Читать книгу Winne Wzgórze Tom 2 Nadzieja - Dorota Schrammek - Страница 9

Rozdział 7. Gdzie kucharek sześć…

Оглавление

Dorotę od rana bolała głowa. Zbudziła się wcześnie i gdy wyjrzała za okno, dostrzegła mgły nad łąkami. Niebo zaciągnęły chmury. Nie oglądała prognozy pogody, bo nie przypuszczała, że ten ranek będzie różnił się od dotychczasowych. Zerknęła na taras, czy przypadkiem nie zostawiła prania na zewnątrz. Gdy jeszcze w koszuli nocnej wyszła na dwór, zorientowała się, że nie spadła ani kropla deszczu. Poranna mgła nie wiadomo skąd się wzięła. Kobieta przez chwilę spacerowała wzdłuż płotu. W mieście nie mogłaby sobie na to pozwolić. Nawet wyjście na balkon w stroju zarezerwowanym do sypialni wydawałoby się nieobyczajne. Tutaj nikt nie zwracał na to uwagi. Najbliższe zabudowania były oddalone o jakieś czterysta metrów. Mogła sobie hasać nawet nago, gdyby nie fakt, że ma dwóch synów, którzy w każdej chwili mogą wybiec z domu i ją zobaczyć.

Spacerowała po ogrodzie w krótkiej, koronkowej, prześwitującej koszulce, która ledwo zakrywała jej pupę. Czuła się niczym Zosia z Pana Tadeusza, choć od bohaterki dzieliło ją ponad dwadzieścia lat. Zastanawiała się, czy ten poranny ból głowy to efekt niskiego ciśnienia, czy oznaka nadchodzącej starości. Na to drugie chyba nieco za wcześnie. Ma trzydzieści osiem lat, a to dobry wiek dla kobiety. Skóry jeszcze nie pokryły zmarszczki, bo codziennie wieczorem nakładała na twarz krem odżywczy, a raz w tygodniu maseczkę nawilżającą. Ważyła odpowiednio, a biust pozostawał jędrny. Z usług kosmetyczki korzystała raz na pół roku. No, może rozstępy ją nieco denerwowały. Nie stosowała żadnego środka, bo kreski na skórze wydawały się niewielkie. Może w dziennym świetle są bardziej widoczne?

Dorota zerknęła, czy nie stoi na wprost kuchennych okien. Zadarła kusą koszulkę i przejechała dłonią po pośladkach, a potem po udach. Skóra nie wałkowała się. Była przyjemnie naprężona. Kobieta sprawdziła drugą stronę. Też wszystko wydawało się w porządku. Pomyślała, że skoro już tak się ogląda, to skontroluje jeszcze biust. Włożyła dłoń w dekolt i przymknęła oczy, bo niespodziewanie zza chmur wyjrzało słońce.

– Nie lepiej robić to w zaciszu sypialni? – Zza płotu dobiegł ją nieoczekiwanie męski głos.

Niemal podskoczyła, wystraszona. Wyciągnęła dłoń i szybciutko obciągnęła koszulkę.

– Kim pan jest?! – spytała ostro, patrząc na niespodziewanego gościa siedzącego w trawie tuż za jej płotem. Nie zauważyła go wcześniej. Widać do tej pory musiał leżeć. – Co pan tu robi?! Ładnie podglądać obce kobiety?!

– Jakie podglądać? Przecież to pani wyszła na ogród, by się obnażać. Odezwałem się w odpowiednim momencie, by przypadkiem nie straciła pani twarzy. Ale rzeczywiście, lepszym miejscem do pieszczot jest sypialnia. – Mrugnął okiem.

Dorota zrobiła się niemal purpurowa. Oddychała głęboko, z trudem hamując wybuch.

– Nie robiłam tego, co usiłuje mi pan wmówić! Poza tym jestem u siebie!

– Proszę kontynuować, jakby mnie tu w ogóle nie było. – Radosław ponownie położył się w trawie. Ledwo było go widać.

Kobieta kipiała złością i wstydem. Była zła na siebie, że zachciało się jej porannych spacerów prawie nago. Ta koszulka więcej odkrywała, niż chroniła. Dorota przypomniała sobie, że kiedyś Arek uwielbiał, gdy ją zakładała. Zadrżała. To były czasy, które nieprędko wrócą.

