Читать книгу Dwaj Panowie - Jan Nowicki - Страница 10

Оглавление

Pan Jan Nowicki

Ziemia

Niebo, sublokatorka, listopad 1997

Drogi Panie Janie,

parę słów o moim zniknięciu. Prawda, był taki moment, kiedy poczułem, że dzieje się ze mną coś nadzwyczajnego – ale żeby do tego stopnia?

W stanie ocenianym przez stosownych fachowców jako krytyczny zobaczyłem nagle pochyloną nad sobą, szepcącą coś białą postać. Zupełnie, ale to zupełnie nie wiedziałem, o co chodzi. Miałem takie wrażenie, że ten biały sprzedaje nade mną lody. No nie – myślę sobie! Teraz minął jakiś czas i jestem świadomy pomyłki, ale wtedy, tamtego przedpołudnia, przysiągłbym, że słyszę – „malinowe, truskawkowe, pistacjowe”.

Było, minęło, Drogi Panie.

Tu, gdzie teraz jestem, jest bardzo zabawnie. Krakowskie ploteczki poznajemy za pośrednictwem Waszych Patronów. O tym, na przykład, że Ani Szałapak wciąż rosną włosy, usłyszałem wcześniej z ust świętej Anny, że to za Jej sprawą. Pańskimi krokami z urzędu zajmuje się natomiast Chrzciciel, który nie wszystko u Pana aprobuje, ale mój Boże!

Zacząłem Nowy Rok w ciszy, którą przyjmuję od pewnego czasu z upodobaniem, pochylam się nad lurą ziołowej herbaty i topiąc w niej łzę zazdrości, życzę Panu – Panie Janie – wszystkiego najgłębszego, schłodzonego z sokiem albo lepiej bez.

Wieczory spędzam czasem z moim imiennikiem, który jest tutaj ważną figurą. Nie przesadzę chyba, jeśli powiem, że cieszę się u Niego specjalnymi względami – w niebieskich proporcjach, ma się rozumieć. Bo gdy kiedyś poprosiłem, żeby mi pozwolił potrząsnąć kluczami, to najpierw spojrzał na mnie karcąco, a potem powiedział, że dosyć się w życiu nadzwoniłem. Kapelusz pozwalają mi nosić, odebrano mi za to prawo do „szkaradek”. Ukrywam się trochę przed Aniołami, które mimo grupowej urody i absolutnego słuchu, zdradzają nieprzyjemną skłonność do plotkowania. Przywara ta bywa odgórnie karcona, ale chyba bez większego przekonania, z odcieniem ojcowskiego pobłażania.

Zresztą, Panie, one się jakoś tak przesadnie obrażają i zamiast śpiewać, zaczynają zaraz trzepotać skrzydłami jak stado gołębic.

À propos ptaków, ktoś mi tu doniósł – czy nie święta Krystyna? – że w czasie przejażdżki wokół Rynku, którą mi ofiarowaliście w dzień pogrzebu, miałem według czyjegoś pomysłu wpaść na moment do kościoła Franciszkanów, z którego patronem rzekomo łączą mnie więzy wspólnej miłości do wróbelków. To nieporozumienie! Donoszę Panu, że ze świętym Franciszkiem pozostaję tu w znakomitych stosunkach, ale bardziej ze względu na Jego wczesną młodość oraz Asyż i wspólny zachwyt dla pana Giotta. Ale z całą stanowczością podkreślam, że nigdy nie podzielałem i nie podzielam Jego miłości do ptactwa (a tak na marginesie – gratuluję ubranek dla Pańskiego, pożal się Boże, teriera).

Powinienem kończyć, bo ten Pański pomysł, żeby dzielić się naszą korespondencją z czytelnikami, wymusza pewną dyscyplinę. Nie jestem przekonany do Pańskiej koncepcji, ale spotkany na wczorajszym spacerze Marian Eile, gdy się o tym dowiedział, spojrzał na mnie znudzony i tylko machnął ręką.

Serdecznie kłaniam się Panu

Pański Piotr Skrzynecki

Dwaj Panowie

Подняться наверх