Читать книгу Dlaczego, mamo? - Daria Skiba - Страница 3

1. Marlena

Оглавление

Grudzień 2010

To nie mogła być prawda! Przecież to był na pewno sen, z którego, choć bardzo chciałam, nie mogłam się obudzić. Byłam pewna, że w końcu do mojego małego pokoju wejdzie mama, z wałkami na włosach, otulona szczelnie szlafrokiem, i jak każdego ranka, pokrzykując, uwolni mnie z objęć Morfeusza.

W moim śnie siedziałam na posadzce w szkolnej toalecie, obejmując rękoma nogi, i bujałam się w tył i w przód. Czekałam, aż nadejdzie świt, a ja w końcu wyrwę się z tego obłędu, który coraz bardziej mnie pochłaniał. Takie rzeczy działy się tylko w amerykańskich filmach. To właśnie w nich młode dziewczyny okazywały się głupie i naiwne, a jedna sytuacja potrafiła wywrócić ich życie do góry nogami. Czy właśnie to mogło spotkać i mnie? Całe życie ślepo wierzyłam, że mnie nigdy nie przytrafi się nic… takiego! Tylko dlaczego wciąż nie słyszałam słów mamy: „Marlena, wstawaj już! Grzanki masz na stole, herbatę w termosie. Jestem u siebie, ale nie wchodź”. Dlaczego wciąż nie przyszła mnie obudzić?

Nagle usłyszałam stukanie do drzwi.

– Mama? – zapytałam z nadzieją w głosie.

Już chciałam się poderwać z zimnej posadzki i rzucić w jej ramiona, kiedy do moich uszu dotarły zupełnie inne słowa niż te, na które z utęsknieniem czekałam.

– Jaka mama, dziewczyno? Oszalałaś? Wyłaź z kibla, siedzisz tu całą przerwę!

To była Sylwia? Trudno mi było w to uwierzyć.

Z moich oczu ponownie wylał się potok łez, nad którymi już nie panowałam. Co ja najlepszego narobiłam? Jak się z tego wytłumaczę i co powiem matce? Ojciec mnie zabije. Nie, nie mogę! Nie mogę nikomu się przyznać… Muszę jak najszybciej porozmawiać z Krystianem. Przecież mnie kocha, na pewno coś zaradzi. Jest mądry, będzie wiedział, co robić.

Dłużej nie zastanawiając się, wybiegłam ze szkolnej toalety, potrącając po drodze Sylwię i jej przyjaciółeczki. Usłyszałam jeszcze, jak za mną wołały i rzucały pod moim adresem soczyste epitety, jednak nie miało to żadnego znaczenia. Jak najszybciej musiałam dotrzeć do mojego chłopaka.

Krystian był typem szkolnego lidera. Kochały się w nim wszystkie dziewczyny, ale on wybrał mnie. Nigdy nie zapomnę dnia, w którym poprosił mnie podczas szkolnej dyskoteki do wolnego tańca. Stałam sama pod ścianą, bo moja najlepsza kumpela, Olka, w ostatniej chwili się rozchorowała, a kuzynka Wiolka jak zawsze znalazła dziwną wymówkę, by nas wystawić. Miałam się powoli zbierać do domu, kiedy światła przygasły, a z głośników popłynęły pierwsze dźwięki Dilemma w wykonaniu Nelly’ego i Kelly Rowland. Kierowałam się w stronę wyjścia, kiedy poczułam, że ktoś złapał mnie za rękę. Spojrzałam na nią i już wtedy wiedziałam, kto stał przede mną. Poniżej kciuka widniała wytatuowana literka S, oznaczająca imię Samanta. To była siostra Krystiana, która cztery lata wcześniej zginęła tragicznie, w wypadku samochodowym, jadąc z grupą na zawody cheerleaderek. Były dwie ofiary śmiertelne – ona i trenerka dziewczyn. Krystian do dzisiaj nie wybaczył sobie śmierci siostry. Choć tak naprawdę nie mógł nic zrobić, by ją uchronić, obwiniał właśnie siebie. Tuż przed wyjściem Samanty z domu rodzeństwo bardzo się pokłóciło o jakąś pierdołę. Kto mógł przypuszczać, że tego dnia widzieli się po raz ostatni?

