­łecz­nej.

Roz­wa­ża­jąc pro­blem mał­żeństw nie stro­nio­no od sfor­mu­ło­wań do­sad­nych i jędr­nych. Pew­ne wy­obra­że­nia mo­gły na­wet ra­zić ru­basz­no­ścią i nie­przy­zwo­ito­ścią, zwłasz­cza te, któ­re sta­wia­ły znak rów­no­ści mię­dzy ży­ciem zwie­rząt a ży­ciem mał­żon­ków w przy­szło­ści. Za­po­wia­da­no, iż w so­cja­li­zmie „ko­bie­ta z męż­czy­zną ma żyć jak psy” lub że so­cja­li­ści „chcą mał­żeń­stwa po­mie­szać, żeby się lu­dzie go­ni­li jak psy w mar­cu”.

Pod­kre­śla­no tak­że, iż w przy­szłym spo­łe­czeń­stwie zgod­nie z ide­ała­mi ko­lek­ty­wi­stycz­ny­mi żony będą wspól­ne (na­to­miast nie wspo­mi­na­no o wspól­nych mał­żon­kach!). Męż­czyź­ni zda­ją się w sy­tu­acji uprzy­wi­le­jo­wa­nej, co im po­zwo­li na czę­ste zmia­ny part­ne­rek: „ni­hi­li­ści — pi­sa­no — w swo­ich ga­ze­tach po­pie­ra­ją nie­rząd i cu­dzo­łó­stwo” ⁷⁴. Inni twier­dzi­li, iż we wspól­no­cie re­wo­lu­cjo­ni­ści będą mo­gli żyć jed­no­cze­śnie wraz z kil­ko­ma ko­bie­ta­mi. Pi­sa­li, że „so­cja­li­ści chcą mieć po kil­ka żon, jak­by z jed­ną mało było kło­po­tów”. Bi­ga­mia za­tem by­ła­by do­pusz­czal­na.

Py­ta­nia, czy so­cja­li­ści będą żyć w ko­mu­nie z jed­ną czy kil­ko­ma żo­na­mi, czy będą żyć z nimi kró­cej czy dłu­żej? — z per­spek­ty­wy mał­żeń­stwa i ro­dzi­ny chrze­ści­jań­skiej mia­ły zna­cze­nie dru­go­rzęd­ne, gdyż w każ­dym wy­pad­ku ozna­cza­ło­by to zła­ma­nie za­sa­dy nie­ro­ze­rwal­no­ści i in­te­gral­no­ści mał­żeń­stwa. Pra­wo ko­ściel­ne nie prze­wi­dy­wa­ło bo­wiem ani roz­wo­dów, ani wie­lo­ści żon, ani wspól­not mał­żeń­skich.

W wy­pad­ku doj­ścia do wła­dzy so­cja­li­stów smut­ny miał być też los dzie­ci. Po­zba­wio­ne by zo­sta­ły opie­ki ma­cie­rzyń­skiej i oj­cow­skiej. Bi­skup ku­jaw­sko-ka­li­ski Sta­ni­sław Zdzi­to­wiec­ki pi­sał, że w ustro­ju so­cja­li­stycz­nym „od­bie­ra­no by dzie­ci mat­kom, jak tyl­ko na­uczą się cho­dzić, a od­da­wa­no by je do za­kła­dów rzą­do­wych, ochro­nek rzą­do­wych” ⁷⁵. Inni los dzie­ci wi­dzie­li w jesz­cze ciem­niej­szych bar­wach. Mia­no­wi­cie po uro­dze­niu od­bie­ra­no by je mat­kom, nu­me­ro­wa­no i prze­zna­cza­no do wspól­ne­go wy­cho­wa­nia ⁷⁶. We wspól­no­cie mia­ła funk­cjo­no­wać in­sty­tu­cja zbio­ro­wych ro­dzi­ców, wspól­nych oj­ców i wspól­nych ma­tek, któ­rzy dba­li­by o roz­wój umy­sło­wy i psy­chicz­ny dzie­ci. O tym nie tyl­ko mó­wio­no i pi­sa­no, ale to ilu­stro­wa­no za po­mo­cą pla­ka­tów wy­da­wa­nych zwłasz­cza z oka­zji wy­bo­rów par­la­men­tar­nych czy sa­mo­rzą­do­wych w Ga­li­cji i w za­bo­rze pru­skim. Przed­sta­wia­ły one nie tyl­ko ro­dzi­ny, dzie­ci, ale tak­że skle­py i ko­ścio­ły po zwy­cię­stwie so­cja­li­zmu ⁷⁷.

