Читать книгу Zemsta i przebaczenie Tom 2 Otchłań nienawiści - Joanna Jax - Страница 8

6. Berlin, 1941

Оглавление

Alicja Rosińska, ubrana w elegancki, ciemny płaszcz i niewielki zielony kapelusik, który podkreślał zieleń jej oczu, przemierzała dzielnicę Mitte, udając, że ugina się pod ciężarem ogromnej walizki, którą niosła. Miała nadzieję, iż żaden uczynny dżentelmen nie zechce jej wyręczyć w tej czynności, bo bagaż był pusty i lekki, co mogło wzbudzić podejrzenia. Gdy poprzedniego popołudnia szła z dworca do niewielkiego hotelu, gdzie zatrzymała się na nocleg, jej walizka była jeszcze wypełniona ubraniami i przyborami toaletowymi, teraz jednak została opróżniona, by wypłacone z Dresdner Banku pieniądze zmieściły się w bagażu. Pozostawiła jedynie jedwabny szlafrok, którym zamierzała przykryć pliki banknotów. Oczywiście, gdyby ktoś zechciał skontrolować jej walizkę, mógł jedynie odchylić rąbek szlafroka, by stwierdzić, że ta elegancka kobieta wcale nie ma w walizce garderoby, ale Alicji ów kawałek materiału dawał złudzenie względnego bezpieczeństwa.

Kilkanaście metrów za nią szedł Wiktor, udający znudzonego urzędnika. Był gotów na interwencję w każdej chwili. I w pewnym momencie musiał to zrobić, gdy jakiś jegomość niemal siłą próbował pomóc Alicji. Podszedł do stojącej pary i bez słowa wziął walizkę od Alicji, cmoknął ją w policzek i znacząco spojrzał na intruza. Ten ukłonił się nisko i oddalił z żalem, bo zapewne miał ochotę na mały flircik z tą oszałamiająco piękną kobietą.

Po kilkunastu minutach Alicja stanęła w drzwiach Dresdner Banku, a Wiktor spokojnym krokiem podążył dalej, trzymając pod pachą lokalny dziennik. Wewnątrz banku panowała nabożna cisza, przerywana od czasu do czasu cichym dźwiękiem uderzeń pieczęci. Alicja rozejrzała się po sali i pewnym krokiem podeszła do jednego z okienek, w którym siedział łysawy jegomość w okularach. Spojrzał na Alicję i poprawił krawat. Ta podała mu dokumenty, które przez chwilę studiował, chociaż doskonale wiedział, co się w nich znajduje.

– Proszę chwilę poczekać – powiedział i wstał zza biurka.

Przed szybą okienka ustawił metalową tabliczkę z informacją, że stanowisko będzie chwilowo nieczynne. Wkrótce pojawił się w części dla klientów, szepnął coś do stojącego nieopodal strażnika i wskazał Alicji ciemne dębowe drzwi. Podeszła do nich i poczekała, aż urzędnik je otworzy. Weszli do ciemnego korytarza wyłożonego zielonym chodnikiem, potem minęli kolejne, tym razem zakratowane drzwi i znaleźli się w przytulnym pokoju, gdzie stały wygodne fotele, ciemne, rzeźbione biurko i stolik kawowy. Był to salonik przeznaczony dla klientów wypłacających duże kwoty, których kierowano tam, aby nie kusić potencjalnych złodziei. Następnie takich klientów wypuszczano tylnym wyjściem, aby mogli dyskretnie opuścić teren banku.

Mężczyzna wziął od Alicji walizkę, nalał z dzbanka soku porzeczkowego i opuścił pomieszczenie. Alicji wydawało się, że nie było go całe wieki. Drżały jej ręce i z trudem unosiła szklankę do ust. W końcu odstawiła ją na stolik, nie chcąc się oblać, i skupiła wzrok na wiszącym w pokoiku obrazie, przedstawiającym tańczące baletnice. Jej zdenerwowanie było jak najbardziej uzasadnione. Za kilkanaście minut otrzyma walizkę pełną pieniędzy, za które można byłoby godnie przeżyć kilka lat w jakimś miłym miejscu, gdzie nie było wojny. Gdyby tak zgubiła Wiktora i uciekła, mogłaby urządzić się w Szwajcarii na mocnych, niemieckich papierach. „I co dalej, cwaniaro?” – zapytała siebie.

