Читать книгу Śledztwo Setnika - Davis Bunn - Страница 10

ROZDZIAŁ
ÓSMY

Оглавление

Cezarea, tego samego dnia

Przez kolejne dwie noce, które upłynęły od wizyty Heroda, Procula krzykami stawiała na nogi cały pałac, a gdy już się budziła, dręczyły ją bóle głowy. Lea spędzała całe noce przy łóżku swej pani. Gdy tylko żona gubernatora zaczynała jęczeć, wstawała, by dać jej kolejną dawkę leku. Procula wciąż protestowała, ale słabo, mówiąc coś niejasno o Proroku, który teraz leżał w grobie.

Inni służący nic nie mówili, gdy Lea, ledwo żywa, szła do pokojów sypialnych kobiet po podaniu Proculi śniadania i porannej dawki leku. Starsza kucharka, zgorzkniała kobieta, która normalnie nigdy nikomu nie powiedziałaby miłego słowa, osobiście budziła łagodnie Leę, by ta mogła na czas zanieść Proculi kolejne posiłki. Trudno było nazwać snem te rozrzucone w czasie strzępy, z których budziła się gwałtownie co chwilę, bo wydawało jej się, że pani ją woła.

Tego dnia Lea miała wrażenie, że ledwie położyła głowę na poduszce, gdy kucharka dotknęła jej ramienia.

– Musisz już wstać.

– Pani mnie woła?

– Chodź do kuchni. Szybko! – ponagliła ją kucharka, wychodząc z komnaty.

Gdy Lea przyszła, zastała w kuchni jakiegoś przybysza siedzącego przy stole pośrodku. Broda żołnierza wciąż była mokra od pobytu w łaźni. Obciągał prostą domową tunikę, którą miał na sobie, i narzekał:

– Wolałbym swój mundur.

Dorit siedziała na końcu stołu i obierała cebule.

– Piłat zabrania noszenia mundurów oraz broni na terenie pałacu.

– A moja jagnięcina nie będzie podawana w budynkach dla strażników – dodała kucharka. Spojrzała na Leę i wskazała w kierunku ognia. – Pomieszaj zupę, dobrze?

Dorit zwróciła się do mężczyzny:

– Musisz być kimś zaufanym, że podróżujesz z setnikiem.

Lea jakoś zdołała nie upuścić chochli. Zamarła w bezruchu, po czym zaczęła szybko mieszać zupę.

– Walczyliśmy razem – odpowiedział żołnierz. – Ta podróż z nim to moja nagroda.

Lea stała tyłem do gościa. Kucharka musiała podać mu widocznie talerz z jedzeniem, bo wymamrotał coś, co mogłoby ujść za wyraz wdzięczności. Kątem oka Lea zauważyła, jak kucharka zerka w jej kierunku, po czym powiedziała:

– Więźniowie, których przyprowadziliście, to bandyci?

– Partowie – odparł z pełnymi ustami.

– Niektórzy twierdzą, że Partowie nie istnieją – rzekła Dorit.

– Dlatego setnik Alban przywiózł dwóch ich wodzów, żeby pokazać, jak nieprawdziwe są te pogłoski – żołnierz nadal mówił z pełnymi ustami. – Na krańcach imperium wiemy o nich od lat, ale do tej pory nam się wymykali.

Lea powstrzymała chęć odwrócenia się i spojrzenia na Dorit. Wiedziała, że starsza kobieta ma swoje powody, by nienawidzić Partów. Usłyszała jak Dorit pyta:

– A dobrze znasz tego swojego setnika?

– Wystarczająco.

– Opowiedz mi o nim.

– To dobry żołnierz. Odważny. Troszczy się o swoich ludzi.

Lea usłyszała niechęć w jego głosie. Dorit również musiała to wyłapać, bo zapytała:

– Ale ty go nie lubisz?

– Nie widzę powodu, by odpowiadać.

– Nie chciałam cię urazić, żołnierzu – Dorit użyła najbardziej przekonującego tonu głosu. – Tyle tylko, że kobieta, którą on chce poślubić, to moja przyjaciółka.

Kucharka spróbowała nakłonić go od innej strony:

– Opowiedz nam o swoim przełożonym, to dam ci kolejną porcję jagnięciny.

Lea usłyszała, jak żołnierz bębni palcami po stole.

