Читать книгу Zapach ciemności. Tom 2 The dark duet - C.J. Roberts - Страница 8
Trzy
ОглавлениеLivvie wsiadła do samochodu i trzasnęła drzwiami. Próbowała to ukrywać, ale Caleb doskonale widział, jak się krzywi i masuje obojczyk.
– Szczęśliwa? Dałaś drzwiom nauczkę? – kpił z niej, łagodnie się podśmiewając.
Zmrużyła oczy, patrząc na niego. Jej gniew był dobrze widoczny.
– Nie mogę uwierzyć w to, co zrobiłeś tym ludziom, Caleb. Jesteś… Zresztą, nieważne. Możemy już ruszać?
Gniew Caleba, wcześniej stłumiony pod wpływem niespodziewanego orgazmu, teraz rozgorzał na nowo.
– A w co dokładnie nie możesz uwierzyć? – warknął, wpychając klucz do stacyjki skradzionego samochodu. – W to, że uratowałem cię z rąk niedoszłych gwałcicieli, którzy omal cię nie zabili? A może w to, że wiele ryzykując, porwałem lekarza, żeby ci pomógł? Wyjaśnij mi, w co dokładnie nie dowierzasz, ponieważ chciałbym wiedzieć na przyszłość, czego więcej nie powinienem dla ciebie robić. – Zmienił bieg i ruszył. Przez chwilę miał zupełnie w nosie, czy Livvie zdążyła się przypiąć pasami.
Zapadła cisza.
Caleb wbił się głębiej w fotel, zadowolony. Przecież ich nie zabił. Lekarz i jego żona mogli nadal żyć jak dawniej. Livvie z przerażeniem odkryła, że zostawił ich zeszłej nocy przywiązanych do krzeseł w jadalni. Pomijając fakt, że nie mogąc skorzystać z toalety, zmoczyli się, co było obrzydliwe, nic im nie dolegało. W innej sytuacji nie zostawiłby ich w tak dobrym stanie. Caleb zastanawiał się, jak Livvie wtedy by zareagowała.
– Dziękuję – wymamrotała z fotelu pasażera.
– Za co? – dopytywał Caleb, wciąż zirytowany.
– Za uratowanie życia. Nawet jeśli teraz przez ciebie znowu będzie zagrożone – wyszeptała.
Caleb nie potrafił nic na to odpowiedzieć. Przecież dokładnie to zamierzał uczynić. Zawieźć ją do Tuxtepec, oddać w ręce Rafiqa, wyszkolić, sprzedać… utracić ją na zawsze.
I zabić Vladka. Nie zapominaj o tym.
Ta myśl nie uśpiła rodzących się w nim wyrzutów sumienia. Robiło mu się ciężko na duszy, a w głowie panował bałagan. Mimo to nie mógł sobie pozwolić na okazanie słabości. Cała jego wewnętrzna walka musiała pozostać w ukryciu.
– Nie ma za co, Kotku – zadrwił.
Kątem oka zobaczył, jak ociera łzę i strzepuje ją na podłogę samochodu. Rujnujesz mi życie!
Pod prysznicem szło im znacznie lepiej; wszystko było łatwiejsze, gdy istnieli tylko oni dwoje, a cały świat zewnętrzny wydawał się nieistotny i zbyt odległy, by dotarły do niego myśli Caleba. Teraz jednak, w samochodzie, świat znowu im towarzyszył, a dla odmiany Kotek jakby się oddalała.
Po tym, jak dała mu więcej przyjemności, niż kiedykolwiek miał – i to ręką, niczym więcej – cieszył się możliwością namydlenia jej skóry i obserwowania strużek wody obmywającej jędrne szczyty jej sutków oraz zbocza jej opalonego brzucha i bioder, by zniknąć za ciemnym trójkątem między udami. Tam również jej dotknął, przeczesując palcami jej niezbyt bujne owłosienie, by poczuć, jak jej śliskie ciało otwiera się, zapraszając go do środka. Czuł się, jakby rozchylał płatki kwiatu, różowe i pełne życia, błyszczące od rosy i pożądania.
Uklęknął przed nią jak przed boginią. Otworzyła się przed nim, głodna, spragniona. Każdy jego zmysł skupiony był na niej. Czuł zapach jej pożądania, widział skórę ciemniejącą od napływającej krwi, pod opuszkami palców czuł drżenie, a do jego uszu docierały ciche jęki. Błagała go, by jej posmakował. Zaczął powoli lizać jej maleńki pączek.
