Читать книгу Czarny pryzmat - Brent Weeks - Страница 12
Rozdział 7
Оглавление– Nie zamierzasz nawet udawać, że nie czytasz mojej poczty? – spytał Gavin.
Biel parsknęła śmiechem.
– Dlaczego mam obrażać twoją inteligencję?
– Sam mógłbym podać kilka powodów, więc ty wymyśliłabyś ich ze sto.
– Unikasz odpowiedzi. Masz syna?
Mimo jej ogromnej determinacji, by uzyskać odpowiedź – Gavin wiedział, że nie uda mu się od niej wykręcić, niezależnie od jego pomysłowości – mówiła ściszonym głosem. Jak nikt inny rozumiała powagę sytuacji. Nawet Czarna Gwardia o tym nie usłyszy. Jeśli jednak czytała jego niezapieczętowaną pocztę, to ktoś inny też mógł.
– Z tego co mi wiadomo, to nie jest prawda. Nie rozumiem, jakim cudem mogłoby do tego dojść.
– Ponieważ uważałeś czy ponieważ to naprawdę jest niemożliwe?
– Chyba nie spodziewasz się, że odpowiem na to pytanie.
– Rozumiem, że Pryzmat jest narażony na wielkie pokusy, i doceniam twoją wstrzemięźliwość tudzież dyskrecję, czy cokolwiek to było... w ciągu tych wszystkich lat. Nie musiałam sobie radzić z ciężarnymi młodymi krzesicielkami albo poirytowanymi ojcami domagającymi się, żeby zmusić cię do poślubienia ich córek. Dziękuję ci za to. W zamian za to nie poparłam nacisków ze strony twojego ojca, żebyś się ożenił, chociaż to niewątpliwie uprościłoby życie i tobie, i mnie. Jesteś bystrym człowiekiem. Wystarczająco bystrym, mam nadzieję, żeby wiedzieć, że możesz poprosić mnie o nową niewolnicę-pokojówkę, o więcej niewolnic, czy czego potrzebujesz. W przeciwnym wypadku, mam nadzieję, że jesteś... bardzo ostrożny.
Gavin odkaszlnął.
– Jak nikt inny.
– Nie udaję, że jestem w stanie wyśledzić wszystkie twoje wyjścia i powroty, ale o ile wiem, nie byłeś w Tyrei od czasu wojny.
– Od szesnastu lat – przytaknął cicho Gavin.
Szesnaście lat? Naprawdę on siedzi na dole już od szesnastu lat? Co zrobiłaby Biel, gdyby odkryła, że mój brat nadal żyje? Że trzymałem go cały czas w specjalnym piekle pod tą właśnie wieżą?
Biel uniosła brwi, wyczytując coś innego z jego zachmurzonego oblicza.
– Ach. Wiele rzeczy robią mężczyźni i kobiety w czasie wojny, kiedy myślą, że mogą zginąć. To były szalone dni dla ciebie. Więc może ta wiadomość stanowi... szczególny problem.
Gavinowi zamarło serce. Ze wszystkich tysięcy rzeczy, które wydarzyły się szesnaście lat temu, jeden fakt był teraz najważniejszy – w czasie, kiedy dziecko musiało zostać poczęte, Gavin był zaręczony z Karris.
– Jeśli jesteś absolutnie pewien, że to nie jest prawda – mówiła Biel – poślę człowieka, żeby odebrał list Karris. Próbowałam wyświadczyć ci przysługę. Znasz jej temperament. Uznałam, że najlepiej będzie dla was obojga, jeżeli dowie się o tym, kiedy będzie daleko stąd. Kiedy ochłonie, myślę, że ci wybaczy. Jeśli jednak przysięgasz, że to nieprawda, to nie musi o niczym wiedzieć, prawda?
Przez chwilę Gavin zastanawiał się nad postawą starej wiedźmy. Zachowała się życzliwie, bez wątpienia, ale też zaaranżowała sytuację tak, żeby wszystko rozegrało się na jej oczach. Miała po temu tylko jeden powód – chciała zobaczyć pierwszą, najszczerszą reakcję Gavina. To było życzliwe, okrutne i sprytne zarazem, i w żadnym razie nie było przypadkowe. Gavin po raz setny upomniał się, żeby nigdy nie uczynić sobie wroga z Orei Pullawr.
– Nie pamiętam tej kobiety. W ogóle. Jednakże to był straszny czas i nie... Nie mogę przysiąc.