– Setnik Alban jest rozkochany w zmianach i nowościach. Ja wolę tradycję. Stara warta, stare drogi, starzy bogowie. Do tej pory wystarczająco dobrze nam służyli.

Kucharka ukroiła więcej jagnięciny i postawiła półmisek na stole.

– Co możesz powiedzieć o jego charakterze?

– Jest to człowiek godny zaufania.

– Nawet jeśli nie pochwalasz jego metod.

– Troszczy się o ludzi. Pod jego komendą nie giną. Dzieli łupy. Nie wstrzymuje nam żołdu, kiedy już wreszcie przyjdzie.

Lea nie mogła się już dłużej powstrzymać. Odwróciła się w momencie, gdy żołnierz opróżniał kielich. Postawił go na stole, wytarł usta ręką i powiedział:

– Ten setnik to urodzony przywódca.

***

Gdy Lea przyniosła Proculi południowy posiłek, z zaskoczeniem zobaczyła, że żona gubernatora już na nią czeka.

– Przyjechał twój setnik – oznajmiła.

Lea nie musiała pytać, skąd Procula to wie. Miała oczy i uszy wszędzie.

Lea miała ochotę podkreślić, że setnik nie jest jej, lecz zamiast tego powiedziała:

– Spotkałam jego pomocnika w kuchni. Jak się czujesz, pani?

– Pomóż mi usiąść – Procula pozwoliła Lei wziąć na siebie prawie cały ciężar jej ciała i wstrzymała oddech, gdy jej głowa uniosła się w górę.

Lea wsunęła jeszcze jedną poduszkę za jej głowę i spytała:

– Przygotować kolejną miksturę?

– Później – Procula uczyniła długi wydech i próbowała znaleźć wygodną pozycję. Wokół jej oczu i na czole widać było zmarszczki, wyryte pod wpływem bólu. – Twój setnik właśnie idzie spotkać się z Piłatem.

Lea poczuła jak powietrze staje jej w gardle.

– Nie chcę wychodzić za mąż – ośmieliła się powiedzieć niemal szeptem. – Chętnie będę ci służyć do końca życia, moja pani.

Głowa Proculi uniosła się z poduszek.

– Herod też tam jest. Muszę wiedzieć, co się dzieje.

– Pani, do tej pory dobrze ci służyłam. Nigdy cię o nic nie prosiłam. Ale teraz proszę. Proszę, nie zmuszaj mnie do poślubienia tego człowieka.

Nawet w ogromnym bólu Procula zachowywała królewską postawę, mroczną, ostrą, nieodgadnioną.

– Mówią, że jest bardzo przystojny – rzekła. – I że jest świetnym żołnierzem. Nawet Piłat twierdzi, że to bohater.

– Pani, błagam cię. Nie zmuszaj mnie do ślubu z nikim.

– Jesteś młoda i inteligentna. Masz w sobie ogień. Inni mogą tego nie zauważać, bo świetnie maskujesz swoją wewnętrzną siłę. Nie narodziłaś się do takiego życia jak to. Niech nie paraliżuje cię strach przed czymś, co może nigdy nie nastąpić – powstrzymała protest Lei uniesieniem ręki. – Musisz nauczyć się akceptować to, co dają ci bogowie. Sama poznałam konsekwencje sprzeciwiania się im. Zwłaszcza Bogu Judejczyków. Nic nie jest warte… – zawiesiła głos i powoli odwróciła głowę, by popatrzeć przez okno. Po chwili skończyła cicho: – Uwierz mi, nic nie jest tego warte. A teraz idź, obserwuj i zapamiętuj wszystko, co zobaczysz i usłyszysz. Będę czekać na twój powrót.

***

Alban był świadomy, że Poncjusz Piłat miał kilka oficjalnych tytułów, z których najbardziej powszechnie używanym był prokurator. Lecz gubernator wolał, gdy go nazywano prefektem. Tytuł ten nosił dowódca kawalerii cesarza, ktoś znany ze świetnego orientowania się w strategii wojskowej. Piłat uważał siebie przede wszystkim za wojownika, dlatego też został wyznaczony do tej sprawiającej problemy prowincji. W spokojniejszych regionach najważniejszym obowiązkiem namiestnika było ściąganie podatków. Ale nie w Judei.

