Читать книгу Z mgły zrodzony - Brandon Sanderson - Страница 21

7

Оглавление

Trzy lata nie zmieniły aż tak bardzo wyglądu Marsha. Wciąż był tą samą posępną, apodyktyczną osobą, którą Kelsier znał od dziecka. Wciąż miał w oczach ten sam błysk rozczarowania i mówił z tą samą pełną dezaprobaty miną.

Jednakże, jeśli wierzyć Docksonowi, zachowanie Marsha bardzo zmieniło się od tego dnia trzy lata temu. Kelsier wciąż nie mógł uwierzyć, że jego brat zrezygnował z przywództwa rebelii skaa. Zawsze wkładał w swoją pracę mnóstwo pasji.

Widać jednak, że i ta pasja zniknęła. Marsh podszedł bliżej, obrzucając krytycznym wzrokiem tablicę. Jego odzież była nieco poplamiona ciemnym popiołem, choć twarz miał stosunkowo czystą, jak na skaa. Stał przez chwilę, kontemplując notatki Kelsiera, po czym obejrzał się i rzucił arkusz papieru na fotel obok niego.

– Co to jest? – zapytał Kelsier, biorąc go do ręki.

– Nazwiska jedenastu ludzi, których zabiłeś zeszłej nocy – rzekł Marsh. – Uznałem, że powinieneś przynajmniej wiedzieć.

Kelsier rzucił papier w trzaskający wesoło ogień.

– Służyli Ostatniemu Imperium.

– To byli ludzie, Kelsier – warknął Marsh. – Mieli życie, rodziny. Kilku z nich było skaa.

– Zdrajcy.

– Ludzie – powtórzył Marsh. – Ludzie, którzy próbowali sobie radzić jak najlepiej z tym, co dało im życie.

– Cóż, ja robiłem to samo – odparł Kelsier. – I na szczęście to mnie życie dało zdolność do zrzucania takich ludzi jak oni z dachów budynków. Jeśli chcą stawać przeciwko mnie jako szlachta, niech i giną jako szlachta.

Twarz Marsha pomroczniała.

– Jak możesz mówić o tym z takim lekceważeniem?

– Jak, Marsh? – odparował Kelsier. – Humor to jedyne, co mi pozostało. Humor i determinacja.

Marsh prychnął cicho.

– Powinieneś się cieszyć – dodał Kelsier. – Po dziesięcioleciach słuchania twoich wykładów wreszcie postanowiłem zrobić z moimi talentami coś pożytecznego. A teraz, kiedy przyszedłeś nam pomóc, jestem pewien...

– Nie zmierzam pomóc – przerwał mu Marsh.

– Więc po co przyszedłeś?

– Żeby zadać ci pytanie. – Marsh podszedł bliżej, stając przed bratem. – Jak śmiesz to robić? Poświęciłem życie, by obalić Ostatnie Imperium. Kiedy ty i twoi złodziejscy przyjaciele świętowaliście, ja ukrywałem zbiegów. Kiedy ty planowałeś drobne włamania, ja organizowałem wypady. Kiedy ty żyłeś w luksusie, ja patrzyłem, jak dzielni ludzie umierają z głodu. – Marsh dźgnął palcem w pierś Kelsiera. – Jak śmiesz? Jak śmiesz kraść rebelię i zabawiać się nią, jak innymi twoimi drobnymi „robotami”? Jak śmiesz wykorzystywać czyjeś marzenie, by się wzbogacić?

Kelsier odepchnął palec Marsha.

– Wcale nie o to chodzi.

– O! – zawołał Marsh, wskazując słowo „atium” na tablicy. – Po co te gierki, Kelsier? Czemu wplątujesz w to Yedena, udając, że przyjmujesz go za swojego „pracodawcę”? Czemu zachowujesz się tak, jakby skaa cię obchodzili? Wiemy przecież obaj, co tak naprawdę cię interesuje.

Kelsier zacisnął zęby i wyraźnie stracił humor.

– Nie znasz mnie już, Marsh – rzekł cicho. – Nie chodzi o pieniądze... Kiedyś miałem więcej bogactw, niż człowiek jest w stanie wydać. Tu chodzi o coś innego.

Marsh podszedł bliżej i zajrzał Kelsierowi w oczy.

– Zawsze umiałeś dobrze kłamać – rzekł.

Kelsier spojrzał na niego.

– Dobrze, myśl sobie co chcesz. Ale nie praw mi kazań. Obalenie imperium może kiedyś naprawdę było twoim marzeniem, ale teraz stałeś się już dobrym, małym skaa, siedzącym w swoim warsztaciku i obskakującym szlachciców.

– Spojrzałem prawdzie w oczy – odparł Marsh. – Tobie to nigdy nie wychodziło. Nawet jeśli mówisz poważnie o tym swoim planie, nie uda ci się. Wszystko, czego dokonała rebelia... napady, kradzieże, śmierć... nie doprowadziły do niczego. Wszelkie nasze wysiłki nie były dla Ostatniego Imperatora nawet drobną nieprzyjemnością.

– Ach – odparł Kelsier. – Ale ja jestem naprawdę nieprzyjemny, jeśli tego zechcę. Jestem czymś znacznie więcej niż tylko „drobną” nieprzyjemnością. Ludzie powiadają, że potrafię być irytujący do szaleństwa. Mogę przynajmniej to wykorzystać w dobrej sprawie, prawda?

Marsh westchnął i się odwrócił.

– Nie chodzi o „sprawę”, Kelsier. Chodzi o zemstę. Chodzi o ciebie, jak zawsze, jak zwykle. Wierzę, że nie chodzi ci o pieniądze... uwierzę nawet w to, że chcesz dostarczyć Yedenowi tę armię, za którą zdaje się ci płaci. Ale nie uwierzę, że ci zależy.

