Читать книгу Tasowanie w Dżokerowie - George R.r. Martin - Страница 11
3
ОглавлениеBrutus przeskoczył z barku Brennana na wezgłowie łóżka Jennifer. Położył maleńką rączkę na jej czole i zadrżał.
— Jest zimne, szefie, naprawdę zimne.
Yeoman mógł tylko skinąć głową. Czekanie było dla niego straszliwą męką. Tachion opatrzył rany kobiety najlepiej, jak mógł, po czym wyszedł, by zająć się sprawami kliniki. Brennan, Brutus i Ojciec Kałamarnica czuwali przy łóżku. Brennanowi nie pomagał przy tym fakt, że duchowny nie potrafił mu powiedzieć, jak długo będą musieli czekać na Tropicielkę ani czy w ogóle się zjawi.
— Wiadomo o niej bardzo niewiele — wyjaśnił Ojciec Kałamarnica — poza tym, że posiada zdolności mentalne najwyższej klasy. Niektórzy twierdzą, że jest odrażającą dżokerką, a inni, że piękną aską. Nikt nie wie, jak jest naprawdę, bo każdy, kto na nią patrzy, widzi coś innego.
— Jak to możliwe? — zapytał Brennan z zasępioną miną.
Ojciec Kałamarnica wzruszył potężnymi ramionami. — Najwyraźniej każdemu obserwatorowi przedstawia inny obraz. Nikt nie wie dlaczego. Niektórzy mówią, że jest szalona.
— To niezbyt rozsądne mówić tak o kimś, kogo pomocy się potrzebuje — odezwał się nagle głos za plecami Brennana.
Yeoman poderwał się nagle, sięgając po browninga high power, którego miał w kaburze z dołu pleców. Nie słyszał, by ktokolwiek wchodził do pokoju, a ponieważ nerwy przeciążył mu niepokój graniczący z desperacją, zareagował bez zastanowienia. Opuścił jednak broń, gdy tylko ją wyciągnął.
Stała przed nim Jennifer Maloy. Stała prosto i nie widział na niej żadnych ran. Musiał spojrzeć na prawdziwą Jennifer, która leżała w łóżku, pogrążona w śpiączce, by się upewnić, że to, co widzi, jest iluzją. Zerknął na Ojca Kałamarnicę. Jego też najwyraźniej nawiedziła jakaś wizja.
— Jeeeezuuu — odezwał się Brutus. Zeskoczył z wezgłowia i wylądował miękko na barku Yeomana. Zacisnął piąstkę na kosmyku jego włosów, żeby nie spaść, a potem rzekł cichym głosem, tak by nikt inny go nie usłyszał:
— To Poczwarka, szefie. Żywa. Z krwi i z kości też, oczywiście. Ale to niemożliwe. Ona nie żyje.
— Pistolet też w niczym nie pomoże — odezwał się sobowtór Jennifer. Brennan uświadomił sobie, że kobieta nie mówi głosem Zjawy. Nagle zaczęła nim mówić. — Ja mogłabym pomóc, jeśli to rzeczywiście takie ważne.
— Dziękuję, że zechciałaś się zjawić — rzekł Ojciec Kałamarnica.
Tropicielka usiadła na niewygodnym szpitalnym krześle stojącym przy łóżku Jennifer.
— Nie mam akurat nic innego do roboty. Tak sobie pomyślałam, że tu wpadnę, żeby sprawdzić, czego chciałeś.
— Jak udało ci się ominąć szpitalnych ochroniarzy? — zainteresował się Brennan.
Wzruszyła ramionami.
— To nie było trudne.
— Potrafisz nam pomóc? — zapytał Ojciec Kałamarnica.
Zerknęła na duchownego, a potem na Yeomana. Ten drugi spojrzał jej prosto w oczy i poczuł dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa, jakby trzymała w dłoniach jego nieosłonięty mózg. Jej oczy lśniły jak kocie ślepia w mroku, aż nagle znowu stały się oczami Jennifer. Kobieta rozciągnęła usta w jej promiennym uśmiechu.
— Rozumiem — rzekła. — Pewnie mogę się rozejrzeć. Ale co będę z tego miała?
— Wszystko, czego zażądasz — zapewnił Brennan.
Spojrzała na niego oczami Jennifer w taki sposób, że rozdarło mu to serce.
— Wszystko? — powtórzyła, nadając temu słowu lekko prowokujące brzmienie. Brennan zacisnął zęby.