Odpędziła od siebie te błogie myśli i postanowiła, że pewnego dnia Julian Chełmicki gorzko pożałuje swojego zachowania. Będzie najlepsza, będzie wykonywać najtrudniejsze misje i zostanie bohaterką, a on za każdym razem będzie patrzył na nią z podziwem i nostalgią. Dochrapie się awansów i pewnego dnia to ona zostanie jego dowódcą, po czym zaproponuje mu arcyważną misję polegającą na rżnięciu jakiejś starej, spasionej Niemry. Te myśli o słodkiej zemście sprawiły, że jej zdenerwowanie odeszło jak ręką odjął i pozostałe minuty upłynęły jej na knuciu intrygi.

Bankier w końcu powrócił do pokoju i przesunął w jej stronę walizkę. Alicja otworzyła ją i zaczęła skrupulatnie przeliczać pliki banknotów.

– Potrąciłem swoje koszty – mruknął.

– Naturalnie. Tak jak się umawialiśmy – chłodno odpowiedziała Alicja.

– Kiedy spodziewacie się kolejnego przelewu ze Sztokholmu? Wybieram się na urlop w kwietniu, nie chciałbym… – Był nieco zmieszany.

– Jak zwykle, na tydzień przed wysłaniem pieniędzy otrzyma pan kartkę ze Sztokholmu od przyjaciela, Jensa Björka.

Policzyła pakiety i zastanawiała się, ile banknotów powyciągał z nich uczynny bankowiec, oprócz przewidzianej umową łapówki. Kilka minut później znalazła się na ulicy, poszukała wzrokiem Wiktora i ruszyła w stronę dworca.

Na granicy nikt nie zainteresował się przepastną walizką Alicji, ale padły pytania o cel wizyty w Berlinie. Nawet nie zająknęła się, gdy opowiadała o chorej ciotce z Alexanderplatz, po której miała nadzieję odziedziczyć majątek.

– Stare babsko ledwo nogami powłóczy, a od pięciu lat nie może się zebrać na tamten świat. Całe życie była wredna dla mnie – burknęła Alicja, wydymając usta.

Oficer sprawdzający jej paszport uśmiechnął się pod nosem.

– Moja babka taka była. Spała na forsie, a wnukowi pod choinkę czekoladę kupowała. Szkoda, że już wraca pani do tego gniazda terrorystów, chętnie bym panią zaprosił na kawę i ciastko, i posłuchał pani ciekawych opowieści o tej wrednej babie.

Alicja również się uśmiechnęła i z ulgą przyłożyła głowę do oparcia kanapy w przedziale. Wiedziała jednak, że nie może zmrużyć oka, bo na półce nad jej głową leżała walizka wypełniona fortuną.

W okolicach Poznania musiała jednak opuścić przedział, by udać się do toalety, ponieważ nie było szans, aby mogła wytrzymać aż do Warszawy. Rozejrzała się po współpasażerach. Matka z dzieckiem, starszy mężczyzna i drugi, nieco młodszy, wpatrzony w przesuwający się za oknem krajobraz. Nikt nie wydawał jej się podejrzany. Opuściła przedział i zaczęła przeciskać się w kierunku toalety. Jakiś pijany żołnierz Wehrmachtu próbował ją zaczepić, ale warknęła ostro i nieco stracił animusz. Chwilę później odwróciła się i ujrzała przeciskającego się w jej kierunku współpasażera ze swojego przedziału. Dotarła do toalety i nacisnęła na klamkę. Niestety, drzwi były zamknięte. Zaklęła w duchu i przebierając nogami, czekała, aż toaleta się zwolni. Po chwili tuż obok niej stanął jej współpasażer. Uśmiechnęła się i dalej odliczała bez mała sekundy do chwili, aż będzie mogła dać upust swojej potrzebie.