– I tutaj się mylisz, Marsh – zaoponował spokojnie Kelsier. – Zawsze się myliłeś.

Marsh zmarszczył brwi.

– Może. Ciekawe, jak się to zaczęło? Czy Yeden przyszedł do ciebie, czy ty do niego?

– A co to ma za znaczenie? – zapytał Kelsier. – Słuchaj, Marsh, potrzebuję kogoś, kto infiltruje Zakon. Ten plan nie ma szans na powodzenie, jeśli nie odkryjemy, jak mieć Inkwizytorów pod kontrolą.

Marsh obejrzał się.

– Naprawdę oczekujesz, że ci pomogę?

Kelsier skinął głową.

– Przecież dlatego tu przyszedłeś, niezależnie od tego, co mówisz. Kiedyś powiedziałeś mi, że według ciebie jestem w stanie dokonać wielkich rzeczy, jeśli tylko wyznaczę sobie szlachetny cel. No cóż, właśnie to robię, a ty mi w tym pomożesz.

– To już nie jest takie łatwe, Kell – rzekł Marsh, kręcąc głową. – Niektórzy ludzie bardzo się zmienili. Inni... odeszli.

Kelsier milczał. W pokoju panowała cisza. Ogień na kominku powoli przygasał.

– Ja też za nią tęsknię.

– Jestem pewien, że tak jest, ale... muszę być z tobą uczciwy, Kell. Pomimo tego, co zrobiła... czasem wolałbym, żebyś to nie ty był tym, który przeżył Czeluście.

– A ja żałuję tego każdego dnia.

Marsh odwrócił się i wbił w Kelsiera zimne spojrzenie. Patrzył nań Oczami Szperacza. Cokolwiek odbijało się teraz w oczach Kelsiera, musiało przekonać go ostatecznie.

– Odchodzę – rzekł. – Ale z jakiegoś powodu naprawdę tym razem wydajesz mi się szczery. Wrócę i posłucham, jaki to wariacki plan tym razem wymyśliłeś. A potem... potem się zobaczy.

Kelsier się uśmiechnął. Pod warstwą szorstkości Marsh był dobrym człowiekiem. Lepszym niż kiedykolwiek był sam Kelsier. Kiedy szedł w stronę drzwi, Kelsier pochwycił kątem oka jakiś ruch za drzwiami. Cień ruchu. Natychmiast zapalił żelazo i z jego ciała wytrysnęły niebieskie linie, łącząc go z najbliższymi źródłami metalu. Marsh naturalnie nie miał przy sobie niczego metalowego, nawet monet. Poruszanie się po mieście w sektorach skaa mogło okazać się bardzo niebezpieczne dla człowieka, który wydawałby się bodaj odrobinę bogatszy od innych.

Ktoś jednak jeszcze nie nauczył się, że nie powinien nosić na sobie metalu. Błękitne linie były cienkie i słabe – niełatwo przechodziły przez drewno – ale wystarczyły, by zlokalizować zapinkę pasa osoby, która znajdowała się w korytarzu i teraz szybko i bezszelestnie oddalała się od drzwi.

Kelsier się uśmiechnął. Dziewczyna była naprawdę zdolna. Czas, jaki spędziła na ulicy, pozostawił jednak na niej świeże blizny. Miał nadzieję, że będzie w stanie rozwinąć zdolności, pomagając jednocześnie zatrzeć blizny.

– Wrócę jutro – rzekł Marsh, przechodząc przez próg.

– Byle nie za wcześnie – odparł Kelsier, mrugając. – Mam dzisiaj jeszcze to i owo do zrobienia.

***

Vin czekała spokojnie w ciemnym pokoju, wsłuchując się w kroki, człapiące z piętra na dół. Przycupnęła przy wejściu, usiłując stwierdzić, czy obie osoby schodzą na parter, czy nie. W holu zapadła cisza i wreszcie Vin mogła odetchnąć z ulgą.

I w tym momencie nad jej głową rozległo się stukanie.

Podskoczyła, zaskoczona, i omal nie upadła. Jest dobry! – pomyślała.

Szybko rozczochrała sobie włosy i potarła oczy, by wyglądało na to, że spała. Wyciągnęła koszulę ze spodni i czekała, aż pukanie się powtórzy, zanim otwarła drzwi.

Kelsier oparł się o framugę, stojąc w smudze światła padającego z korytarza. Uniósł brew, widząc jej rozczochrane włosy.

– Tak? – zapytała, próbując udawać, że jest zaspana.

– No więc co sądzisz o Marshu?

– A bo ja wiem? – odparła. – Nie przyjrzałam się, zanim nas wyrzucił.

– Nie przyznasz się, że cię przyłapałem, co?

Vin omal nie odpowiedziała uśmiechem. Na pomoc przyszło jej tylko szkolenie Reena. „Człowiek, który chce, abyś mu zaufała, jest tym, którego najbardziej powinnaś się bać”. Wydawało jej się, jakby głos brata rozbrzmiał jej w uchu. Odkąd poznała Kelsiera, ten głos był jeszcze silniejszy, jakby jej instynkty były wyostrzone do maksimum.

Kelsier obserwował ją przez chwilę, po czym odstąpił od progu.

– Włóż tę koszulę w spodnie i chodź ze mną.

Zmarszczyła brwi.

– Dokąd idziemy?

– Zaczynamy twoje szkolenie.

– Teraz? – zapytała, spoglądając na ciemne okiennice pokoju.

– Oczywiście – odparł. – Piękna noc na spacer.

