Читать книгу Święty i błazen - Jan Grzegorczyk - Страница 14

Troska o prawdę

Оглавление

— Napisał o tym ojciec książkę „Pijani Bogiem". Bo tylko w kategoriach mistycznego upojenia można było o tej przygodzie opowiedzieć. O budowie Domu Wiary św. Jacka.

Jeden z pokoi w tym domu nazwał ojciec „pokojem stryja", no i dolepił ojciec parę słów wspomnienia. Wzruszył się ojciec, że wraca na ziemię stryja.

— Tak, i wysłałem tę książkę biskupowi Tarnowa Józefowi Życińskiemu, do którego diecezji należała Paleśnica. Parafia stryja. Sądziłem, że biskup jakimś ciepłym słowem w cudzysłowie zrehabilituje stryja, myślałem, że uraduje się tym moim raportem, że miłość zwycięża nad czarnymi snami z przeszłości. Niestety, list, który od niego otrzymałem, był szalenie gorzki w wymowie. Najpierw mnie zmroził, a potem rozdrapał na powrót ranę.

— Mógłby mi ojciec pokazać ten list?

Drogi ojcze Janie, dziękuję za egzemplarz „Pijani Bogiem", z jego entuzjastami spotkałem się jeszcze przed otrzymaniem tomu. Cieszę się, że jego recepcja w kręgu młodych czytelników jest równie serdeczna i serdecznie gratuluję ojcu stylu, w którym poetyka osobistego kontaktu z Bogiem staje się zaproszeniem do wejścia dla innych w tę samą przestrzeń Bożej bliskości. Jako że struktura eklezjalnej poetyki czasem wchodzi w konflikt z biurokracją, mogą się pojawiać głębokie różnice przy ocenie niektórych osób. Jedna z takich różnic występuje w przypadku biografii księdza Jana Góry, proboszcza z Paleśnicy. Otóż dostępne mi dane wskazują niestety jednoznacznie, że prowadził on działalność w PAX-ie w tym okresie, gdy łamano kapłańskie charaktery.

— Działalność, działalność!... Wiejski proboszcz chowający 20 krów, konie, świnie, kury prowadził działalność... Sprowadzał „Słowo Powszechne" i „Za i Przeciw", bo nic innego nie było. No czytaj dalej...

Stąd też rezerwa kurii tarnowskiej w czasie pogrzebu nie wynikała z biurokratycznych uprzedzeń, lecz z troski o prawdę. Kiedy przy trumnie defilował przedstawiciel PAX-u ze specjalnym wieńcem, który w tamtych czasach miał smutną wymowę, milczenie nieobecności było wtedy jedyną formą wyrażenia dystansu wobec działań naznaczonych skądinąd piętnem dramatu. Bolesne to, ale niestety prawda nie zawsze chce się podporządkowywać kanonom poetyki. Wierząc, iż piękno można odkrywać nawet w pejzażu naznaczonym przez zdradę i ból, które nie przekreślają całkowicie wartości człowieka, łączę słowa serdecznych pozdrowień w Chrystusie. Józef Życiński Biskup.

— A więc zamiast rehabilitacji stryja, nadeszły słowa zawoalowanego potępienia. Myślę, że wielu młodych czytelników w ogóle już nie rozumie, o co tu chodzi. Jaki PAX? Dlaczego słowo oznaczające pokój staje się tutaj paragrafem, z którego skazuje się stryja.

