Читать книгу Plan Agaty - Anna Sakowicz - Страница 5
1
ОглавлениеAgata rzuciła okiem na zegarek. Od razu cyfry na wyświetlaczu zaatakowały ją z ogromną mocą. Była spóźniona aż siedem minut! Przecież nigdy wcześniej się jej to nie zdarzało! Nie mogła zrozumieć, dlaczego zaspała. Spotkanie z młodzieżą miała zaplanowane na jedenastą, więc nie nastawiła budzika, bo zazwyczaj jej organizm był przyzwyczajony, że o ósmej należało otworzyć oczy i być gotowym do pracy. A tu taka niespodzianka! Totalny brak profesjonalizmu!
– Dzień dobry – powiedziała, wpadając do budynku. Organizatorka spotkania już na nią czekała.
– Niepokoiłam się, że pani nie przyjdzie.
– Przepraszam, budzik mi nie zadzwonił – dodała, choć od razu poczuła się idiotycznie. Nie dość, że skłamała, to za chwilę jeszcze będzie południe. A czy ona jest celebrytką wylegującą się w łóżku do piętnastej?
– Dzieciaki już czekają. Zapraszam.
Agata zrobiła kilka głębokich wdechów i wydechów, po czym poszła za panią Kasią do pokoju, w którym czekali na nią młodzi ludzie spragnieni wiedzy na temat warsztatu pracy dziennikarza.
Weszła do pokoju, mówiąc głośno jeszcze raz „dzień dobry”. Przeprosiła też za spóźnienie. Zdziwiło ją, że nie usłyszała ani jednego słowa w odpowiedzi, ale zaraz przez myśl przeszło jej, że może będzie miała do czynienia z nieśmiałymi dzieciakami, które będą potrzebowały trochę czasu, by się ośmielić. Nie przypuszczała, jak bardzo się myliła.
Podążyła za panią Kasią do jednego z foteli ustawionych przy niewielkim stoliku, na którym piętrzyły się słodkości, a także stał pokaźnych rozmiarów bukiet. I ledwo zdążyła posadzić swój niedawno odchudzony tyłek na siedzeniu, kiedy usłyszała:
– Jezu, jaka nuda.
Powiało chłodem.
Na szczęście Agata miała chwilę, by zebrać myśli. Rozsiadła się w fotelu i omiotła wzrokiem pokój, by namierzyć najbardziej znudzoną osobę. Nie miała z tym żadnego problemu, bo jeden z chłopaków z bezczelnym uśmiechem spoglądał na nią, a w dłoniach trzymał telefon komórkowy, którego nie miał zamiaru odłożyć tylko dlatego, że za chwilę miały się odbyć jakieś durnowate zajęcia.
– Radek – odezwała się pani Kasia. – Schowaj telefon.
– Nie – rzucił młodzieniec. Potem kilka razy ostentacyjnie ziewnął.
Agata w pierwszym odruchu miała ochotę podejść do niego, wyrwać mu telefon i ciepnąć aparatem za okno. Powstrzymała się jednak, nie tylko dlatego, że okno było akurat zamknięte. Na twarz przywołała piękny uśmiech, ponieważ pomyślała, że pokona owego nastolatka swoim wdziękiem. Szybko jednak do niej dotarło, że wdzięk ciągle wyleguje się pod kołdrą w jej mieszkaniu, a ona bez niego czuje się podle. Cały czas ją mdliło. W dodatku miała wrażenie, że zrobiła się purpurowa na twarzy.
– Rozumiem, że niektórzy są tu za karę – powiedziała uprzejmie.
– Przepraszam za Radka – odezwała się znów organizatorka. Potem przedstawiła gościa i zachęciła młodzież do zadawania pytań. – Pani Agata Żółtaszek sporo może wam opowiedzieć o tym, jak zostać dziennikarzem i jak wygląda świat blogów internetowych. W taki sposób też jeszcze pani pracuje, prawda?
– Sprawdzę pani profil – mruknął Radek i w najlepsze korzystał z telefonu. Po chwili Agata zauważyła, że kolejne trzy osoby również wyjęły swoje komórki.
– Widzę, że dopadła was epidemia – powiedziała. – To już smartwica czy tylko pierwsze objawy?
