Читать книгу Droga Cienia - Brent Weeks - Страница 7

2

Оглавление

Cztery miedziaki! Cztery! To nie są cztery. – Twarz Szczura była tak czerwona z wściekłości, że pryszcze wyglądały jak rozrzucone białe plamki. Złapał Jarla za tunikę i podniósł. Merkuriusz schował głowę. Nie mógł na to patrzeć.

– To są cztery! – wrzasnął Szczur, aż trysnęła ślina.

Uderzył Jarla w twarz i Merkuriusz zdał sobie sprawę, że to jest przedstawienie. Nie samo bicie – Szczur naprawdę uderzył Jarla – ale bił go otwartą ręką. Żeby był głośniejszy dźwięk. Szczur nie zwracał uwagi na Jarla. Obserwował resztę gildii, rozkoszując się ich strachem.

– Kto następny? – zapytał, puszczając Jarla.

Merkuriusz szybko wyszedł, żeby Szczur nie kopnął przyjaciela. Mając raptem szesnaście lat, Szczur już był wielki jak mężczyzna, i tłusty, co wyróżniało go wśród dzieci niewolników.

Merkuriusz podał cztery miedziaki.

– Osiem, śmieciu – powiedział Szczur, zbierając monety z jego dłoni.

– Osiem?

– Musisz zapłacić za Laleczkę.

Merkuriusz rozejrzał się, szukając pomocy. Paru dużych kręciło się i patrzyło po sobie, ale żaden nie odezwał się nawet słowem.

– Jest za mała – powiedział Merkuriusz. – Maluchy nie płacą, dopóki nie skończą ośmiu lat.

Uwaga wszystkich skupiła się na Laleczce, która siedziała w brudnym zaułku. Dostrzegła spojrzenia i oklapła, skurczyła się w sobie. Laleczka była drobna i miała ogromne oczy, ale pod warstwą brudu jej twarz była ładna, idealna, jak sugerowało jej przezwisko.

– Mówię, że ma osiem lat, chyba że ona powie inaczej. – Szczur zerknął na nią lubieżnie. – No, powiedz, Laleczko. Powiedz, albo zleję twojego chłopaka.

Oczy Laleczki robiły się coraz większe i większe, a Szczur tylko się zaśmiał. Merkuriusz nie zaprotestował, nie wtrącił, że Laleczka jest niemową. Szczur o tym wiedział. Wszyscy wiedzieli. Ale Szczur był Pięścią. Odpowiadał tylko przez Ja’lalielem, a Ja’laliela tu nie było.

Szczur przyciągnął do siebie Merkuriusza i zniżył głos.

– Dlaczego nie dołączysz do moich ślicznych chłopaczków, Merkur? Oni już nie muszą płacić.

Merkuriusz próbował się odezwać, ale gardło mu się zacisnęło i tylko pisnął. Szczur znowu się zaśmiał i wszyscy dołączyli do niego, niektórzy ciesząc się z upokorzenia Merkuriusza, inni mając nadzieję, że to wprawi Szczura w dobry humor, nim przyjdzie ich kolej. Merkuriusz zapałał dziką nienawiścią. Nienawidził Szczura, nienawidził gildii, nienawidził samego siebie.

Odchrząknął raz jeszcze. Szczur zauważył jego spojrzenie i uśmiechnął się krzywo. Był wielki, ale nie był głupi. Wiedział, jak daleko może się posunąć. Wiedział, że Merkuriusz się ukorzy ze strachu jak wszyscy inni.

Merkuriusz splunął mu w twarz.

– Goń się, Szczurza Mordo.

Zapadła cisza, która trwała wieczność. Złota chwila zwycięstwa. Merkuriusz miał wrażenie, że słyszy, jak wszystkim opadają szczęki. Zaczął odzyskiwać zdrowy rozsądek, gdy nagle Szczur rąbnął go pięścią w ucho. Czarne kleksy zaplamiły świat, kiedy Merkuriusz padł na ziemię. Zamrugał, patrząc na Szczura, którego czarne włosy jaśniały jak aureola na tle słońca, i zrozumiał, że zaraz umrze.