Wiedział, jak Biel to przyjmie. Pomyślała, że przyznaje się do zdrady w czasie narzeczeństwa z Karris, ale też, że jego zdaniem zawsze uważał. Tyle że młodzi ludzie popełniają błędy.
– Powinienem tam pojechać– powiedział. – Zbadać to dokładnie. To ja narobiłem bałaganu.
– Nie – odparła oschle. – Teraz to bałagan Karris. Nie wyślę cię do Tyrei, Gavinie. Jesteś Pryzmatem. Wystarczy, że muszę wysyłać cię przeciwko kolorakom...
– Nie wysyłasz mnie. Po prostu mnie nie zatrzymujesz.
To był ich pierwszy tytaniczny pojedynek woli. Nie zgodziła się, żeby Pryzmat się narażał; powiedziała, że to szaleństwo. Gavin nie wytoczył żadnych argumentów, po prostu nie dał się zatrzymać. Zamknęła go w jego komnatach. A on wysadził drzwi.
W końcu ustąpiła, a on zapłacił za to w inny sposób.
Minęła chwila. Biel odezwała się bardzo cicho i łagodnie:
– Po tych wszystkich latach, Gavinie, po tych wszystkich kolorakach, które zabiłeś, i ludziach, których ocaliłeś, czy to boli chociaż trochę mniej?
– Słyszałem, że mówi się o herezji – rzucił szorstko. – Ktoś znowu naucza o starych bogach. Mógłbym się czegoś dowiedzieć.
– Nie jesteś już promachosem, Gavinie.
– W końcu nawet i pięćdziesięciu ich na wpół wyszkolonych krzesicieli nie zdoła powstrzymać...
– Za to jesteś najlepszym Pryzmatem, jakiego mieliśmy od pięćdziesięciu, a może nawet stu lat. A oni mogą mieć pięćdziesięciu jeden krzesicieli albo i pięciuset w ich małej, heretyckiej Chromerii, więc nie chcę o tym słyszeć. Karris sprawdzi tę kobietę i jej syna, sprawdzi, czego zdoła się dowiedzieć od tego „króla” Garadula. Możesz spodziewać się jej powrotu w ciągu dwóch miesięcy. A skoro mowa o kolorakach, widziano niezwykle potężnego niebieskiego koloraka na obrzeżach Krwawej Puszczy. Kierował się w stronę Ru.
Niebieski kolorak idący w kierunku najczerwieńszych ziem świata. Dziwne. Niebiescy zwykle są tacy logiczni. Biel próbowała odwrócić jego uwagę, i to był bardzo dobry sposób, bo nie zostawi mu czasu na dogonienie Karris.
– Wobec tego, za pani pozwolenie, Najszlachetniejsza Pani – powiedział, a w jego dobrych manierach jak zawsze kryła się odrobina ironii.
Nie czekał na jej odpowiedź, tylko zgromadził magię i podbiegł do krawędzi dachu.
– O nie, nie waż się! – zaprotestowała.
Zatrzymał się. Westchnął.
– Co znowu?
– Gavinie! – zbeształa go. – Z pewnością nie zapomniałeś, że obiecałeś dziś poprowadzić zajęcia. To największy zaszczyt dla każdej klasy, poznać ciebie. Uczniowie czekali na to wiele miesięcy.
– Która to klasa? – spytał podejrzliwie.
– Nadfiolety. Jest ich tylko szóstka.
– Czy to nie ta klasa z dziewczyną, której biust zawsze wylewa się dekoltem? Lana? Ana?
Jedna rzecz, kiedy kobiety uganiały się za Gavinem, ale ta dziewczyna rzucała się na niego, odkąd skończyła czternaście lat.
Biel miała zbolałą minę.
– Rozmawialiśmy z nią kilkakrotnie.
– Posłuchaj, zaczyna się odpływ, a ja muszę złapać Karris. Poprowadzę zajęcia następnym razem, kiedy się spotkamy. Nie będę się wykręcał ani kłócił.
– Dajesz słowo?
– Masz moje słowo.
Biel uśmiechnęła się jak objedzony kocur.
– Lubisz uczyć bardziej, niż jesteś gotów przyznać, co?
– Bzdura! – żachnął się Gavin. – Do widzenia!
Zanim Biel zdążyła cokolwiek powiedzieć, podbiegł do krawędzi dachu wieży i skoczył.