W mia­rę upły­wu cza­su zbio­ro­wych ro­dzi­ców mie­li za­stę­po­wać spe­cjal­nie do tego celu przy­go­to­wa­ni wy­cho­waw­cy. Du­chow­ni, dzien­ni­ka­rze, po­li­ty­cy ze stron­nictw nie­chęt­nych so­cja­li­stom twier­dzi­li, iż głów­nym ich za­da­niem by­ło­by nie­do­pusz­cze­nie do obu­dze­nia się w dzie­ciach wraż­li­wo­ści re­li­gij­nej. Czę­sto wła­śnie na ten mo­ment wska­zy­wa­no, może na­wet naj­czę­ściej. So­cja­li­ści — twier­dzo­no — „chcą wam dzie­ci wziąć i wy­cho­wać po swo­je­mu na po­gan i he­re­ty­ków. Dzie­ci so­cja­li­ści na­uczą, by nie wie­rzy­ły w Boga, aby we wszyst­kim słu­cha­ły so­cja­li­stycz­ne­go rzą­du, nie chcą po­zo­sta­wiać dzie­ci ro­dzi­com i dla­te­go tak­że, że boją się, aby ro­dzi­na nie na­uczy­ła ich o Bogu” ⁷⁸. Za­tem tro­ską wy­cho­waw­ców mia­ło być prze­ciw­dzia­ła­nie moż­li­wej de­for­ma­cji mło­dych umy­słów przez ak­cep­ta­cję „prze­są­dów” re­li­gij­nych, przez na­ukę pod­sta­wo­wych prawd wia­ry oj­ców i dzia­dów.

Spo­sób roz­wią­za­nia przez „ni­hi­li­stów” pro­ble­mu mał­żeństw i ro­dzi­ny w przy­szło­ści na­le­żał do dy­żur­nych te­ma­tów pu­bli­cy­sty­ki zwal­cza­ją­cej idee i par­tie so­cja­li­stycz­ne. Jak do­wo­dzi in­ten­syw­ność jego pre­zen­to­wa­nia, na­le­żał do naj­sku­tecz­niej­szych środ­ków w wal­ce po­li­tycz­nej. Ob­raz przy­szłe­go mał­żeń­stwa mu­siał ro­bić wra­że­nie, zwłasz­cza na ko­bie­tach. Dla­te­go to przede wszyst­kim do nich był ad­re­so­wa­ny. Świad­czy­ły o tym m.in. sta­le wy­ma­wia­ne sło­wa: „żony, ro­bot­ni­ce, stań­cie na stra­ży do­mo­we­go ogni­ska”, „nie daj­cie się ni­hi­li­stom” itp. „Przy oka­zji” pod­kre­śla­no, że pro­jekt mał­żeń­stwa w so­cja­li­zmie nie tyl­ko jest do­wo­dem ob­se­sji an­ty­re­li­gij­nej i an­ty­kle­ry­kal­nej jego wy­znaw­ców, ale tak­że mę­skie­go ego­izmu i próż­no­ści.

Efekt tych pro­pa­gan­do­wych za­bie­gów nie­jed­no­krot­nie by­wał taki, że ro­dzi­ny nie wy­ra­ża­ły zgo­dy na ślub swo­ich có­rek z so­cja­li­sta­mi, a męż­czyź­ni zry­wa­li na­wet za­rę­czy­ny z cór­ka­mi czy sio­stra­mi so­cja­li­stów. Gdy jed­nak, mimo wszyst­ko, do­cho­dzi­ło do mał­żeń­stwa, ro­dzi­ny zry­wa­ły kon­tak­ty to­wa­rzy­skie; przy spo­tka­niu na uli­cy nie od­po­wia­da­no na po­wi­ta­nia, nie uchy­la­no ka­pe­lu­sza, pró­bo­wa­no po­zba­wić so­cja­li­stów i so­cja­list­ki pra­wa do dzie­dzi­cze­nia ma­jąt­ku. Nie chce­my przez to po­wie­dzieć, iż ta­kie za­cho­wa­nia prze­wa­ża­ły, chce­my je­dy­nie stwier­dzić, iż mia­ły one miej­sce. Ska­li tego nie spo­sób, ze zro­zu­mia­łych wzglę­dów, usta­lić.