Poncjusz Piłat, prefekt Judei, i Herod przyjęli Albana na wychodzącym na północ, otoczonym kolumnami podwórzu. Z tarasu rozciągał się wspaniały widok zarówno na morze, jak i na hipodrom. Ponad kolumnami rozciągnięte były baldachimy z białego płótna ocieniające miejsce, gdzie siedział Piłat z Herodem. Wejścia do pałacu były osłonięte misternie rzeźbionymi drewnianymi parawanami. Lekka morska bryza poruszała materiał. Po drugiej stronie podwórza na stole leżały podarki od Albana pochodzące z ostatniego łupu. W porównaniu z wyrafinowanym charakterem wystroju pałacu upstrzone klejnotami rękojeści i tarcze raziły oczy. Znajdujące się na podwórzu miękkie ławy, krzesła, świeczniki i kadzielnica były bogato zdobione, rzeźbione i grawerowane złotem, podobnie jak kielichy, misy, talerze i wszelkie naczynia. Nawet narzędzia do pisania, używane do zabezpieczenia zwojów przed uniesieniem przez wiatr, były ze złota. Bogactwo imperium wypełniało całe patio i była to tutaj codzienność.

Piłat i Herod siedzieli na niskich tronach, ustawionych obok siebie na podwyższeniu.

Alban znał trochę przeszłość Piłata, bo leżało to w jego interesie, by dowiedzieć się na ten temat wszystkiego, co możliwe. Poncjusz Piłat urodził się w Rzymie, pochodził z ludu Samnitów. Była to rasa dumnych i upartych ludzi zamieszkujących góry na południe od Rzymu. Ich mężczyźni walczyli brutalnie i inteligentnie – i w ten sposób też rządzili. Ojciec Piłata jako eques był członkiem wyższej warstwy rzymskiego społeczeństwa. Piłat służył w osobistej straży chroniącej cesarza, a następnie walczył w legionach podczas zwycięskich wojen z Germanami. Nowo mianowany cesarz Tyberiusz zdecydował, że Poncjusz Piłat będzie idealnym człowiekiem, który poradzi sobie ze sprawiającą ciągłe problemy Judeą.

Alban podszedł i ukłonił się nisko, zauważając przy tym cień za jednym z rzeźbionych parawanów. Zmusił się, by zignorować niewidzialnego obserwatora.

– Pozdrowienia, mój panie – starał się, aby w jego głosie zabrzmiało oddanie, ale zarazem też pewność. Czekał na sygnał Piłata, by pozdrowić również drugiego mężczyznę, który z nim siedział.

***

Gdy Lea zobaczyła Albana przez drewniany parawan, jej pierwszym wrażeniem było przypomnienie sobie niedawnego momentu, gdy wstała z łóżka, zupełnie wolna od gorączki, która trzymała ją wcześniej przez dziewięć długich dni.

Z łóżka wyciągnął ją głos mężczyzny wołającego ją po imieniu.

Gdy Alban po raz pierwszy się odezwał, jego głos był silny, wyraźny i spokojny. Uświadomiła sobie niemal z ulgą, że nie jest to głos, który wtedy słyszała. Potem w zniecierpliwieniu odegnała tę myśl od siebie. Nie wierzyła w sny i wróżby. Życie jest takie, jak widać.

W jej świecie nie było miejsca dla mężczyzny. Żadnego nie chciała i nie potrzebowała – ani teraz, ani w przyszłości.

Lea poznała wielu żołnierzy. Jej ojciec był kupcem, który współpracował z miejscowym dowódcą legionu. Żołnierze przychodzili do jej domu odkąd sięgała pamięcią. Odkryła, że wielu rzymskich oficerów używało brutalnej siły niczym tarana. Nauczyła się zauważać tych, którzy grozili innym dla przyjemności.

Poznała również kilku takich jak ten człowiek, rzadki przypadek oficera, który był prawdziwym przywódcą. Takim, który mógł stanąć przed ludźmi pokroju Poncjusza Piłata czy Heroda Antypasa i przemawiać do nich spokojnie, wiedząc dokładnie, kim są. Takich było niewielu.

Jego włosy nie były ani brązowe, ani rude, ani złote – były połączeniem tych trzech barw. Jego oczy wydawały się być koloru miedzi na wypolerowanej tarczy. Ramiona miał niemal zbyt szerokie jak na tak wysokiego i szczupłego mężczyznę. Nie mogła udawać ślepej na fakt, iż Alban był raczej przystojny – z tego, co mogła dojrzeć poprzez splot listewek parawanu.

