Читать книгу Złotko - C.J. Skuse - Страница 8
Środa, 3 stycznia
ОглавлениеHej ho, hej ho, do marnej pracy by się szło. W naszej księgowości pracuje nawet jeden koleś rozmiarów krasnoludka. Przez niego wszystkie włączniki światła są na wysokości metra. Obłęd.
W „Gazette” dzień jak co dzień: nuda, kawa, nuda, kawa, nuda. Do południa opowiadałam wszystkim, jak miło minęły mi święta, przepisywałam na komputerze listy z podziękowaniami dla świętego mikołaja napisane przez dzieci z miejscowej podstawówki (fascynujące zajęcie!), aktualizowałam naszą witrynę i robiłam kawę w naszym nowiutkim ekspresie za pięć tysięcy funtów (naprawdę pięć tysięcy, nie żartuję). W firmowej kuchni zauważyłam cztery nowe kubki – zapewne prezenty świąteczne, które nikomu nie przydadzą się w domu, za to w pracy i owszem, bo są czyste. Zgarnęłam ten z dinozaurami i napisem „Herbatozaur”. Każdemu według zasług.
W całym biurze jak zwykle pojawiły się noworoczne komunikaty, czyściutkie i zalaminowane. Zawierają one niezwykle cenne porady życiowe, na przykład: „Jeśli wychodzisz ostatni(a), wyłącz wszystkie światła” albo „Zmyj po sobie naczynia”. Najwięcej wisi tego w toalecie: „Prosimy wrzucać do muszli jedynie papier toaletowy”, „Jeśli zużyjesz rolkę papieru do końca, wymień ją na nową”. Znaleźć je można nawet na drzwiach wejściowych – jeden głosi: „Zostaw ten przybytek w takim samym stanie, w jakim go zastałeś / zastałaś. Dziękuję!”.
Chętnie pozawieszałabym w biurze własne komunikaty, w celach informacyjnych albo rozrywkowych. Na przykład:
„Pamiętaj, żeby podetrzeć tyłek, a poprawisz stan swoich majtek”.
„Prosimy nie trzaskać drzwiami i nie przychodzić do pracy z przeziębieniem, a przynajmniej kichać nieco ciszej – głośne dźwięki denerwują pracującą tu psychopatkę”.
„Prosimy nie przychodzić do pracy w crocsach, są one bowiem obrazą dla świata (Mike, to o ciebie chodzi)”.
„Prosimy nie wyżłopywać całego mleka (Mike, ty złodzieju, to o ciebie chodzi. Kto inny pije dziennie sześć cappuccino, a na lunch robi sobie płatki?)”.
„Prosimy nie jeść przy biurku nachosów serowych ani smażeniny – od tego zapachu wszystkim chce się rzygać”.
„Prosimy nie opowiadać Rhiannon Lewis szczegółów swojego weekendu. Pytała tylko z grzeczności”.
Na razie autorką wszystkich komunikatów jest Gulpia Idiotka, czyli Claudia Gulper, szef naszego działu. Wiem, bo tym samym markerem podpisuje swoje pudełka w firmowej lodówce. Zostałam dziś po godzinach, żeby pomóc jej z artykułem o defraudacji pieniędzy na budowę elektrociepłowni, za który spodziewa się dostać jakąś wielką nagrodę (nic z tego nie będzie). Poprosiłam, żeby spojrzała na mój autorski tekst o fali przestępstw związanych ze sprzedażą narkotyków; przedyskutowałyśmy moją teorię, że sklep z odzieżą damską o nazwie Wyskokowa pełnił funkcję miejscowego centrum dystrybucyjnego. Pomyślałam, że trochę tym zaplusuję.
Głupia ja.
Lubiłam Claudię przez jakieś pięć minut, kiedy zatrudnili mnie w „Gazette” jako recepcjonistkę. Teraz jednak traktuje mnie jak pracownika przymusowego. Kazała mi przepisać na stronę setki śmiertelnie nudnych artykulików z cyklu „W skrócie”, zrobić wywiad z półgłuchymi małżonkami świętującymi pięćdziesięciolecie wspólnego pożycia, a raz nawrzeszczała na mnie przy wszystkich za to, że opuściłam trzy średniki, podając wyniki biegu przełajowego. Innymi słowy, milion razy miałam przez nią ochotę wyskoczyć przez okno. Już dawno stwierdziłam, że Claudia jest wszą łonową na dupie szatana. Cieszę się, że trzecia seria in vitro nie zadziałała i mąż ją zostawił. Żadne dziecko nie zasługuje na taką matkę.
Kiedy wróciłam do domu, Craig stał przy kuchni (zapędziły go tam wyrzuty sumienia z powodu romansu, bez dwóch zdań). Przyrządził domowej roboty kluski i pesto. Na śniadanie zjadłam tylko jabłko popijane kawą, a na lunch sałatkę, więc wgryzłam się w to z apetytem.
Lepiej mieć niż nie mieć, prawda? Nawet jeśli ma się byle co. A kiedy się zostanie bez drugiej połówki, natychmiast zaczynają się pytania. Ludzie męczą cię non stop. Znajdziesz chłopaka – i jak ręką odjął. Stały związek daje poczucie bezpieczeństwa, a inni ludzie też są zadowoleni, bo nie muszą już organizować ci randek w ciemno i martwić się o twoje samopoczucie.