Na dyskotece, kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, przeszły mnie ciarki. Czułam mrowienie wzdłuż całego kręgosłupa i gdyby nie fakt, że wszystkie światła były przygaszone, mój ideał dostrzegłby wypieki na mojej twarzy. Marzyłam o nim każdego dnia i każdej nocy od momentu, gdy zjawił się w naszej szkole. Zapytał mnie o coś, jednak muzyka zagłuszyła jego słowa. Kiwnęłam tylko głową, co – jak się później okazało – było zgodą na zaproszenie do tańca. Krystian sprawnym ruchem przyciągnął mnie do siebie, objął ramionami i wyszeptał: „Nie mogłem się doczekać, aż cię dotknę”. Ponownie przeszedł mnie dreszcz. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i usłyszałam bicie serca. Jego rytm zdecydowanie przyspieszył. Tę chwilę miałam zapamiętać na zawsze…

– Krystian! Krystian, to ja, Marlena. Wpuść mnie, proszę!

Dobijałam się do jego drzwi, chociaż nie miałam pewności, czy był w domu. Wiedziałam tylko, że tego dnia nie dotarł do szkoły. Tak bardzo liczyłam na to, że zaraz mnie przytuli i jak za dotknięciem magicznej różdżki rozwiąże wszystkie moje problemy. Chciałam, żeby doradził mi coś mądrego. Potrzebowałam też zapewnienia, że wszystko będzie dobrze. Przecież musiało być!

Nie zauważyłam momentu, kiedy drzwi się uchyliły i wyjrzała zza nich starsza kobieta w kuchennym fartuchu.

– Dzień dobry, pani Helenko. Czy zastałam Krystiana?

– A dzień dobry, dzień dobry, moje dziecko. Wejdź, wejdź. Krystianka nie ma, poszedł mi do sklepu po mąkę, bo mi zabrakło do szarlotki, ale niedługo powinien być. Oj, już nie te lata. Kiedyś bym sama pobiegła, pogadała po drodze z Miecią i wróciła szybciej niż ten nasz Krystianek, a jego dobre pół godziny nie ma. Napijesz się czegoś, kochaniutka? – spytała babcia mojego chłopaka, która była chyba najukochańszą osobą, jaką znałam. Na wszystko zawsze potrafiła znaleźć odpowiednie rozwiązanie.

Podobno kiedy babcia Helenka budziła się rano, mówiła sobie zawsze te same słowa: „Ten dzień będzie piękny, dlatego że się obudziłam. Wszelkie problemy schowam w kieszeń, by wieczorem na zawsze o nich zapomnieć”. Gdyby tylko tak się dało. Decyzje, które podejmujemy w chwili słabości, wpływają na całe nasze życie. I nie tylko nasze… Nieprzemyślane słowa ranią najbardziej, a wyrządzone krzywdy trudno wyprostować.

– Nie, nie, dziękuję. Ja tylko chciałam… Przepraszam, ja… Ja już pójdę. – Odwróciłam się na pięcie i uciekłam tak szybko, jak tylko potrafiłam.

Babcia Krystiana próbowała mnie jeszcze zatrzymać, wołając za mną, ale bezskutecznie. Tym razem nie mogła mi pomóc. Jedyne jej słowo, które zrozumiałam, a które nieustannie brzęczało mi w myślach, to „dziecko”. Dziecko, dziecko, dziecko…

– Dlaczego?! – wykrzyczałam sama do siebie, gdy dobiegając do parku, padłam na kolana przy jednej z ławek.

Był mroźny dzień i choć wszystko przykryte było białym puchem, a parkowe alejki odróżnić można było tylko po tym, że leżący na nich śnieg był mocno ubity, nie zważałam na to. Mogłam zapaść się nawet pod białą pierzyną, sięgającą pasa, tak by nikt nie mógł mnie znaleźć. Nie widziałam dla siebie przyszłości ani odpowiedniego rozwiązania.