– Co pan w ogóle tu robi?

– Właśnie się zbudziłem, choć dałbym głowę, że jeszcze śnię – odpowiadał wciąż w tym niepokojąco-irytującym tonie.

– Spał pan tutaj?!

– Noc ciepła, świerszcze tak pięknie grały, że nie szukałem innego miejsca. Położyłem się w trawie i spałem. Przeszkadzam? Nie powinienem, ponieważ znajduję się poza pani posesją. Zaraz sobie pójdę dalej.

– Pan nie jest Polakiem – skwitowała Dorota.

– Rozumiem, że to zbrodnia. Moja babcia była Polką, ja jednak urodziłem się jako Rosjanin.

– Pytałam, ponieważ słyszę obcy akcent. Rzeczywiście byłoby lepiej, gdyby pan już stąd poszedł.

Patrzyła, jak pakuje do plecaka koc, pod którym spał, małą poduszkę i książkę, którą spod niej wyciągnął.

– Czyta pan Dostojewskiego? – spytała zaskoczona, patrząc na tytuł. Idiota – widniało wielkimi literami na okładce.

– Chyba każdy moment na czytanie jest dobry, prawda? Miejsce także. Tylko na inne rozrywki należałoby zarezerwować sypialnię. – Mrugnął okiem do kobiety, która usiłowała znaleźć w trawie coś, czym mogłaby w niego rzucić. Roześmiał się, pomachał do niej, chwycił gitarę i poszedł dalej. Po chwili całkowicie zniknął jej z pola widzenia.

Dorota pomknęła do domu, mając nadzieję, że nie spotka nikogo z rodziny po drodze. Jej irytacja sięgnęła zenitu. Już nawet przestała myśleć o bólu głowy, który przeszedł jak ręką odjął. Co za typ! I czego szukał w pobliżu ich domu? Tekst, że spał, wydawał się mało realny. Będzie musiała obserwować otoczenie i podpytać, czy nie kręci się tutaj obcy.

Ubrała się szybko i wykonała poranną toaletę. Zdążyła zaparzyć kawę, kiedy kuchnia wypełniła się gwarem dzieci. Arek też przyszedł na śniadanie, ale odzywał się niewiele. Nigdy nie wiedział, co zadowoli żonę. Doszedł do wniosku, że jeżeli ona chce pogadać, musi sama zainicjować konwersację. Tymczasem on będzie zachowywał się tak, jak do tej pory, czyli poinformuje o planach na dzisiaj i ustali, o której spotkają się w restauracji. Musiał przyznać, że nie spodziewał się, iż żona tak szybko pojmie wszystkie reguły prowadzenia lokalu i przejmie stery po Karolinie. Była lubiana i szanowana przez pracowników, a jednocześnie nie pozwalała wejść sobie na głowę. Postawiła granice. Jeżeli czegoś nie wiedziała, nie wstydziła się pytać.

– Mam kilka rzeczy do wykonania w domu. Zobaczymy się za jakieś trzy godzinki w restauracji – poinformowała męża.

Gdy wyjechał, przebrała pościel, nastawiła pranie, odkurzyła cały dom, a chłopców zagoniła do rozładowywania zmywarki. Razem uprzątnęli taras i wystawili śmietniki przed posesję, by pracownicy zakładu komunalnego mogli je bez problemu opróżnić. Dopisała jeszcze parę pozycji do listy zakupów i mogli ruszyć do Czaplinka.

Najpierw podjechała do supermarketu. Razem z synami zrobiła sprawunki i ruszyła dalej. W restauracji gościli już obiadowi klienci. Pomysł z jednym tematycznym dniem w tygodniu okazał się doskonały. Lokalne potrawy kuchni drawskiej przyciągały uwagę. Dorota zadbała, by nazwy nie budziły wątpliwości, że potrawy związane są z Czaplinkiem. Szczególne uznanie zyskiwali tym wśród turystów licznie odwiedzających ich miasteczko.

– Mamo, pójdziemy najpierw pod wodną kurtynę, dobrze? – Janek popatrzył na rodzicielkę proszącym wzrokiem. – Jest tak gorąco, że fajnie będzie się schłodzić.