Wstrzymała oddech i starała się ze wszystkich sił, aby jej ciało nie drżało, gdy słuchała, jak ci ludzie decydują o jej losie.

– Pozdrowienia, setniku Albanie – Poncjusz Piłat niedbałym gestem wskazał mu najbliższą ławę. Alban udawał, że tego nie zauważył. Dla niego Piłat był posuniętym w latach dowódcą, który sprawował władzę przez tak długi czas, że stała się dla niego niczym druga skóra. Był mocnej budowy, zwłaszcza jak na mężczyznę po czterdziestce. Jego spojrzenie było spokojne, badawcze i absolutnie bezwzględne.

Piłat wskazał na swojego gościa.

– Z pewnością znasz tetrarchę Judei, Heroda Antypasa.

Alban ukłonił się po raz drugi.

– Panie.

Herod Antypas wyglądał niczym hiena w ludzkiej postaci. Każdy jego gest, rzekoma beztroska, uśmiech, wydawały się kłamstwem.

– Więc to jest ten twój człowiek – rzekł cicho.

– Przywiózł nam dwóch partyjskich jeńców. Prawda, setniku?

– W rzeczy samej, panie. Jeszcze osiemnastu jest w naszym garnizonie, oczekując na twe rozkazy.


– Jeszcze osiemnastu, fascynujące – odezwał się Herod. Jego wąski wąsik spływał na brodę, tak nawoskowaną, że aż błyszczała. – A powiedz mi proszę, czemu jeszcze nie są martwi?

Alban zwrócił się do Piłata.

– Nikt poza dowódcami karawan nie wierzył, że Partowie zapuszczają się tak daleko na północ, że zagrożona jest droga do Damaszku. Pomyślałem, że zechcesz ich przesłuchać i sprawdzić, czy nie zbierają sił do większego ataku.

Ciszę mącił tylko odgłos fal w dole i płótna baldachimu poruszanego nad nimi przez wiatr.

W końcu Herod spytał:

– Skąd możesz mieć pewność, że to Partowie?

– Ich przywódcy nie mówią ani po aramejsku ani po łacinie, lub przynajmniej tak twierdzą. Ale wielu z ich podwładnych złożyło nam zeznania. Zresztą ich ubiór, miecze i styl walki są takie, jak opisują to zwoje wojenne.

– Zwoje, ach tak, zwoje – Herod miał na sobie szatę w kolorze ciemnego granatu, haftowaną złotymi nićmi, które świeciły i mieniły się przy każdym jego geście. – Powiedz mi, setniku, czy mówisz o zwojach partyjskich?

Alban zatrzymał wzrok w niewidzialnym punkcie między dwoma mężczyznami i nie odpowiedział. Już dużo wcześniej nauczył się, że bezpieczniej jest nic nie mówić, zwłaszcza w towarzystwie monarchy, który szuka zaczepki.

– Ależ oczywiście, to nie mogły być zwoje partyjskie. Przecież ty nie mówisz po partyjsku, prawda, setniku? Dam głowę, że ani słowa – przymilny uśmiech Heroda sprawił, że ręce Albana zesztywniały. – Czy zatem prości beduińscy bandyci nie mogli przebrać się za Partów po przeczytaniu tych samych zwojów co ty?

Skórzane rzemyki na krześle Piłata zaskrzypiały, gdy niecierpliwie zmienił pozycję.

– Wtedy już nie byliby tacy prości, nieprawdaż?

– Cóż za bystre spostrzeżenie – Herod przeniósł swój żmijowaty wzrok na Piłata. – Prosiłbym, aby ci tak zwani Partowie zostali oddani pod mój nadzór. Jeśli naprawdę szerzą wojnę w naszych granicach, muszę o tym wiedzieć.

– Moi ludzie mogą im zadać odpowiednie pytania – odparł Piłat.

– Oczywiście. Lecz moje wysiłki są, że tak powiem, dużo bardziej subtelne – Herod pochylił się bliżej ku Piłatowi. – I muszę się dowiedzieć, czy moi bracia maczali w tym palce.

W końcu Piłat skinął głową.

– Setniku, masz jakieś zastrzeżenia?

