Читать книгу Adieu - Jan Grzegorczyk - Страница 9

3

Оглавление

W holu stały spakowane kartony i dwie walizki. Wszystko rozegrało się bardzo szybko. Stosunkowo szybko. Wacław pobył u Świętego Mikołaja jeszcze cztery miesiące, do końca roku szkolnego. O „decyzji władzy duchownej" dowiedział się chyba ostatni w parafii. Czy przeważyło szalę jego niefortunne kazanie wygłoszone dwa dni po jedynej w historii rozmowie z proboszczem? Powiedział w nim, by się nie dziwić, że młodzież gromadzi się wokół Owsiaka, bo on, cokolwiek o nim powiedzieć, coś jej proponuje. „A co nasz Kościół ma jej do zaoferowania?" — spytał dramatycznie. Proboszcz siedzący przy ołtarzu przymknął tylko oczy. Synek pana Romana powiedział: „Zobacz, tato, proboszcz śpi". On jednak nie spał. Nie skomentował też kazania ani jednym słowem. Nie było już żadnej nocnej ani dziennej rozmowy. Proboszcz był człowiekiem czynu. Następnego dnia pojechał do kurii. Prawdę powiedziawszy, jeździł tam regularnie przynajmniej raz na dwa tygodnie. Jedno niemądre kazanie mniej czy więcej. „Decyzja władz" była kwestią czasu.

Pożegnanie księdza Wacława było prawdziwą manifestacją. Parafianie przybyli tłumnie, choć było ono na mszy o dziewiętnastej, tzw. nygusce, mszy dla letnich i leniwych wiernych. Chociaż proboszcz zapewniał, że przeniesienie księdza Wacława jest dla niego otwarciem nowej drogi — uczynił delikatną aluzję na temat probostwa — byli smutni. Większość nie rozumiała decyzji o przeniesieniu ulubionego wikarego. Wszyscy byli wzruszeni, szczególnie gdy ksiądz Wacław publicznie podziękował za całe dobro, którego doświadczył od proboszcza, za wszystko, czego się od niego nauczył. Na pamiątkę tej wdzięczności kupił proboszczowi stułę. Co prawda, słyszało się tu i ówdzie, że między proboszczem i wikarym były jakieś tarcia, ale tak przecież zawsze się mówi. „Parafia to jest wspólnota miłości. Nigdy tej miłości nie zapomnę". To było ostatnie zdanie Grosera, które powiedział od ołtarza w parafii Świętego Mikołaja.

Adieu

Подняться наверх