Vin uporządkowała swój strój i dołączyła do Kelsiera. Jeśli rzeczywiście chciał ją czegoś nauczyć, nie będzie się skarżyła, niezależnie od godziny. Zeszli po schodach na parter. Pracownia była ciemna, części mebli leżały wokół, pogrążone w cieniu. Kuchnia jednak była zalana jasnym światłem.

– Chwileczkę – rzekł Kelsier, kierując się ku kuchni.

Vin czekała w cieniu pracowni. Zaledwie widziała, co się dzieje w środku. Dockson, Breeze i Ham siedzieli z Clubsem i jego uczniami wokół wielkiego stołu. Stały na nim wino i ale, a mężczyźni przeżuwali skromny wieczorny posiłek z puszystych placków jęczmiennych i siekanych warzyw.

Usłyszała ich śmiech. Nie żaden rubaszny ryk, jaki często rozbrzmiewał wokół stołu Camona. Ten był łagodny, wesoły.

Nie była pewna, dlaczego nie chce tam wchodzić. Wolała pozostać w ciemnym, cichym warsztacie. Obserwowała ich jednak z mroku i nie była w stanie całkiem opanować tęsknoty.

Kelsier wrócił chwilę później, niosąc swój plecak i mały węzełek. Spojrzała na niego z zaciekawieniem. Kelsier podał jej zawiniątko.

– Prezent.

Materiał był śliski i miękki. Vin szybko się zorientowała, co to takiego. Pozwoliła, by szary materiał rozwijał się w jej palcach, odsłaniając płaszcz Zrodzonego z Mgły. Podobnie jak strój, który Kelsier miał na sobie wczoraj, był uszyty z oddzielnych wstęg materiału.

– Wyglądasz na zaskoczoną – zauważył.

– Ja... myślałam, że na to trzeba sobie jakoś zapracować.

– A co tu jest do zapracowywania? – zapytał, wyjmując własny płaszcz. – Tym właśnie jesteś, Vin.

Zawahała się, po czym narzuciła płaszcz i zawiązała. Wydawał się... inny. Ciężki i gruby na ramionach, leciutki i niekrępujący ruchów wokół rąk i nóg. Wstęgi były zeszyte na górze, pozwalając się ciasno otulić, gdyby zechciała. Poczuła się... osłonięta. Bezpieczna.

– Jakie wrażenia? – zapytał Kelsier.

– Dobrze – odrzekła.

Skinął głową, wyjmując kilka szklanych fiolek. Podał jej dwie.

– Jedną wypij teraz, drugą zostaw na później, gdyby ci była potrzebna. Potem pokażę ci, jak je przygotowywać.

Skinęła głową, wypiła zawartość pierwszej fiolki, a drugą wsunęła za pas.

– Zamówiłem dla ciebie nowe ubrania – rzekł. – Musisz się przyzwyczaić do noszenia ubrań, które nie mają w sobie żadnych metali – pasy bez sprzączek, spodnie bez klamerek. Może później, jeśli nabierzesz odwagi, znajdziemy ci jakieś kobiece suknie.

Zarumieniła się lekko.

Kelsier się zaśmiał.

– Żartuję. Jednakże wchodzisz w nowy świat i możesz stwierdzić pewnego dnia, że w niektórych sytuacjach korzystniej ci będzie wyglądać bardziej jak młoda dama, niż złodziej z szajki.

Skinęła głową i poszła za nim do drzwi frontowych sklepu. Otwarł je, odsłaniając ścianę powoli kłębiącej się mgły. Wyszedł wprost w nią. Vin zaczerpnęła głęboko tchu i ruszyła za nim.

Kelsier zamknął starannie drzwi. Brukowana ulica wydawała się Vin dziwnie cicha, a leniwie płynąca mgła sprawiała, że wszystko było odrobinę wilgotne. Nie sięgała wzrokiem dalej niż kilka metrów w każdym kierunku, a ulica zdawała się podążać donikąd, jak ścieżka wiodąca do wieczności. Nad nimi nie było nieba, tylko wirujące prądy szarości na szarości.

– Dobrze, zaczynamy – rzekł Kelsier, idąc ulicą. Vin szła tuż za nim. – Nie chodzi o Allomancję, lecz o podejście. – Wyciągnął rękę i zatoczył nią krąg. – Vin, to należy do nas. Noc, mgła... to wszystko jest nasze. Skaa unikają mgły, jakby była śmiercią. Tylko złodzieje i żołnierze wychodzą w noc, ale też się jej boją. Szlachta udaje nonszalancję, ale mgła sprawia, że źle się czują.

Odwrócił się i spojrzał na nią.

– Mgły to twoi przyjaciele, Vin. Ukrywają cię, chronią... i dają siłę. Doktryna Zakonu... coś, czym rzadko dzielą się ze skaa... głosi, że Zrodzeni z Mgły są potomkami jedynych ludzi, którzy pozostali wierni Ostatniemu Imperatorowi po jego Wstąpieniu. Inne twierdzą, że jesteśmy czymś, co wykracza nawet poza potęgę Ostatniego Imperatora, czymś, co się zrodziło w dniu, kiedy mgły po raz pierwszy ogarnęły tę ziemię.

Vin skinęła głową. Wydawało jej się dziwne, że Kelsier opowiada o wszystkim tak otwarcie. Budynki pełne uśpionych skaa pochylały się nad nimi z obu stron ulicy. A jednak okiennice i cisza sprawiały, że czuła się tak, jakby była z nim sam na sam. Sam na sam w jednym z najgęściej zaludnionych, zatłoczonych miast w całym Ostatnim Imperium.

Kelsier szedł dalej sprężystym krokiem, całkowicie niepasującym do otaczającego ich posępnego mroku.

