Читать книгу W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa - Elisabeth Asbrink - Страница 7

Оглавление

Można oczywiście starać się uchwycić początek.

Można spędzić całe życie, doszukując się znaków w czasie, jakby czas dawał się przeszukiwać. Można je ułożyć w porządku chronologicznym, dostrzec wzajemne związki pomiędzy jakimiś przełomowymi wydarzeniami. Takimi jak pierwszy raz. Lub ostatni. Trzecia królowa, czwarte rozporządzenie, piąta prawda. To tylko próba stworzenia porządku tam, gdzie go nie ma, więc równie dobrze można posłużyć się datą.

Na przykład rok 1926. Otto Ullmann był niemowlęciem z migdałowymi oczami. Lubił się huśtać na kolanach matki i ojca w ich czteropokojowym mieszkaniu w Wiedniu.

Wiosną tego samego roku w klinice położniczej Czerwonego Krzyża w parafii Pjätteryd urodził się Ingvar Kamprad. On także był pierwszym dzieckiem swoich rodziców. Również jego historia, tak jak historia wszystkich ludzi, zaczyna się dużo wcześniej. Cofnijmy się więc o sto lat, do czeskich Radonic.

Fanny była niska, drobna i miała delikatne rysy twarzy. Jej mąż Achim był od niej o cztery lata starszy, wyższy, tęższy i miał jaśniejsze włosy. Ingvar odziedziczył rysunek czoła i brwi po dziadku.

W rodzinnym domu Fanny wstydu musiało być w nadmiarze i spowijał ją już od urodzenia. Jej matka. Jej młoda matka i żonaty mężczyzna.

Tak urodziła się Fanny, poza małżeństwem, poza rodziną, po niewłaściwej stronie granicy. Żonaty mężczyzna zostawił spory plik pieniędzy w ramach zadośćuczynienia, a matka Fanny została sama z owocem swojego wstydu.

Pieniądze wystarczyły na zakup gospody, w której minęło dzieciństwo Fanny. Podawała do stołu, sprzątała i pomagała. Pojawił się nowy tata i dał jej swoje nazwisko. W głębi duszy wciąż czaił się jednak wstyd, jak warstwa dodatkowej skóry, warstwa brudu na czystym ciele.

Pewnego dnia do gospody wszedł Achim. A może wtargnął? Ognisty temperament. Burzliwa kłótnia z rodziną na zamku. Nie chciał przyszłości, jaką mu wyznaczyli. Wolał przebywać w lesie ze swoimi najbliższymi przyjaciółmi – psami. Chciał być wolny, uciec od ślęczenia nad papierami i od rodzinnej tradycji. Postawa nie do przyjęcia przy jego pochodzeniu z saksońskiej rodziny właścicieli ziemskich. Nie do przyjęcia. Chciał wszystko rzucić. Wszedł do przydrożnej gospody, w której stała Fanny. Jej wzrok przenikał wszystko.

W każdym razie tak brzmi niezmienna rodzinna wersja – dwoje dumnych ludzi bez żadnych powodów do dumy. Połączyło ich uczucie.

Wkrótce potem stali oboje w zakładzie fotograficznym pana Schmidta. Tło było neutralne.

Nowożeńcy? On wyprostowany, obejmuje jej drobną talię dużą dłonią. Ona w obcisłej jasnej sukience z koronkowym kołnierzykiem, zwrócona ku niemu, jak gdyby szukała osłony przed wiatrem. Fanny i Achim. A przecież było odwrotnie.

Nie. Jego rodzina jej nie zaakceptowała.

Postanowili emigrować z dwoma małymi synami. Nowy kraj, nowe życie, własne tereny łowieckie dla niego i ukochanych psów. Była prawie połowa XIX wieku i Achim zainwestował w posiadłość ziemską – pięćdziesiąt cztery tysiące talarów za las, bydło, ziarno i skład żyta. Nie ma już znaczenia, dlaczego opuścili Czechy. Ich własne gospodarstwo nazywało się Elmtaryd. Ziemia była kamienista, lecz urodzajna. Las duży i piękny.

W tym wszystkim nie ma właściwie nic niespotykanego, choć też nie jest to zupełnie zwyczajne. Ludzie przekraczają granice w poszukiwaniu nowego życia. Przyczyny są różne, chociaż często zdumiewająco podobne. Jak większość emigrantów Fanny i Achim musieli ciężko pracować na nowe życie. Może spotkali się z niechęcią obcego środowiska, myśleli chyba, że więcej ludzi zna niemiecki, może się okazało, że pozbawieni rad doświadczonych rodziców, popadli w tarapaty finansowe. W każdym razie nie wiadomo, dlaczego Achim zastrzelił najpierw swoje myśliwskie psy, a potem siebie. Fanny, drobna, o silnym charakterze, została z synami i nienarodzoną córką.

Nie wyszła powtórnie za mąż. Złośliwi sąsiedzi przesuwali granice jej nieruchomości, zagarniając jej ziemię. Nie mając innego wyjścia, musiała przełknąć dumę i zwrócić się o pomoc do swojej niemieckiej teściowej. Dobrze na tym wyszła. Teściowa zrobiła awanturę urzędującym geodetom i przywrócono właściwe granice.

Fanny nigdy nie nauczyła się szwedzkiego, ale pastor w parafii znał niemiecki i chętnie jej pomagał. I tak, sama ze wszystkim, zarządzała gospodarstwem aż do dwudziestych piątych urodzin najstarszego syna Feodora. Tego dnia on został właścicielem.

Fanny Kamprad. Jej syn Feodor. I syn Feodora Ingvar. Troje urodzonych przywódców. Uosobienie silnej woli i fascynacji silną wolą, przekazywanej kolejnym pokoleniom.

Babcię Fanny Ingvar podziwiał najbardziej. Bardziej niż ojca Feodora. Nawet bardziej niż wujka Hitlera.

Lecz czy to znaczy, że to wszystko jej wina?

W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa

Подняться наверх