Pu­bli­cy­sty­ka ko­ściel­na, chrze­ści­jań­sko-spo­łecz­na, na­ro­do­wa, przed­sta­wia­ły wi­zję ro­dzi­ny, mał­żeń­stwa, dzie­ci w przy­szłym raju na zie­mi w taki spo­sób, aby so­cja­li­stom trud­no było z nią po­le­mi­zo­wać, a lu­dziom wie­rzą­cym jesz­cze trud­niej się z nią po­go­dzić. Eks­po­no­wa­no zwłasz­cza te wąt­ki, któ­re mia­ły naj­bar­dziej prze­ma­wiać do wy­obraź­ni czy­tel­ni­ka, do jego za­cho­waw­czej po­sta­wy. Mia­ły wy­wo­ły­wać strach i obu­rze­nie u jed­nych, oba­wę i nie­chęć — u dru­gich, a u wszyst­kich po­win­ny zro­dzić po­trze­bę od­gro­dze­nia się po­li­tycz­ne­go i to­wa­rzy­skie­go od so­cja­li­stów, przy­by­szów z in­nej ga­lak­ty­ki, ze świa­ta zła i sza­ta­na, py­chy i roz­pu­sty.

Co było źró­dłem ta­kich po­glą­dów? Skąd czer­pa­no in­for­ma­cje na te­mat so­cja­li­stycz­nej ro­dzi­ny, mał­żeń­stwa? W naj­mniej­szym stop­niu da­nych o tym do­star­cza­li pol­scy so­cja­li­ści. Z re­gu­ły ko­rzy­sta­no za­tem ze źró­deł za­chod­nio­eu­ro­pej­skich (pra­sy, prze­ka­zu ust­ne­go, ksią­żek i bro­szur) i na ich pod­sta­wie bu­do­wa­no so­bie ob­ra­zy, w szcze­gó­łach i de­ta­lach na­wet znacz­nie się róż­nią­ce, ale zbież­ne czy na­wet zgod­ne w spra­wach za­sad­ni­czych. Pra­ca du­chow­nych, pu­bli­cy­stów ko­ściel­nych, pra­sy na­ro­do­wej nie po­le­ga­ła je­dy­nie na wier­nym od­twa­rza­niu za­sły­sza­nych opi­nii, lecz tak­że na swo­istej dzia­łal­no­ści twór­czej. Mia­no­wi­cie do ob­ra­zów prze­nie­sio­nych z in­nych stron Eu­ro­py do­rzu­ca­li jesz­cze wła­sne prze­my­śle­nia i wy­obra­że­nia na te­mat mał­żeń­stwa so­cja­li­stycz­ne­go i ro­dzi­ny; do­ry­so­wy­wa­li nowe li­nie i ko­lo­ry, „wzbo­ga­ca­li”; czy­ni­li tak za­pew­ne w na­dziei, iż oka­że się to bar­dziej sku­tecz­ne w pro­pa­gan­dzie.

Stro­ny za­in­te­re­so­wa­ne nie­do­pusz­cza­niem do roz­wo­ju idei i par­tii ro­bot­ni­czych two­rzy­ły na uży­tek wal­ki i pro­pa­gan­dy po­li­tycz­nej ste­reo­typ so­cja­li­sty. Nie pod­le­gał on ra­cjo­na­li­za­cji i od po­cząt­ku żył wła­snym ży­ciem, któ­re­go waż­nym i sta­łym skład­ni­kiem był czar­ny wi­ze­ru­nek przy­szłe­go, re­wo­lu­cyj­ne­go mo­de­lu ro­dzi­ny i mał­żeń­stwa. To był istot­ny po­wód znie­kształ­ca­nia i de­for­mo­wa­nia rze­czy­wi­ste­go ob­ra­zu — ale nie je­dy­ny.