Och! Jak bardzo go wtedy pragnęła.
Rozsunęła jeszcze szerzej nogi, złapała go za włosy i przyciągnęła bliżej.
– Błagaj – wyszeptał w jej skórę.
– Błagam, Caleb. Błagam, liż mnie.
Posłuchał i dał jej jedno, długie liźnięcie po rozchylonych płatkach.
– Proszę, jeszcze. Proszę – zaszlochała.
– Powiedz, że chcesz, bym wylizał twoją cipkę.
Szarpnęła go mocniej za włosy.
– Caleb! – zawołała.
– Powiedz to. Chcę usłyszeć, jak mówisz sprośne rzeczy.
Zawahała się. Jej biodra zakołysały się w stronę jego ust, ale nie dał jej nic prócz pocałunków samymi ustami.
– Proszę, Caleb. Wy-wyliż moją… cipkę.
Nic i nigdy bardziej go nie podniecało. Rozsunął jej nogi szeroko, opierając uda o swoje ramiona, a potem przycisnął twarz do jej cipki. Czy ją lizał? Raczej pożerał.
Ból najwyraźniej przestał być dla niej problemem, bo kołysała się i wyginała przy jego chciwych ustach. Jej dłonie przytrzymywały jego głowę, przyciskając ją mocniej, domagając się więcej i więcej, choć dawał jej tak wiele.
Kiedy wreszcie doszła, jej cipka zassała jego język. Mokre, pulsujące, trzepoczące ciało. Jej soki wypłynęły do jego ust, a on nie tylko wypił ten pyszny nektar, lecz próbował też wycisnąć go więcej z jej ciała jeszcze długo po tym, jak poprosiła go, by przestał.
Ale to było wtedy, a teraz to co innego.
Caleb westchnął ciężko, sfrustrowany takim obrotem spraw. Bardziej niż zachowanie Kotka martwiła go perspektywa zbliżającej się wizyty Rafiqa. Próbował wcześniej się do niego dodzwonić, kiedy Kotek się ubierała i czesała włosy, ale nie doczekał się odpowiedzi. Caleb mógł tylko zgadywać, czy Rafiq zdążył już wyruszyć w drogę czy po prostu go ignorował. Miał nadzieję, że chodzi o to drugie. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował po niewątpliwie bardzo długiej i męczącej podróży samochodem, była konfrontacja z Rafiqiem.
Łączyły ich relacje bardziej niż skomplikowane. Rafiq był kiedyś dla Caleba opiekunem, przyjacielem. A teraz? Rafiq nazywał go swoim bratem, ale był kimś znacznie więcej. Miał w swoich rękach władzę nad Calebem, z czym ten nigdy nie czuł się komfortowo. Caleb jako nastolatek był trudny. Po zabiciu Narweha zostało mu mnóstwo strachu, który zmienił się w gniew. Zdarzały się momenty, kiedy się kłócili, a wtedy dostrzegał w Rafiqu rzeczy, których nigdy nie chciał zobaczyć.
Rafiq nie powstrzyma się przed niczym na drodze do osiągnięcia swoich celów. Wszystkich dało się zastąpić; każdy mógł zostać poświęcony dla sprawy. Gdyby stało się to konieczne, Rafiq mógłby zabić też Caleba, więc musiał być przygotowany, by uderzyć pierwszy. Istotą ich współpracy było to, że żaden nie czerpałby przyjemności z pozbycia się tego drugiego.
Jadąc przez wąskie uliczki, Caleb rozmyślał o tym, co zrobi, jeśli Rafiq wyjdzie im na spotkanie w Tuxtepec. Zacisnął mocniej palce na kierownicy. Przecież doskonale wiedział, co zrobi i właśnie na tym polegał problem.
Przygotuje ją.
– Podróż zajmie nam cały dzień i jeszcze część jutra.
Poluźnił chwyt na kierownicy i odchylił się w fotelu. Powinien przestać traktować ją tak łagodnie. Dziewczyna musi stać się twardsza; on sam wiedział najlepiej, że brutalna rzeczywistość potrafi szybko otrzeźwić nawet największego optymistę. Pierwszym krokiem było przekazanie Livvie prawdy na temat jej przyszłości, ale teraz musiał zrobić krok dalej. Musiał sprawić, że zrozumie. Dla nich dwojga nie było żadnej przyszłości.
