Читать книгу Z głosów lądu i morza - Jadwiga Marcinowska - Страница 9
EPILOG.
ОглавлениеPrzyjdzie kiedyś wczesną jesienią rzeźwy i trochę ostry poranek w jeszcze zielonym borze. Usiędę w takim gąszczu łaskawym, w pośrodku moich lasów rodzonych, gdzieś w moim bardzo dalekim, a polnym, a leśnym kraju. Patrzeć będę na zieleń bujną i trochę zwarzoną pierwszym chłodem jesieni, na ścianę drzewną, pełną przetykanych złotych promyków i tęsknego liści szelestu.
I mieć będę w oną rzeźwą godzinę pierwsze zjawienie idącej ku mnie śmierci.
Mojej śmierci, nic naszej.
Krótkiej śmierci, po której dusza uspokojona powróci znowu, gdzie śpiew i żal, gdzie las i pole, tchem nieodłącznym we wspólny, kwietny i zbożny, ludzki i twórczy ciąg żywota...
Rosa błyszcząca na śródleśnej polanie; odlegle echa gwarów...
W około ostępy krzów zielonych, jezioro gąszczu, jezioro daleko rozlewne, górą chwiejne od szczytów drzew wystających, a dołem nieco od siwej mgiełki siwe.
Łady liście weselne pierwszą czerwienią tknięte, Kupały paprocie przyćmione nieco rdzawe...
Rześki chłodek pociąga.
Z tajemniczych ostępów spokojna, tęskna Marzanna idzie.
Spójrz we mnie twarzą leśną, idąca śmierci moja...
Las — obiecywanie przyszłości pełne... Ziemia moja — daleka, brzemienna głębia lądu; ziemia moja — wydajna, cudowna przepaść gleby: na wiosnę co roku kwiat nieprzekwitłej nadziei, a w porze żniw na szerokiej przestrzeni wybuch sił żywiołowych i płowego lata.
Spoglądasz we mnie bratniemi bez dziwu, oczyma; stoisz, śmierci, i patrzysz.
Wyszłaś oto nie z kosą, ale z pamięcią snopów pożętych, a z poszeptem ziela.
W cichem obliczu twojem wyniknę duszą z człowieczej, ciasnej piersi.
Jest gwiezdna, niewysłowiona kraina, kędy na chwilę stęskniony duch się położy...
Widzę...
Ztąd prawda osiągnięta przestrzeni i prawda czasu.
Widzę ciebie, przepaści morska i ciebie, średnico lądu, zgubiona kędyś, lesista przepaści gleby; w obojgu was nieobjęte, podobne, jutrzejsze serce bije.
W lipcu 1903 roku.