Jesz­cze inne waż­ne po­wo­dy o tym de­cy­do­wa­ły. Po pierw­sze — prze­ce­nia­no jed­nost­ko­we (kra­jo­we i za­gra­nicz­ne) przy­pad­ki i prze­no­szo­no in­dy­wi­du­al­ne, nie­jed­no­krot­nie skraj­ne, po­glą­dy da­ne­go so­cja­li­sty na te­mat mał­żeństw na cały, w tym i pol­ski, świat so­cja­li­stycz­ny. Po dru­gie, prze­no­szo­no sta­no­wi­sko so­cja­li­stów uro­dzo­nych i dzia­ła­ją­cych w in­nych re­gio­nach Eu­ro­py, na­wet anar­chi­stów, na pol­skich so­cja­li­stów. Skąd to uprosz­cze­nie? Pa­no­wa­ła opi­nia, że sko­ro re­wo­lu­cjo­ni­ści wszyst­kich państw i na­ro­dów na­le­żą do In­ter­na­cjo­na­łu, to ich po­glą­dy są toż­sa­me. Zna­czy­ło to, że za­cho­wa­nia i opi­nie so­cja­li­stów dzia­ła­ją­cych w nie­któ­rych re­gio­nach eu­ro­pej­skich są trak­to­wa­ne jako w peł­ni re­pre­zen­ta­tyw­ne tak­że dla so­cja­li­zmu pol­skie­go. W wy­star­cza­ją­cym stop­niu nie bra­no pod uwa­gę fak­tu, iż II Mię­dzy­na­ro­dów­ka od stro­ny for­mal­nej była in­sty­tu­cją po­zba­wio­ną moż­li­wo­ści wy­wie­ra­nia więk­sze­go wpły­wu na pro­gra­my i po­glą­dy człon­ków da­nej par­tii. Każ­da z nich bo­wiem po­sia­da­ła da­le­ko idą­cą au­to­no­mię, któ­rej cząst­kę prze­ka­zy­wa­ła swo­im człon­kom. To oni, in­dy­wi­du­al­nie, de­cy­do­wa­li o ślu­bach ko­ściel­nych czy cy­wil­nych.

Wer­tu­jąc wy­po­wie­dzi o cha­rak­te­rze pry­wat­nym, ko­re­spon­den­cję, spo­ty­ka­my ta­kich du­chow­nych, pu­bli­cy­stów, dzia­ła­czy par­tii o orien­ta­cji na­ro­do­wej, chrze­ści­jań­sko-spo­łecz­nej, któ­rzy z tego zda­wa­li so­bie do­sko­na­le spra­wę. Za­tem byli tacy, któ­rzy w wy­ra­cho­wa­ny spo­sób ma­ni­pu­lo­wa­li czy­tel­ni­kiem i słu­cha­czem, ka­żąc im wie­rzyć w to, w co sami nie wie­rzy­li. Ilu było ta­kich, jaki sta­no­wi­li pro­cent wszyst­kich wy­po­wia­da­ją­cych się na ten te­mat — ze zro­zu­mia­łych wzglę­dów trud­no do­ciec.

Spo­ty­ka­my jed­nak­że i ta­kich, któ­rzy w to wszyst­ko świę­cie wie­rzy­li — i to nie tyl­ko w mo­no­lit II Mię­dzy­na­ro­dów­ki. Mo­że­my to zro­zu­mieć, gdyż prze­ko­na­nia o bar­ba­rzyń­stwie so­cja­li­stów, o ich bez­boż­nej po­sta­wie, o wol­nej mi­ło­ści, nie na­ro­dzi­ły się tak same z sie­bie. Pew­nych prze­sła­nek do­star­cza­li nam so­cja­li­ści, człon­ko­wie I i II Mię­dzy­na­ro­dów­ki, so­cja­li­ści pol­scy, a przede wszyst­kim za­chod­nio­eu­ro­pej­scy. Swo­ją po­sta­wą mo­gli upo­waż­niać do ta­kich jak wy­żej po­glą­dów na te­mat so­cja­li­stycz­nej ro­dzi­ny czy mał­żeń­stwa. Nowe pro­po­zy­cje so­cja­li­stów rze­czy­wi­ście mo­gły wy­glą­dać na do­brze prze­my­śla­ne i so­lid­nie osa­czo­ne w ich sys­te­mie wie­rzeń. Mo­gły lo­gicz­nie go­dzić się z re­wo­lu­cyj­nym po­rząd­kiem rze­czy, do­brze przy­sta­wać do ko­lek­ty­wi­stycz­nej wi­zji przy­szłe­go pań­stwa i spo­łe­czeń­stwa. Zresz­tą opi­nia pol­ska nie była w ta­kich oce­nach ory­gi­nal­na, gdyż już wcze­śniej inni w ten sam lub w po­dob­ny spo­sób kla­sy­fi­ko­wa­li i oce­nia­li to, co so­cja­lizm miał przy­nieść w sfe­rze oso­bi­stej, ro­dzin­nej ży­cia czło­wie­ka.