– Dopilnujesz brata? – Dorota popatrzyła na starszego syna uważnie. Zawsze był odpowiedzialny, ale ona wolała się upewnić.

Skinął głową.

– Dobrze. Najpóźniej za dziesięć minut bądźcie z powrotem.

Wodna atrakcja mieściła się niemal naprzeciw lokalu. Widać ją było z okna, podobnie jak ganiających chłopców. Dorota podeszła do baru i przywitała się z personelem. Wysłuchała, co wydarzyło się od poprzedniego wieczoru. Niewiele. Skończyła się jedna marka piwa, trzeba będzie zamówić kolejną partię. Dostawca mrożonek jeszcze nie przyjechał. Szefowa odnotowała w terminarzu, że należy popędzić go telefonicznie.

– Czy zjawił się ktoś z ekipy remontowej do przeprowadzenia prac w naszych pomieszczeniach gospodarczych? – zapytała.

Od pewnego czasu perswadowała Arkowi, że dobrze byłoby wykonać dodatkowe regały i półki, wymienić drzwi otwierające się w złą stronę na harmonijkowe, zabierające mniej miejsca. Trzeba skuć kilka kafelków i położyć nowe, wypełnić fugi i pomalować pracowniczą ubikację. Do tego doszło kilka pomniejszych rzeczy.

– Nikogo nie było – zaczęła barmanka. – Ale chyba szef właśnie kogoś znalazł.

Dorota uniosła brew i ruszyła w stronę gabinetu męża. Dobiegał z niego głos Arka, który tłumaczył komuś zakres prac. Uśmiechnęła się pod nosem z zadowolenia. Wreszcie jakaś dobra informacja tego dnia.

Nacisnęła klamkę i weszła do środka.

– Dzień dobry… – rzuciła od progu, ale jej głos lekko się załamał na widok osoby, która siedziała po drugiej stronie mężowskiego blatu.

– Dobrze, że jesteś! – Arek poderwał się na widok żony. – Zobacz, ekipa remontowa miała odezwać się już wczoraj, a do dziś nie dali znaku życia. Przypadkiem do restauracji przyszedł pan Radosław, szukając zajęcia. W dokumentach i listach polecających ma opisane doświadczenie w drobnych remontach i naprawach. Jakie zrządzenie losu, że akurat pojawił się dzisiaj u nas, oferując swoje usługi! Co ty na to?

Dorota wpatrywała się w mebel, na którym leżały dokumenty, niemal przewiercając je wzrokiem. Nie była w stanie patrzeć Rosjaninowi w twarz. Nie po ich porannym spotkaniu.

– Sam wiesz najlepiej, co jest dla nas dobre – zaczęła wymijająco, chociaż najchętniej wykrzyczałaby, że mogą przyjąć wszystkich, byle nie tego człowieka. Ale wtedy musiałaby się ze wszystkiego tłumaczyć.

– Cieszę się, że jesteśmy tego samego zdania! – Arek zatarł ręce z zadowolenia. – To co, podpiszę z panem Radosławem umowę, a potem napijemy się wspólnie kawy, dobrze?

Dorota tylko skinęła głową i niemal bez tchu wyszła z pomieszczenia. Kawa była jak najbardziej wskazana. Pierwszą wypiła niemal duszkiem. Musiała opanować nerwy. Co to w ogóle ma znaczyć? Do tej pory nie miała styczności z tym mężczyzną, a tu raptem jednego dnia widzi go drugi raz!

– Cześć, Dorotko!

Omal nie podskoczyła, słysząc przy sobie głos. Obok niej stała Liliana.

– Przestraszyłam cię?

– Wszystko w porządku. – Uśmiechnęła się.

– Przychodzę z prośbą. Czy mogę rozłożyć ulotki w pobliżu baru? Odebrałam je właśnie z agencji reklamowej. Do was przychodzi wielu turystów. Może ktoś skusi się na nocleg w agroturystyce Winne Wzgórze.

– Jasne! Zaraz poproszę dziewczyny, by wyłożyły je w widocznym miejscu. Miałam wczoraj do ciebie dzwonić i spytać, czy coś się ruszyło i posypały się rezerwacje.

– Niestety… – Liliana rozłożyła bezradnie ręce. – Nie wiem, co robię nie tak, ale jeszcze nikt nie zadzwonił, a ja muszę zarabiać.