– Marlena? Co ty, do cholery, wyprawiasz? – nagle doszły mnie słowa wypowiedziane przez mężczyznę, którego tak bardzo pragnęłam usłyszeć. Marzyłam jedynie o tym, by zatopić się w jego ramionach, równie mocno, jak za pierwszym razem. – Marla, co jest?

Poczułam, jak jego silne ręce złapały mnie za ramiona i pociągnęły w górę. Ledwo trzymałam się na własnych nogach. Krystian nieznacznie odsunął się i zlustrował mnie od stóp do głów. Widziałam w jego oczach zażenowanie, gdy na mnie spoglądał. Musiałam wyglądać fatalnie. Do teraz nie zdawałam sobie sprawy z tego, co się ze mną dzieje. Właściwie nie wiedziałam, ile czasu spędziłam w parku. Spodnie praktycznie całkiem mi przemokły, więc trochę tam prawdopodobnie siedziałam. Wzrok Krystiana przeszył mnie na wskroś i wtedy dotarło też do mnie, że jest mi niezmiernie zimno. Powoli zaczynałam się trząść, choć nie do końca byłam pewna, czy to z powodu chłodu, czy emocji, które mną targały.

– Nic nie powiesz? – Krystian pierwszy się odezwał, a ja wciąż nie wiedziałam, jak zacząć tę rozmowę. Byłam pewna tylko tego, że jak najszybciej powinnam go uświadomić.

– Kochanie, nie wiem, jak ci to powiedzieć. Bo wiesz…

– Co wiem?

– Nie denerwuj się. Musimy porozmawiać.

– Świetnie się składa, bo też chcę z tobą porozmawiać. Ale może ty zacznij. – Krystian włożył rękawiczki, odgarnął śnieg ze stojącej tuż obok ławki i wskoczył na nią, siadając na jej oparciu. – Siadasz?

– Dzięki, postoję. Chcesz rozmawiać… tutaj? – Odwlekałam moment wyznania prawdy, który nieuchronnie oznaczał moją zgubę. Choć czy ten moment nie nastąpił już wcześniej?

– A dlaczego nie? Że niby jest ci nagle zimno? Przed chwilą tarzałaś się w śniegu. Kto wie, co byś robiła, gdybym przechodził tędy trochę później albo wcale – dodał po chwili.

– Szukałam cię.

– Pod ławką? Dobry żart.

– Byłam w twoim domu, ale cię nie zastałam.

– No, patrz… Jestem. Możesz w końcu wydusić z siebie, o co ci chodzi. Chcesz mnie zostawić, tak?

Jego twarz napięła się i nie mogłam z niej nic odczytać. Zero uczuć, brak jakichkolwiek emocji. Nie ułatwiał mi tego zadania ani trochę. Liczyłam na to, że gdy się spotkamy, przytuli mnie mocno, a ja wyszeptam mu na ucho najważniejsze słowa, jakie mógłby kiedykolwiek ode mnie usłyszeć.

– Krystian, kochanie, będziemy rodzicami – powiedziałam na jednym wydechu, po czym, przysięgam, przestałam oddychać.

Sekundy dłużyły się niemiłosiernie, a ja nie mogłam pozbyć się wrażenia, że ta rozmowa nie trwała pięć minut, a całe lata. Jakby czas stanął w miejscu w oczekiwaniu na reakcję mężczyzny mojego życia. Byłam przerażona, nie wiedząc, czy zaraz porwie mnie w swoje ramiona, czy urządzi trzecią wojnę światową. A on… po prostu milczał, co tylko potęgowało moje zdenerwowanie.

– Żartujesz? – To jedyne słowo, które usłyszałam od swojego partnera.

Nawet nie drgnął, wciąż siedząc na oparciu parkowej ławki.

– Nie, nie żartuję.

– Jesteś pewna? Robiłaś test?

– Trzy razy.

– I…?

