Читать книгу Winne Wzgórze Tom 2 Nadzieja - Dorota Schrammek - Страница 7

Rozdział 5. A tam w górze było sobie niebo

Оглавление

Liliana spojrzała na kobietę z uwagą. Choć jej biuro nie przypominało tego, z czym miała styczność do tej pory w Warszawie, w małej miejscowości było wystarczające. Zresztą nie potrzebowała wiele. Nie planowała profesjonalnej kampanii reklamowej. Chciała tylko wydrukować parę reklam i ulotek. O czymś poważniejszym pomyśli, gdy zarobi pieniądze. Teraz była spłukana.

– Bez najmniejszych problemów możemy zrobić tysiąc takich folderów. Koszt będzie niewysoki. Ale czy to przyciągnie turystów?

Liliana była zaskoczona słowami właścicielki agencji reklamowej.

– Pani przecież nie odpowiada za to… – zaczęła ostrożnie.

– Zdaję sobie z tego sprawę. Ale mam różnych klientów. Tutaj agroturystykę prowadzi wiele osób. Wielokrotnie wysłuchiwałam pretensji, że to z powodu niezbyt atrakcyjnych folderów ktoś nie ma klientów. A przecież nie ja tworzę treść.

Liliana pokiwała głową.

– W pani przypadku też tak będzie – dodała właścicielka.

– Słucham?!

– Proszę spojrzeć.

Kobieta przesunęła leżący przed nią projekt.

– Witamy w agroturystyce Winne Wzgórze! Doba dla jednej osoby kosztuje trzydzieści pięć złotych. Mile widziane zwierzęta. Zapraszamy! – czytała Liliana. Podniosła na siedzącą naprzeciwko zdziwione spojrzenie.

– Taka treść nie zainteresuje nikogo – wyjaśniła kobieta. – A klient agroturystyki jest coraz bardziej wymagający. Nie chce tylko taniego noclegu, ciszy i spokoju. W obecnych czasach nudzi go to. On oczekuje wrażeń.

– Wrażeń?!

– Przeciętny turysta nie przyjeżdża już tylko po to, aby się dobrze wyspać i porządnie zjeść. Chciałby zdecydowanie więcej. Najważniejsze są przeżycia, które może wynieść z danego miejsca, a dziedzictwo kulturowe obecne na terenach wiejskich jak najbardziej pomaga. Oprócz tego musi pani zaoferować urozmaicony aktywny wypoczynek. Tego oczekują letnicy. Chcą lepienia garnków, nauki wypieku tradycyjnego pieczywa, przetwórstwa owoców. Tego właśnie.

– Ale ja nie potrafię… – Liliana opadła bez sił na oparcie krzesła.

– Proszę pomyśleć, w czym jest pani dobra. Bo jeżeli pozostanie się tylko przy noclegach, to raptem na ubezpieczenie społeczne wystarczy. Szkoda zachodu.

Młoda kobieta podziękowała za dobre rady, poprosiła o wydrukowanie połowy zamówionych folderów i wyszła z biura. Głowę miała pełną myśli. Im bardziej problem wydawał się ponad jej siły, tym bardziej chciała go rozwiązać. Weszła do Noża i Widelca, aby choć chwilę porozmawiać z Dorotą. Jej jednak nie było. Usiadła w rogu sali i zamówiła kawę. Otworzyła laptop i wpisała odpowiednią frazę w wyszukiwarkę. Wyniki nie zadowoliły jej, więc zmodyfikowała hasło. A potem jeszcze raz… Dopiero podczas ostatniej próby na ekranie pojawiło się to, czego oczekiwała. Zafascynowana czytała tekst i oglądała zdjęcia. Dom na wodzie… To było coś, czego w najbliższej okolicy nikt nie miał. Gdyby ona posiadała choć jeden, to nie tylko mogłaby przyciągnąć uwagę turystów, ale jednocześnie czerpałaby z dwóch źródeł: małego domku na Winnym Wzgórzu i houseboatu. Łódź mieszkalna na pewno cieszyłaby się większym zainteresowaniem.

