Читать книгу Postawić na szczęście - Anna Sakowicz - Страница 8

4

Оглавление

Agatę obudziło natrętne światło. Przywoływanie do głosu świadomości miejsca i pory dnia było niczym wywoływanie duchów. Mary senne w przewijanych obrazach tańczyły pod powiekami. Ból głowy stał się nie do zniesienia. Z trudem więc otworzyła oczy i usiłowała sobie przypomnieć, gdzie jest. Ściany wokół powoli zmaterializowały się w jej dawny pokój, który już od lat nie wyglądał jak jej. Zniknęły plakaty ze ścian, a po winylowych płytach na półkach pozostało jedynie wspomnienie.

– Borze szumiący – jęknęła. – Dlaczego?

Odpowiedź na pytanie jednak nie padła. Agata rozejrzała się przytomnie po pokoju. Śladów Poli nie było. Zerknęła na zegarek.

– Ożeż!

Wygramoliła się z łóżka. Poprawiła koszulkę, która ledwo zakrywała jej pępek, i poczłapała do łazienki. Tu niestety okazało się, że trzeba poczekać, bo ktoś właśnie brał poranny prysznic.

Zapukała w drzwi.

– Kąpię się! – rzuciła Pola. Siostra westchnęła. Wiedziała, że jeżeli dziewczyna znajdowała się pod prysznicem, to tak szybko łazienka się nie zwolni. Zastukała więc jeszcze raz.

– Pośpiesz się!

– To idź do drugiej! – krzyknęła. I dopiero wtedy Agata odnalazła się z rozumem. No tak. Była przecież w domu rodziców, a tu były dwie łazienki. Nie trzeba tłuc się pod drzwiami. Pokonała więc schody i z ulgą stwierdziła, że tu przynajmniej pusto. Wyjęła z szafki czysty ręcznik i z rozkoszą zamoczyła się w wodzie tryskającej z górnej dyszy.

– O, tak – westchnęła. – Będziemy żyć…

Potem wyszukała w szafce nad umywalką tabletki przeciwbólowe. Połknęła jedną, popijając wodą z kranu. Wreszcie spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Znów westchnęła. Obraz nędzy i rozpaczy rozciągał się od prawego do lewego krańca zwierciadła. A nawet można śmiało powiedzieć, że i z góry do dołu. Pod oczami Agata miała sine kręgi, a na brodzie pięknego dorodnego pryszcza.

– Oż… w mordę jeża – jęknęła. – Wyglądam jak Quasimodo. Pięknie.

Agata naprężyła skórę na brodzie, by dokładnie przyjrzeć się wykwitowi na swojej twarzy. Do wyciśnięcia się nie nadawał, stwierdziła fachowo. Pogniotła go trochę palcem w nadziei, że uda się go wepchnąć tam, skąd przybył. Potem posmarowała go spirytusem salicylowym, jednak pryszcz jak siedział na brodzie, tak siedział. Poprawiła więc włosy. Spięła je ciasno w kucyk i owinięta ręcznikiem wróciła do swojego pokoju. Zauważyła, że dziwnie cicho było w domu. Mama się nie krzątała po kuchni, a przecież starym zwyczajem powinna już szykować córkom śniadanie. To nic, że były dorosłe. Dla każdej matki karmienie swoich latorośli było priorytetem, jakby siła miłości zależała od tego, ile bułek wpakuje się w dziecko.

– Agata! – Usłyszała nagle krzyk Poli. – Gdzie jesteś?

– W moim pokoju. Ubieram się!

– Będę w kuchni!

Z hałasów, jakie urządzała Pola, wynikało, że rodziców faktycznie nie było w domu. Agata zdziwiła się. Jeszcze raz spojrzała na zegarek. Dziwne. Tata o tej porze mógł być w pracy. Dorabiał sobie jeszcze w aptece na pół etatu. Jednak gdzie podziała się mama? Zastanawiała się przez chwilę, bo to nie było w jej zwyczaju, by wychodzić, gdy obie córki miała pod swoim dachem.

– Co jemy na śniadanie? – spytała Pola, kiedy zauważyła wreszcie siostrę w kuchni. – Na co masz ochotę?

– Ja coś lekkiego, łeb mnie nawala tak, jakbym wewnątrz miała dyskotekę.

– No – westchnęła młodsza siostra. – Mogłyśmy poprzestać na jednej butelce wina.

– Nie dało się – odparła. – Zbyt drażliwe tematy były.

– À propos tematów… To pamiętasz nasz zakład? – Uśmiechnęła się. – Postawiłam całe trzy złote na twoje szczęście.

– Niestety…

– Możesz się wycofać. Po pijaku się nie liczy.

– O, nie! Trzeba mieć swój honor.