– Zgłoszą się. Na pewno się zgłoszą – pocieszała przyjaciółkę Dorota. – Tylko musi minąć trochę czasu.

Lila opowiedziała jej, co usłyszała od właścicielki agencji. Jedynie pomysł domu na wodzie zachowała dla siebie.

– Po części kobieta ma rację. Sama widzę, że klienci są wymagający, stąd oferta dań regionalnych.

– Ale wy się na tym znacie. Ja nie potrafię wykonywać żadnego rękodzieła i zaoferować go innym.

– Jeśli tylko nadarzy się klient szukający noclegu, od razu skierujemy go do ciebie – obiecała Dorota.

– To się doskonale składa! – Nieoczekiwanie usłyszała za plecami głos męża. – Wyobraź sobie, że pan Radosław potrzebuje miejsca, gdzie mógłby się zatrzymać.

Dorota spłoniła się nieco, widząc Rosjanina stojącego obok Arka.

– To jest Liliana. – Restaurator przedstawił znajomą żony. – Od kilku dni jest właścicielką najlepszej agroturystyki w regionie. Przyzwoitej cenowo. – Mrugnął okiem tak, że wszyscy się roześmiali.

– Naprawdę jest pan zainteresowany noclegiem? – Lila z błyszczącymi oczyma zwróciła się do Radosława. Czyżby właśnie trafiał się jej pierwszy klient?!

– Tak, ale będę płacił z dnia na dzień. Mam kilka zleceń w tej okolicy, a dzisiaj zdobyłem kolejne, u pani Doroty i pana Arka. Nie wiem, jak długo to potrwa, więc… – Spojrzał na wszystkich z wdzięcznością, a Dorota po raz pierwszy się nie spłoniła.

– Cieszę się ogromnie! – Lila niemal skakała z radości.

– Panie Radosławie, zaczynamy od jutra rana. – Arek podał mu rękę, przypieczętowując umowę.

– Z serca dziękuję! – Rosjanin się uśmiechnął. – Czyli dzisiejsze popołudnie mam wolne? Jeżeli tak, to proszę mi podać adres agroturystyki. Podejdę tam od razu. Niestety nie mam samochodu.

– Mogę pana zaraz zabrać – powiedziała Liliana. – Jadę właśnie do domu.

– O, w takim razie ja będę zabierał pana rano z Winnego Wzgórza, powiedzmy około ósmej – zadeklarował Arek. – Wtedy wyjeżdżam do restauracji. Zdąży pan popracować, nim przyjdą ludzie. Swoją drogą, można pomyśleć o wspólnej kolacji, prawda? Mieszkamy w jednej miejscowości, a zaczynają nas łączyć interesy. Co ty na to, Dorotko?

Dawno tak nie zwracał się do żony, więc drgnęła, słysząc pieszczotliwe zdrobnienie.

– Oczywiście. Zapraszamy was jutro na wieczorny poczęstunek. Pewnie skończy się tym, że Arek zleci przygotowanie czegoś w restauracji i odciąży mnie, ale będzie to równie smaczne, jak domowy posiłek. – Towarzystwo się roześmiało. – Czy godzina dziewiętnasta może być? Chłopcy będą wtedy już w swoich pokojach, więc i ja skorzystam z wieczoru.

– Jasne! – powiedziała Lila.

– Mnie też pasuje. Dzień później mam popołudniowe zlecenie u starszego pana. Też mieszka w waszej miejscowości. Pani Doroto, do zobaczenia jutro wieczorem! – Radosław nieoczekiwanie chwycił jej dłoń i pocałował z szacunkiem. – A z panem widzimy się o ósmej przed agroturystyką.

– Do zobaczenia – odezwał się Arek. – Ogromnie się cieszę, że dzisiaj pan tu przyszedł. Widać los kieruje w nasze progi samych potrzebnych ludzi.

– Miło to słyszeć. – Rozbrzmiało tuż obok lady.

Dorota drgnęła i odwróciła się szybko, bo głos, który usłyszała, brzmiał dziwnie znajomo. Tuż za nimi stała Karolina i wpatrywała się w towarzystwo z dziwnym uśmiechem.

Winne Wzgórze Tom 2 Nadzieja

Подняться наверх