– Sugeruję, żebyś wykorzystała ten czas na zastanowienie się nad powagą twojej sytuacji. Wybaczam ci ucieczkę, ale tylko dlatego, że los już cię za nią pokarał. – Caleb nie odwracał wzroku od drogi; nie zamierzał pokazywać po sobie, że wie, jak ją tymi słowami rani. Echo jej bólu wydawało się przetaczać po jego ciele. A przynajmniej w to chciał wierzyć: że to echo.
Przypomniał sobie dotyk jej ust na bliznach. Dziewczyna całowała moje blizny, a ja naznaczyłem ją jej własnymi.
– Nadal zamierzasz wykonać plan? – zapytała głosem pełnym bólu, ale też gniewu i determinacji.
Powtarzał sobie raz po raz: ona już knuje zemstę. Nigdy nie żywiła do ciebie żadnych uczuć. Jeśli będzie wystarczająco często to sobie wmawiał, wreszcie przyjmie to za prawdę. Dlatego powtarzał te słowa jak mantrę. Ona tobą pogrywa. Czeka tylko na moment, kiedy będzie mogła się ciebie pozbyć.
– Nigdy nie powiedziałem, że nie zamierzam, Kotku. Niczego ci nie obiecywałem – odparł Caleb ostrym, nieugiętym tonem.
Musiał ostatecznie pogrążyć wszelkie jej nadzieje na ich wspólną przyszłość. Tylko w ten sposób popchnie sprawy do przodu i zapewni jej przetrwanie. O twoje przetrwanie też tu chodzi.
Caleb spodziewał się w każdej chwili odgłosów płaczu. Tak wyglądał ich taniec: ona z nim walczyła, on ją ranił, ona płakała… on czuł się jak gówno. Zaskoczyło go, gdy odpowiedziała hardo:
– Obiecałeś mi, że jeśli będę słuchać twoich poleceń, zawsze lepiej na tym wyjdę. Nadal w to wierzysz, Caleb? Naprawdę myślisz, że w seksualnej niewoli będzie mi lepiej?
– Tego już nie cofniesz – oznajmił.
– Pierdol się – rzuciła.
Oprócz wyrzutów sumienia palił go jeszcze gniew. Obiecał jej coś, owszem, ale nie to, co jej się wydawało.
– Zamierzam nauczyć cię, jak to przetrwać. Moim celem od początku było zapewnienie ci tego, czego potrzebujesz. W tym sensie tak, obiecałem ci coś – syknął. – I obietnicy dotrzymam. Ale złożyłem też inne obietnice komuś, kto zasłużył na moją lojalność.
– Czy ja też mam zasłużyć na twoją lojalność, Caleb? – zapytała szyderczo. – Dlaczego? A co z moją lojalnością? Co ty zrobiłeś, żeby na nią zasłużyć?
Caleb zacisnął szczęki.
– Jesteś gorszy do tamtych bandziorów – prychnęła, a jej ciało napięło się, gotowe do ataku. – Oni przynajmniej wiedzieli, że są potworami. A ty jesteś żałosny! Jesteś potworem, który wyobraża sobie, że jest kimś innym.
Caleb poczuł, jak wzdłuż jego kręgosłupa wędruje fala gorąca i rozlewa się aż po palce. Zacisnął je na kierownicy, aż mu knykcie zbielały. Odruchowo chciał dziewczynę uderzyć; uwolnić rękę i wymierzyć Kotkowi policzek. Tylko co by tym udowodnił? Jedynie to, że miała rację, co oczywiście było prawdą. Tylko prawdziwy potwór mógłby zrobić to, co on zrobił. Tylko potwór mógłby mieć takie instynkty, tylko potwór mógłby pozostać obojętny na swoją naturę albo próbować ją racjonalizować.
– Wiem, kim jestem – powiedział spokojnie. – Zawsze wiedziałem.
Szybko otaksował ją spojrzeniem. Opadła z powrotem na fotel, ale jej spojrzenie nadal pełne było jadu.