– Nie powinniśmy obawiać się żołnierzy? – zapytała cicho. Jej szajki zawsze starały się unikać nocnych patroli Garnizonu.

Kelsier pokręcił głową.

– Nawet gdybyśmy byli dość nieostrożni, żeby dać się zauważyć, żaden patrol imperialny nie odważy się zaczepić Zrodzonych z Mgły. Zobaczą nasze płaszcze i będą udawać, że nas nie widzą. Pamiętaj, prawie wszyscy Zrodzeni z Mgły są członkami Wielkich Rodów, a reszta pochodzi z pomniejszych domów Luthadelu. Tak czy owak, są ważnymi osobistościami.

Vin zmarszczyła brwi.

– Więc straże po prostu ignorują Zrodzonych z Mgły?

Wzruszył ramionami.

– To w złym tonie przyznać się, że wiesz, że skradająca się po dachu postać to bardzo dystyngowany i przyzwoity lord... albo nawet dama. Zrodzeni z Mgły są tak rzadcy, że rody nie pozwalają sobie względem nich na przesądy dotyczące płci. W każdym razie większość Zrodzonych z Mgły prowadzi podwójne życie – normalnego, dworskiego arystokraty i śliskiego, szpiegującego Allomanty. Tożsamość Zrodzonych z Mgły to najściślej strzeżone tajemnice rodów – domysły, kto jest Zrodzonym, a kto nie, zawsze stanowią główny temat arystokratycznych plotek.

Kelsier skręcił w kolejną ulicę. Vin szła za nim, wciąż nieco podenerwowana. Nie wiedziała, dokąd ją zabiera, tak łatwo było się zgubić w ciemności. Może nawet nie miał konkretnego celu, a tylko przyzwyczajał ją do mgieł.

– W porządku – rzekł Kelsier. – Czas, abyś się przyzwyczaiła do podstawowych metali. Czujesz swoje ich zasoby?

Zatrzymała się. Jeśli się skoncentrowała, mogła wyczuć w sobie osiem źródeł mocy – każde nawet potężniejsze niż te dwa, które czuła pierwszego dnia, kiedy Kelsier ją testował. Od tamtej pory starała się nie korzystać ze swojego Szczęścia. Zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, że używa broni, której nigdy tak naprawdę nie rozumiała – broni, która przypadkowo zwróciła na nią uwagę Stalowego Inkwizytora.

– Zacznij je spalać, pojedynczo – polecił.

– Spalać?

– Tak to nazywamy, kiedy uruchamiasz swoje Allomanckie zdolności – wyjaśnił. – „Spalasz” metal związany z jakąś siłą. Zobaczysz, o czym mówię. Zacznij od metali, których jeszcze nie znasz, nad Uspokajaniem i Gniewem popracujemy kiedy indziej.

Skinęła głową, zatrzymując się pośrodku ulicy. Ostrożnie, nieśmiało sięgnęła ku nowym źródłom mocy. Jedno wydało jej się odrobinę znajome. Czy używała go już wcześniej, nie zdając sobie z tego sprawy? Co potrafi?

Jest tylko jeden sposób, żeby to sprawdzić... Niepewna, co właściwie ma robić, uchwyciła jedno ze źródeł mocy i spróbowała go użyć.

Natychmiast poczuła w piersi coś niczym rozbłysk gorąca. Nie było to nieprzyjemne, ale wyraźne i namacalne. Wraz z ciepłem przyszło coś innego – uczucie odmłodnienia i siły. Poczuła się... jakby trwalsza.

– Co się stało? – zapytał Kelsier.

– Czuję się inaczej – odparła. Uniosła rękę i wydało jej się, że kończyna zareagowała nieco zbyt szybko. Muskuły rwały się do ruchu. – Moje ciało jest dziwne. Nie jestem już zmęczona, przeciwnie, jestem bardzo czujna.

– Ach – odparł Kelsier. – To cyna z ołowiem. Wzmacnia zdolności fizyczne, czyni cię silniejszą, łatwiej znosisz zmęczenie i ból. Reagujesz szybciej, kiedy ją spalasz, a twoje ciało jest silniejsze.

Vin poruszyła się na próbę. Jej mięśnie nie sprawiały wrażenia ani trochę większych, ale czuła ich siłę. Nie chodziło tylko o mięśnie. O wszystko. Kości, ciało, skóra. Sięgnęła ku swojej rezerwie i poczuła, że ta się kurczy.

– Kończy się – zauważyła.

Kelsier skinął głową.

– Cyna z ołowiem pali się stosunkowo szybko. Fiolka, którą ci dałem, była obliczona na około dziesięciu minut ciągłego palenia, choć skończy się szybciej, jeśli będziesz ją częściej rozjarzać, albo wolniej, jeśli będziesz jej używać ostrożnie.

– Rozjarzać?

– Możesz palić metale nieco mocniej, jeśli spróbujesz – rzekł Kelsier. – Wtedy spalają się znacznie szybciej. Trudno to utrzymać, ale dodaje ci kopa.

Zmarszczyła brwi, próbując zrobić to, o czym mówił. Przy pewnym wysiłku zdołała spiętrzyć płomienie w swej piersi, rozjarzając cynę z ołowiem.

Odczuła to jak głęboki oddech przed odważnym skokiem. Nagły przypływ siły i energii. Jej ciało spięło się oczekiwaniem i przez krótką chwilę poczuła się niezwyciężona. A potem wszystko przeszło, a ciało się uspokoiło.

Interesujące, pomyślała, kiedy zauważyła, jak szybko wypaliła się cyna z ołowiem. Jeden krótki moment.