– Szczurze! Szczurze, jesteś mi potrzebny.

Merkuriusz przeturlał się i zobaczył Ja’laliela, który wychodził z domu gildii. Jego bladą skórę pokrywały kropelki potu, chociaż dzień nie był upalny. Zakaszlał.

– Szczurze! Ale już!

Szczur otarł twarz, a widok jego wściekłości, kiedy tak nagle gasła, był niemal równie przerażający jak widok, kiedy nagle wzbierała. Ze spokojną już twarzą tylko uśmiechnął się do Merkuriusza. Po prostu się uśmiechnął.

* * *

– Hejka, Jay-Oh – powiedział Merkuriusz.

– Hejka, Merkur – odpowiedział Jarl, podchodząc do przyjaciela i Laleczki. – Wiesz, jesteś mniej więcej tak samo mądry jak pudło kłaków. Latami będą go nazywać Szczurzą Mordą za jego plecami.

– Chciał, żebym został jedną z jego dziewczynek.

Stali pod ścianą kilka przecznic dalej i dzielili się czerstwym bochenkiem, który kupił Merkuriusz. Zapachy z piekarni, chociaż w południe już mniej intensywne, zabijały smród ścieków, stosów gnijących śmieci na brzegach rzeki, zjełczały fetor uryny i mózgów z garbarni.

O ile ceurańska architektura sprowadzała się do bambusa, ścian i przepierzeń z ryżowych włókien, o tyle cenaryjska była surowsza, cięższa i brakowało jej wyrafinowanej prostoty projektów ceurańskich. O ile alitaerańska architektura to sam granit i sosna, o tyle cenaryjska nie robiła takiego wrażenia i nie miała wytrzymałości budowli alitaerańskich. O ile osseińska architektura to były wysmukłe wieże i wznoszące się łuki, o tyle cenaryjska architektura wzbijała co najwyżej na jedno piętro w wypadku kilku dworków arystokratów po wschodniej stronie. Cenaryjskie budowle były krępe, wilgotne, tanie i niskie, zwłaszcza w Norach. Nigdy nie używano dwa razy droższego budulca, nawet jeśli był cztery razy trwalszy. Cenaryjczycy nie myśleli perspektywicznie, bo i żyli krótko. Budowano często z bambusa i włókien ryżowych, bo jedno i drugie rosło w pobliżu, zdarzał się też granit i sosna, które znajdowano niewiele dalej, ale nie istniało coś takiego jak styl cenaryjski. W ciągu ostatnich wieków zbyt wiele razy podbijano ten kraj, żeby jego mieszkańcy mogli się szczycić czymś więcej niż tym, że przetrwali. A w Norach nawet nie wiedziano co to duma.

Merkuriusz z roztargnieniem rozerwał bochenek na trzy części i skrzywił się. Dwa były mniej więcej tej samej wielkości, a trzeci mniejszy. Położył jeden większy na nodze, a drugi duży kawałek podał Laleczce, która nie odstępowała go na krok. Już miał podać mniejszą cząstkę Jarlowi, kiedy zobaczył, że Laleczka krzywi się z dezaprobatą.

Westchnął i wziął mały kawałek dla siebie. Jarl nawet tego nie zauważył.

– Lepiej być jedną z jego dziewczynek niż nieboszczykiem – stwierdził Jarl.

– Nie skończę jak Bim.

– Merkur, gdy Ja’laliel wykupi apelację, Szczur zostanie głową gildii. Masz jedenaście lat. Zostało pięć do apelacji. Nie dożyjesz tego. Szczur już zadba, żeby w porównaniu z tobą Bim wyszedł na szczęściarza.

– Więc co mam zrobić?

