Читать книгу Winne Wzgórze Tom 2 Nadzieja - Dorota Schrammek - Страница 5

Rozdział 3. Gdzie ta keja, a przy niej ten jacht

Оглавление

Tadeusz rozejrzał się po marinie. Kiedyś nawet nie wiedział o jej istnieniu. Nadal nie lubił długich spacerów, ale mniejsze odległości pokonywał z przyjemnością.

– Idziemy tam! – Dobiegł do niego zdyszany Kacperek. Wcześniej gnał za motylkiem, który uciekał mu na przydrożne klomby. Chłopczyk gonił od jednego do drugiego i niemal łapał kolorowego owada, kiedy ten w ostatnim momencie umykał spod maleńkich paluszków.

Spacerowali po ścieżce. Pół nawierzchni przeznaczono dla pieszych, drugą część dla rowerzystów. Mężczyzna rozglądał się co chwilę, chcąc w porę dostrzec zagrożenie. Niektórzy cykliści pojawiali się z nagła, jadąc niebezpiecznie szybko i narażając siebie oraz spacerowiczów. Kacperek okazał się wyjątkowo niepokorny. Był za mały, by rozumieć, co znaczą przepisy ruchu drogowego, i stosować się do nich. Jeżeli chciał pobiec za czymś, co przykuło jego uwagę, po prostu wyrywał się dziadkowi i pędził, ile sił w małych nóżkach. Każdy spacer z nim wymagał czujności.

Dziadek. Jakże dziwnie brzmiało to słowo. Nie tak dawno nawet w myślach mężczyzny się nie pojawiało. Bo niby dlaczego? To, że ma rodzinę, odkrył niedawno zupełnie przypadkowo. To było jak w filmie. Rozegrały się zdarzenia, w które ciężko uwierzyć w normalnym życiu. Pewnie by nie wierzył komuś, kto opowiadałby mu tę niesamowitą historię. Jak dziś pamiętał tamten wieczór, kiedy stanął w drzwiach mieszkania rodziny Kacperka. I po chwili się okazało: jego rodziny.

Gizelę rozpoznał niemal od razu. Naturalnie zmieniła się przez trzydzieści lat. Ostatni raz widział ją na studiach. Spodobała mu się na czwartym roku ta śliczna Polka z długimi włosami i niebieskimi oczami oraz cudowną figurą. Ubierała się modnie, miała zaraźliwy śmiech i przyciągała uwagę prawie wszystkich mężczyzn. Pamiętał, że uwielbiała aktywnie spędzać czas. Wędrowała po górach, urządzała rajdy i wycieczki dla studenckich grup, wyjścia do kina czy teatru. Ciągle była w ruchu. Jedna z najbardziej lubianych i sympatycznych studentek. Trochę trwało, nim spojrzała na Tadeusza przychylniejszym wzrokiem. Studia się skończyły, a on nie miał zamiaru podtrzymywać znajomości. Zresztą rzucił się w wir odkrywania Europy i świata. Nie w głowie mu były dłuższe związki, a już na pewno nie stały kierat. Używał życia, ile wlezie. Dopiero przy Monice się ustatkował.

Gizela kilka razy pojawiała się w jego wspomnieniach. Nie tylko dlatego, że miała nietypowe imię. Zapamiętał ją jako naprawdę piękną i atrakcyjną kobietę. Nie szukał jednak kontaktu z nią. Ona także nie.

– Dlaczego nie powiadomiłaś mnie, że jesteś w ciąży? – spytał tamtego wieczoru, kiedy po wielu latach zobaczył ją ponownie w Czaplinku. Siedzieli wszyscy na ogromnej rodzinnej kanapie zajmującej niemal pół głównego pokoju. – Przecież już wtedy wiedziałaś, że to ja jestem ojcem.

Gizela dochodziła do siebie po omdleniu. Małymi łykami popijała wodę ze szklanki, którą przyniosła jej wystraszona Sabina. Kacperek tulił się do niej i przerażonymi oczami badał twarze dorosłych. Nie rozumiał, co się dzieje i skąd to nagłe zamieszanie.

