Читать книгу Święte krowy na kółkach - Jacek Fedorowicz - Страница 11

Оглавление

Warszawa odkrywana składakiem

W tym roku przypada osiemdziesiąta rocznica urodzin Stanisława Barei. Staszek (przyjaźniliśmy się i współpracowaliśmy przy kilku filmach) urodził się w Warszawie przy ulicy Sieleckiej. Rodzina była solidna, mieszczańska, Staszek odebrał więc staranne patriotyczne i zdecydowanie antysocjalistyczne wychowanie, co niewątpliwie daje się odczuć w jego filmach. Maturę robił w Jeleniej Górze, studiował w Łodzi, a filmy kręcił na ogół w Warszawie. Prowokacyjnie twierdził, że najchętniej na Mokotowie, blisko domu, żeby móc wpaść w przerwie na obiad własnej roboty. Był smakoszem i kucharzem natchnionym. Gdyby go wylali z reżyserii (raz rzeczywiście o mało co nie usunęli go jako wroga klasowego), na mur-beton zostałby restauratorem. Ale to były tylko żarty z tym obiadem. Naprawdę pieczołowicie dobierał plenery, tak zwane obiekty istniejące, wnętrza, i zawsze robił to osobiście.

Jeździł po całej Warszawie na rowerku typu składak (małe kółka, potwornie ciężki, bez przerzutek) i wyszukiwał. Nie lubił budowanych dekoracji. Uważał, że nic nie zastąpi autentyku. W Nie ma róży bez ognia wszystko kręciliśmy w prawdziwych obiektach i nędza socjalistycznego budownictwa wyłazi tam z każdego kadru. A kiedy zależało mu na radosnym nastroju (bohater dochrapał się prawdziwego mieszkania), to czekał długo, aż zakwitną magnolie na placu Trzech Krzyży. Prawdziwe oczywiście, choć ówcześni reżyserzy potrafili zamawiać sobie wszystko u scenografów, łącznie ze słoneczną plażą w styczniu. Pokazał to Staszek w Misiu na przykładzie kota przebranego za zająca. Staszek był swego rodzaju odkrywcą: w Mężu swojej żony chyba jako pierwszy efektownie sfilmował szerokie schody prowadzące od dawnego pałacu Branickich do parku przy Rozbrat i zapoczątkował ich wielką karierę. Schody grały potem w niezliczonej liczbie filmów, a nawet w reklamach – w takiej reklamówce na przykład wbiegał na nie Piotr Fronczewski; i na tym się na pewno nie skończy się ich kariera.

Kiedyś Bareja chciał nakręcić film całkowicie poświęcony Warszawie. Coś w rodzaju komediowej wersji Robinsona warszawskiego (tytuł pierwotny, zmieniony potem na Miasto nieujarzmione, bardziej odpowiadający zawartości filmu po propagandowych poprawkach) – był to film z Janem Kurnakowiczem, który ukrywa się w ruinach Warszawy po kapitulacji Powstania. Tym razem Robinsonem w bezludnej resztce miasta miałem być ja. Miałem wątpliwości, czy taki temat można łączyć z komedią gagów; Staszek przekonywał, że można i że nawet łatwiej będzie przemycić to, co obaj myślimy o Armii Czerwonej i jej roli w wykańczaniu miasta. Któregoś dnia przyszedł do mnie rozemocjonowany, bo odkrył, że na Książęcej są świetnie zachowane stare szyny tramwajowe (przed Powstaniem Warszawskim kursowała nimi „dwójka”) biegnące od Nowego Światu w dół aż do Ludnej, a ponieważ – przekonywał – wciąż są na chodzie stare tramwaje, to musimy wstawić do scenariusza scenę, w której wagon przypadkiem się uruchamia na szczycie i w szaleńczym pędzie zjeżdża w dół ze mną (usiłującym go zatrzymać) na pokładzie. Obaj uwielbialiśmy Bustera Keatona i Harolda Lloyda i dużo sobie po tej scenie obiecywaliśmy. Nie dali nam tego nakręcić. I wielu innych scenariuszy. Niestety. Staszek nie doczekał lepszych czasów.

(2009)

Święte krowy na kółkach

Подняться наверх