– To właśnie ty myślisz inaczej – stwierdził Caleb. Widział, że Kotek się wzdryga. Jego słowa najwyraźniej ją uraziły, ale powiedział prawdę. Prawda bolała ich oboje. Dziewczyna widziała w nim kogoś innego, kogo uznała za lepszego. Przez chwilę on też podzielał jej życzenia. Dopiero gdy stracił to przekonanie, zdał sobie sprawę, jak wiele dla niego znaczyło. Nikt nigdy nie uważał go za człowieka zdolnego do czegoś więcej, a on właśnie skrzywdził jedyną osobę, która tak myślała.
Nie miało to większego znaczenia. Chciał powrócić do czasów, kiedy jeszcze się nie znali, kiedy jego życie było czarno-białe, a szarość nieistotna. Tęsknił za tą prostą egzystencją, wolną od moralnych dylematów, wyrzutów sumienia, wstydu, wszechogarniającego pożądania, a także najgorszego z grzechów – marzeń. Pragnął znowu móc położyć się do łóżka, wiedząc dokładnie, czego się spodziewać po przebudzeniu. Chciał, żeby Kotek zniknęła z jego życia i jego myśli.
W zamkniętej przestrzeni samochodu panowała cisza, wymowna cisza. Caleb cieszył się, że może patrzyć przez okno na znikające pod kołami samochodu kilometry, oddalające ich coraz bardziej i bardziej od wydarzeń pod prysznicem, od ich wyznań i wszelkich złudzeń co do czekającej ich przyszłości.
Po jakimś czasie wreszcie wjechali na wybrukowane, miejskie drogi. Otoczyła ich cywilizacja. Uwadze Caleba nie umknął moment, w którym Kotek się wyprostowała, a jej wzrok zaczął rejestrować wszelkie szczegóły okolicy. Podniosła zdrową rękę i przycisnęła dłoń do szyby.
Caleb przełknął głośno ślinę i zignorował zachowanie dziewczyny, patrząc przed siebie.
Słońce świeciło jasno, wypalając resztki porannego chłodu. Caleb wyciągnął rękę i włączył klimatyzację. Opuściłby szybę, gdyby wokół nie znajdowało się tylu ludzi zdolnych usłyszeć wołania o pomoc. Samochodu też będzie musiał się pozbyć, na wypadek gdyby lekarz nie dotrzymał słowa i Federalni już ich poszukiwali. Miał przy sobie kilkaset dolarów amerykańskich, a dzięki doktorkowi także kilka setek meksykańskich peso. Nie wystarczyłoby do przekupienia policjanta, ale z pewnością mieli dość, by zadowolić przeciętnego cwaniaczka sprawiającego kłopoty. Bez względu na to i tak musieli jak najszybciej dotrzeć do Tuxtepec. Caleb wjechał na rondo i wybrał zjazd prowadzący do Chihuahua. Będzie musiał się zatrzymać bliżej miasta i zdobyć wszystko, czego potrzebował.
– Nie przekonam cię do zmiany zdania, prawda? – Wypowiedziane cicho słowa sprawiły, że Caleb wrócił myślami do samochodu. Nie chciał więcej tego robić. Nie chciał więcej rozmawiać. – Nie ma już odwrotu, prawda? Naprawdę zamierzasz na to pozwolić… czyż nie?
– Spróbuj się zdrzemnąć, Kotku – powiedział drewnianym, beznamiętnym głosem. – Mamy przed sobą długą drogę.
Nie dawała za wygraną, chociaż mówiła swobodnym tonem, jakby tylko myślała na głos, nie spodziewając się odpowiedzi:
– Przyznaję… z początku myślałam… – Wzruszyła ramionami. – Naprawdę myślałam, że jesteś moim rycerzem w lśniącej zbroi. Głupie, wiem.
Jej ironiczny smutek, gdy powtarzała słowa Caleba, miał wzbudzić w nim wyrzuty sumienia. On jednak starał się ją ignorować. Nie chciał dawać dziewczynie satysfakcji i dać się wciągnąć w kolejną sprzeczkę.
– Zszokował mnie twój widok, gdy po mnie wróciłeś. Zszokowało mnie to, że… widziałam w tobie potwora. Przerażałeś mnie. Ale teraz? Teraz nie wiem już, co czuję – wyszeptała.
Caleb mocniej zacisnął jedną dłoń na kierownicy, a drugą włączył radio, zalewając wnętrze głośną muzyką.