– Jestem w ciąży, nie dociera?! Po pierwszym teście druga kreska była bladoróżowa, jednak już po trzecim jeszcze chwila, a zrobiłaby się bordowa! Krystian, jestem w ciąży, a ty będziesz ojcem.

– Bladoróżowa? Jaka kreska? Jesteś pewna, że kupiłaś odpowiedni test?

– Nie rób ze mnie idiotki! – nie wytrzymałam.

Po policzkach spływały mi pierwsze łzy. Nie miałam zamiaru ich powstrzymywać. Krystian był w to tak samo zaangażowany, jak ja. Sama sobie dziecka nie zrobiłam. Za kogo on mnie miał?

– Nie wierzę, nie nabierzesz mnie na taki numer. Zabezpieczaliśmy się! Przyznaj się, przyprawiłaś mi rogi?

Wkurzył się na poważnie. Zeskoczył z ławki i podszedł bardzo blisko mnie. Czubkiem nosa praktycznie dotykał mojego czoła, patrząc na mnie z taką nienawiścią, jakbym zrobiła mu coś złego.

– Co ty wygadujesz? Jesteś moim jedynym facetem, Krystian. Wiesz, że cię kocham i nigdy z nikim więcej nie spałam. Jesteś tylko ty!

– Wytłumacz mi więc, jak to jest możliwe, skoro się zabezpieczaliśmy.

– Żadne zabezpieczenie nie daje stuprocentowej pewności, że…

– Dziewczyno! Czy ty słyszysz własne słowa? Trzeba było o tym pomyśleć, zanim dałaś mi dupy! – Wykrzyczał mi te słowa prosto w oczy, po czym obszedł mnie i ruszył w kierunku swojego domu. – Mnie albo innemu.

– Zaczekaj! Dokąd idziesz?!

– Do domu, babcia na mnie czeka.

– Babcia?! A ja? Ja już się nie liczę? Będziemy mieli dziecko, czy ci się to podoba, czy nie!

Krystian odwrócił się i ponownie zbliżył, znów taksując mnie spojrzeniem, którego miałam nie zapomnieć do końca życia. Jeszcze wczoraj mówił mi, jak bardzo mnie kocha, a dziś w jego oczach widziałam tylko nienawiść. Jakby w jednej chwili chciał rozbić moje serce na tysiąc drobnych kawałków. Zresztą tak właśnie się czułam… Wykorzystana, oszukana i tak cholernie… brudna.

– Posłuchaj, ja też ci chciałem dzisiaj coś powiedzieć. Tak się składa, że z nami koniec. Nie kocham cię. A teraz wybacz, idę pomóc babci przygotować szarlotkę. Wieczorem ma wpaść Klaudia. – Wypowiadając ostatnie zdanie, szeroko się uśmiechnął.

Każde jego kolejne słowo bolało coraz mocniej. Koniec? Nie kocha mnie? Klaudia?

– O co tu, kurwa, chodzi?! – Nie wierzyłam własnym uszom. Wybuchłam, dając upust swoim emocjom.

– O nic, dosłownie o nic. Baw się – usłyszałam na odchodne od swojego już byłego chłopaka.

Już wcześniej byłam załamana, bo nie potrafiłam sobie wyobrazić siebie w roli matki. Naiwnie łudziłam się jednak, że we dwoje jakoś uda się nam to poskładać. Teraz wiedziałam już, że zostałam z tym wszystkim sama. Z moją miłością i dzieckiem, które z każdą minutą rosło w moim brzuchu. Jak mogłam być tak głupia? Co teraz miałam zrobić? Bałam się tego, co przyniosą kolejne dni, a o zbliżających się miesiącach i latach nawet nie chciałam myśleć. Miałam skończyć szkołę, zrobić kurs, znaleźć pracę i powoli rozpocząć dorosłe życie, a nagle wpadłam w sam jego środek.

Szalony wir dopiero nabierał tempa, a ja w ogóle nie miałam nad nim kontroli.

Dlaczego, mamo?

Подняться наверх