– Teraz jest coś, co musisz wiedzieć na temat Allomantycznych metali – rzekł Kelsier, idąc dalej w mgłę. – Im są czystsze, tym są skuteczniejsze. Fiolki, które przygotowujemy, zawierają całkowicie czyste metale, przygotowywane i sprzedawane specjalnie dla Allomantów.

– Stopy, takie jak cyna z ołowiem, są jeszcze groźniejsze, ponieważ procentowa zawartość metalu musi być dobrana bardzo starannie, by uzyskać maksymalną moc. Właściwie, jeśli nie będziesz ostrożna, kupując te metale, możesz dostać całkiem inny stop.

Vin zmarszczyła czoło.

– Mówisz, że ktoś może mnie oszukać?

– Nie umyślnie – odparł Kelsier. – Chodzi o to, że większość nazw, jakie stosują ludzie, słowa takie jak „brąz”, „mosiądz” i „cyna” są niejasne, jeśli dobrze się temu przyjrzeć. Cyna na przykład, jest uważana za stop cyny z ołowiem, czasem z odrobiną miedzi lub srebra, w zależności od zastosowania i okoliczności. Cyna Allomantyczna jednak to stop dziewięćdziesięciu jeden procent cyny i dziewięciu procent ołowiu. Jeśli chcesz uzyskać z tego metalu jak największą siłę, musisz stosować te proporcje.

– A jeśli... proporcje będą niewłaściwe? – zapytała Vin.

– Jeśli mieszania jest tylko trochę inna, wciąż możesz z niej wyciągnąć nieco energii – odparł. – Jednak, jeżeli proporcja jest rzeczywiście niewłaściwa, spalając ją możesz się rozchorować.

Vin skinęła powoli głową.

– Ja... mam wrażenie, że przedtem już spalałam te metale. Czasami, w niewielkich ilościach.

– Metale śladowe – potwierdził. – Piłaś wodę zanieczyszczoną metalami albo jadłaś cynowymi sztućcami.

Przytaknęła. Niektóre kubki w kryjówce Camona były cynowe.

– Dobrze – odrzekł Kelsier. – Wygaś energię i przechodzimy do kolejnego metalu.

Posłusznie wygasiła cynę. Zniknięcie energii sprawiło, że poczuła się słaba, zmęczona i obnażona.

– Teraz – ciągnął Kelsier – powinnaś już rozróżniać pewne pary, jakie tworzą się w twoich rezerwach metali.

– Jak dwa metale emocji – zauważyła.

– Właśnie. Znajdź metal związany z energią.

– Widzę go – odrzekła.

– Dla każdego rodzaju energii są dwa metale. Jeden Odpycha, drugi Przyciąga... ten drugi zwykle jest stopem pierwszego. Dla emocji – zewnętrznych sił umysłu – Odpychanie to cynk, a Przyciąganie to mosiądz. Właśnie użyłaś cyny z ołowiem, aby Pchnąć swoje ciało. To jedna z twoich wewnętrznych sił fizycznych.

– Jak Ham – odrzekła. – On spala cynę z ołowiem.

Kelsier skinął głową.

– Mgliści którzy potrafią spalać cynę z ołowiem są zwani Zbirami. Nieprzyjemne określenie, ale i oni nie są przyjemnymi ludźmi. Nasz drogi Hammond jest miłym wyjątkiem od tej zasady.

– A zatem co robią inne wewnętrzne metale fizyczne?

– Spróbuj, sama zobaczysz.

Vin ochoczo spełniła polecenie i świat wokół niej nagle pojaśniał. Albo... nie, nie pojaśniał. Mogła widzieć lepiej i dalej, choć mgła wciąż tam była. Były tylko... nieco bardziej przezroczyste. Otaczające światło też wydawało się jakby jaśniejsze.

Były też inne zmiany. Czuła swoją odzież. Zdała sobie sprawę z tego, że zawsze ją czuła, ale zwykle to ignorowała. Teraz jednak czuła ją bliżej. Wyczuwała strukturę tkanin i bardzo wyraźnie uświadamiała sobie miejsce, gdzie ubranie przylegało ciasno do ciała.

Była głodna. To też ignorowała, ale teraz jej głód wydawał się znacznie bardziej intensywny. Jej skóra wydawała się wilgotniejsza, czuła też ostre powietrze zmieszane z zapachami brudu, sadzy i odchodów.

– Cyna wyostrza twoje zmysły – wyjaśnił Kelsier. Jego głos wydawał się nagle bardzo głośny. – I jest to jeden z najwolniej spalających się metali. Cyny w fiolce wystarczy na całe godziny. Większość Zrodzonych pozostawia zapaloną cynę zawsze, kiedy wychodzą w mgłę. Ja nie gasiłem jej od chwili, kiedy opuściliśmy sklep.

Vin skinęła głową. Bogactwo wrażeń było oszałamiające. Słyszała trzaski i szuranie w ciemności, z trudem powstrzymywała się od nerwowych gestów, odnosząc wrażenie, że ktoś skrada się za jej plecami.

Dość trudno będzie się do tego przyzwyczaić.

– Niech się pali – rzekł Kelsier i oboje znów ruszyli ulicą. – Musisz się przyzwyczaić do wyczulonych zmysłów. Tylko nie rozjarzaj jej nieustannie. Po pierwsze, bardzo szybko ci się wyczerpie, a po drugie, ciągłe rozjarzanie metali robi... z ludźmi dziwne rzeczy.

– Dziwne? – zapytała.

– Metale, zwłaszcza cyna i jej stop z ołowiem, rozciągają ciało. Rozjarzanie metali powoduje jeszcze dalsze rozciągnięcie. Jeśli rozciągniesz je za bardzo, wszystko zacznie się rwać.