– Ale zabawne – skomentował Radek i znów głośno ziewnął. – To sarkazm oczywiście – dodał, jakby chciał mieć pewność, że dziennikarka nadąża za jego złośliwościami.
W tym momencie Agata najchętniej by wyszła, ponieważ nie widziała sensu rozmawiania z tymi dzieciakami. Dziesięć osób w pokoju, z czego dwie to opiekunki, cztery nie mogą oderwać wzroku od swoich telefonów, jedna to prowadząca i do tego wszystkiego ona w roli nieszczęsnego gościa. A jakby jeszcze było mało, najmłodszy z chłopców właśnie wlazł pod krzesło i tam wygodnie się rozłożył. No ale ten przynajmniej na Agatę patrzył i nie bawił się telefonem. Tylko jedna dziewczyna siedząca w kucki pod ścianą wyglądała na zainteresowaną tym, co Agata miała do powiedzenia. Jedna! Kobieta przywołała w pamięci scenę z Dnia świra. Poczuła się jak nauczyciel podczas lekcji języka polskiego, wpatrujący się w tę jedną, jedyną parę oczu, która niosła nadzieję na to, że słucha.
– Czy mogłaby pani opowiedzieć, jak to się stało, że zaczęła pani pisać blog, przecież ukończyła pani dziennikarstwo na renomowanej uczelni, nie lepiej byłoby zacząć od razu od jakiejś gazety? – spytała organizatorka spotkania.
– Oczywiście, że byłoby lepiej – odparła zapytana. – Ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.
– Ale zabawne – powtórzył niesforny nastolatek, a Agata w wyobraźni targała go właśnie za włosy. Oczywiście z twa-rzy nie schodził jej promienny uśmiech.
Po chwili zaczęła opowiadać o swoich zawodowych początkach. Dorzucała do opowieści anegdoty, by zainteresować młodych ludzi. Wzbijała się, a może z trudem wspinała na wyżyny swojego poczucia humoru, gdy bezczelny Radek konsekwentnie ściągał ją w dół. Kiedy po raz setny tego dnia głośno ziewnął i mruknął coś złośliwego, miała ochotę już nie tylko zabrać mu komórkę, lecz także podejść do niego i kopnąć w tłustą dupę, a potem wepchnąć jej właścicielowi w gardło telefon. Oczyma wyobraźni już to prawie wi-działa. Zaraz jednak zganiła się za takie myślenie.
Po co mnie ta pani Kaśka tu zaprosiła? Nie szkoda jej czasu?, zastanawiała się. Spojrzała na nią, by ocenić stopień jej zażenowania z powodu zachowania własnych wychowanków. Od razu zaczęła jej współczuć, przecież ona, Agata, za chwilę stąd wyjdzie, odetchnie wolnością, a Katarzyna będzie musiała zostać i prawić kazania umoralniające, a jeszcze pewnie słuchać czegoś na temat durnego pomysłu dotyczącego zapraszania gości na pogadanki. To miał być w jej zamyśle cykl z ciekawymi ludźmi. Póki co naprawdę ciekawie się małolaty bawiły, trenowały wkurzanie dorosłych.
– Czy ktoś z was chciałby być dziennikarzem? – spytała głośno Agata.
– Ja – powiedział najwyższy z chłopców, a kobieta prawie go wycałowała z radości.
– O, to świetnie! – zawołała.
– To był sarkazm – rzucił Radek. – Już drugi – dodał dla pewności i spojrzał na nią ze złośliwym uśmiechem.
No nie!, wrzasnęła w myślach. Skopię ci dupę, smarkaczu, odetnę głowę i narzygam do środka!, dodała jeszcze. Potem przybrała sympatyczny wyraz twarzy i zaczęła opowiadać o swojej pracy, patrząc już tylko na panią Kasię. I może dwa razy przeniosła wzrok na dziewczynę siedzącą pod ścianą. Ciągle słuchała!
– Ile pani zarabia? – spytał Radek, a Agacie od razu złośliwy uśmieszek przemknął przez myśli. A to cię, gówniarzu, nagle interesuje?
– Nie odpowiem ci na to pytanie w liczbach, ale za-pewniam, że da się z tego żyć i to na przyzwoitym poziomie – odparła, unosząc kąciki ust.