Alban przypomniał sobie leniwy spokój w celi Partów. Ale nie mógł nic zrobić, więc odpowiedział:

– To twoi więźniowie, panie, więc uczyń z nimi, co ci się podoba.

– Zabierz ich, Herodzie. Poinformuj mnie o wszystkim, czego się dowiesz. Setniku – Piłat zmienił temat ze spokojem władcy – słyszałem, że religijni Judejczycy w Galilei mają cię za swego sprzymierzeńca.

Alban poczuł, jak strużka potu spływa mu po plecach.

– Panie?

– To chyba proste pytanie. Czy jesteś jednym z tych, co ich zwą… – Piłat zwrócił się do Heroda – Jakiego określenia używają?

Herod zdawał się lizać słowa, które wychodziły z jego ust.

– Są znani jako bojący się Boga, prefekcie.

Alban powiedział:

– Staram się utrzymywać dobre relacje z miejscowymi obywatelami, panie. Lecz pozostaję lojalny wobec Rzymu i wypełniam swoje obowiązki.

Herod zmarszczył brwi.

– To nie jest żadna odpowiedź.

– Wręcz przeciwnie, to jest rzymska odpowiedź – powiedział Piłat.

– Ach tak, rzymska – Herod okręcił koniec swojej brody wokół palców. – To wiedzie nas do sedna sprawy, nieprawdaż? Rzymski żołnierz i judejska kobieta. Interesujące.

Alban stał w milczeniu. Między tymi dwoma mężczyznami działo się coś, czego nie pojmował. Wyglądało na to, że Poncjusz Piłat, bezpośredni reprezentant cesarza w Judei, oraz Herod Antypas, tetrarcha Galilei i Perei, rozmawiali wcześniej o nim. A kobieta, o której wspomnieli? Czy to możliwe, że w Lei płynie judejska krew? Tego nie było w informacjach, które jego sprzymierzeniec zebrał na temat tej kobiety. Ta myśl była tak zaskakująca, że niemal nie dosłyszał kolejnych słów.

Herod wyglądał na zadowolonego z siebie, gdy zwrócił się do Piłata:

– Powiesz mu, czy ja mam to zrobić?

Piłat nie odpowiadał.

– W prawie judejskim ceremonia zaręczyn jest aktem prawnie wiążącym – zaczął Herod, jakby mówił do dziecka. – Zerwanie zaręczyn wymaga formalnego procesu rozwodowego. Mimo to para nie jest właściwie małżeństwem, dopóki pan młody nie wypełni zobowiązań. Pomiędzy rytuałem zaręczyn a otrzymaniem panny młodej mężczyzna musi wypełnić zadanie, jest to tak jakby część posagu. Zwykle oznacza to zbudowanie domu lub objęcie w posiadanie ziemi na pastwisko. W tym przypadku…

W jakim celu Herod się mądrzył na temat judejskiego prawa? Twarz Albana musiała zdradzać zdziwienie, gdyż Piłat rzekł:

– Zaręczyny zgodne z prawem judejskim otworzą drogę mężczyźnie, który pragnie ręki dziewczyny.

Twarz Heroda przypominała teraz gada.

– Zakładając, że mężczyzna jest wystarczająco odważny i zdeterminowany, by spełnić podane warunki.

Alban nadal nie rozumiał, o co w tym wszystkim chodzi. Ale wiedział już, że miało to związek z nim i z Leą.

– Mogę spytać… – zaczął Alban, ale Herod mu przerwał.

– Och, oczywiście, że możesz, setniku. I jestem pewien, że czcigodny Piłat ci wszystko wyjaśni. Z pewnością opowie ci wszystko w szczegółach. Nieprawdaż, Piłacie?

Piłat ledwie kiwnął głową.

– Ja zatem się oddalę. Kiedy mój człowiek dostanie od ciebie potwierdzenie, by mógł zabrać resztę bandytów, panie?

– Co proszę?

– Och, czyżbym źle cię zrozumiał? Przypuszczałem, że wydajesz zgodę, abym przejął zarówno przywódców bandytów, jak i ich ludzi, zwłaszcza skoro twój setnik, który nam tak pomógł, myśli, iż niektórzy z nich mogą znać aramejski. Czasem nie ma lepszej metody na otrzymanie odpowiedzi, jak przesłuchiwanie jednego, podczas gdy reszta na to patrzy.