Kotek odwróciła się w jego stronę, a jej rozmarzone spojrzenie sprzed chwili zastąpiły zmrużone oczy i zaciśnięte usta. Wyciągnęła rękę i wyłączyła radio.
– A więc tak wygląda twoja odpowiedź?
Caleb wziął głęboki wdech i spróbował pohamować gniew.
– Myślisz, że jesteś taka cwana, co? – Wybuchnął pozbawionym wszelkiej radości, protekcjonalnym śmiechem. – Naprawdę wierzyłaś, że choć przez sekundę nie zdaję sobie sprawy z tego, co właśnie próbujesz zrobić? Chcesz, żebym poczuł wyrzuty sumienia i uwierzył, że coś do mnie czujesz.
Dziewczyna skrzywiła się, zaciskając szczęki.
– Wiesz, że znalazłaś się w pułapce, i szukasz wyjścia. Próbujesz uwieść mnie swoją miłosną gierką i wyznaniami, ale to nie zadziała. – Prychnął, kiedy zobaczył, jak Kotek udaje zaskoczoną i skrzywdzoną. – Daj sobie spokój z udawaniem. Nie robi to na mnie żadnego wrażenia. Twoją grę można śmiesznie łatwo przejrzeć.
Spodziewał się po niej gniewu, szykował się na atak, ale nie docenił jej. Zamiast inwektyw Kotek zaserwowała mu zimną, wyrachowaną logikę.
– Masz rację, Caleb. Próbuję cię uwieść. Próbuję znaleźć wyjście z tej pojebanej sytuacji, którą zawdzięczam tobie. Co innego mogłabym zrobić? Co ty byś zrobił na moim miejscu?
W jej oczach nie było łez, nie było też wściekłości. Zobaczył w nich tylko prawdę, a prawda zawsze ma większą moc. I przynosi większy ból.
Caleb wiedział dokładnie, co zrobiłby na jej miejscu, ponieważ on przeżył to samo. Bywały chwile, kiedy próbował nakłonić klientów, by mu pomogli, uwolnili go i zabrali z rąk Narweha. Słyszał, jak mężczyźni kupujący jego ciało przysięgali, że go kochają. Pozwolił sobie uwierzyć w tkliwe słówka, które szeptali mu do ucha. Kiedy jednak wzięli już od niego wszystko, co mogli, zdradzali go przed Narwehem. Pamiętał dokładnie, jak serce mu się złamało, gdy Narweh powtórzył mu jego własne słowa, drwiąc z niego podczas bicia.
– Przykro mi, że jestem w tym taka kiepska. Przykro mi, że dla ciebie to jest śmieszne, ale niestety nie potrafię lepiej. Znam tylko ciebie. Może to bez znaczenia, ale wcale nie próbuję cię oszukać. Nigdy cię nie okłamałam. Kiedy poprosiłam, żebyś się ze mną kochał, nie miało to żadnego drugiego dna. I boli mnie cholernie, że uważasz inaczej, bo… – w końcu głos się jej załamał, gdy łzy zniszczyły fasadę spokoju.
Caleb poczuł panikę. Nie miał pojęcia, co zrobić. Jej słowa, jej obecność, jej ból, to wszystko wpływało na niego. Nienawidził tego. Wspomnienia, których tak długo próbował się pozbyć, teraz znowu wypłynęły na powierzchnię. Wiązały się z Livvie, wiązały się z jego cierpieniem i razem mogły pociągnąć go na dno.
Kotek wzięła drżący oddech i dzięki temu zapanowała nad sobą. Otarła oczy, odetchnęła jeszcze raz, a potem wycofała się w swoją część samochodu, znowu spoglądając na mijający ją świat. Od czasu do czasu jej broda drżała i wtedy dziewczyna znowu robiła głęboki wdech, żeby powstrzymać łzy.
Miała więcej godności, niż nawet jej się zdawało, a Caleb doszedł do wniosku, że nigdy więcej nie zasugeruje niczego innego. Żałował, że w ogóle powiedział to, co powiedział. Serce biło mu szybko, powodując pulsowanie w skroniach, od którego rozbolała go głowa. Brzuch też nie pozostał nienaruszony; czuł w trzewiach swego rodzaju bolesne mrowienie.