– A jakim pani jeździ samochodem? – Teraz on się wyszczerzył. No gówniarz jeden!, zezłościła się w sobie i miała ochotę rzucić kilka przekleństw. Skopać takiemu tyłek to było zdecydowanie za mało!
– Widziałem, że przyjechała toyotą yaris – wtrącił dryblas siedzący przy oknie.
– Nie najgorzej – mruknął Radek i już Agacie się wydawało, że udało się kupić jego uwagę, gdy dryblas dodał, że na oko to dziesięcioletni wóz. I tu nadzieje prysły. Radek wyszczerzył się w złośliwym uśmiechu i kilka razy ziewnął, dając jej do zrozumienia, że jest dwa zero dla niego. Pozamiatane.
– Naprawdę pani wykonywała te wszystkie prace? – spytała nagle dziewczyna siedząca w kucki na podłodze. – Była pani babcią klozetową? To chyba obrzydliwe.
– Na pewno nie jest to jedno z najprzyjemniejszych zajęć – odpowiedziała, a potem wyjaśniła, dlaczego zatrudnia się w nietypowych miejscach i jak zbiera materiały na posty blogowe.
– Gówniana robota – zaśmiał się Radek.
– Może – odparła. – Ale nikt z was nie wie, co będzie robił w przyszłości. Nie chcę wam smęcić o szacunku do pracy, ale w takim szalecie można naprawdę wiele się dowiedzieć o ludziach. Byłam też kiedyś operatorem karuzeli, a niedawno woźną w szkole.
– I do tego wszystkiego trzeba kończyć dziennikarstwo? – ponownie ktoś zakpił.
Agata czuła, że znów dzieciaki strzeliły jej gola. A z tyłu głowy nagle zaczął pobrzmiewać głos mamy: „A nie mówiłam?”. Przybiłaby teraz piątkę z tymi smarkaczami i znów zaczęła brzęczeć nad jej uchem, by zajęła się czymś pożyteczniejszym.
Westchnęła. Potem nerwowo rzuciła okiem na zegarek. Miała nadzieję, że dobija do brzegu tego żenującego morza kpiny. Chciała stąd jak najszybciej wyjść i odetchnąć świeżym powietrzem! Ponadto była potwornie głodna i miała wrażenie, że pożarłaby konia z kopytami.
Dotrwała jednak dzielnie do końca spotkania, cały czas robiąc dobrą minę do złej gry, choć powodów do uśmiechu raczej nie miała. Irytowała ją ta bezczelna gówniarzeria, mdliło ją, a do tego przeraźliwie burczało jej w brzuchu. Kilka razy nawet pomyślała, że nie wytrzyma i zwróci zawartość żołądka, choć podejrzewała, że nawet to wyszłoby mało spektakularnie, bo od wczoraj nic nie jadła, i młodzież w odwecie ziewnęłaby jeszcze głośniej.
Na koniec otrzymała bukiet kwiatów i podziękowanie za cudowne spotkanie. Oczywiście była to opinia organizatorki, która postanowiła udawać, że nie ma nic wspólnego z bezczelną młodzieżą zajmującą kanapę szyderców. Najmłodszy z chłopców wyczołgał się spod krzesła, wziął od wychowawczyni bukiet i rzucił go Agacie na kolana. Nawet nie zdążyła wstać, żeby w tej pozycji przyjąć podziękowania.
Cudowne jest to, że wreszcie koniec, pomyślała, uśmiechając się promiennie i zapewniając, że było niezwykle sympatycznie. Zaraz jednak w duchu dodała, że jeśli jeszcze raz przyjmie jakiekolwiek zaproszenie na spotkanie z młodzieżą, to sama sobie skopie tyłek.
– Bardzo chętnie jeszcze do państwa przyjdę – dodała wbrew sobie. Podejrzewała, że jej zdrowy rozsądek wziął urlop i właśnie hulał gdzieś w ciepłych krajach. A niby można było zawsze na niego liczyć!
Teraz mnie pozostawił samą i pewnie złośliwie się szczerzył z daleka jak ta gówniarzeria, pomyślała. A może wylegiwał się razem z wdziękiem w łóżku?