– To były czasy, gdy ciąża niezamężnej kobiety była powodem do wstydu – wyznała cicho. – Starannie do samego rozwiązania ukrywałam ją. Rodzice wiedzieli o wszystkim, choć poinformowałam ich dopiero wtedy, gdy brzuch był widoczny. Chciałam oszczędzić im gadaniny.

– Ludzie wiecznie o czymś gadają. – Tadeusz wzruszył ramionami, marszcząc brwi.

– W miasteczkach ludzkie języki skazują na społeczny ostracyzm – wyznała Gizela. – Mój tata piastował szanowane stanowisko. Był kierownikiem szkolnych warsztatów. Mama przez wiele lat pracowała w przedszkolu. Oboje mieli uznaną pozycję. I nagle ich córka po studiach ukończonych z najlepszą lokatą wróciła w ciąży i bez obrączki na palcu. Nawet nie wiedziałam, jakie nazwisko nosił chłopak, z którym zaszłam w ciążę. To pożywka dla społeczeństwa żądnego wrażeń i plotek. Rozumiesz?

Tadeusz przyglądał się jej uważnie.

– Tato przedsięwziął odpowiednie kroki. Wiedział, że od szkoły podstawowej kręcił się przy mnie syn jednego z sąsiadów. Kompletnie nie w moim typie. Ja żywiołowa, on spokojny. Ja nie usiedzę w miejscu, on domator. Ja czynna, on bierny. Był sporo starszy ode mnie. Nigdy nie miał dziewczyny. Odwiedzał tylko mnie. Graliśmy w szachy i w warcaby…

– Mnie też tata tego nauczył! – odezwała się Sabina nieoczekiwanie, ale pod wpływem wzroku matki zamilkła.

– Czyli twój sąsiad stał się ojcem, tak? – Tadeusz powoli wymawiał każde słowo.

– Był we mnie zakochany. Wiedział, że Sabina nie jest jego dzieckiem, ale nie było to dla niego przeszkodą. Z czasem wyznał, że przeszedł zapalenie jąder po niedoleczonej śwince, co spowodowało bezpłodność. Wzięliśmy cichy ślub. Tuż po porodzie sobie przypisał ojcostwo Sabiny. Zawsze się nią zajmował najlepiej, jak potrafił. Wstawał w nocy, żebym ja mogła nabrać sił na opiekowanie się nią w ciągu dnia. Prowadził na spacery, bawił się, z czasem uczył czytania, pomagał w lekcjach…

– Przejął moją rolę, której z powodu niewiedzy nie mogłem się podjąć. – Tadeusz podniósł głos.

Kacperek aż wzdrygnął się i zaczął płakać. Sabina przytuliła go mocno i szeptała do ucha uspokajające słowa. Po chwili zapanował spokój.

– Nie tylko ty tkwiłeś w niewiedzy. – Młoda kobieta spojrzała z wyrzutem na matkę.

Gizela wstała i zaczęła nerwowo krążyć po mieszkaniu.

– Córciu, a jak to sobie wyobrażałaś? Przemysław zajmował się tobą. Byłaś jego oczkiem w głowie, ukochanym dzieckiem. Poświęcał ci każdą chwilę, pamiętasz? Ludzie do dziś pamiętają twój rozdzierający płacz na pogrzebie, gdy niemal rzuciłaś się na trumnę. On towarzyszył ci od urodzenia!

– Bo mnie nie raczyłaś zapytać o zgodę – wtrącił Tadeusz. – Nie pozwoliłaś na to, żebym był ojcem. Ani nawet żebym zdecydował, czy chcę nim być!

– Jak to sobie wyobrażasz? Że jakimś cudem odszukuję cię, staję w drzwiach z brzuchem, z walizką, i mówię: „Od teraz będziemy rodziną”? A ty pewnie podskoczyłbyś z radości, klasnął w dłonie, chwycił koniak i przybiegł do mojego ojca, by ustalić termin ślubu. Zrobiłbyś to?!

Mężczyzna milczał.