Vin skinęła niepewnie głową. Kelsier zamilkł, szli teraz w ciszy, co pozwalało jej zbadać nowe uczucia i szczegóły, jakie odsłaniała przed nią cyna. Przedtem jej widzenie było ograniczone do niewielkiego bąbla w ciemności. Teraz jednak widziała całe miasto otulone całunem tańczącej, wirującej mgły. Mogła rozróżnić twierdze – małe, ciemne góry, w których dostrzegała światełka w oknach, jak dziurki przekłute szpilką w nocy. A wyżej... ujrzała światła na niebie.

Przystanęła w zachwycie, z zadartą głową. Były malutkie, zamglone nawet dla jej wzmocnionego cyną wzroku. Musiała to być szczególnie jasna noc. Ludzie kiedyś często wychodzili i patrzyli w niebo – tak było, dopóki nie pojawiły się mgły, zanim Popielne Rumaki nie rozsypały po niebie popiołu i dymu.

Spojrzała na swego towarzysza.

– Skąd wiedziałeś?

Kelsier się uśmiechnął.

– Ostatni Imperator bardzo się starał zetrzeć nasze wspomnienia tamtych dni. – Odwrócił się i szedł dalej. Podążyła za nim. Nagle, z cyną, wszystko wokół przestało być takie złowróżbne. Zaczęła rozumieć, dlaczego Kelsier porusza się w mroku z taką pewnością siebie.

– Dobrze – rzekł wreszcie Kelsier. – Spróbujmy kolejnego metalu.

Skinęła głową, pozostawiając zapaloną cynę, ale jednocześnie wybierając kolejny metal do zapalenia. Kiedy to zrobiła, stało się coś dziwnego – z jej piersi wytrysnął pęk niebieskich promieni, które znikały we mgle. Zamarła i jęknęła cicho, spoglądając na swoją pierś. Większość linii była cienka, jak przezroczyste kawałki szpagatu, choć kilka było grubych jak przędza.

Kelsier zachichotał.

– Zostaw na chwilę ten metal i jego partnera. Są nieco bardziej skomplikowane od innych.

– Co...? – zapytała Vin, obserwując linie i wodząc wzdłuż nich wzrokiem. Wskazywały na różne obiekty. Drzwi, okna... kilka nawet na samego Kelsiera.

– Dojdziemy do tego – obiecał. – Wygaś ten i spróbuj jednego z dwóch ostatnich.

Vin wygasiła dziwny metal, zignorowała jego towarzysza i wybrała jeden z ostatnich. Natychmiast odczuła dziwne wibracje. Zatrzymała się. Impulsy nie wydawały się słyszalne, ale czuła, jak ją opływają. Zupełnie jakby pochodziły od Kelsiera. Spojrzała na niego, marszcząc brwi.

– Prawdopodobnie brąz – wyjaśnił. – Wewnętrzny metal Pociągający umysł. Pozwala ci wyczuć, że ktoś w pobliżu stosuje Allomancję. Używają go Szperacze, jak mój brat. Ogólnie nie jest zbyt użyteczny, o ile nie jesteś Stalowym Inkwizytorem poszukującym Mglistych skaa.

Vin pobladła.

– Inkwizytorzy używają Allomancji?

Skinął głową.

– Wszyscy są Szperaczami. Nie jestem pewien, czy to dlatego, że na Inkwizytorów wybiera się Szperaczy, czy proces stawania się Inkwizytorem zwiększa tę moc. Tak czy tak, ich głównym zadaniem jest wyszukiwanie bękartów i szlachty, którzy niewłaściwie korzystają z Allomancji, i jest to dla nich użyteczna umiejętność. Niestety „użyteczna” dla nich, dla nas oznacza „raczej irytującą”.

Chciała przytaknąć, ale zamarła. Pulsowanie ucichło.

– Co się stało? – zapytała.

– Zacząłem palić miedź – odparł. – Towarzyszkę brązu. Kiedy spalasz miedź, ukrywa ona twoje moce przed innymi Allomantami. Możesz teraz spróbować, choć pewnie wiele nie wyczujesz.

Vin posłuchała. Jedyną zmianą okazała się lekka wibracja, jaką odczuła.

– Miedź to bardzo ważny metal. Musisz się go nauczyć – rzekł Kelsier. – Ukryje cię przed Inkwizytorami. Prawdopodobnie dzisiaj nie mamy się czego obawiać – Inkwizytorzy uznają, że jesteśmy zwyczajnymi Zrodzonymi z Mgły szlachetnego pochodzenia, którzy wyszli się podszkolić. Jednak, jeśli kiedykolwiek będziesz w stroju skaa i zaczniesz spalać metale, upewnij się, że najpierw zaczęłaś palić miedź.

Skinęła głową.

– Właściwie – rzekł Kelsier – wielu ze Zrodzonych przez cały czas pali miedź. Miedź pali się powoli, a jednocześnie czyni cię niewidzialnym przed innymi Allomantami. Ukrywa cię przed brązem i, co najważniejsze, nie pozwala innym manipulować twoimi uczuciami.

Ożywiła się wyraźnie.

– Pomyślałem, że cię to może zainteresować – odparł. – Każdy, kto pali miedź, jest niewrażliwy na Allomancję uczuciową. Dodatkowo, wpływ miedzi działa jak bąbel. Taka chmura, nazwijmy ją chmurą miedzi, ukrywa każdego w swoim zasięgu przed wpływem Szperacza, choć nie chroni go przed wpływem emocjonalnej Allomancji, jak ciebie.

– Clubs – stwierdziła Vin. – Tym się zajmuje Dymiarz.

Kelsier skinął głową.