— Wszystko, co jestem w stanie ci dać. Jeśli rzeczywiście jesteś tak potężna, jak zapewniasz, z pewnością poddałaś ocenie granice i szczerość mojej oferty.
Wzruszyła ramionami.
— Chciałam usłyszeć, jak powiesz to na głos. Dzięki słowom wszystko wydaje się wam bardziej realne.
— Ale tobie nie? — zapytał Yeoman.
— Słowa są użyteczne. Ale ja potrafię zajrzeć pod powierzchnię i dotrzeć do ich prawdziwego znaczenia. — Zmarszczyła na moment brwi. — Twoje słowa były wystarczająco realne. Mówiłeś szczerze.
Pochyliła się do przodu, przenosząc uwagę z Brennana na Jennifer. Zapadła długa, krępująca cisza. Wreszcie Tropicielka znowu dotknęła plecami oparcia krzesła. Skinęła głową i spojrzała na Brennana.
— Miałeś rację. Odeszła. Na pewno gdzieś błądzi, zagubiona. Ciało nie przetrwa zbyt długo bez umysłu.
— Możesz jej pomóc? — zapytał kapłan.
— Tak sądzę.
— A zrobisz to?
— Pewnie tak.
Yeoman uświadomił sobie, że wstrzymuje oddech. Wypuścił powietrze z płuc z przeciągłym westchnieniem.
— W zamian za co? — zapytał Ojciec Kałamarnica.
— Och… — Machnęła lekceważąco ręką. — O tym porozmawiamy później. — Ponownie spojrzała na Brennana. — Opuść nas na pewien czas. Twój mózg emituje za dużo szumu. Nie mogę się skupić.
— W porządku. — Yeoman skinął głową na kapłana, który wyszedł na korytarz w ślad za nim i Brutusem.
— Trzeba było ustalić cenę z góry — rzekł mu Ojciec Kałamarnica. — Tropicielka niekiedy żąda za swe usługi bardzo wysokiej zapłaty.
— Też odniosłem takie wrażenie — przyznał Brennan. — Ale najważniejsze jest, żeby znalazła świadomość Jennifer i sprowadziła ją z powrotem do ciała. Potem uzgodnię z nią cenę.
— Mam nadzieję, że to okaże się łatwe — stwierdził kapłan. Brennan uniósł Brutusa i rozpiął skórzaną kurtkę. Homunkulus wsunął się pod nią i zasunął za sobą zamek błyskawiczny, tak że wystawała mu tylko głowa.
— Łatwe czy nie, jeśli sprowadzi Jennifer z powrotem, rozliczymy się uczciwie — zapewnił. — A teraz powiedz, co wiesz o śmierci Kiena.
— Podejrzewasz go?
— Zawsze.
Ojciec Kałamarnica pokiwał ociężale głową.
— Nie wiem zbyt wiele poza tym, co napisali w gazetach. Najwyraźniej to był atak serca, nagły i niespodziewany. Zaczekaj chwilkę. — Długie, smukle palce kapłana poruszyły się pod wpływem nagłej ekscytacji. — Było coś jeszcze. Przypomniałem sobie rozmowę z Cosmo Cosgrove’em. No wiesz, tym z zakładu pogrzebowego.
Brennan skinął głową. Bracia Cosgrove byli czołowymi przedsiębiorcami pogrzebowymi w Dżokerowie.
— Firma Cosgrove’ów nie zajmowała się pogrzebem — ciągnął Ojciec Kałamarnica — ale najwyraźniej przedsiębiorcy pogrzebowi często rozmawiają ze sobą o swojej pracy i Cosmo powiedział mi, że usłyszał od człowieka, który zajmował się ciałem Kiena, że coś z nim było nie w porządku.
— Nie w porządku? — zdziwił się Brennan. — W jakim sensie?
Kapłan wzruszył ramionami.
— Nie znał szczegółów. Wiedział tylko, że w zwłokach było coś dziwnego.
— No jasne — mruknął Brennan. — Czy szefem Widmowych Pięści jest teraz Znikacz?
Ojciec Kałamarnica skinął głową.
— O ile potrafię to określić. W ostatnich miesiącach Pięści starały się nie przyciągać uwagi. Oczywiście, ich działalność jest tak samo bezlitosna i zyskowna jak zawsze, ale wolą, by nie wspominano o nich na pierwszych stronach gazet.
Brennan pokiwał głową.
