Читать книгу Święte krowy na kółkach - Jacek Fedorowicz - Страница 10
ОглавлениеWielka płachta na wielką płytę
W Warszawie trwa akcja przeciwko gigantycznym reklamom zasłaniającym fasady budynków. W prasie można przeczytać teksty przeciwko reklamom. Że szpecą. Tymczasem ja codziennie mijam całe szeregi budynków, o których sobie myślę, że zasłonięcie ich najbrzydszą nawet reklamą poprawiłoby urodę miasta w sposób radykalny. Przeróżne biurowce z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, bieda-plomby powtykane między cudem ocalałe przedwojenne kamienice, jakieś pawilony handlowe – to wszystko mogłoby spokojnie zniknąć pod reklamami. Są w Warszawie nawet całe przestrzenie, gdzie już nie poszczególne budynki, ale całość zabudowy jest tak brzydka, że w takiej okolicy miasto powinno zachęcać reklamodawców, oferując taryfę ulgową, a może nawet przyjąć zasadę, że im większa reklama, tym mniej się za nią płaci. Pamiętać też warto, że ekonomiczne myślenie ma swoje nieodparte racje i jeżeli coś chce się na przykład wyremontować, to trzeba mieć na to pieniądze. Gdy zgłasza się firma z propozycją, że wspomoże remont finansowo, to naprawdę można przeboleć reklamy na fasadzie. W wielu przypadkach mamy alternatywę: albo fasada przykryta reklamą, albo chałupa się rozleci. Jak będziemy kiedyś bardzo bogaci, to będziemy remontować za własne pieniądze i wszelkie propozycje cynicznych reklamodawców, którzy chcieliby nas podstępnie dofinansować, odrzucimy ze wzgardą. Na razie jednak bym się z tym nie wychylał.
Nie jestem miłośnikiem reklam, dwa lata temu nawet miałem zamiar podjąć akcję przeciwko gigantycznej reklamie, która wisiała na największej chyba w Śródmieściu powierzchni reklamowej zasłaniającej budynek, nad rotundą PKO. Reklama przedstawiała dziewczynę, z zachwytem wpatrującą się w telefon komórkowy swego chłopaka, przy czym namalowane to było tak, że w pierwszej chwili każdemu się wydawało, że chłopak zachwycił dziewczynę nie telefonem, ale pewnym szczegółem swej anatomii. Z akcji zrezygnowałem z powodu braku czasu i ogólnej niechęci, ale do dziś pamiętam tę reklamę i uważam ją za skandal.
Nie jestem więc entuzjastą reklam, chciałbym tylko zaproponować traktowanie ich ze zrozumieniem, pewnym pobłażaniem, czasem jako zło konieczne, a czasem jako elementu dającego trochę koloru i optymizmu.
Na koniec pociecha dla warszawiaków cierpiących z powodu reklam. Byłem niedawno – tak mi się szczęśliwie ułożyło – w Wenecji. Idę ja sobie na plac św. Marka i co widzę? Potężny kawał fasady Pałacu Dożów przykryty od góry do dołu olbrzymią reklamą nowych modeli samochodu Lancia. Pod spodem remont. Słynny Most Westchnień ledwo wyziera spod płacht. A po drugiej stronie, na jakimż to tle setki turystów mogą oglądać kolumnę ze wspaniałym, dumnym, skrzydlatym weneckim lwem? Na tle ohydnego faceta reklamującego zegarki marki Swatch. No i trudno. Trzeba się z tym pogodzić, tłumacząc sobie, że może dzięki temu to wszystko jeszcze jakiś czas postoi.
(2008)