– Na studiach zmieniałeś dziewczyny jak rękawiczki. Owszem, ja też uległam twojemu urokowi. Ale nie na tyle, żeby pomyśleć o tobie jak o partnerze do życia. Byłeś wolnym ptakiem, podczas gdy my tkwiliśmy w polskiej, szarej rzeczywistości. Ciebie pociągał świat, a ja nie opuściłabym kraju. Nie zrozumielibyśmy się. Jestem pewna, że nasz związek to byłoby jedno wielkie nieporozumienie.

Tadeusz nieznacznie skinął głową. Musiał przyznać jej rację. Miesiące krótko po zakończeniu studiów nie były dla niego czasem na ustatkowanie się. Zwiedzał, przeżywał, chłonął, sycił się światem. I pewnie nie zrezygnowałby z tego, gdyby Gizela poinformowała go o ciąży.

– Chyba masz rację – powiedział powoli. – Opowiedz mi jeszcze o Przemysławie. Chcę mieć pewność, że moja córka miała najlepszą opiekę.

Potoczyła się opowieść o zwykłym mężczyźnie, który z każdym dniem w towarzystwie dziecka stawał się coraz bardziej radosny i szczęśliwy. Czas niemal całkowicie poświęcał rodzinie.

– Mogłam realizować się w swojej turystycznej pasji. Wędrowałam po górach, organizowałam spływy, a jednocześnie pracowałam w wydziale promocji urzędu miasta. Ciężko mi było, gdy zmarł. To był zawał. Bardzo rozległy. Mój mąż trafił do szpitala za późno i odszedł po kilku godzinach. Pierwsze dni bez niego były dla nas szokiem. W domu panowała cisza. Bałyśmy się śmiać, powiedzieć coś głośniej… Sabina dłużej wychodziła z żałoby. Ja musiałam wrócić do codzienności. Zostałyśmy z jedną pensją, a renta po ojcu była niewielka. Ciągnęłam dwa, a potem trzy etaty, by dziecko miało wszystko. I chyba mi się to udało. Sabinka jeździła na kolonie, trenowała jeździectwo, regularnie uczęszczała na basen. Robiłam wszystko, by nie odczuła braku ojca. Tylko uczyć się zbytnio nie chciała. Jakby po śmierci Przemysława straciła chęć do dalszej edukacji. Z trudem przekonałam ją do sensownej szkoły średniej, bo miała ochotę po prostu iść do zawodówki.

– Nie miałam ochoty – wtrąciła Sabina, chcąc sprostować słowa matki. – Po prostu czułam, że bez opieki i pomocy taty nie poradzę sobie w innej szkole. A teraz okazuje się, że wcale nie był moim ojcem… – Spojrzała na Tadeusza.

Mężczyzna skulił się nieco w sobie, jakby nagle na jego ramiona spadł cały ciężar sytuacji. A to przecież nie jego wina, że przez tyle lat żył w błogiej nieświadomości, że gdzieś żyje jego dziecko. Zerknął na Sabinę. Toż to kobieta, a nie dziecko! Jak może o niej myśleć w takich kategoriach?

– Pójdę już – powiedział, podnosząc się. – Porozmawiajcie spokojnie. Macie sporo do wyjaśnienia.

Obie spojrzały na niego.

– Wolałabym, żebyś przy tym był – odezwała się Gizela. – Przygotuję kolację i porozmawiamy.

– I będziemy zachowywać się jak normalna, odnaleziona po latach rodzina? Usiądziemy przy wspólnym stole i milutką konwersacją zajmiemy sobie czas? Tadeuszku, chcesz pomidorki ze śmietaną? Są z prawdziwej polskiej plantacji! A może trochę miodziku? – Sabina parodiowała matkę, ale łzy, które pojawiły się w jej oczach, wskazywały, że robi to niemal wbrew sobie.

– Córeczko, przestań… – zaczęła Gizela, lecz młoda kobieta nie pozwoliła jej dokończyć. Zerwała się z miejsca i wybiegła do drugiego pokoju.

Kacperek usteczka wyginał w podkówkę, jakby zaraz ponownie miał się rozpłakać.

– Pobawimy się autkami? – zaproponował Tadeusz. Podszedł do pojemnika z zabawkami stojącego niedaleko kanapy. Wyciągnął samochodzik i zaczął naśladować jego dźwięk.