— To by pasowało do Znikacza. Z pewnością starałby się zachować maksymalną dyskrecję. Uważał, że tak właśnie powinno się prowadzić interesy. — Yeoman spojrzał kapłanowi prosto w oczy. — Dziękuję, Bob — rzekł.
— Za co?
— Za to, że byłeś tu, gdy potrzebowałem pomocy.
— A od czego są kapłani? Nadal mam nadzieję, jeśli chodzi o twoją duszę, Danielu.
— Dobrze, że ktoś taki jest. Popilnuj Jennifer, kiedy mnie nie będzie.
Ojciec Kałamarnica skinął głową i wrócił do pokoju. Brennan i Brutus zjechali windą na parter i wyszli w noc.
Skulony pod skórzaną kurtką mężczyzny homunkulus zaczął dygotać.
— Zimno mi, szefie.
— Nie przejmuj się — rzucił Brennan. Znowu zaczął sypać śnieg, niesiony silną wichurą. Yeoman zwrócił się twarzą pod wiatr, zmierzając do furgonetki. — Jestem pewien, że wkrótce zrobi się gorąco.
— Niech to szlag — mruknął Brutus i skulił się jeszcze bardziej.
♥
Siedzący za biurkiem Kien uniósł spojrzenie, gdy do środka weszli Rick i Mick. Dżokerscy bracia byli czymś w rodzaju bliźniąt syjamskich. Mieli wspólne nogi i dolną część tułowia, ale poczynając od klatki piersiowej, ich ciała się rozdwajały. Mieli dwie klatki piersiowe oraz dwie pary górnych kończyn. Pomimo ich imponującej budowy Kien nieraz odnosił wrażenie, że nie mają na spółkę nawet połowy mózgu.
— Jakiś facet chce się z tobą zobaczyć — oznajmił Rick.
Mick obrzucił brata pełnym urazy spojrzeniem.
— Ja miałem powiedzieć o tym Znikaczowi. W końcu to ja rozmawiałem z tym gościem.
— Ty z nim rozmawiałeś, ale to był mój pomysł, żeby zapytać szefa, zanim go wpuścimy.
— Twój pomysł? To ja…
— Proszę… — Kien przerwał im, unosząc rękę. Właśnie w takich chwilach najbardziej mu brakowało Żmija. — Czy ten dżentelmen powiedział, jak się nazywa?
Obaj zastanawiali się przez chwilę.
— Kowboj — odpowiedzieli jednocześnie, po czym łypnęli na siebie ze złością.
Kien zesztywniał. To był przydomek, którym posługiwał się Daniel Brennan, gdy potajemnie przyłączył się do Widmowych Pięści, chcąc zniszczyć organizację od środka. Plan zakończył się fiaskiem, ponieważ Brennan przyznał się, kim jest, by uratować życie Tachiona. Niemniej wcześniej zadał Pięściom poważne straty.
Wiedział, że Brennan i Znikacz współpracowali ze sobą. Teraz się dowie, jak bliska była ta współpraca.
— Wpuśćcie go — polecił swym dżokerskim ochroniarzom.
Nakazał sobie siedzieć spokojnie, gdy jego wieloletni wróg wszedł do pokoju. Brennan nosił maskę, prosty czarny kaptur. Zdjął go, gdy tylko Rick i Mick wyszli z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Wyglądał zdrowo i był opalony, pomimo panującej zimy. W ogóle nie przybrał na wadze od czasów Wietnamu, choć na jego twarzy pojawiły się bruzdy, a włosy upstrzyły nitki siwizny.
Rozejrzał się po pokoju, po czym skierował je na Kiena. Spojrzenie miał tak samo twarde i nieustępliwe jak w dawnych czasach, choć teraz pojawił się w nich jeszcze większy smutek, jakby dręczył go nowy, głębszy niepokój. Kien zauważył, że jego suka mu nie towarzyszy. Może jednak atak nie był całkowicie nieudany.
— Nie uważasz, że przywłaszczenie sobie jego gabinetu po tym, jak przejąłeś władzę nad jego organizacją, to lekka przesada? — zapytał nagle Brennan.
Kien wzruszył ramionami i uśmiechnął się. To była jego ukryta karta, as w rękawie. Brennan myślał, że ma do czynienia ze Znikaczem. To wystarczy, by przywódca Widmowych Pięści mógł wreszcie zmiażdżyć starego wroga.
