Читать книгу Postawić na szczęście - Anna Sakowicz - Страница 10
6
ОглавлениеObudziło ją nerwowe walenie do drzwi. Usiadła na łóżku i próbowała zorientować się w sytuacji. Po chwili jednak zerwała się i popędziła otworzyć.
– Zamorduję tę moją siostrę – jęknęła. Nawet nie spojrzała przez wizjer. Była pewna, że o tak wczesnej porze to może być tylko Pola. Nikt inny nie zrywałby się o świcie, by zakłócić jej sen. Jednak kiedy otworzyła drzwi na oścież, zamarła. Zobaczyła przed sobą Dżafarkę i jej elegancką zazwyczaj pańcię, tym razem w gorszym wydaniu. Pani Luiza miała potargane włosy i ubranie w nieładzie. Pod pachą trzymała suczkę. A w drugiej dłoni wypchaną torbę. Przy ścianie natomiast Agata zauważyła jeszcze jeden pakunek. Dziwnie to wszystko się prezentowało. Jakby kobieta postanowiła się do niej wprowadzić.
– Uff! – jęknęła. – A tak się bałam, że pani nie zastanę. Pani Agatko, potrzebuję pomocy!
– Kurczę, co się dzieje? – Agata rozejrzała się po klatce schodowej. Pomyślała, że może pańcia Dżafarki przed kimś uciekała. Jednak wokół panowała cisza, zakłócana jedynie ich rozmową. Wszyscy sąsiedzi z pewnością spali. Nie było przecież jeszcze szóstej. – Niech pani wejdzie – zaprosiła ją do środka i pomogła wnieść tobołki. – Po co to wszystko? Wyjeżdża pani?
– Tak! Ale to Dżafarki – rzuciła. – Straszna rzecz się stała, pani Agatko.
– Jezu, niech pani mówi!
– Moja córka miała wypadek. A jak pani wie, mieszka w Londynie. Muszę do niej lecieć.
– Bardzo mi przykro, tylko co ja mam z tym wspólnego? – spytała, dodając w myślach, że nie miała pojęcia o istnieniu jakichkolwiek dzieci pani Luizy.
– No właśnie… – zawahała się. – Dżafarka…
– Ona też chora?
– Nie! Nie daj Boże. Ale nie mogę jej zabrać w podróż. Za trzy godziny odlatuje mój samolot. Jestem w drodze na lotnisko. I tak sobie pomyślałam…
Agata spojrzała na znudzonego psa, dodała do tego bagaże i minę pańci Luizy. Wynik się jej nie spodobał.
– Ale chyba nie myśli pani…
– No właśnie! Nie myślę, żeby pani mogła odmówić psu w potrzebie! Tylko pani ufam i wiem, że Dżafarka będzie miała tu dobrze. – Rozejrzała się po niewielkim mieszkaniu Agaty. – No – jęknęła. – Jakoś się tu pomieścicie. Oczywiście zapłacę. Na pewno nie będzie pani stratna. Muszę przecież jechać do córki!
– No tak – westchnęła Agata. – Jasne.
– Jest pani anioł nie kobieta. – Podała jej Dżafarkę. Cmoknęła swoją dłoń i posłała ten pocałunek nie wiedzieć komu, psu czy jego opiekunce. Potem dodała, że wróci, jak najszybciej się da.
– Ale ja miałam wyjechać na kilka dni – Agata próbowała się jeszcze bronić.
– Dżafarka kocha wczasy. Oby tylko nie samolotem i nie statkiem – dodała. Potem pomachała i zniknęła za drzwiami. Agata przekręciła klucz w zamku. Wyjrzała jeszcze przez okno, by zobaczyć, jak pani Luiza wsiada do swojego auta i rusza z piskiem opon z pewnością w kierunku lotniska. Pogłaskała suczkę po głowie. Spojrzała w jej wesołe oczy.
– I co ja z tobą mam? Chyba się nie możemy rozstać.
Postawiła wreszcie psa na podłogę i sprawdziła zawartość toreb. Wygrzebała z nich miskę, do której nalała wodę, potem do drugiej wsypała karmę i ustawiła je tak, by przypadkowo nie wdepnąć.
– Ja idę jeszcze spać, a ty rób, co chcesz – mruknęła do psa, który siedział i obserwował każdy jej ruch. A gdy Agata zniknęła pod kołdrą, suczka obwąchała wszystkie zakamarki, potem piszczała chwilę przed drzwiami, aż wreszcie zmęczona ułożyła się na pościeli tuż przy nogach swojej tymczasowej opiekunki.