Miał ochotę pocieszyć Kotka, powiedzieć jej prawdę: jej próby w żadnym wypadku nie były żałosne. Wiedział jednak, że w ten sposób poważnie zagrozi swojej pozycji. Samo przyznanie się, że pragnie poprawić jej humor, było niepokojące. Mimo to myśl, że mógłby ją zranić bardziej niż do tej pory, była dla niego nie do przyjęcia.
– Kotku…
Pochyliła się i włączyła radio, a denerwujący głos spikera zagłuszył Caleba. Dziewczyna unikała jego wzroku i wróciła do gapienia się przez okno.
Caleb westchnął z ulgą. Nie miał pojęcia, co właściwie zamierzał powiedzieć. Najważniejsze było to, że przynajmniej na razie ma z głowy dalsze rozmowy. Żałował, że nie może powiedzieć tego samego o następnych dwudziestu czterech godzinach, które mieli spędzić razem na drodze.
* *
To był wyczerpujący dzień. Chociaż mieli jechać dziewięć godzin, ostatecznie podróż zajęła im dwanaście, ponieważ przez Kotka Caleb musiał często się zatrzymywać. Z powodu poobijanych żeber i obojczyka musiała raz na jakiś czas rozprostowywać kości, więc parkowali przy bocznych uliczkach. Kiedy wreszcie dotarli do miasta Zacatecas, Caleb westchnął z ulgą i uznał, że mogą zatrzymać się na noc i zażyć bardzo potrzebnego snu.
Kotek mało się odzywała w trakcie jazdy, co bardzo ułatwiło Calebowi sprawę. Zamienił luksusowego sedana lekarza na solidnego, ale wgniecionego trucka oraz trochę zakupów. Taka transakcja była dla farmera bardzo korzystna, więc nie zadawał zbyt wielu pytań, a nawet wyraźnie zignorował dziewczynę i jej siniaki.
Przespała większość drogi. Leki najwyraźniej łagodziły ból, ale powodowały też senność. Caleb cały czas trzymał przy jej fotelu butelkę wody i sprawdzał, czy regularnie ją popija.
Zacatecas było pełnych rozmiarów miastem, liczącym setki tysięcy mieszkańców, w tym wielu turystów. Caleb bardzo ostrożnie wybierał motel, w którym mieli spędzić noc. Kotek obiecała więcej od niego nie uciekać, ale gdy mijali amerykańskich turystów z rodzicami, jej wzrok mówił coś zupełnie innego. Jeśli da jej choć cień szansy, zostawi go, nie oglądając się za siebie. Zresztą wcale się jej nie dziwił.
– Muszę wziąć prysznic – powiedział w pogrążonym w ciszy pokoju. – Możesz siedzieć razem ze mną w łazience albo cię przywiążę. Wybieraj.
Kotek popatrzyła na niego ostro.
– Nie ufasz mi? – zadrwiła.
– Kiedy patrzysz na mnie w ten sposób, nie, nie ufam ci.
Usiadła sztywno na brzegu łóżka, a gniew emanował z niej jak toksyczna mgła, która miała go udusić.
– Powiedziałam przecież, że nie ucieknę. Idź wziąć ten pieprzony prysznic i zostaw mnie w spokoju.
Caleb zamknął oczy i wziął głęboki wdech, żeby się uspokoić. Znowu to samo. Cóż, równie dobrze może na nowo wprowadzić stare zasady właśnie teraz. Kiedy otworzył oczy, wzdłuż kręgosłupa przebiegł ciepły dreszcz i Caleb wreszcie poczuł się sobą. Jego wzrok padł na dziewczynę, a gdy się wzdrygnęła, uśmiechnął się.
– Wstawaj – powiedział spokojnie, ale stanowczo. Kotek patrzyła na niego przez moment i przełknęła głośno ślinę. Wyraźnie dało się zobaczyć, że jej gniew szybko przerodził się w strach.
– Caleb?
Jej głos był cichy, potulny.
– Wstawaj. Teraz.
Powoli spuściła wzrok na podłogę i podniosła się na drżących nogach. Właściwie to cała się trzęsła. Caleb wreszcie nie czuł żadnego żalu ani współczucia. Dziewczyna należała do niego i mógł robić z nią, co mu się żywnie podoba. Ta myśl działała na niego jak afrodyzjak.