Alban widział, że Piłatowi nie podoba się ta prośba. Poczuł pokusę, żeby powiedzieć na głos o swoich przypuszczeniach. Ale nie miał dowodów; nic na tyle pewnego, by ryzykować zemstę i gniew, które czaiły się w wyrazie twarzy judejskiego władcy.

– Niech twój człowiek przyjdzie do mnie dziś po południu – odpowiedział Piłat niechętnie. – Rozkaz przejęcia więźniów będzie gotowy.

– Panie, pozostaję twym uniżonym sługą – nawet ukłon Heroda był kłamliwy. – Do widzenia, setniku. Jeszcze się spotkamy.

Gdy zostali sami, Piłat zapytał:

– Zechcesz usiąść?

– Dziękuję, prefekcie, ale wolę stać.

Namiestnik, prefekt, legat, gubernator. Stanowisko Piłata miało wiele tytułów, ale wszystkie oznaczały jedno: surową, brutalną rzymską władzę.

– Ten twój sojusz z Judejczykami z Galilei szczególnie mnie interesuje – powiedział Piłat.

Alban w skrócie zrelacjonował, jakie problemy napotkał na swoim stanowisku. Jeden mały garnizon, olbrzymie terytorium, przejścia graniczne, poborcy podatków, bandyci. Kafarnaum i Tyberiada to dwa główne miasta w jego regionie, oba zdominowane przez religijną starszyznę.

– Czy rzeczywiście jesteś jednym z tych, o których mówił Herod? Bojącym się Boga?

Starsi w Kafarnaum spytali go o to samo. Wtedy też Alban nie wiedział, co odpowiedzieć.

– Jestem rzymskim żołnierzem – powtórzył.

Piłat wydawał się usatysfakcjonowany.

– Nie znalazłem nikogo, kto mówiłby o tobie źle. Nawet wśród twoich ludzi.

Alban nie był zaskoczony, że w jego garnizonie są szpiedzy.

– Twój komplement to dla mnie zaszczyt, panie.

– Mniemam, że słyszałeś o wydarzeniach w Jerozolimie.

– Śmierć Proroka Jezusa. Tak, panie. Słyszałem.

Piłat był na tyle czujny, że wykrywał niewypowiedziane myśli Albana.

– Nie pochwalasz krzyżowania?

Alban poczuł się niezręcznie.

– Panie, sądziłem, że zostałem wezwany, żeby porozmawiać o… – to się nazywało zaręczyny? Z twoją bratanicą.

Zamiast odpowiedzieć, Piłat wstał. Zanim pokonał połowę drogi do wejścia, pojawiła się służąca. Co ciekawe, cień za drewnianym parawanem się nie poruszył.

– Przynieś herbatę – warknął Piłat. Następnie zwrócił się do Albana: – Chcę wiedzieć, czy masz odpowiedni zapał i determinację, setniku. Mam pewną palącą sprawę i muszę wiedzieć, czy podołasz temu zadaniu.

Alban zawahał się.

– Mów! Twój dowódca żąda odpowiedzi.

– Panie, gdy byłem jeszcze młodym chłopakiem, ojciec zabrał mnie na prowincję na północny zachód od naszej. To wąski pas górskich dolin pomiędzy równinami a Alpami. W roku, w którym się urodziłem, ten region zbuntował się przeciw rzymskiemu prawu i rzymskim podatkom. Każdą dolinę przekształcili w naturalną fortecę i odpierali ataki Rzymian przez dziewięć lat. Gdy wreszcie stolica została zdobyta, Rzymianie posypali ziemię solą i ukrzyżowali każdego mężczyznę i chłopca, który pozostał przy życiu. Krzyże rozciągały się przez całą dolinę, w górę pasma górskiego, i aż po horyzont. Ojciec chciał, żebym rozumiał, jak niebezpieczne jest przeciwstawienie się Rzymowi. Wciąż mi się to śni.

– Właśnie o to Sanhedryn oskarżył Proroka – o przeciwstawianie się rzymskiemu panowaniu.

Piłat czekał, aż niewolnica poda herbatę; kazał nalać również Albanowi, po czym kontynuował.

– Powiedziano mi, że miałeś do czynienia z tym Jezusem.

