Читать книгу Dlaczego, mamo? - Daria Skiba - Страница 12
10. Arek
Оглавление„Skup się, człowieku” – powtarzałem sobie. Cały czas udawałem, że wypełniam jakieś dokumenty, chociaż tak naprawdę nie potrafiłem zebrać myśli. Gdy ta dziewczyna weszła do gabinetu, zamurowało mnie. Była bardzo blada i obawiałem się, że zaraz zemdleje, ale była chyba po prostu przestraszona. Zdziwiłem się, że tak młoda osoba przyszła tutaj sama, i to w tak zaawansowanej ciąży. Zazwyczaj trafiały do nas kobiety w pierwszym trymestrze, kiedy ich ciąże były zagrożone lub stwierdzano jakieś nieprawidłowości. Ale ona była inna…
– Przepraszam, już się panią zajmuję. – Co ja bredziłem? – To znaczy… yyy… Jeszcze raz dzień dobry. Nazywam się Arkadiusz Górski, zastępuję dziś doktora Tokarskiego. Niestety rozchorował się, dlatego też jestem tutaj dzisiaj za niego. Ale to chyba nie jest aż takie ważne, bo przecież tu o panią chodzi. Tak że ten… – Powinienem wziąć się w garść, bo bredziłem trzy po trzy.
– Dzień dobry – odpowiedziała ta naprawdę piękna dziewczyna, która prawdopodobnie miała mnie już za niezrównoważonego.
Kiedy tylko weszła do gabinetu lekarskiego, od razu rzuciły mi się w oczy jej niesamowicie bujne kasztanowe włosy. Były niemalże wszędzie, jakby na moment przesłoniły mi cały świat. Długie, gęste i kręcone, a pośrodku nich drobna twarz, zmęczona krótkim życiem. Zaniemówiłem z wrażenia na jej widok. Tak długo wpatrywałem się w jej twarz, że przez ułamek sekundy zapomniałem, w jakim celu tutaj weszła. Dopiero po chwili mój wzrok zsunął się niżej, przez mały nosek, różowe, wydatne usta, dekolt, nad którym chciałem zatrzymać się na chwilę dłużej, aż dostrzegłem pękaty brzuch, dobitnie świadczący o zaawansowanej ciąży. Wtedy dotarło do mnie, co tak naprawdę się działo. Musiałem chwilę ochłonąć, zanim podjąłem rozmowę z pacjentką.
– Pani…
– Marlena Kalicka.
– Tak, tak. Oczywiście.
To było głupie! Przecież miałem jej kartę tuż przed nosem. Choć odrobinę pustą. Niestety w naszej klinice Marlena pojawiła się po raz pierwszy. Chociaż może to jednak dobrze?
– Zatem, pani Marleno, proszę mi powiedzieć, co panią do mnie sprowadza?
– Na ostatniej wizycie kontrolnej okazało się, że moje dziecko prawdopodobnie ma zbyt krótkie kości długie. Zalecono mi echokardiografię płodu w celu wykluczenia ewentualnych chorób genetycznych.
– Rozumiem. Który tydzień?
– Trzydziesty czwarty – odpowiedziała i spuściła głowę, jakby się tego wstydziła.
Była piękna i młoda. No, może trochę za młoda, ale z całą pewnością miała szansę być wspaniałą matką. Jej facet musiał być szczęściarzem.
– Serdeczne gratulacje, mąż musi szaleć z radości.
Ta rozmowa schodziła zdecydowanie na złe tory. Dlaczego nie mogłem po prostu trzymać się schematu przeprowadzania wywiadu z pacjentami?
– Nie mam męża – wydukała.
– Oczywiście, zatem partner…
– Jego też nie mam. Możemy przejść do badania?
Ta rozmowa zdecydowanie obrała niewłaściwy kierunek…
– Tak, tak, już. Proszę tędy – powiedziałem, wskazując dłonią drzwi, za którymi znajdował się gabinet z fachowym sprzętem.
Poinstruowałem Marlenę, aby położyła się na leżance i odkryła brzuch. Nie mogłem jednak skupić się na wykonywanych czynnościach. Informacja o tym, że ta dziewczyna nie miała partnera, mocno mnie zdziwiła. A może po prostu się pokłócili? W końcu kobiety w ciąży to chodzące bomby hormonalne, nigdy nie można być pewnym, kiedy wybuchną.
– Pani Marleno, przebieg badania jest w pani odczuciu identyczny jak zwykłe USG. Naniosę odrobinę żelu na skórę i za pomocą głowicy będę odczytywał obraz. Podczas badania nie będę pani opowiadał, co widzi pani na monitorze na wprost. Domyślam się, że miała pani już kilka badań, my skupimy się na konkretnym problemie, a dokładniej na jego wykluczeniu. Jest pani gotowa?
– Tak, proszę zaczynać. Chcę mieć to już z głowy.
– Wszystko dobrze?
– A jak pan myśli, panie doktorze? – odpowiedziała Marlena ze wzrokiem utkwionym we mnie. W oczach miała złość i… ból?
Zlękniony wyraz jej oczu sprawił, że aż ścisnęło mnie za serce. Nie mogłem jednak teraz o tym myśleć. I tak zdecydowanie się zagalopowałem.
– No dobrze, pani Marleno – zacząłem kilka minut później. – Dokładnie przeanalizowałem każdy obraz i już cokolwiek mogę powiedzieć. Ile ma pani wzrostu?
– Metr sześćdziesiąt.
– Dobrze, a ojciec dziecka?
Starałem się nie patrzeć na dziewczynę. Wiedziałem, a raczej czułem, że nie chciała się wdawać w rozmowy o nim. Niektóre pytania jednak w konkretnej sytuacji musiały paść, a już z całą pewnością w tej.
– Nie wiem dokładnie. Może metr siedemdziesiąt pięć? Raczej nie więcej.
– To by się zgadzało. Wie pani, faktycznie te kości długie są odrobinę za krótkie, ale na tym etapie ciąży mieszczą się jeszcze w wartościach granicznych. Ale nie będę opowiadał teraz o cyferkach, bo raczej nie to panią interesuje, mam rację?
Skinęła głową. Wyglądała na odrobinę uspokojoną, choć wciąż zlęknioną.
– Nie mogę powiedzieć na sto procent, ponieważ pewności nigdy nie mamy… Może nie pracuję jeszcze w zawodzie długo, ale… – Teraz cały czas starałem się patrzeć w te przestraszone zielone oczy, które oczekiwały odpowiedzi, że wszystko będzie dobrze. – …pani Marleno, najprawdopodobniej córeczka będzie po prostu niska i… piękna po mamie. O, proszę spojrzeć na to zdjęcie. – Pokazałem Marlenie jeden z wydruków, po czym kontynuowałem: – Z profilu już jest do pani podobna, prawda?
Uśmiechnąłem się do niej, a na twarzy dziewczyny wreszcie zagościł spokój. Tylko czy miał on już trwać wiecznie? Prawdopodobnie był to dopiero początek wszystkiego…