– Rozbierz się – rozkazał jej, a Kotek wzdrygnęła się mimo łagodnego tonu. Z jej ust wydostał się jęk, ale wykonała jego polecenie bez wahania. Powoli sięgnęła do paska rozkloszowanej spódnicy, którą wybrał dla niej Caleb, i zsunęła ją z bioder na podłogę.
Zignorowała majtki i zamiast tego wsunęła drżące palce pod bluzkę, zaskomlała jeszcze kilka razy, ale Caleb nie zwracał na to uwagi. Boleśnie podniecony adrenaliną krążącą w jego żyłach patrzył, jak niechętnie rozpina guzik po guziku, aż do samego końca. Materiał rozsunął się na boki, ukazując kuszący kawałek skóry między nagimi piersiami. Dziewczyna posłała mu błagalne spojrzenie.
– Zdejmuj.
– Caleb…
– Nie! – warknął groźnie. – Nie tak miałaś się do mnie zwracać. Zrób tak jeszcze raz, a nie daruję ci tego.
Kotek zaczęła płakać, ale stała spokojnie.
– Tak… Proszę… nie…
– Dałem ci wybór. Jeśli nie potrafisz go dokonać, od tej pory ja podejmuję wszystkie decyzje. Zrozumiano?
Pociągnęła nosem.
– Tak… panie.
Wydawało się, że powiedziała to z bólem, ale Caleb w tej chwili miał w nosie jej ból. Ostatni raz się mu sprzeciwiła. Patrzył beznamiętnie, jak zsunęła bluzkę z ramion, a potem majtki z bioder. Stanęła naga i trzęsąc się, ale wreszcie potulna.
– Uklęknij! – warknął, żeby z lubością patrzeć, jak poddaje się jego woli. Uśmiechnął się, gdy jej kolana opadły na cienki dywan, a ręce poszybowały do piersi, żeby ukryć je przed nim. Serce mu waliło i omal nie jęknął, dotykając dłonią wzwiedzionego członka, uwięzionego pod materiałem spodni.
Ruszył powoli w jej kierunku, patrząc z sadystyczną przyjemnością, jak zamyka oczy i porusza ustami, choć nie wydaje przy tym żadnego dźwięku. Zsunął gumkę, którą związała włosy, i wypuścił długie, ciemne pukle na nagie ciało; nic nie zdołały przykryć.
– Pamiętasz, co się stało tamtej nocy, kiedy postanowiłaś wykrzyczeć moje imię? – zapytał swobodnym tonem.
Dziewczyna załkała, kiwając głową. Uniósł kosmyk jej włosów i oplótł nim swoją dłoń, z każdym następnym skrętem coraz bliżej przysuwając rękę do głowy i ciągnąc delikatnie, ale ze złowieszczą sugestią.
– Gdybym chciał, żebyś kiwała, sam bym ruszył twoją głową. Odpowiedz na głos… proszę.
Klatka piersiowa Kotka podniosła się gwałtownie pod wpływem płaczu, ale udało jej się wypełnić polecenie.
– Tak, panie.
Caleb odpiął guzik swoich spodni, czyli dżinsów zabranych od lekarza.
– Och. Nie. Proszę, nie, panie. Proszę, nie.
– Nie odzywaj się niepytana!
Kotek zacisnęła mocno wargi, milknąc.
– Oddychaj przez usta; nie chciałbym, żebyś zemdlała bez mojego pozwolenia.
Wciągnęła gwałtownie powietrze, ale nie powiedziała ani słowa.
– Jak cię wtedy ukarałem?
Wymówienie na głos odpowiedzi wydawało się dla niej równie bolesne, co fizyczne uderzenie. Dziewczyna odsunęła się od jego ręki, spanikowana, ale nie miała gdzie uciekać. Caleb pociągnął ją za włosy tak mocno, że wróciła do poprzedniej pozycji, ale nie zranił jej.
– Odpowiadaj.
– P… Pie.... Nie mogę! – załkała.
– Odpowiedz na pytanie!
– Pieprzyłeś mnie!
Caleb powoli rozsunął zamek spodni, specjalnie przeciągając ten moment, dla ich obojga.
– Tak, pieprzyłem cię. Prosto w twoją zgrabną dupkę.
Słysząc te słowa, wydała zduszony okrzyk, a jej twarz nieładnie napuchła od płaczu.