– Nie spotkałem Go osobiście, panie – Alban krótko streścił tę historię. Nawet jeśli nigdy wcześniej nie rozmawiał z Piłatem, miał lata doświadczenia w zdawaniu raportów przełożonym. Raporty z pola bitwy miały tę samą cechę: jak najwięcej informacji podanych w jak najkrótszym czasie. Przez ten czas kubek z jego herbatą pozostał nietknięty na stoliku obok.

Ponieważ Alban pomagał odbudować synagogę w Kafarnaum, lokalni starsi traktowali go jako bojącego się Boga, unikając przy tym bezpośrednich pytań, które mogłyby poddać ich przypuszczenia w wątpliwość.

Jezus uczynił z Kafarnaum swoją bazę. Im dłużej nauczał, tym większe tłumy się schodziły. W ciągu dnia drogi w mieście okrywały chmury żółtego pyłu, nocami na murach miasta widać było niezliczone ogniska. Żeby uciec przed tłuszczą, Prorok i Jego uczniowie musieli wychodzić na pustynię, ale nawet wtedy tłumy szły za Nim na tę okropną samarytańską jałową ziemię, gdzie, jak powiadają, sam ich w cudowny sposób nakarmił.

Starszyzna w Kafarnaum wiedziała, jak Alban przywiązał się do młodego chłopaka. Mieli ze sobą wiele wspólnego – dwóch wyrzutków, którzy trafili do jednego garnizonu gdzieś na pustyni. Gdy Jakub leżał złożony wycieńczającą chorobą, starsi przyszli do Albana, opowiedzieli o leczącym dotyku Proroka i zaoferowali, że pójdą do Jezusa w jego imieniu. Wyjaśnili, że w ten sposób zostaną boskimi emisariuszami. Było to określenie tak mocne, że dla innego religijnego Judejczyka oznaczałoby praktycznie tę osobę, tylko w innej skórze. Ambasador z boskimi implikacjami.

Gdy starsi poszli wojskową drogą z Kafarnaum, Alban dostał pierwszą wiadomość, że Prorok zgodził się uleczyć jego służącego. Z wysokości fortu widział, jak tłum rusza w ich stronę. I doznał lekkiego niepokoju. Nie z powodu wielkości tłumu, choć był ogromny, i nie z powodu wzrastającego dyskomfortu swoich ludzi, widzących tak wielu obcych zmierzających w kierunku ich garnizonu. Widział i słyszał wystarczająco dużo, by stwierdzić z pewnością, że ten człowiek nie stanowił dla niego zagrożenia.

Lecz nawet z takiej odległości Prorok idący na czele tłumu niepokoił Albana w sposób, którego nie potrafił opisać ani wtedy, ani teraz, gdy stał przed Poncjuszem Piłatem.

Tamtego dnia Alban wysłał kolejną wiadomość przez dwóch przyjaciół, Galilejczyków, którzy prowadzili miejscowe karawany i zaopatrywali garnizon w świeżą żywność. Poprosił, by powiedzieli Prorokowi, że nie musi wchodzić do garnizonu należącego do żołnierzy, zabójców i najemników – ludzi uważanych za wrogów wszystkich lojalnych Judejczyków. Alban wiedział, że ma przed sobą kogoś, kto posiada władzę. Poprosił kupców, by przekazali, że on również dowodzi ludźmi; że jeśli powie swemu podwładnemu, by poszedł, ten pójdzie.

Alban widział, jak spotkali Proroka na drodze. I w tej chwili, gdy stał na wieży strażniczej i patrzył, jak jego przyjaciele rozmawiają z Prorokiem, młody Jakub wstał z łoża, jak gdyby wcale nie był bardzo chory, jakby nigdy nie cierpiał, jakby wcale nie zmierzał ku niemal pewnej śmierci.

Kiedy kupcy wrócili, powiedzieli interesującą rzecz: że Prorok pochwalił wiarę Albana.

To wprawiło go w jeszcze większy niepokój.

Gdy Alban zakończył swój raport, znacznie krótszy od stojących za nim wspomnień, Piłat siedział przez jakiś czas cicho bawiąc się swoim kubkiem. Wreszcie rzekł:

– Rozkazałem, aby przyprowadzono mi tego Jezusa. Gdy sobie to teraz przypominam, najsilniejsze z moich wrażeń było takie, że Jego już jakby nie było. Choć nadal żył, był skupiony na tym, co w górze. Mówił o rzeczach, których nie pojmowałem. A przez cały ten czas Sanhedryn ujadał na podwórzu jak sfora psów.