— PAX oczywiście był wielkim problemem dla Kościoła powojennego w Polsce. Organizację założył Bolesław Piasecki, który uważał, że można pogodzić ogień z wodą, że można służyć Kościołowi i komunistycznemu państwu, które ze swej natury dążyło do zniszczenia Kościoła i wytępienia religii w społeczeństwie. Oczywiście strategia PAX-u została oceniona negatywnie, prymas Wyszyński nie dawał się nabrać na żadną współpracę z Piaseckim, nazywając go jednoznacznie szkodnikiem i grzesznikiem... ale nie ulega wątpliwości, że niektóre działania PAX-u niosły jakieś dobro. Książki, które PAX wydawał, budowały wiarę wielu ludzi. To jest skomplikowana rzeczywistość. Ale tu nie o to chodzi. Mój stryj nie był żadnym działaczem PAX-u, a jedynie utrzymywał kontakty z ludźmi, którzy do niego przynależeli. Bo wzorem Pana Jezusa nie przekreślał nikogo. Nie da się być w życiu konsekwentnym. Sam prymas Wyszyński, który osądzał PAX bardzo ostro, przyjaźnił się i cenił Jana Dobraczyńskiego, a ten, jak wiadomo, PAX firmował. Zresztą to jest ogromny temat w chrześcijaństwie, w życiu każdego człowieka, czy i jak utrzymywać kontakty z ludźmi, którzy w jakiś sposób mogą być źródłem zgorszenia. Papieża też wielokrotnie oskarżano o to, że spotykał się z ludźmi, którzy wlekli za sobą jakieś winy. Za Arafata terrorystę, za Kurta Waldheima nazistę, za Fidela Castro komunistę etc. Gdyby Jana Pawła II rozliczono za wszystkich „gorszycieli", z którymi się spotkał... Ale to absurd! Albo się wierzy w uzdrawiającą moc dobra, albo bardziej wierzy się w zaraźliwą moc zła. Ci, którzy dbają o „czystość kontaktów", z reguły wpadają w faryzeizm. A ile razy ja dostawałem za to, że na Lednicę „wpuściłem" Marka Kotańskiego czy prezydenta Komorowskiego...

— Czy próbował ojciec kiedyś porozmawiać bezpośrednio z Życińskim o sprawie stryja?

— Nie, na rozmowę nigdy się nie zdobyłem, nawet jak biskup był na Jamnej, jakoś poniechałem rozliczeń. Ale napisałem do niego list.

Masz...

Przewielebny i Drogi Księże Biskupie!

Dziękuję za trudny dla mnie list. Dotyczy on człowieka, któremu po Panu Bogu i Rodzicach najwięcej w życiu zawdzięczam. To on pokazał mi drogę, którą idę do dziś.

List Księdza Biskupa obudził we mnie struny, które wyciszałem przez lata, struny żalu, poczucia niesprawiedliwości i posądzeń pod adresem niedołężnego starca. Dla tych wszystkich, którzy go znali osobiście i chociaż raz widzieli na oczy, formułowane zarzuty są po prostu śmieszne. Najzwyczajniej fizycznie do niego nie przystają.

Z odpisaniem na list czekałem, aby ochłonąć, aby raz jeszcze zmierzyć się z dramatem, aby odszukać ludzi, którzy mogliby coś na ten temat powiedzieć, zaświadczyć.

Dramat osoby stryja polegał na tym, że po trzech latach współpracy z księdzem wikarym poprosił biskupa o pozostawienie go na dłużej. Wikary czuł się w Paleśnicy dobrze i prosił stryja, aby wstawił się za nim u biskupa. Co też stryj uczynił. I wówczas wszystko się odmieniło. Młodszy kapłan objawił w stosunku do starca okrucieństwo syna, któremu ojciec, przepisawszy majątek, stał się nienawistny. Teraz stary proboszcz stał się już do niczego niepotrzebny. Młody i rzutki wikary zdobył całkowicie zaufanie biskupa. Na początku ksiądz Zdzisław Gierałt przyjaźnił się z naszą rodziną, bywał u nas, w Prudniku na Śląsku, a w archiwum rodzinnym znalazłem kilkanaście listów okolicznościowych od niego. Później ta przyjaźń zamarła i przerodziła się we wrogość.

Piszę o tym przedziwnym zjawisku, aby przybliżyć podłoże dramatu. W sierpniu bieżącego roku przyszedł do mnie człowiek, kiedyś ogromnie zaufany księdza Gierałta, aby się wytłumaczyć z tego, że na polecenie następcy stryja wpisywał niepochlebne treści na temat naszej rodziny spędzającej wakacje na plebanii w Paleśnicy do kroniki parafialnej. Nadużywanie przez rodzinę gościnności plebanii — to był również jeden z zarzutów w stosunku do stryja.

Tymczasem wakacyjne pobyty członków naszej rodziny na plebanii były stawianiem się do nieodpłatnej pracy, podczas kiedy inni jeździli na kolonie i obozy nad morze i w góry do miejsc bardziej atrakcyjnych. Ja sam kopałem rowy pod wodociąg na plebanię, kaligrafowałem duplikaty metryk dla Kurii, pasałem plebańskie bydło, pomagałem w żniwach, a wcześniej nosiłem śniadania i podwieczorki żniwiarzom, podawałem snopki w stodole i chodziłem po robotników do pracy na plebańskich polach. Podobnie albo jeszcze bardziej pracowali inni.