Zwykle to była ulubiona chwila dnia Merkuriusza. Przebywał z dwiema osobami, których nie musiał się bać, i uciszał uporczywe nawoływanie głodu. Ale teraz chleb smakował jak wióry. Chłopak zagapił się na rynek, nawet nie dostrzegając handlarki rybami, która biła męża.

Jarl uśmiechnął się – zęby błyszczały bielą na tle czarnej, ladeskiej skóry.

– Jeśli zdradzę ci sekret, nie wygadasz się?

Merkuriusz rozejrzał się i pochylił do przyjaciela. Głośne chrupanie chleba i mlaskanie obok powstrzymało go.

– No, ja owszem, ale nie wiem, czy Laleczka.

Obaj spojrzeli na dziewczynkę, która gryzła piętkę chleba. Połączenie okruszków na jej twarzy i wściekłej miny sprawiło, że zawyli ze śmiechu.

Merkuriusz zmierzwił jej blond czuprynę i, kiedy nadal się krzywiła, przytulił ją. Odpychała go, ale gdy zabrał rękę, nie odsunęła się. Spojrzała na Jarla wyczekująco.

Jarl uniósł tunikę i zdjął szmatę, którą obwiązał się jak szarfą.

– Nie będę taki, jak reszta. Nie pozwolę, żeby wszystko w życiu po prostu mi się przydarzyło. Wyrwę się.

Rozwinął szarfę. W fałdach ukryto tuzin miedziaków, cztery srebrniki i – co niewiarygodne – dwa złote gundery.

– Cztery lata. Oszczędzałem cztery lata. – Dorzucił kolejne dwa miedziaki do szarfy.

– Chcesz powiedzieć, że za każdym razem, kiedy Szczur cię lał, bo się nie opłacałeś, miałeś to?

Jarl uśmiechnął się i powoli Merkuriusz zaczynał rozumieć. Lanie to mała cena za nadzieję. Po pewnym czasie większość szczurów z gildii więdła i pozwalała, żeby życie ich zniszczyło. Stawali się zwierzętami. Albo wariowali jak Merkuriusz dzisiaj i dawali się zabić.

Patrząc na ten skarb, część Merkuriusza chciała uderzyć Jarla, złapać szarfę i uciec. Dzięki tym pieniądzom mógłby się wyrwać, kupić sobie ubranie zamiast tych szmat, wpłacić czesne i zacząć terminować u kogoś, u kogokolwiek. Może nawet u Durzo Blinta, jak wiele razy powtarzał Jarlowi i Laleczce.

I wtedy zobaczył Laleczkę. Zdawał sobie sprawę, jak by na niego patrzyła, gdyby ukradł tę szarfę pełną życia.

– Jeśli ktokolwiek z nas ma się wyrwać z Nor, to właśnie ty, Jarl. Zasługujesz na to. Masz jakiś plan?

– Zawsze. – Jego brązowe oczy zabłysły. – Chcę, żebyś ty je wziął, Merkur. Jak tylko dowiemy się, gdzie mieszka Durzo Blint, wyciągniemy cię stąd. W porządku?

Merkuriusz spojrzał na stos monet. Cztery lata. Dziesiątki ciosów. Nie tylko nie wiedział, czy poświęciłby tyle dla Jarla, ale nawet kusiło go przez chwilę, żeby ukraść te pieniądze. Nie potrafił powstrzymać łez. Tak strasznie się zawstydził. Tak bardzo się bał. Bał się Szczura. Bał się Durzo Blinta. Zawsze się bał. Ale jeśli się wydostanie, będzie mógł pomóc Jarlowi. A Blint nauczy go zabijać.

Merkuriusz spojrzał na Jarla, nie ośmielając się zerknąć na Laleczkę, bo bał się tego, co może się kryć w jej wielkich, brązowych oczach.

– Wezmę je.

I wiedział, kogo pierwszego zabije.

Droga Cienia

Подняться наверх