Przez chwilę czytała, kiedy nastała moda na domy na wodzie. Zaledwie przed pięcioma laty! Czyli to raczkuje! Zatem ma szansę! Według informacji producenta posiadają wszystko, co niezbędne do mieszkania: salon, sypialnię, kuchnię, łazienkę, a w luksusowych modelach można znaleźć także saunę, duży taras czy zielony dach. Lilianie nie była jednak potrzebna ekskluzywna wersja. Przynajmniej nie na początku. Zadowoliłaby się takim najprostszym, na próbę. Na razie to tylko plan, który musi przeanalizować, by stwierdzić, czy w ogóle stać ją na taką inwestycję. Czytała dalej. Mniejsze obiekty nierzadko są wyposażone w silniki motorowe, co umożliwia przemieszczanie, a nawet wypłynięcie na głębokie wody. W przypadku modeli większych do zmiany lokalizacji, niezbędny okazywał się holownik. Domy na wodzie wydały się jej bezpieczne. W odróżnieniu od typowych jachtów czy łodzi posiadają niezwykle trwałą konstrukcję pływaków, które wytrzymają zderzenie nawet z krą. Dzięki temu domy na wodzie można użytkować także zimą. Nie wymagają pracochłonnych i kosztownych konserwacji.

Liliana wynotowywała wszelkie szczegóły. Spisała także numer telefonu producenta. Pływające domy według polskiego prawa nie muszą spełniać wymogów obiektów mieszkalnych. Rejestrowane są jako jachty. Aby mogły funkcjonować, wymagana jest odpowiednio przystosowana infrastruktura, czyli zagospodarowane nabrzeże z przyłączami do kanalizacji oraz sieci elektrycznej. Tu może być pewien problem… Czytała jednak dalej. O, można się bez tego obejść, gdyż niektóre modele domów na wodzie są w zupełności samowystarczalne i posiadają własną oczyszczalnię biologiczną oraz panele solarne. Liliana dopisała to wszystko w podpunktach. A teraz najważniejsze do sprawdzenia: zanim się zarobi, trzeba coś włożyć. Tak mawia babcia. I ma rację: najpierw inwestycja. Na stronie internetowej producenta domków nie było żadnych kwot. Zamieszczono jedynie informację, by w sprawach zakupu i wyceny kontaktować się z przedstawicielem. Liliana zadzwoniła. Uprzejmy mężczyzna odpowiedział na każde jej pytanie. W końcu dobrnęli do ceny. Lila wysłuchała oferty.

– Zastanowię się jeszcze – powiedziała lekko zgaszonym głosem i się rozłączyła.

Siedziała zamyślona, nie odnotowując nawet faktu, że podeszła kelnerka i postawiła przed nią kawę. Sto dwadzieścia tysięcy złotych. To ogromna suma! Liliana nie dysponowała nawet jej częścią. Marzenie zatem trzeba przełożyć na inny termin. Już miała zamknąć laptop, gdy nieoczekiwanie usłyszała znajomy głos.

– Co ciekawego oglądasz?

Drgnęła. Tuż przy jej stoliku stał Wiktor. Z zainteresowaniem wpatrywał się w otwartą stronę.

– Domy na wodzie – westchnęła. – Ale już kończę oglądanie.

– Dlaczego?

– Bo mnie nie stać. – Wzruszyła ramionami.

Przez chwilę wpatrywali się w siebie uważnie.

– Mogę się przysiąść i napić z tobą kawy?

Jeszcze kilka tygodni temu to pytanie wywołałoby w niej przyspieszone bicie serca. Tym razem jednak miarkowała swoje reakcje. Ot, kawa to przecież nic wielkiego. Wszedł do lokalu, zauważył ją, podszedł się przywitać jak kulturalny człowiek i tyle.

– Zapraszam. – Przesunęła się, robiąc mu miejsce. Spojrzała na swoją filiżankę. Dotknęła szkła palcem. Było zimne.

– Zamówię ci kolejną. – Przywołał kelnerkę gestem, nim Liliana zdążyła zaprotestować. – Opowiedz mi o tych domach na wodzie – poprosił, gdy kelnerka przyjęła zamówienie.

Nie patrzył jej w oczy. Nie była pewna, czy zaczyna temat na odczepnego, aby coś powiedzieć, czy naprawdę go to interesuje. Zaczęła lakoniczną opowieść, czym w ogóle są takie jednostki. O dziwo, wydawał się tym naprawdę zainteresowany. Zadawał sensowne pytania. Interesowało go nawet to, co dotychczas Lilianie nie przyszło do głowy. Chwyciła długopis i zanotowała niektóre kwestie, choć po chwili doszła do wniosku, że to bez sensu.