Doszedłem zatem do wniosku, że urabianiem negatywnej i kompromitującej opinii o śp. stryju plebanie paleśnickim zajął się z nakładem sporej energii i niemałym, jak widać, skutkiem jego następca.

Jeżeli w podobny sposób powstawała opinia o stryju jako działaczu paxowskim... i jeśli źródło informacji jest to samo, to mam wszelkie podstawy, aby traktować ją jako nieprawdziwą, a wygodną, aby usprawiedliwić wszelki brak miłosierdzia w stosunku do starca, potrzebującego pomocy, a nie osądu. W dniu 5 stycznia 1970 roku na cmentarzu w Paleśnicy grzebano człowieka, kapłana, a nie działacza, i nie ideologię.

Wiem od samego stryja i innych członków rodziny, że nigdzie do niczego nie należał. Księdzem patriotą nie był, a do PAX-u księży nie przyjmowano.

— Młodzi też dziś już pewnie nie wiedzą, co to „księża patrioci".

— Też tak myślę...

— Związek Księży Patriotów, powołanych przez Urząd Bezpieczeństwa do wspierania „władzy ludowej". No to czytaj...

Być może, że tą paxowską działalnością była zgoda na sprzedawanie pod kościołem w niedzielę po mszy św. paxowskiego tygodnika „Za i Przeciw", którego prenumeratę załatwił brat Wojciech z Brzeska, jako jedynie wtedy dostępnego pisma religijnego.

Być może, że paxowską działalnością było to, że odwiedzali go dwaj redaktorzy „Kierunków" w latach sześćdziesiątych, pochodzący z jego rodzinnych stron, z tej samej szczepanowskiej parafii, którzy, widząc mizerię jego życia, usiłowali mu po ludzku pomóc (...) w dotarciu do lekarza (...).

Drogi Księże Biskupie, poniżenie i bezradność tego człowieka oglądałem na własne oczy. Jego samotność i izolację... Ja sam widziałem, jak po zakończeniu proboszczowania dostawał jeść osobno, w swoim pokoju, na blaszanej misce i na gazecie... aby nie plątał się niepotrzebnie po plebanii. To nie była poezja. (...)

Nie mogąc którejś nocy zasnąć, usłyszałem jego bezsilny płacz w pokoju za ścianą, kiedy próbował coś napisać do ówczesnego biskupa i nie mógł tego uczynić, ponieważ starcze ręce odmówiły mu posłuszeństwa. Niechże ten mój list będzie tym nienapisanym wtedy przez niego. I tak proszę go potraktować.

Stąd też słowa o działalności paxowskiej — w stosunku do człowieka poruszającego się z trudem o lasce... On, który mówiąc, twarz zasłaniał chusteczką, tamując wybuchy chronicznego kaszlu. Jego po prostu trudno było ludziom pokazać. Sam przecież słyszałem i widziałem naigrawanie się następcy, przedrzeźniającego mojego stryja, jego chód, pokręconą sylwetkę i kaszel. To było żenujące. Nawiasem mówiąc, mam nadzieję, że nie wedle tej miary będą chowani ludzie oddani Kościołowi, którzy w różnych czasach i większej jeszcze skali współpracowali z PAX-em, tam drukowali czy odbierali paxowskie nagrody. (Zresztą historia powtarza się dzisiaj, gdzie w pewnych kręgach należy do dobrego tonu współpraca z laickimi instytucjami czy mass mediami, które nie grzeszą nadmierną przyjaźnią i szacunkiem wobec Kościoła).

Ileż stryj przecierpiał z powodu tej dorobionej mu gęby paxowskiej, sam widziałem. Wiem to wszystko również od niego samego. (...)

Kochany Księże Biskupie!

Długo nosiłem się z napisaniem tego listu, a napisawszy, długo czekałem. Pokazywałem go starszym ojcom, wyciszając emocje i ważąc słowa. Ostatecznie wysyłam, aby nie zrezygnować z obrony kogoś, kogo wytłumaczenia do końca nikt nie wysłuchał i kto dzisiaj już sam bronić się nie może. (...)

