Читать книгу Stajnia pod lasem - Elżbieta Pragłowska - Страница 5

Londyn. Wspomnienia Ewy

Оглавление

Pierwsze pół roku w Londynie było bardzo trudne. Tęskniliśmy za krajem, domem na Sadybie, gdzie wszystko było proste, swojskie i nasze, znajomi na wyciągnięcie ręki, rodzina. Tutaj nie mogliśmy się odnaleźć, nie było galerii handlowych, w których można by wszystko kupić, czynnych do późnych godzin nocnych. Niedaleko nas była wprawdzie jedna galeria handlowa Brent Cross, ale jakaś taka zapuszczona, brudna, zastarzała, czynna tylko do siedemnastej w weekend. Miasteczko piękne, ale z bardzo restrykcyjnymi przepisami ochrony konserwatorskiej, mieszkańcy nietolerujący żadnych zmian, kino było stare, małe. Dopiero później zaczęliśmy to doceniać, a nawet przekonaliśmy się do tego całym sercem. Ludzie wprawdzie uśmiechnięci i grzeczni, ale bardzo na dystans i po kilku zdaniach small talk, uśmiechając się, znikali. Dopiero teraz wiem, że popełnialiśmy wiele gaf, na przykład licytując się, że nasz kraj ma gorszy klimat, nie znaliśmy kodów kulturowych i to się na nas mściło.

Życie w Londynie ze zwierzętami okazało się bardzo drogie, sama stajnia pięćset funtów, do tego ubezpieczenie konia czterdzieści, zresztą inne zwierzęta też wymagały ubezpieczeń, bo ceny usług weterynaryjnych w tym kraju są bardzo wysokie. Mijały miesiące, jeździłam do stajni, w której niezbyt dobrze się czułam, nikt nie chciał ze mną rozmawiać, nie był ciekaw, co mam do powiedzenia, po zdawkowym how are you, na które nikt nie oczekiwał innej odpowiedzi niż fine, thanks, uznawali, że wypełnili obowiązek, i zajmowali się swoimi sprawami.

Postanowiłam coś z tym zrobić i zaczęłam rozglądać się za wolontariatem, myśląc, że dzięki temu podszkolę język, poznam nowych ludzi, którzy mają podobne problemy, i zrobię coś ważnego, a przynajmniej istotnego albo potrzebnego. Robert dowiedział się, że w jego firmie jest organizacja skupiająca małżonków ekspatów. Były to głównie kobiety, które towarzyszyły swym mężom, poświęcając swe kariery, często z małymi dziećmi. Zaczęłam udzielać się tam jako wolontariuszka, praca była bardzo przyjemna. Polegała na pomaganiu partnerom pracowników z zagranicy zaadaptować się w Londynie. Organizowaliśmy spotkania przy kawie, wycieczki, pomagaliśmy rozwijać karierę oraz wybierać szkoły dla dzieci. Poznawałam ludzi z całego świata, była to dla mnie niesamowita przygoda, uczyliśmy się wzajemnie własnych kultur, wszyscy mieliśmy ten sam problem: jak zaadaptować się w innym kraju. Wszyscy byli bardzo zestresowani, jak się dowiedziałam na jednym ze szkoleń, najtrudniejsze są pierwsze pół roku oraz pierwsze miesiące po powrocie do własnego kraju. Potrafią być nawet trudniejsze niż po wyjeździe do obcego kraju. Wracamy bowiem po wielu latach i zastajemy zmiany. Ludzie, rodzina, wszyscy są już w innym miejscu, a my też jesteśmy inni, przesiąknięci obcą kulturą, do której próbowaliśmy się przez te lata dostosować.

Stajnia pod lasem

Подняться наверх