Chłopczyk włożył kciuk do buzi i lekko ssał. Po chwili roześmiał się i dołączył do zabawy. Mężczyzna miał nadzieję, że Gizela wykorzysta moment i pójdzie porozmawiać z córką. Nie pomylił się.

Początkowo z pokoju dobiegały podniesione głosy, które mężczyzna starał się zagłuszyć sygnałem zabawkowej karetki. Z każdą chwilą jednak stawały się cichsze. Do jego uszu dobiegł płacz obu kobiet. Dwadzieścia minut później weszły do salonu. Obie miały napuchnięte powieki i ślady rozmazanego makijażu, ale były spokojne, co oznaczało opanowaną sytuację.

– Zostaniesz na kolacji? – zapytała Sabina.

Tadeusz popatrzył na chłopca.

– Mam z wami zjeść? – spytał malca.

Kacperek tylko pokiwał głową.

– A jeśli zjem wszystkie twoje kanapki? – zażartował mężczyzna. – Zobacz, jaki jestem gruby.

– To ja dostanę czekoladę – odparł Kacperek.

To rozładowało sytuację. Wszyscy się roześmiali. Panowie nadal się bawili, a panie zabrały się do przygotowania jedzenia. Podczas posiłku nie wracano ani słowem do tematu, który wywołał takie poruszenie.

Dwa dni po zaskakującym wieczorze do Tadeusza zadzwoniła Sabina.

– Jak ja mam się teraz do ciebie zwracać? – spytała bezradnie. – Przecież bez sensu będzie, gdy powiem „tato”.

– Mów mi po imieniu, jak do tej pory. Ja też będę tak się do ciebie zwracał.

– A Kacperek?!

– On przecież nie rozumie.

– Ale może będziemy go uczyć, by mówił do ciebie „dziadku”? Zostałeś mu tylko ty.

– Będę szczęśliwy… – W gardle Tadeusza jakby utkwiła gula niedająca słowom się przecisnąć. Rosła z sekundy na sekundę.

– Dziadek Tadziu… – powiedziała Sabina cicho. – Ładnie.

– Co będzie, gdy wasi sąsiedzi usłyszą, że on tak do mnie mówi? – Mężczyzna się zaniepokoił. – Zaczną coś podejrzewać.

– Nie obchodzi mnie to. – Tadeusz był pewien, że córka w tym momencie wzruszyła ramionami. – Ich domysły, ich sprawa.

Dzień po tej rozmowie zadzwoniła Gizela. Początkowo mówiła o wszystkim i o niczym, by w końcu przejść do konkretów.

– Możesz do nas wpadać, kiedy zechcesz – zaczęła. – Ja nie zawsze będę. Wiesz, że mimo emerytury nadal pracuję w biurze informacji turystycznej. W weekendy oprowadzam wycieczki albo organizuję czas wolny seniorom z okolicy. Jeżeli tylko chcesz, możesz do nas dołączyć.

– Uważasz mnie za seniora? – spytał takim tonem, że początkowo nie wiedziała, czy żartuje, czy obrusza się na poważnie.

Rozluźniła się, gdy usłyszała cichy śmiech.

– Myślę, że nadawałbyś się na niektóre wyjścia. Od Sabinki wiem, że lubisz chodzić z kijkami. My też mamy taką grupę.

– Nie nadaję się, bo jestem początkujący i zbyt wolny – powiedział. – Ale jeśli zorganizujesz indywidualne zajęcia, to chętnie skorzystam.

Gizela przez chwilę milczała. W głosie Tadeusza brzmiały dziwne nuty. Gdyby była młodsza, odebrałaby to jako zachętę do flirtu. Ale jak można mówić o zalotach, gdy każde z rozmówców ma na karku po sześć krzyżyków?

– Daj znać, kiedy tylko będziesz miał chęć.

– Chęć… – zawiesił głos.

Roześmiała się.

– Nie łap mnie za słówka.

– A za co?

Tym razem chichotali oboje. Rozmawiali jeszcze parę minut. Gizelę paliły policzki od emocji.