Po tych uwa­gach na­le­ża­ło­by się za­tem za­sta­no­wić, jak ten ob­raz pro­pa­go­wa­ny przez „in­nych” miał się do rze­czy­wi­stych po­glą­dów pol­skich so­cja­li­stów. Już na pierw­szy rzut oka wi­dać, iż róż­ni­ce były nie­ma­łe. Przede wszyst­kim pod­kre­śla­li oni, że ich ce­lem na­czel­nym nie jest znie­sie­nie, lecz umoc­nie­nie mał­żeństw, cze­go wi­docz­nym skut­kiem bę­dzie wzrost po­zy­cji ko­bie­ty i dzie­ci w ro­dzi­nie. Ko­bie­ta — jak twier­dzi­li — nie może na­le­żeć do fa­bry­ki, lecz do ro­dzi­ny. Wy­cho­wa­niem dzie­ci w domu mia­ły się zaj­mo­wać bez­po­śred­nio mat­ki. O ko­lek­ty­wach mał­żeń­skich, wspól­no­tach i in­nych po­dob­nych „urzą­dze­niach” w ogó­le nie wspo­mi­na­no. So­cja­li­ści pol­scy za­po­wia­da­li znie­sie­nie pra­cy noc­nej ko­biet oraz pra­cy w cięż­kich wa­run­kach.

Miej­sce ko­bie­ty w spo­łe­czeń­stwie wi­dzie­li do­syć tra­dy­cyj­nie. Bliż­si w tym byli sta­no­wi­sku zaj­mo­wa­ne­mu przez re­li­gię chrze­ści­jań­ską niż kon­cep­cjom su­fra­ży­stek, eman­cy­pan­tek i anar­chi­zu­ją­cych so­cja­li­stów. W pro­pa­go­wa­nym ob­ra­zie przy­szłe­go mał­żeń­stwa nie bra­ko­wa­ło ogól­ni­ków i fra­ze­sów: o wiecz­nej mi­ło­ści mał­żon­ków, o tym, że so­cja­lizm przy­nie­sie „ulgę, ze­spo­le­nie i mi­łość”. Za­sad­ni­czo jed­nak prze­wa­ża­ły kon­kre­ty.

W przy­szło­ści — za­po­wia­da­no — mał­żeń­stwa stra­cą cha­rak­ter kon­trak­tów za­wie­ra­nych „dla pie­nię­dzy”, a sta­ną się związ­ka­mi opar­ty­mi o wię­zi na­tu­ral­ne, uczu­cia. Za­po­wia­da­no, że w so­cja­li­zmie „nie bę­dzie nie­szczę­śli­wych mał­żeństw”, bo­wiem za­sad­ni­czej zmia­nie ule­gną w nich wa­run­ki so­cjal­ne, praw­no-po­li­tycz­ne, wła­sno­ścio­we, zmniej­szy się tak­że rola pie­nią­dza w kon­tak­tach mię­dzy­ludz­kich. W na­stęp­stwie tego po­ja­wią się prze­słan­ki dla za­sad­ni­czej zmia­ny men­tal­no­ści mał­żon­ków. Pu­bli­cy­ści par­tyj­ni, wy­kła­dow­cy — jak wi­dać — prze­ka­zy­wa­li do­syć jed­no­wy­mia­ro­wy, sie­lan­ko­wy ob­raz przy­szłych mał­żeństw oraz wia­rę w pe­wien au­to­ma­tyzm zmian. W ja­kim stop­niu były to po­glą­dy od­da­ją­ce ich praw­dzi­we prze­ko­na­nia, a o ile były po­dyk­to­wa­ne po­trze­bą chwi­li — trud­no dać od­po­wiedź.