– Jeśli ktoś z naszych ludzi zostanie spostrzeżony przez Szperacza, mogą uciec do kryjówki i zniknąć. Mogą również ćwiczyć swoje zdolności bez obawy o wykrycie. Impulsy Allomantyczne pochodzące ze zwykłego sklepu w sektorze skaa szybko by nas zdradziły przed przechodzącym Inkwizytorem.

– Tak, ale skoro ty możesz palić miedź – zapytała – po co szukałeś Dymiarza dla grupy?

– To prawda, że mogę palić miedź – odrzekł. – Ty również. Możemy używać wszystkich mocy, ale nie możemy być wszędzie naraz. Mądry przywódca wie, jak podzielić zadania, zwłaszcza w tak wielkim przedsięwzięciu. Standardowa praktyka to posiadanie w kryjówce przez cały czas jednego Dymiarza. Clubs nie robi wszystkiego sam – kilku z jego uczniów to także Dymiarze. Kiedy wynajmujesz takiego człowieka jak Clubs, to oczywiste, że dostarcza ci on bazy wypadowej i grupy Dymiarzy dość kompetentnych, aby ukrywali nas przez cały czas.

Vin skinęła głową. Była jednak bardziej zainteresowana zdolnością miedzi do ukrywania jej uczuć. Będzie potrzebowała wystarczająco bogatego źródła, żeby cały czas ją palić.

Znów ruszyli przed siebie i Kelsier dał jej nieco więcej czasu, by przywykła do palenia cyny. Jej umysł jednak zaczął wędrować swoimi ścieżkami. Coś wydawało jej się nie całkiem... prawidłowe. Po co Kelsier mówił jej to wszystko? Wydawało się, że zbyt łatwo dzieli się swoimi sekretami.

Z wyjątkiem jednego, pomyślała. Metal z błękitnymi liniami. Nie wrócił już do niego. Możliwe, że właśnie to chciał przed nią ukryć, skorzystać z tej mocy, by zachować nad nią kontrolę.

Musi być potężny. Najpotężniejszy ze wszystkich ośmiu.

Vin ostrożnie sięgnęła ku niemu. Nie spuszczając Kelsiera z oka, zapaliła ów nieznany metal. I znów wokół niej pojawiły się linie, wskazując w pozornie przypadkowych kierunkach.

Linie poruszały się wraz z nią. Jeden koniec każdej wychodził z jej piersi, drugi zaś jakby był przywiązany do danego miejsca wzdłuż ulicy. Kiedy szła, jedne linie się pojawiały, inne znikały za jej plecami. Były różnej szerokości, a niektóre jaśniejsze od innych.

Z zaciekawieniem sprawdziła je umysłem, usiłując odkryć ich sekret. Wybrała jedną, szczególnie cienką i niewinnie wyglądającą i stwierdziła, że jeśli się skoncentruje, może ją wyczuwać osobno. Miała prawie wrażenie, jakby mogła jej dotknąć. Sięgnęła myślą i pociągnęła lekko.

Linia zadrżała i coś natychmiast wystrzeliło z ciemności w jej kierunku. Vin pisnęła i spróbowała odskoczyć, ale obiekt – zardzewiały gwóźdź – leciał wprost ku niej.

Nagle coś złapało go w powietrzu, przechwyciło i wyrzuciło z powrotem w mrok.

Vin wstała z przewrotu, po którym wylądowała w kucki. Mgielny płaszcz łopotał wokół niej. Rozejrzała się, próbując przebić noc wzrokiem, po czym spojrzała na Kelsiera, który śmiał się cicho.

– Powinienem był wiedzieć, że spróbujesz – rzekł.

Zarumieniła się.

– Daj spokój. – Machnął ręką. – Nic się nie stało.

– Ten gwóźdź mnie zaatakował!

Czy ten metal ożywia przedmioty? To rzeczywiście byłoby niezwykłe.

– Właściwie to sama siebie zaatakowałaś – odparł.

Wstała ostrożnie i podeszła do niego, po czym oboje znów ruszyli przed siebie.

– Za chwilę wyjaśnię ci, co zrobiłaś – obiecał. – Najpierw jednak musisz coś zrozumieć, jeśli chodzi o Allomancję.

– Jeszcze jedna zasada?

– Raczej filozofia – odrzekł Kelsier. – Chodzi o konsekwencje.

Vin zmarszczyła brwi.

– Co masz na myśli?

– Każde działanie, które podejmujemy, ma swoje konsekwencje, Vin – wyjaśnił Kelsier. – Stwierdziłem, że zarówno w Allomancji, jak i w życiu, sukces odniesie jedynie osoba, która będzie umiała ocenić konsekwencje swoich działań. Weź na przykład spalanie cyny z ołowiem. Jakie są konsekwencje?

Wzruszyła ramionami.

– Stajesz się silniejszy.

– A co się stanie, jeśli niesiesz coś ciężkiego i w tym czasie twoje zasoby cyny z ołowiem się wyczerpią?

Zamyśliła się.

– Chyba to upuszczę.

– A jeśli jest to coś ciężkiego, możesz sobie zrobić krzywdę. Niejeden Mglisty Zbir nie zauważył niebezpiecznej rany w walce, by potem od niej umrzeć, kiedy cyna z ołowiem się skończyła.

– Rozumiem – odparła cicho Vin.

– Ha!

Vin podskoczyła, przerażona, zatykając dłońmi nadwrażliwe uszy.

– Au! – jęknęła, patrząc z urazą na Kelsiera.

Uśmiechnął się.

– Spalanie cyny też ma swoje konsekwencje. Jeśli ktoś nagle zaatakuje cię jaskrawym światłem lub dźwiękiem, możesz zostać oślepiona lub ogłuszona.

– Ale co to ma wspólnego z dwoma ostatnimi metalami?