Młoda kobieta opuściła toaletę kilka minut później, uśmiechając się przepraszająco. Najpewniej poprawiała makijaż, bo Alicja zauważyła na jej wargach świeżo nałożoną karminową szminkę. Gdy znalazła się w środku i już chciała przekręcić zamek, poczuła ostre szarpnięcie i do wnętrza wtargnął człowiek, który kilka minut wcześniej siedział z nią w przedziale i wpatrywał się w widok za oknem. Wykręcił jej rękę i przycisnął ją całym ciałem do drzwi toalety. Odruchowo wrzasnęła, ale napastnik zatkał jej usta dłonią.

– Zamknij się i posłuchaj – powiedział po polsku.

Zamrugała powiekami. Mężczyzna mówił dalej:

– Wiem, co wieziesz w swojej przepastnej walizce, panno Schwein. Kupę pieniędzy dla polskich partyzantów. Niemcy rozszarpaliby cię na strzępy, gdyby o tym wiedzieli. Ale przecież nie chcielibyśmy tego, prawda?

Ponownie zamrugała.

– Dlatego teraz grzecznie powrócimy do przedziału i będziemy się zachowywać jak do tej pory. Gdy wyciągnę z kieszeni marynarki okulary i założę, wysiądziesz na następnej stacji. I to tak, żeby twój kompan tego nie zauważył. Żadnych podejrzanych ruchów czy gestów, bo pierwszy mundurowy, który mi się nawinie pod rękę, dowie się o twojej kontrabandzie. A gdy już wyjdziemy z dworca po wszelkich kontrolach, oddasz mi walizkę i będziesz mogła bezpiecznie wrócić do Warszawy i swoich kamratów.

Zdjął dłoń z jej ust i odsunął się od drzwi. Alicja z trudem łapała powietrze, ale zdołała wykrztusić:

– Pan nie rozumie, te pieniądze są bardzo ważne. Przecież jest pan Polakiem… – Próbowała wzbudzić w nim jakieś wyrzuty sumienia.

– Tak, jestem Polakiem i dla nas te pieniądze są równie ważne – powiedział z westchnieniem.

– To znaczy dla kogo?

– Dla kogoś, kto również chce wygrać wojnę z niemiecką Rzeszą. A teraz załatw swoją potrzebę, bo później nie będziesz miała takiej możliwości – burknął i wyszedł z toalety.

Gdy Alicja znalazła się ponownie w przedziale, zaczęła gorączkowo się zastanawiać, jak wybrnąć z sytuacji. Fakt, że ze zrozumiałych względów nie mogła porzucić swojej ogromnej walizki, nie ułatwiał jej zadania pozbycia się intruza. Wszczęcie alarmu sprawi, że ów człowiek znajdzie się zapewne w rękach gestapo, ale wówczas i ona wpadnie, a pieniądze staną się jedynie mglistym wspomnieniem. Postanowiła, że wysiądzie z tym mężczyzną w miejscu, które on wskaże, a potem na pewno wpadnie na jakiś genialny sposób, żeby go unieszkodliwić. W jednej z głębokich kieszeni swojego eleganckiego płaszcza miała broń. Pistolet ViS, który dostała jeszcze w Anglii, jako prezent pożegnalny od brytyjskiego wywiadu. Już ona wyczeka na moment, gdy będą sami, a potem zastrzeli tego parszywego sukinsyna.