Spotkali się kilka dni później. Sabina miała zaplanowane wyjazdy do kilku klientek wymagających zabiegów upiększających, a dziadkowie zabrali Kacperka na lody. Przysiedli ze słodkimi przysmakami w parku. Przyglądali się wnukowi bawiącemu się w piaskownicy tuż obok nich.

– Chyba puścimy go wcześniej do przedszkola – powiedziała Gizela.

– Przecież i tak ma iść od września. – Tadeusz był zdziwiony.

– Musimy go dać już w czerwcu. Czerwiec, lipiec i sierpień to dla mnie najaktywniejszy czas. Mam wiele wycieczek. Natomiast Sabinka… Kilka dni temu wspomniała, że oglądała w centrum Czaplinka lokal, w którym mogłaby przyjmować swoje klientki. Widzę, jak jej zależy na samodzielności finansowej i zawodowym rozwoju. Jest świetna w tym, co robi, a lato sprzyja dbaniu o siebie.

– Chciałaby otworzyć gabinet już teraz? To świetny pomysł! – Tadeusz naprawdę tak uważał.

– Mam troszeczkę pieniędzy, więc ją wspomogę. Namawiam Sabinkę, by postarała się o dotację z urzędu pracy. Jednak najpierw trzeba wszystko urządzić i zakupić towar, a dopiero potem wnioskować o zwrot pieniędzy.

– Jeżeli czegoś wam potrzeba, to i ja chętnie się dołożę.

– Dziękuję, postaramy się same…

Tadeusz wstał i z góry popatrzył na Gizelę.

– Nie ma teraz „my same” i „ty”. Tworzymy rodzinę, czy to ci się podoba, czy nie. Zacznijcie już dzisiaj planować, a do końca tygodnia chcę mieć listę niezbędnych rzeczy. Kiedy wy będziecie zajmować się zakupami i urządzaniem lokalu, ja przypilnuję Kacperka.

Gizela patrzyła na niego z niedowierzaniem.

– Mówisz serio?!

– Tak. Trzeba przecież pomóc córce.

Nadal to słowo brzmiało nie tak, jak powinno, ale nie było już obce jak na początku.

Sabina, gdy usłyszała o propozycji, rzuciła się ojcu na szyję. Nie czekała do weekendu. Już następnego dnia przyszła z kompletną listą i kalendarzem. Z radością opowiadała, co i w jakim terminie zamierza zrobić.

– Nie ma na co czekać – skwitował Tadeusz. – Od dzisiaj każde popołudnie Kacperek spędza ze mną, a wy działacie. Jutro przekażę ci pieniądze.

Dziadek uwielbiał spacerować z wnukiem w okolicy mariny. Z dnia na dzień przybywało turystów, ale nie byli tak głośni jak w nadbałtyckich miejscowościach. Zachowywali się bardziej leniwie, jakby delektując się obecnością w tym miejscu. Tadeusz uwielbiał chodzić obok jachtów. Czytał chłopcu nazwy poszczególnych jednostek, często zaśmiewali się wspólnie z dziwactwa niektórych. Siadywali na ławeczce i wpatrywali się w promienie pobłyskujące na falach. Czasami zabierali chleb i karmili łabędzie, a gdy żeglarze wpływali do zatoki, obserwowali, jak cumują swoje jachty. Najprzyjemniej było, gdy ktoś wyciągał gitarę i w świat niosły się szanty. Niemal każda pieśń mówiła o tęsknocie. Bywało, że Tadeusz zbyt długo siedział z wnukiem na nabrzeżu, zapominając, że o dwudziestej Kacperek powinien być w łóżku. Maluch wtulał się w dziadka i zasypiał. Mężczyzna zanosił go na rękach do domu i przekazywał Sabinie lub Gizeli. Wracał do siebie nieco przygnębiony, tęskniąc za małym ciałkiem, którego dziecięcy zapach pozostawał na jego koszuli wraz z czekoladową smużką po lodach. Nie przypuszczał, że tak szybko się zżyje z chłopcem, który z każdym dniem stawał mu się coraz bliższy.

Winne Wzgórze Tom 2 Nadzieja

Подняться наверх