Читать книгу Stajnia pod lasem - Elżbieta Pragłowska - Страница 3

Roman

Оглавление

Stajenny zobaczył psa przed otwartym boksem Amira, rzęsiście oświetloną stajnię i coś go zaniepokoiło. Pobiegł do boksu i spostrzegł właścicielkę stajni siedzącą na trocinach przy koniu, który nie dawał znaku życia. Gdy ją zobaczył tak kruchą, ze łzami w pięknych błękitnych oczach, miał ochotę ją przytulić, ale wiedział, że to niemożliwe. Ewa podkreślała na każdym kroku, że nie chce się spoufalać, bardzo dobitnie tytułując go Panem Romanem, czego nienawidził, żałował, że są tak sobie obcy, mimo że wiedział, iż tyle ich łączy.

– Panie Romanie, proszę sprawdzić, czy Amir rzeczywiście nie żyje. Pan ma więcej doświadczenia z końmi, może jest nieprzytomny – powiedziała Ewa, niezgrabnie podnosząc się z podłogi.

– Musi mieć ta kobieta jakieś uczucia, a zachowuje się jak robot – pomyślał, podchodząc do konia. Otarł się o Ewę, która aż się wzdrygnęła od tego dotyku.

– Dobrze zrobiłem, nie przytulając jej – pomyślał.

Roman upewnił się, że koń nie żyje, dotykając pulsu, zresztą koń był już zimny. Skinął tylko głową na znak, że to już koniec.

– Panie Romanie, proszę nakarmić konie, wszystko przygotowałam. Ja muszę wykonać kilka telefonów – powiedziała Ewa drżącym głosem i wyszła ze stajni, zabierając psa ze sobą.

Roman nie zazdrościł jej w tej chwili, wiedząc, że musi porozmawiać z Olgą lub z jej ojcem, bo to on był właścicielem Amira. Będzie pewnie musiała wezwać weterynarza, żałował jej bardzo i chętnie by jej pomógł, ale nie chciał się narzucać.

Nie miał wiele pracy z karmieniem, wszystko faktycznie było przygotowane, więc poszło mu bardzo sprawnie. Teraz, gdy konie jadły, co zwykle wpływało na niego bardzo kojąco, ale nie dziś, zaczął wspominać, co go tu przywiodło. Zastanawiał się, czy dobrze zrobił, zatrudniając się w tej stajni, dokąd go to zaprowadzi. Lubił tę pracę, kochał konie i choć praca była ciężka, dawała satysfakcję, łatwo było ocenić, co się zrobiło, co jest do zrobienia. Wszystko miało ustalony porządek, zresztą konie nie lubią zmian w harmonogramie, denerwują się, wybija je to z rytmu. Poczeka, aż zjedzą, wyprowadzi na karuzelę lub padok i zabierze się za wybieranie obornika, później zbierze konie na obiad i przyjdą właściciele. Jedynie tego w swej pracy nie lubił, nie przepadał za ludźmi, męczyli go. Każdy chciał, aby jego koń traktowany był wyjątkowo, mieli też ciągle jakieś pretensje, a to, że brudno w boksie, a to, że derka nie nałożona lub nie zdjęta, a to ochraniacze brudne, trzeba było się tłumaczyć, przepraszać. Ale potem wieczorne karmienie, zamykanie koni – to najbardziej lubił, nikt mu się nie kręcił pod nogami, nie zagadywał, mógł posiedzieć przy koniach, słuchać, jak jedzą, co go bardzo uspokajało, i rozmyślać. A po pracy lubił siedzieć u siebie w pokoju i czytać. Do dyspozycji miał pokoik z łazienką i kącik kuchenny, i to mu wystarczało, choć nie przestawało go to dziwić, zważywszy na to, do czego był przyzwyczajony.

Dziś śmierć Amira wybiła go z rytmu, konie były zdenerwowane, jakby wyczuwały śmierć, niechętnie jadły, koń stojący przy boksie Amira kręcił się, jakby chciał przejść przez zamkniętą bramę boksu.

– Na szczęście Amir stał pod ścianą i miał jednego sąsiada – pomyślał.

Cudem uniknąwszy stratowania, wyprowadził sąsiada i wstawił go do boksu konia, który akurat był na zawodach. Amira natomiast przykrył derką i zamknął jego boks.

Bardzo nieprzyjemna historia, przecież był zdrowy, wczoraj skakał. Żal mu było Olgi, tak ciężko pracowała z tym koniem, trenowali do mistrzostw Europy.

Stajnia pod lasem

Подняться наверх