– Podobało ci się?
Pokręciła głową.
– Nie, panie. Nie.
Caleb syknął i przysunął głowę dziewczyny do swojego wzwiedzionego członka, wciąż schowanego pod bielizną, ale i tak z pewnością musiała wyczuć jego gorąco.
– Kłamczucha. Miałaś większy orgazm, niż powinnaś w trakcie kary. Wiem, ponieważ to czułem. Twoja rozgrzana dupka zaciskała się wokół mojego fiuta, błagając, żebym doszedł w tobie. Czyż nie?
Dziewczyna pokręciła głową, ale wyszeptała:
– Tak, panie.
Caleb oczami wyobraźni zobaczył serię erotycznych przebłysków. Pamiętał, jak dobrze się czuł głęboko w środku dziewczyny, gdy napierała tak na niego. Jakże łatwo byłoby znowu ją posiąść, mieć ją w każdy sposób, jaki tylko by sobie wymarzył, doprowadzając ją na wyżyny rozkoszy, aż w końcu przestanie odróżniać ból od przyjemności. Jednak teraz miał dla niej inne przesłanie.
– Jak się nazywasz?
– Kotek – zawołała bez wahania.
– Do kogo należysz?
– Do ciebie – załkała.
– Tak. Do mnie. A teraz powiedz mi, co mógłbym z tobą zrobić? – mówił naglącym tonem.
– Nie wiem!
– A właśnie, że wiesz! Powiedz mi.
– Cal…
– Ani mi się waż! Nie jestem twoim kochankiem. Nie jestem twoim przyjacielem! Kim jestem?
– Panem! Jesteś moim… Ja już nie chcę. Proszę, przestań.
– Odpowiedz na moje pytanie. Co mógłbym z tobą zrobić!
– Wszystko! Absolutnie wszystko! – załkała żałośnie.
– Tak, mógłbym z tobą zrobić wszystko. Mógłbym rzucić cię twarzą do ziemi i pieprzyć, aż nie będziesz mogła tego znieść, ale nic nie zdołasz na to poradzić. Jesteś pobitym i posiniaczonym wrakiem człowieka. Mógłbym cię zabić. Ci bandyci mogli cię zabić, ale ty nadal prowokujesz!
– Nie! Nie, panie.
– Jesteś dumna?
– Nie, panie.
– Nie?
– Tak! Tak, panie. Jestem dumna. Przepraszam!
– Czy twoja duma jest warta sytuacji, w jakiej się przez nią znalazłaś?
Caleb puścił ją i patrzył, jak kładzie ręce na podłodze i płacze z opuszczoną głową.
– Nie, panie.
Zrobił to, co sobie zaplanował.
– Właśnie tak, Kotku. Twoja duma nie jest tego warta. Nie jest warta bólu. Nie jest warta torturowania przeze mnie ani przez nikogo innego. A już z pewnością ni cholery nie jest warta twojego życia. Nie bądź głupia! Walcz tylko wtedy, gdy masz szansę wygrać, i poddaj się, gdy jesteś na z góry przegranej pozycji. Właśnie tak możesz przetrwać.
Właśnie tak możesz uniknąć zostania przywiązaną do materaca przesiąkniętego twoją własną krwią.
– Przepraszam! Proszę… po prostu przestań. Nie bądź już taki. Nie mogę tego znieść! Nie mogę znieść tego, jak w jednej chwili zmieniasz się nie do poznania! – zawołała.
Caleb zapiął spodnie i klęknął na jedno kolano, a potem wziął Kotka w ramiona. Nie opierała się. Objęła go i wtuliwszy głowę w jego szyję, zaczęła płakać, jakby wcześniej rozpaczliwie na to właśnie czekała.
– Wolę cię takiego – wyszeptała, przyciskając usta do jego skóry, raz po raz, jakby chciała go tym uspokoić, chociaż to raczej ona potrzebowała ukojenia.
– Twoje upodobania są bez znaczenia, Kotku – wyjaśnił łagodnie. Znieruchomiała, choć bez napięcia. – Tego właśnie musisz się nauczyć.
Nie mówiąc nic więcej, Caleb wziął ją w ramiona i zaniósł do łazienki. Oboje potrzebowali zmyć z siebie ten długi dzień.
Jutro rano będą mieli świeży start.