– Stal i żelazo dają ci możliwość manipulowania innymi metalami wokół ciebie – wyjaśnił Kelsier. – Za pomocą żelaza możesz Przyciągnąć do siebie metalowy obiekt. Za pomocą stali możesz go Odepchnąć. No, jesteśmy na miejscu.

Przystanął, podnosząc wzrok.

Poprzez mgłę Vin widziała wznoszące się nad nimi potężne mury miejskie.

– Co tu robimy?

– Będziemy ćwiczyć Pociąganie Żelaza i Odpychanie Stali – wyjaśnił Kelsier. – Ale najpierw parę podstaw.

Wyjął zza pasa spinkę, najniższy nominał monety. Pokazał jej go w palcach i odsunął się na bok.

– Zapal stal, partnera metalu, który paliłaś wcześniej.

Vin skinęła głową. Niebieskie linie znów wytrysnęły z jej piersi. Jedna wskazywała prosto na monetę, trzymaną przez Kelsiera w palcach.

– Dobrze – rzekł Kelsier. – A teraz ją Pchnij.

Vin sięgnęła ku właściwej linii i Odepchnęła ją lekko. Moneta wyrwała się z palców Kelsiera i wystrzeliła ku ścianie. Vin koncentrowała się na niej, Odpychając monetę od siebie do momentu, aż ta zatrzymała się na ścianie najbliższego domu i z brzękiem przywarła do niej.

Vin mocnym szarpnięciem nagle została gwałtownie odrzucona w tył. Kelsier chwycił ją i uchronił przed upadkiem.

Potknęła się, ale po chwili odzyskała równowagę. Po drugiej stronie ulicy moneta, teraz uwolniona od jej wpływu, spadła na bruk.

– Co się stało? – zapytał Kelsier.

Pokręciła głową.

– Nie wiem. Odpychałam monetę, a ona leciała, ale kiedy uderzyła w ścianę, to ja zostałam odepchnięta.

– Dlaczego?

Zamyśliła się.

– Zdaje się... zdaje się że skoro moneta nie mogła lecieć dalej, to ja musiałam...

Kelsier skinął głową.

– Konsekwencje, Vin. Odpychając stal, używasz własnego ciężaru. Jeśli jesteś o wiele cięższa od twojego zakotwienia, ono odleci od ciebie jak moneta. Jednak, jeśli obiekt jest o wiele cięższy od ciebie, albo jeśli staje się czymś cięższym, to ty zostaniesz Odepchnięta. Podobnie jest z Pociąganiem żelaza. Albo ty jesteś Pociągana w kierunku obiektu, albo on w twoim. Jeśli wasze ciężary są podobne, będziecie poruszać się jednocześnie. Oto wielka sztuka Allomancji, Vin. Wiedzą o tym, jak dużo lub jak mało się poruszysz, kiedy palisz stal, da ci znaczną przewagę nad twoimi przeciwnikami. Przekonasz się, że te dwie umiejętności są najbardziej uniwersalne i przydatne ze wszystkich.

Skinęła głową.

– A teraz pamiętaj – ciągnął. – W obu przypadkach siła, z jaką Odpychasz lub Przyciągasz, jest skierowana wprost na ciebie lub od ciebie. Nie możesz przerzucać przedmiotów wokół siebie za pomocą umysłu. Allomancja nie działa w ten sposób, ponieważ świat fizyczny również w ten sposób nie działa. Kiedy pchasz coś – Allomancją lub rękami – przedmiot porusza się dokładnie w przeciwnym kierunku. Siła, reakcja, konsekwencje. Rozumiesz?

Znów skinęła głową.

– Dobrze – rzekł Kelsier. – A teraz hop na drugą stronę tego muru.

– Co?

Pozostawił ją oszołomioną na środku drogi. Obserwowała, jak podchodzi pod podnóże muru, i szybko dołączyła do niego.

– Jesteś szalony! – powiedziała.

Uśmiechnął się.

– Zdaje się, że mówisz mi to dzisiaj już po raz drugi. Lepiej uważaj, gdybyś posłuchała wszystkich wokoło, dowiedziałabyś się już, że mój rozum opuścił mnie dawno temu.

– Kelsierze – odrzekła, mierząc wzrokiem mur. – Nie mogę... to znaczy do dzisiaj nigdy nie próbowałam Allomancji!

– Nie, ale szybko się uczysz – rzekł Kelsier, wyciągając spod płaszcza pas. – Masz, włóż to. Ma przymocowane metalowe obciążniki. Jeśli coś pójdzie źle, prawdopodobnie będę mógł cię złapać.

– Prawdopodobnie? – zapytała nerwowo, zapinając pas.

Kelsier uśmiechnął się i rzucił na ziemię spory kawałek metalu.

– Ustaw sztabkę dokładnie pod sobą i pamiętaj, że masz Pchać stalą, a nie Ciągnąć żelazem. Nie przestawaj Odpychać, dopóki nie znajdziesz się równo ze szczytem muru.

A potem schylił się i skoczył.

Wystrzelił w powietrze, jego postać natychmiast zniknęła w kłębiącej się mgle. Vin czekała przez chwilę, ale Kelsier nie spadł i nie rozbił się o bruk.

Wszędzie panowała cisza, nawet dla jej wzmocnionego słuchu. Mgła tańczyła wesoło wokół niej. Kusiła. Droczyła się z nią.

Spojrzała znów na sztabkę, paląc stal. Niebieska linia zabłysła słabym, upiornym światłem. Vin spojrzała w górę i po raz ostatni w dół.

Wreszcie odetchnęła głęboko i z całej siły Odepchnęła się od sztabki.

Z mgły zrodzony

Подняться наверх