Читать книгу Marlene - Hanni Münzer - Страница 10
2
Оглавление– Dlaczego nie obudziłaś mnie wcześniej?
– Dzień dobry, mnie też miło cię widzieć – odparła Oliwia i rozsunęła zasłony.
Jasne światło zimowego słońca w jednej chwili szerokim strumieniem wtargnęło do pokoju i oświetliło Marlene, która siedziała wyprostowana w łóżku, oskarżycielsko wyciągając ku synowej rękę z budzikiem.
– Jak noga? – spytała Oliwia, ignorując wyrzuty teściowej.
Zdjęła z komody tacę ze śniadaniem i postawiła ją przed Marlene na łóżku.
– Zgadnij – burknęła starsza pani, podnosząc wieczko srebrnego dzbanka i zaglądając do środka, jakby spodziewała się czegoś innego niż kawa.
Oliwia stłumiła uśmiech.
– Czyli kiepsko? Mam przynieść maść? A może wolisz gorącą kąpiel?
– Później. Kawa jest wystarczająco mocna?
– Bez obaw, Olga na pewno nie zapomniała dolać porannej porcji koniaku. To jedyne, o czym jeszcze pamięta – w głosie Oliwii pobrzmiewała nuta rezygnacji.
– Ma dziewięćdziesiąt lat, moja droga, więc wyrażaj się o niej z większym szacunkiem.
– Taak, to pewnie wszystko przez moje złe maniery – stwierdziła Oliwia cierpko, krzątając się po sypialni i płosząc przy okazji pół tuzina kotów. Zebrała porozrzucane bezładnie przedmioty i rzekła: – Co za bałagan. Jakbym była w pokoju Klaudii.
– Pokój szesnastolatki musi tak wyglądać, martwiłabym się na twoim miejscu, gdyby było inaczej. À propos, gdzie się podziewa mała?
– Jest piątek rano, więc jak myślisz? W szkole! – odrzekła Oliwia, spoglądając badawczo na Marlene.
Ta pochwyciła podejrzliwe spojrzenie synowej.
– Daj spokój, patrzysz na mnie jak doktor Wieczorek. Nie mam demencji, tylko zwyczajnie mam za dużo rzeczy na głowie. W tej chwili myślę tylko o tym, żeby dokończyć książkę.
– I dlatego pozwoliłam ci dłużej pospać. Noah mówił, że jeszcze o czwartej rano świeciło się u ciebie światło.
– Mój syn najwyraźniej ma problemy z pęcherzem.
– A ciebie boli noga, poznaję po twoim humorze. – Oliwia odruchowo uniosła lekko prawą brew.
– No dobrze, masz rację. Wszystko przez tę przeklętą nogę. Nie wiem, dlaczego właśnie teraz znowu zaczęła mi tak dokuczać. Przez siedemdziesiąt lat prawie nie czułam bólu. Moje stare kości chyba ostatecznie odmawiają mi posłuszeństwa.
– To przez zimno, mamo. W tym roku zima przyszła wyjątkowo wcześnie.
– Proszę cię, nie mów do mnie „mamo”. Kiedy to słyszę, mam wrażenie, że jestem jeszcze starsza. – Marlene pociągnęła z filiżanki maleńki łyczek.
– Nie znam nikogo, kto byłby młodszy od ciebie, mamo – odrzekła Oliwia miękko.
– Co też ty opowiadasz… Gdzie jest Noah? Już wyszedł?
– Tak. Wcześnie rano wyjechał do Warszawy. Ma przemówienie w Izbie Przemysłowej.
– W takim razie wypada tylko mieć nadzieję, że te śmierdzące wałkonie sięgną po książeczki czekowe i zasilą fundację pokaźną sumką. Szkoda, że nie mogę już sama jeździć, z przyjemnością zagrałabym na ich wyrzutach sumienia… A co z gośćmi? Wstali już?
– Och, już dawno. Poszli z Franciszkiem zwiedzać miasto, profesor Berchinger również. Zaczynają od Rynku i kościoła Mariackiego, a potem idą na Planty. Tak jak im wczoraj radziłaś.
– Ach, Rynek… – Marlene wypowiadała polskie słowa z wyjątkową czułością.
Zamknęła oczy, by na chwilę zatopić się we wspomnieniach.
Tymczasem Oliwia mówiła dalej:
– W południe zjedzą obiad na mieście, a po nim pójdą na przechadzkę po parku i wrócą około trzeciej. Potem kawa i w końcu…
– …w końcu nadejdzie pora, żebym opowiedziała im swoją historię – zakończyła Marlene.
Otworzyła już oczy i z osobliwym wyrazem twarzy spoglądała w okno, jakby spodziewała się, że zobaczy straszne lato 1944 roku.