Myślę, że Miłośnikowi Prawdy moje dopowiedzenie i moje widzenie osoby i sprawy stryja nie przeszkodzi w budowaniu dnia jutrzejszego.

Piszę to, bo dzięki Opatrzności Bożej sam wróciłem na ten teren z entuzjazmem, i bardzo pragnąłbym, aby było to wspólne budowanie Boże, bez cienia osobistych obciążeń.

Załączam wyrazy przywiązania i swojego oddania w Chrystusie.

— I co, serce biskupa się skruszyło?

— Nie bardzo. Zresztą sam oceń:

Tarnów 24 10 1994 roku.

Drogi księże Janie, dziękuję za list i rozumiem trudne księdza wybory, pełne rozterek. Ufam, że kiedyś, gdy się spotkamy, pomówię o wszystkim, co boli, a co niezręcznie przelewać na papier. Moja sytuacja jest o tyle trudniejsza, że jako biskup mam być ojcem wszystkich, unikać czarno-białych schematów, rozumieć księdza Górę, jak i tych, którzy mieli do niego wiele zastrzeżeń. Ta życiowa kwadratura koła jest bardzo trudna, nie musi jednak znikać z niej prawda, choćby była bolesna. Pozdrawiam księdza bardzo serdecznie.

Józef Życiński Biskup

— Rozumiem, że tą „nieznikającą bolesną prawdą" jest związek stryja z PAX-em. Arcybiskup Józef Życiński był ostrym sędzią ludzi uwikłanych w historię. Pamiętam, jaką burzę wzbudził jego list pasterski, w którym przyrównywał PZPR do NSDAP. Gdy był już arcybiskupem lubelskim, jego podejście do lustracji i teczek przeszło pewną zmianę i stał się bardziej „rozumiejący" dla rozmaitych ludzkich uwikłań. Wystarczy przypomnieć sobie jego wypowiedzi w sprawie podpisania deklaracji o współpracy profesorów Belki i Wolszczana, które składali przy okazji zagranicznych wyjazdów stypendialnych, czy też uwikłanego we współpracę z SB wybitnego biblisty księdza profesora Michała Czajkowskiego.

— Aż w końcu ktoś sprawdził Józefa Życińskiego. Okazało się że był traktowany jako tajny współpracownik o pseudonimie „Filozof". Materiały zawierały informację o ponad 10-letniej współpracy. Co prawda nie zachowała się teczka agenta, więc nie wiemy, co było jej treścią. Mnie to nie bardzo obchodzi, gdyż interesuje mnie jako kapłana to, co w człowieku piękne, a nie ohyda, grzech, momenty upadków. Ciekawe, czy w tym późniejszym okresie życia wydałby równie ostry osąd nad moim stryjem. Jest paradoksem, że biskup, który taką wagę przykładał do prawdy archiwów, sam padł poniekąd ofiarą... Zmarł młodo. Niektórzy powiadają, że serce nie wytrzymało.

— Czy kiedyś doszło do rozmowy, w której powróciliście do tej sprawy? Biskup był przecież na Jamnej.

— Nie, nie doszło wtedy do rozmowy na ten temat. Nie wiem, chyba jako gospodarz chciałem, aby wizyta była radością dla wszystkich, którzy w niej uczestniczyli.

— Odnoszę wrażenie, że ojciec bardzo często pewnych spraw do wyjaśnienia nie porusza w rozmowach, tylko pisze listy, książki, dokumentuje w różnoraki sposób.


— Coś w tym jest. Kiedy spotykam drugiego człowieka, zawsze mi żal, że celne, czasem złośliwe słowo może zniszczyć spotkanie. Listy są ważniejsze, bo człowiek w nich waży słowo.

— Listy arcybiskupa Życińskiego nie bardzo o tym świadczą. A czy spotkał się ojciec z księdzem Gierałtem już po śmierci stryja?

— Można powiedzieć, że go widziałem. Pewnego razu zaszedłem na plebanię, przyjął mnie w uchylonych ledwo drzwiach. Nie wpuścił za próg. Nie było żadnej chęci do rozmowy, a ja nie zamierzałem go zmuszać do wyznań.

— On jeszcze żyje?

— Nie, zmarł w 1990 roku na apopleksję.

— Czyli nie dożył ojca „powrotu na Jamną". Może ten powrót był wcześniej niemożliwy?

— Być może. Być może...


Święty i błazen

Подняться наверх