Do­wo­dem, któ­ry osta­tecz­nie po­wi­nien prze­są­dzić o ob­ra­zie so­cja­li­stów w oczach opi­nii pu­blicz­nej, mia­ła być ich głę­bo­ka, dok­try­nal­na nie­chęć do za­wie­ra­nia ślu­bów ko­ściel­nych. Sta­le pod­no­szo­no, iż „żyją na wia­rę”, bez ślu­bów, a kon­ku­bi­nat jest ich ulu­bio­ną for­mą po­ży­cia. Ten ar­gu­ment czę­sto wy­su­wa­no, zwłasz­cza pod­czas kam­pa­nii wy­bor­czych w Ga­li­cji i w za­bo­rze pru­skim. Kan­dy­da­tom par­tii so­cja­li­stycz­nych (rów­nież lu­do­wych) za­rzu­ca­no wów­czas, iż nie wy­peł­nia­ją obo­wią­zu­ją­cych ka­to­li­ka prak­tyk re­li­gij­nych ⁷⁹. Ci w od­po­wie­dzi na­wet na pla­ka­tach wy­bor­czych po­da­wa­li na­zwy pa­ra­fii, w któ­rych za­wie­ra­li związ­ki mał­żeń­skie bądź też chrzci­li swo­je dzie­ci. Się­ga­nie do „fak­tów” z ży­cia pry­wat­ne­go w celu skom­pro­mi­to­wa­nia da­nej oso­by i ośmie­sze­nia w oczach wy­bor­ców było wi­docz­nym ry­sem ów­cze­snej kul­tu­ry po­li­tycz­nej.

Pry­wat­ność nie była chro­nio­na przez do­bre oby­cza­je (przy­naj­mniej w stop­niu wy­star­cza­ją­cym), nie za­wsze przez pra­wo, na­to­miast li­czy­ła się po­li­tycz­na sku­tecz­ność.

W isto­cie, o czym była już mowa wy­żej, w ska­li ca­łe­go kra­ju, trzech za­bo­rów, zde­cy­do­wa­na więk­szość pol­skich so­cja­li­stów do­bro­wol­nie bądź w sy­tu­acji przy­mu­so­wej bra­ła ślub ko­ściel­ny. „Po­ży­cie bez żad­ne­go ślu­bu — pi­sał do na­rze­czo­nej Ka­zi­mierz Kel­les-Krauz — w te­raź­niej­szych sto­sun­kach czło­wie­ko­wi po­stę­po­we­mu… za obo­wią­zek nie uwa­żam, gdyż pri­mo, de­mon­stra­cja ta za mało zna­czą­ca, se­cun­do, zbyt wiel­kie czę­sto szko­dy może po­cią­gnąć za sobą” ⁸⁰. Byli i tacy, co żyli w kon­ku­bi­na­cie, ale w Pol­sce (może poza pierw­szym po­ko­le­niem so­cja­li­stów) ina­czej niż w Ro­sji kon­ku­bi­nat re­wo­lu­cyj­ny ⁸¹, dok­try­nal­ny, nie cie­szył się więk­szym po­wo­dze­niem. „Byli i tacy — pi­sał Lu­dwik Krzy­wic­ki — któ­rych w ca­łym ru­chu ro­syj­skim ob­cho­dzi­ła głów­nie spra­wa wol­nej mi­ło­ści”.

Na za­koń­cze­nie tych roz­wa­żań war­to może jesz­cze wspo­mnieć o związ­kach mał­żeń­skich, w su­mie nie­licz­nych, któ­re były za­wie­ra­ne przed współ­to­wa­rzy­sza­mi, a mia­ły miej­sce za­zwy­czaj w sy­tu­acjach szcze­gól­nych (wię­zie­nie, ze­sła­nie). Rzecz zro­zu­mia­ła, za­wie­ra­no je naj­czę­ściej w za­bo­rze ro­syj­skim. Zresz­tą póź­niej w mia­rę moż­li­wo­ści były one kon­fir­mo­wa­ne w miej­scach kul­tu. Na­wet wol­no­my­śli­cie­le prze­by­wa­ją­cy na ze­sła­niu po­ko­ny­wa­li nie­kie­dy dzie­siąt­ki ki­lo­me­trów, by za­le­ga­li­zo­wać swój zwią­zek. Tru­dzi­li się tak by­naj­mniej nie z po­wo­du na­głe­go przy­pły­wu wia­ry.

Sacrum i rewolucja

Подняться наверх