Nagle zazgrzytał zamek w drzwiach i w progu pojawiła się mama z wypakowaną siatą. Zdziwiona spojrzała na córki. Spodziewała się, że będą jeszcze spały i zdąży wrócić ze świeżymi bułkami.

– Już wstałyście?

– Mamuś – powiedziała Agata, całując ją w policzek i zabierając od niej zakupy. – Po co ty szłaś do piekarni? Mało to jedzenia od wczoraj zostało?

– Mało, niemało, ale świeże pieczywo zawsze jest najlepsze na śniadanie. Mam nadzieję, że jeszcze nie jadłyście.

– Nie – odpowiedziały jednocześnie.

– To siadajcie do stołu, już ja wam coś pysznego przygotuję – rzuciła, podchodząc do zlewu, by umyć ręce. Siostry nie zaprotestowały. Wiedziały, że kuchnia była królestwem mamy i nie lubiła, gdy się ktoś inny po niej krzątał. Ponadto jej ulubionym zajęciem było karmienie córek.

– Tu są bułeczki… – Postawiła na stole koszyk z pieczywem. Zaraz obok znalazło się masło i domowe konfitury. Po chwili mama już wyciągała patelnię i smażyła jajka sadzone. Nie pomagały żadne protesty, że nie dadzą rady tyle zjeść.

Agata mrugnęła do Poli. Uśmiechały się do siebie, bo doskonale wiedziały, że żadna siła nie powstrzyma mamy przed nakarmieniem ich. Nie było mowy też, by wspomnieć jej o przejściu na dietę. Zaraz by załamywała dłonie nad zapadniętymi policzkami którejś z córek. Westchnęły ciężko i zabrały się do zajadania smakołyków. Wanda zajęła miejsce obok nich i z przyjemnością patrzyła, jak pochłaniają to, co przygotowała. Kochała swoje córki miłością bezgraniczną i bezwarunkową. Doskonale pamiętała strach o Polę, gdy doszło do wypadku. Miała wrażenie, że serce rozpadło się jej wtedy na najdrobniejsze kawałeczki. Trudno je było poskładać przez lata. Czasami wydawało się jej, że jeszcze nie dopasowała wszystkich elementów. Martwiła się o nią bardziej niż o Agatę, choć musiała przyznać, że dziewczyna radziła sobie doskonale. Nie przypuszczała, że będzie aż tak aktywna i samodzielna.

– Ja już nie mogę – jęknęła starsza córka. – Znów się obżarłam jak słoń, a mam zamiar się odchudzać. – Wymsknęło się jej i zaraz pożałowała ostatniego zdania.

Mama spojrzała na nią zdziwiona.

– A po co? Świetnie wyglądasz. Masz kobiecą figurę.

– Obawiam się, że współcześni mężczyźni wolą bardziej chłopięcą budowę ciała. Płasko i chudo wszędzie.

– Nie gadaj głupot! – zgromiła ją matka. – Jesteś najpiękniejsza!

– A ja? – zażartowała Pola.

– Ty też. – Mama uśmiechnęła się do nich. – Obie macie miejsce na podium.

– Dobra, my tu gadu-gadu, a ja muszę lecieć do domu i pisać artykuł, bo mi naczelna zrobi z tyłka jesień średniowiecza. Zamówię sobie taksówkę. Nie odebrałam jeszcze auta z warsztatu.

– Odwiozę cię, bo też muszę jechać do agencji reklamowej.

– Ale nie zdążyłyśmy niczego uzgodnić na temat naszego wyjazdu – jęknęła mama.

– Jest jeszcze czas – rzuciła wymijająco Pola i mrugnęła do siostry, by się zbierać.

Kilka minut później Agata siedziała w fiacie siostry i obserwowała, jak ta uruchamiała auto. Dziwne było to ruszanie nie za pomocą tradycyjnych pedałów, ale obsługiwanie samochodu na dźwigni znajdującej się niedaleko sprzęgła. Pewnie dla Poli to była zwyczajna sprawa, bo nigdy nie prowadziła inaczej, jednak jej siostrze za każdym razem wydawało się to niezwykłe. Prawdopodobnie odruchowo szukałabym stopą pedałów, pomyślała. Od razu jednak zgromiła się za takie myśli. Przecież jej siostra nie była w stanie ruszyć stopą!

– Gdzie cię podwieźć? Do domu?

– Tak. Mam na jutro do skończenia ważny tekst, a łeb mnie ciągle ćmi, pomimo że wzięłam już tabletkę.

Pola gwałtownie skręciła w prawo. Potem dynamicznie wyprzedziła dwa samochody. Agata odruchowo przytrzymała się kokpitu, ale nie skomentowała sposobu jazdy siostry. Wiedziała, że ta kochała szybkość. I nawet doświadczenie straszliwego w skutkach wypadku nie było w stanie jej powstrzymać.

Postawić na szczęście

Подняться наверх