– Dlaczego kreślisz?

– Bo zdaję sobie sprawę, że mój zapał do domów na wodzie był bezsensowny. Chwilowy.

– Z jakiej przyczyny?

– Finansowej. Wszystkie zaoszczędzone pieniądze wydałam na szybki remont domku gospodarczego babci. Zamieściłam ogłoszenia, że przyjmę na lato turystów. Co tam na lato! Jeśli chcą, niech przyjeżdżają przez cały rok! Ale do tej pory nikt się nie zgłosił. Pewnie z powodu braku dodatkowych atrakcji. – Westchnęła i opowiedziała mu o rozmowie z właścicielką biura reklamy.

– Miała rację – przyznał Wiktor. – Roma też zawsze powtarzała, że na te tereny przyjeżdżają tylko ci, którzy znają Czaplinek i okolicę od lat. Nowi turyści chcą jednak czegoś jeszcze, czego w takim miasteczku brakuje. Dom na wodzie byłby idealnym pomysłem.

Lila dłuższą chwilę trawiła zasłyszane informacje.

– Roma? – spytała niepewnie. – To jakaś pacjentka?

Wiktor patrzył na nią dziwnie i trochę za długo. Zrozumiała.

– Przepraszam – rzuciła pospiesznie.

– Nie ma za co.

– Nigdy nie wypowiadałeś przy mnie jej imienia – zaczęła się tłumaczyć z gafy. – W ogóle o niej… – urwała, aby nie powiedzieć czegoś, czego mogłaby żałować.

– W ogóle o niej nie wspominałem, prawda? To chciałaś powiedzieć – dokończył z niemal stoickim spokojem. – O czym miałem opowiadać? O mojej porażce jako męża i lekarza? Nie byłem w stanie uchronić żony przed śmiercią. Praktykuję medycynę, mam znajomości, a ona musiała odejść w hospicjum. Jestem…

– Przecież to nie twoja wina! Przestań! – przerwała potok słów, jaki z siebie wyrzucał.

To był moment, kiedy czuł potrzebę mówienia. Uchodził z niego nagromadzony żal.

– Moja! Powinienem wiedzieć, że jej osłabienie nie jest objawem wiosennego zmęczenia. Wypadające włosy także mają inną przyczynę, podobnie jak ziemisty kolor skóry. Zorientowałem się dopiero po wynikach krwi i markerach. A wtedy było już za późno. Nowotwór rozprzestrzenił się po jej drobnym organizmie… W chwili śmierci ważyła czterdzieści kilogramów, wyobrażasz sobie? Była niczym dziesięcioletnia dziewczynka. Mogłem ją uchronić przed cierpieniem.

– Nie jesteś wszechwiedzący, nie mogłeś…

– Mam znajomości. Gdybym uruchomił je wcześniej, być może żyłaby do tej pory.

– Pewności nie masz. Nie rozumiem, dlaczego się obwiniasz.

– A ty nie obwiniałabyś się za śmierć osoby, którą kochasz?!

Liliana spojrzała na niego zaskoczona. Zdziwiła ją forma teraźniejsza. Nie powiedział „kochałaś”, tylko „kochasz”. Jasne, przecież Roma ciągle jest obecna w jego sercu… Od śmierci minęły zaledwie dwa miesiące. Chciała się odezwać, ale uprzedził ją, ponownie przywołując kelnerkę.

– Poproszę jeszcze jedną kawę. Tym razem po irlandzku. Z podwójną porcją whisky.

Liliana zerknęła w stronę okna. Z daleka widziała samochód lekarza zaparkowany tuż przed wejściem.

– Odwiozę cię potem do domu. Auto może tutaj zostać.

Puścił jej uwagę mimo uszu. Kawę wychylił niemal duszkiem. Otarł usta serwetką i wstał.

– Nie trzeba. A ty spełniaj marzenia, póki masz na to czas. Roma też ich miała wiele. Nie udało się. Głównie przeze mnie.

Liliana chciała zaprotestować, ale mężczyzna szybko rzucił banknot na stół i nie czekając na resztę, opuścił restaurację. Wsiadł do samochodu i odjechał z piskiem opon. Lila patrzyła za nim w zamyśleniu.

Winne Wzgórze Tom 2 Nadzieja

Подняться наверх