— Czemu by nie? To miłe miejsce. W dodatku lokal nagle się zwolnił. Pomyślałem sobie, że to ułatwi sprawne przekazanie władzy.
Brennan skinął głową, jakby przyjął to wyjaśnienie. Nagle usiadł, nie pytając o pozwolenie. Poirytowany Kien otworzył usta, by coś powiedzieć, ale nagle je zamknął. Najwyraźniej Cunningham tolerował takie zachowanie.
— Wpadłeś do miasta z wizytą? — zapytał tonem tak obojętnym, jak to tylko możliwe.
Brennan skinął głową.
— Dziś rano ktoś napadł na mój dom.
— Wiesz, kto to mógł być? — zapytał szef Widmowych Pięści z wyrazem szoku na twarzy.
— Powiedziałbym, że Kien, ale on podobno nie żyje — odparł Brennan z całkowitym spokojem.
Fałszywy Znikacz skinął głową.
— To dobra hipoteza, ale on naprawdę nie żyje. Widziałem ciało na własne oczy.
— Jesteś tego pewien?
— Tak
— Słyszałem, że w tym ciele było coś osobliwego — nie ustępował Yeoman. — Coś, czego z reguły nie widuje się u ludzi zmarłych na atak serca.
Kien przesunął się nerwowo na krześle.
— Ach, chodzi ci o obciętą głowę — spróbował zgadnąć.
Brennan przytaknął bez słowa.
— No wiesz — zaczął Kien, który nagle postanowił, że spróbuje zmieszać prawdę z kłamstwem w równych dawkach — w jego mózgu kryło się bardzo wiele informacji.
— Trupiogłowy? — domyślił się Yeoman.
— Musiałem się dowiedzieć bardzo wielu rzeczy — wyjaśnił fałszywy Znikacz, starając się wyglądać na zakłopotanego.
Brennan wypuścił powietrze z płuc.
— Pewnie mogę w to uwierzyć.
Trupiogłowy był szalonym asem, który potrafi odczytywać wspomnienia ludzi, zjadając ich mózgi. Zastawiając pułapkę na zdradzieckiego Philipa Cunninghama, Kien wykorzystał jako pułapkę własne ciało. Sam przedtem przeskoczył do ciała Lesliego Christiana. Następnie kazał uciąć głowę własnym zwłokom, by Cunningham nie mógł nakarmić Trupiogłowego jego mózgiem i w ten sposób zdemaskować spisku.
— Jeśli Kien nie wysłał zabójców, kto to zrobił? — zapytał Brennan, przemawiając częściowo do siebie.
— No cóż, kapitanie, udało ci się zrobić sobie trochę wrogów. — Kien przerwał na chwilę, jakby pogrążył się w głębokim zamyśleniu. — Nie mogę też twierdzić, że całkowicie panuję nad Widmowymi Pięściami. Zwłaszcza nad Czaplami. Być może jacyś ludzie, nadal wierni pamięci Kiena, wreszcie cię wytropili i postanowili wyeliminować.
— To możliwe — odparł Yeoman bez większego przekonania.
— I wiesz co? — dodał fałszywy Znikacz, jakby nagle wpadł mu do głowy nowy pomysł. — Może ci sami ludzie spróbują załatwić również Tachiona. Może ktoś powinien go ostrzec.
— Może — powtórzył z namysłem Brennan. — Wspomnę mu o tym, kiedy wrócę do kliniki, żeby sprawdzić, co z Jennifer.
— Widziałeś się już z nim? — zapytał Kien. Yeoman skinął głową z roztargnioną miną.
— Zawiozłem do niego Jennifer. Została ranna podczas ataku.
— Mam nadzieję, że niezbyt poważnie — odparł szef Widmowych Pięści, starannie ukrywając radość.
— Niezbyt — zgodził się Brennan i wstał.
Kien również podniósł się z krzesła, by odprowadzić go do drzwi.
Brennan postawił kaptur i przeszył fałszywego Znikacza twardym spojrzeniem.
— W porządku — rzucił i opuścił gabinet, przechodząc obok Ricka i Micka, którzy znowu się kłócili. Poszło o to, że Rick nie mógł się skupić na czytaniu komiksu, bo Mick włączył telewizor.
Kien śledził go wzrokiem. Na jego twarzy pojawił się uśmiech nagłej, niespodziewanej radości. Udało mu się umieścić wszystkie cele w jednym koszyku. Teraz wystarczy jedno uderzenie i wreszcie się od nich uwolni.