Alban ośmielił się zapytać:

– Prefekcie, co Jezus ci powiedział?

– Zapytałem Go, czy naprawdę jest królem Judejczyków. Odpowiedział, że Jego królestwo nie jest z tego świata.

– Mam wrażenie, panie, że ten człowiek nigdy nie stanowił zagrożenia dla Rzymu.

– Dokładnie to samo powiedziałem Sanhedrynowi. Ale oni oskarżyli Go o bluźnierstwo przeciw ich Bogu i zażądali Jego śmierci – Piłat potrząsnął głową. – Tuziny ludzi posłałem na krzyż. Może nawet setki. Ale obawiam się, że nigdy nie skazałem kogoś, kto by tak nie zasługiwał na śmierć jak ten człowiek.

Piłat postawił kubek na stole, wstał i zaczął chodzić w tę i z powrotem. Alban czekał, nie mając pojęcia na co. Wreszcie Piłat powiedział:

– Ten człowiek zniknął.

– Jak to, panie?

– Z grobu. Prorok. Nie ma Go tam.

– Zatem nie umarł?

– Sanhedryn utrzymuje, że Jego uczniowie wykradli ciało. Myślisz, że to ma sens?

Alban wytężył umysł.

– Czy nie postawiono tam straży?

– Owszem, postawiono.

– I co mówią strażnicy?

– Złożyli sprawozdanie arcykapłanowi, który mnie poinformował, że oni również twierdzą, iż uczniowie wykradli ciało Proroka.

Alban spuścił wzrok na podłogę pod stopami. To nie miało sensu. Żołnierz na warcie, który na coś takiego pozwolił, skazywał siebie na powolną i bolesną śmierć. Nagle Albanowi przyszła do głowy nowa myśl.

– Jeśli Judejczycy planują rewoltę, jeśli chcieli zasugerować…

– …że On wciąż stoi na ich czele – Piłat pokiwał głową z aprobatą. – Mogli wykraść ciało, a potem twierdzić najbardziej niestworzone rzeczy.

Alban wciąż intensywnie myślał.

– A może to Sanhedryn wykradł ciało i chce zwalić winę na uczniów Jezusa, w tym samym czasie samemu wzniecając bunt?

– W rzeczy samej – Piłat gwałtownie się zatrzymał. – Chcesz poślubić moją bratanicę Leę.

Alban zesztywniał i skupił uwagę.

– Tak, panie.

– Chcesz awansować i dostać lepszy region niż ta pustynia.

– Chcę, panie.

– Oto moje warunki. Zostaniesz związany zaręczynami z moją bratanicą zgodnie z judejskimi zwyczajami. Odkryj prawdę na temat zniknięcia Proroka. Dowiedz się, czy istnieje jakieś zagrożenie wobec mnie lub Rzymu. Jeśli będę zadowolony z twojej pracy, ślub się odbędzie.

Prosta sprawa. Alban nie mógł w to uwierzyć.

– Dziękuję, panie.

Ale Piłat jeszcze nie skończył.

– Jest u mnie wolne stanowisko tribuni angusticlavus. Sprostałbyś takiemu wyzwaniu?

Alban aż zamrugał – to stawiało jego świat do góry nogami. Każdy starszy legat mógł mianować pięciu trybunów, którzy nosili jego pieczęć i działali w jego imieniu.

– Jestem zaszczycony, że o mnie pomyślałeś, panie.

– Potrzebuję człowieka, który potrafi dogadać się z Judejczykami. Służ mi wiernie, setniku, a wynagrodzę cię jeszcze lepiej – Piłat zawahał się na moment, po czym kontynuował niechętnie: – Herod uważa, że Lea, jako twoja przyszła żona, będzie dla ciebie przydatna. Niech wszyscy się dowiedzą, że jest Judejką. To pozwoli jej mieć dostęp do ich społeczności. Kobiety lubią dużo gadać. Ona może odkryć coś, czego ty byś się nigdy nie dowiedział. Rozumiesz?

Alban poczuł nikły ślad zaniepokojenia. Lecz oferta Piłata tak zawładnęła jego umysłem, że nie widział nic ponad to.

– Przyjmuję twoją ofertę, panie – usłyszał samego siebie, zastanawiając się, czy to wszystko nie jest snem. Albo początkiem koszmaru…

Śledztwo Setnika

Подняться наверх