Читать книгу Mój świat na talerzu - Hanna Lis - Страница 6
Wstęp
ОглавлениеJeśli prawdą jest, że ludzie dzielą się na tych, którzy jedzą, żeby żyć, i tych, którzy żyją, żeby jeść, to ja bez cienia wątpliwości, odkąd pamiętam, należę do tej drugiej grupy. To nie przechwałki. Moja nadmierna skłonność do jedzenia wpędziła mnie w tarapaty już w przedszkolu, gdy wyszło na jaw, że w porze obiadu wymieniałam – bardzo pożądane w owych czasach – pachnące gumki na dodatkowe porcje mielonych. Barterowy biznes skończył się, gdy jedna z mam poskarżyła się, że jej dziecko wraca do domu przeraźliwie głodne. To był, niestety, pierwszy i ostatni raz w życiu, kiedy wykazałam się jakąkolwiek żyłką do interesów. Miłość do jedzenia jednak przetrwała i szybko przerodziła się w miłość do gotowania.
W kuchni zaczęłam się panoszyć mniej więcej w wieku sześciu lat, początkowo ku prawdziwej rozpaczy mojej mamy, która nie spodziewając się, że na kuchennym taborecie może spoczywać patelnia z dymiącą oliwą, z gracją na nim usiadła. Mimo przykrych dla mnie konsekwencji tego wypadku (tata z niewiadomych przyczyn długo forsował tezę o zamachu), nie poddałam się i gotowałam dalej. Trudno zresztą w kraju, w którym wszystko kręci się wokół jedzenia – mieszkałam wówczas we Włoszech – nie ulec fascynacji kulinariami. Każdy, kto kiedykolwiek słyszał, z jakim nabożeństwem, niemal ze wzruszeniem, Włosi wypowiadają frazę è ora di pranzare („czas zjeść obiad”), wie doskonale, o czym mówię.
Poznanie w młodym wieku tradycji tak odmiennej od naszej obudziło we mnie ciekawość, żądzę wręcz, odkrywania coraz to nowych, nieznanych i odległych smaków. Takie jest dzisiaj moje gotowanie: bywa sentymentalnym powrotem do miejsc dobrze mi znanych, za którymi tęsknię, ale nie mniej często bywa kulinarną wyprawą w nieznane, eksperymentem. Dlatego znajdziesz w tej książce zarówno pyszne mielone mojej babci czy włoskie bucatini all’Amatriciana, jak i chińskiego kurczaka gong bao oraz indyjskiego butter chicken. Jest ona bowiem syntezą moich dwóch wielkich miłości: do podróżowania i jedzenia. Ktoś kiedyś powiedział, że życie jest zbyt krótkie, aby jeść byle jak. Podpisuję się pod tym oburącz. Stąd właśnie moje pisane widelcem po mapie podróże po świecie. Jednego dnia unosi się w mojej kuchni (narkotyczny) zapach świeżo usmażonego schabowego, kiedy indziej dom spowijają opary balijskiego curry z ananasem.
Jestem zapalonym kucharzem amatorem. Podkreślam: amatorem. Nie spodziewaj się zatem wyszukanych technik czy przepisów rodem z kopenhaskiej Nomy. Nie mam ani takich ambicji, ani tym bardziej umiejętności. Bez względu na to, czy gotuję po szwedzku, chińsku czy po polsku, moja kuchnia jest kuchnią domową. Prostą, ale uczciwą i wierzę, że pełną smaku. I serca. Bo milsze niż gotowanie, które kocham i które mnie relaksuje, jest karmienie bliskich mi ludzi. Uśmiechy na twarzach przy wspólnym stole, nieśpieszne rozmowy, po prostu bycie razem jest bezcenne.
Smacznego i radości!