Pewnie powinnam go zostawić. Zaserwować mu kanapkę z psią kupą albo wyciąć dziurę w kroku we wszystkich jego spodniach i zabrać się stąd.
Ale życie nie jest takie proste. Craig pracował dla taty, a po jego śmierci przejął całą firmę budowlaną. Łączy nas wspólna historia. Do tego to on płaci większość rachunków i bez protestów toleruje wszystkie moje dziwactwa: to, że źle znoszę gwałtowne hałasy i powtarzające się dźwięki, że czasem potrzebuję posiedzieć sama i że nie pozwalam nikomu dotykać swojego domku dla lalek. Który facet by ze mną wytrzymał?
W łóżku Craig zbiera różne recenzje. Kiedy ma lepszy dzień, jest nieźle. Żadnych orgazmów jak z filmu, ale narzekać też nie ma na co. A kiedy jest gorzej, przynajmniej nie trwa to długo. Dochodzi i idzie spać. Próbowaliśmy nawet trochę eksperymentować (Craig nosił moje majtki i robił mi minetę w nocnym autobusie; ja trzymam w komórce jego rozbierane foty), a kiedy jesteśmy z wizytą u jego rodziców i oni zasną przed telewizorem, czasami zakradamy się na górę i kopulujemy w ich sypialni. Całkiem to lubię, bo do seksu dochodzi wtedy element ryzyka. Ale ogólnie rzecz biorąc, nasze pożycie zrobiło się przewidywalne jak serial po sześciu sezonach. Wiem, gdzie powędruje jego język, kiedy życzy sobie, żebym była na górze, albo ile czasu wszystko zabierze. Nudzę się, nawet o tym pisząc. Próbowałam namówić go na nowe pozycje, ale trudno jest dołączyć coś do repertuaru, jeśli program trwa średnio cztery minuty i trzydzieści siedem sekund.
Raz zaproponowałam dogging. Myślał, że żartuję.
– Co z ciebie za perwers?! – powiedział.
Czemu wszystko musi być takie skomplikowane? Przyznam, że czasami pragnę normalności, spokoju, rodziny – mieć koło siebie drugiego człowieka, wygodną kanapę i wesołe kwiatki rosnące cicho w doniczkach na balkonie. A czasami chce mi się tylko zabijać. Patrzeć, jak coś ginie. Wyniki psychotestu w sumie to potwierdziły.
„Czy trudno ci nawiązywać z ludźmi więzi na poziomie emocjonalnym?”
Jasne, że tak. Nie spotkałam jeszcze człowieka na moim poziomie emocjonalnym. Jakaś część mnie chce przypomnieć sobie, co to znaczy miłość. Wiem, że kiedyś to uczucie nie było mi obce. Ciekawe, czy jest podobne do tego, co czuję, odbierając komuś życie; mam wtedy wrażenie, jakby restartowały się wszystkie receptory nerwowe w moim ciele. Czy także myśli się o tym cały czas? Czy czuje się ten sam głód, tę samą potrzebę, do której pokonania trzeba całej siły woli? Raz po raz odtwarzam z pamięci incydent przy kanale – odgłos pękającej skóry, kiedy nóż oparł się o jego penisa. To, jak się bronił. Kolor jego krwi. Uderzenia, które spadły na moją głowę. Różnicę w konsystencji poszczególnych warstw: skóry, ciała, mięśni. To, jak stałam na moście, czekając, aż woda się wygładzi, a jego ciało wypłynie plecami do góry. Ucisk, który czułam w piersi, odkąd dowiedziałam się o romansie Craiga, jakby zelżał.
Czy to właśnie jest miłość? Czy „kocham” zabijać? Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że chcę to powtórzyć. I żeby następnym razem wszystko trwało dłużej.
Pani Whittaker, nasza sąsiadka kleptomanka, zapukała do nas o 21.30, kiedy wracała od siostry, która mieszka w Maidstone. Pytała, czy nie potrzebujemy na jutro opiekunki dla Tink. Craig powiedział, że będzie pracował tylko do południa i że może zabrać psa ze sobą. Ja leżałam na kanapie, udając, że śpię, i obserwując ją spod koca. Cały czas zerkała do naszego salonu, zapewne licząc na to, że uda jej się wejść i zwinąć więcej kamieni z doniczek albo chociaż zszywacz. Jest w pierwszym stadium alzheimera, więc nawet nie możemy się awanturować.
Około ósmej pojechałam do domu rodziców. Craigowi powiedziałam, że idę na drinka z OKUNDaMiSiami. Julia nie ucieszyła się na mój widok. Zostawiłam jej tylko dwa z trzech batonów, które ze sobą przyniosłam – marsa i snickersa. Pokój był w takim stanie, że na bounty nie zasłużyła.
Nie mogę się doczekać, kiedy ją zabiję.
Zważyłam się przed snem. Przez święta przybyło mi dwa kilo, a wczorajsza głodówka nic nie dała.
Pierdolę, jutro na śniadanie robię sobie bajgle.