Читать книгу Święty i błazen - Jan Grzegorczyk - Страница 11

Nocny szloch

Оглавление

— Pewnej nocy usłyszałem płacz... Nie mogłem zasnąć, pewnie objadłem się jabłkami, i wtedy usłyszałem szloch stryja — szloch przerywany modlitwą. Próbował napisać list, by wytłumaczyć się z wytaczanych przeciwko niemu zarzutów... Fatalnie mu szło to pisanie. Pismo miał szkaradne i nie potrafił się obronić przed podłościami, które dotykały.

— Jakie to były podłości?

— Donosy... Że kieruje się prywatą, że pomaga rodzinie... Że stary... Byłem wtedy bardzo młody. Ten jego żal odbierałem jakby ogólnie. Szesnaście lat po jego śmierci, kiedy pisałem „Pióro plebana", chciałem się dowiedzieć, jakie były przeciw niemu zarzuty. Dotarłem do teczki personalnej stryja w kurii. I nie znalazłem tam nic wielkiego. Za mało, żeby wytłumaczyć jego płacz. W zasadzie dwa donosy na stryja, jeden o tym, że proboszcz pomaga z „plebańskiego" jakiemuś człowiekowi, „a to się informatorowi, jak i całej parafii, bardzo nie podoba", a drugi o tym, że pasącym bydło poza granicami parafii nie odpowiada godzina mszy świętej, bo po zapędzeniu bydła do obór nie mogą zdążyć na mszę... Pomyślałem, że musiał tu być ktoś przede mną i wyczyścił teczkę. Ale jaki miałby w tym interes? A może te zarzuty to tylko wytwór zalęknionej starczej wyobraźni stryja, która nie nadążała za tym, co nowe i postępowe? Myślę, że płakał nad sobą. Nad swoim niedołęstwem. I nad tym, że był w tym niedołęstwie samotny. Ludzie, o których myślał, że mu pomogą, odpłacając za miłość, znaleźli interes i zabawę w jego wyszydzaniu. Nikt się za nim na starość nie ujął. Pisałem tę książkę przed laty jako jego obronę, gdyż ten jego modlitewny szloch dobiegał mnie bardzo długo.

— Zastanawiam się, ojcze, na ile ojca kapłaństwo zrodziło się z zauroczenia posługą stryja, a na ile było wynikiem jakiegoś wyrzutu sumienia, zobowiązania do podparcia chylącego się Kościoła, którego obrazem był zniedołężniały kapłan... Jego nocny szloch. Czy tak się nazywa ojca powołanie?

— Nie wiem, czy to się da ująć w procentach. Myślę, że jego niedołęstwo i samotność w żaden sposób nie opisują wystarczająco mojej decyzji, bym został księdzem, ale i pewnie sama jego miłość do świata nie wystarczyłaby. Pan Jezus też pociąga swoją miłością, ale wielu, którzy za Nim idą, porusza szczególnie Jego samotność i droga krzyżowa.

— Poszedł ojciec do dominikanów, co nie było marzeniem stryja.

— Nie, jego marzenie było proste. Miałem zostać księdzem diecezjalnym, a po jakimś czasie proboszczem, który przygarnąłby go na swoją parafię jako rezydenta. Stryj marzył o tym, by mi pomagać w parafii i w ten sposób dożyć szczęśliwej starości. Tak się nie stało. Z jednej strony, zadecydował mój kontakt z dominikanami w Prudniku, a z drugiej, wstępując do zakonu, chciałem uniknąć losu stryja — samotnego i wyszydzonego kapłana, który na starość nie bardzo mógł liczyć na pomoc ze strony parafian i Kościoła, bo nastały inne czasy, nikt nie chciał się narażać nowemu proboszczowi.

— Ale myślę, że były jeszcze inne powody ojca wstąpienia.

— Tak, jeden z nich to mój ksiądz katecheta, który się ożenił. Został potem urzędnikiem stanu cywilnego i udzielał ślubów. W miasteczku powiadano, że tak czy owak nie ma ślubu bez księdza. Ślubu zawsze udziela ksiądz.

— To znów określa ojca kapłaństwo jako RATUNEK. Ojciec czuł się od początku obrońcą, tak jakby ojciec chciał łatać dziury w statku. Czy ojcu nie zapaliły się lampki ostrzegawcze? Tu Kościół źle traktuje swego kapłana, tam kapłan występuje...

— Nie, to nie budziło moich obaw. To nie było żadnym argumentem w stosunku do dobra, które widziałem w Kościele.

— Był jeszcze element objawienia innej natury. Lekko humorystyczny.

— Tak, zanim zdążyłem pomyśleć, że chciałbym zostać księdzem, objawiła to światu gosposia stryja, Honorka. Kiedyś wlazłem pod łóżko w pogoni za kotem, a ona krzyknęła: „Jasiek, zostaw kota. Ty masz być księdzem!". To zwiastowanie odbyło się w sposób mało uroczysty i mało poważny. Może miało to jakiś wpływ na to, że mój styl posługi kapłańskiej jest dla niektórych, delikatnie mówiąc, nietypowy.

— Czy Honorka służyła potem u nowego proboszcza?

— Nie, wziął sobie nową, Justynę, która zginęła tragicznie. Wpadła pod autobus, przechodząc z kościoła do plebanii, która była po drugiej stronie szosy. Stryj był stary, kiepsko chodził, czasem Honorka podała mu rękę i szli do kościoła, i jego następca kpił sobie, że oto małżeństwo mistyczne.


Święty i błazen

Подняться наверх