Kiedy tak rozmyślała nad swoim kolejnym krokiem, mężczyzna wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki niewielkie etui, a stamtąd okulary w złotych oprawkach. Nasunął je na nos i sięgnął po leżącą na stoliku przy oknie gazetę. Zbliżali się do Skierniewic. Na dworze było już kompletnie ciemno, więc Alicja słusznie obawiała się, że jej cień w postaci Wiktora może nie zauważyć jej na peronie. Gdy pociąg zaczął zwalniać, Alicja i jej przymusowy towarzysz podróży, który był na tyle uprzejmy, by pomóc jej zdjąć walizkę z półki, zaczęli przeciskać się wraz z innymi pasażerami do wyjścia. Alicja próbowała się obejrzeć w nadziei, że zobaczy gdzieś w tłumie Wiktora, ale idący za nią mężczyzna syknął jej do ucha:

– Nie odwracaj się, tylko idź, albo będziesz miała problemy.

Posłuchała i z trudem przepychała się do wyjścia. Ogromna walizka bardzo utrudniała jej to zadanie, a idący tuż za nią napastnik trzymał się tak blisko niej, że czuła na szyi jego oddech. Wysiadła z pociągu i wmieszała się w tłum. Niestety, mężczyzna kurczowo trzymał się jej boku.

Alicja nagle przystanęła.

– Co się stało? – warknął.

– Boże, nie zrobię kroku dalej, coś wpadło mi do buta. – Wydęła wargi w grymasie.

Ten przewrócił oczami i syknął:

– Byle szybko…

– Potrzymaj – powiedziała obojętnym tonem Alicja i wręczyła mu czarną, niewielką torebkę damską, zapinaną na fikuśny metalowy klips.

Lekko skonsternowany mężczyzna wziął ze złością torebkę Alicji, myśląc o niej, że jest kompletną idiotką. Jak mogła ją oddać swojemu napastnikowi? Zapewne nosiła w niej swoją największą polisę ubezpieczeniową w okupowanej Polsce – dokumenty.

Alicja przesunęła się kilka metrów w bok, tuż pod ścianę dworca, i nachyliła się, by wyjąć fikcyjny kamyk z pantofla. Wtedy kątem oka dostrzegła niemiecki patrol i krzyknęła:

– Ukradł mi torebkę! Tam jest, ukradł mi torebkę!

Jeden z żołnierzy niemal natychmiast skierował wzrok na stojącego w pobliżu mężczyznę z głupim wyrazem twarzy, trzymającego damską torebkę. W końcu intruz zreflektował się, upuścił ją pod nogami żołnierza i rzucił się do ucieczki. Dwóch patrolowych pobiegło za nim, a trzeci podniósł zgubę i podał ją Alicji.

– Proszę sprawdzić, czy nic nie ukradł.

Alicja ostentacyjnie ją otworzyła i zaczęła z niej wyciągać niemieckie dokumenty, portmonetkę i mały notes ze zdjęciem Berlina na okładce.

– Nie… Tak mi się wydaje. Dokumenty są, pieniądze również… – mruczała pod nosem. – Bardzo wam dziękuję. Muszę już iść, bardzo się śpieszę.

I bez dalszej dyskusji wmieszała się w tłum, po czym szybkim krokiem opuściła halę dworca. Młody żołnierz stał oniemiały, bo nie bardzo wiedział, czy powinien spisać protokół, czy może zadać kobiecie kilka rutynowych pytań.

Kiedy Alicja znalazła się na ulicy, zaczęła gorączkowo się rozglądać. Obawiała się, że mężczyzna uciekł niedaleko i czeka na nią w jakimś ciemnym zaułku. Przeszła na drugą stronę ulicy i weszła do bramy jednej z kamienic. Wyciągnęła z torebki papierosy i zapaliła jednego. Mocno zaciągała się dymem, żeby nieco ukoić nerwy i zastanowić się, jak wrócić na dworzec i kupić bilet do Warszawy. Po chwili stwierdziła, że nie jest to najlepszy pomysł. Po pierwsze, z uwagi na patrol, który mógł ją rozpoznać i zainteresować się, dlaczego czeka na pociąg do Warszawy, skoro niespełna pół godziny wcześniej z podobnego wysiadła. Po drugie, była przekonana, że napastnik albo jego koledzy nie zrezygnują z tak dużej forsy, jaką wiozła w walizce.

Rozejrzała się ponownie. Gdzieś w pobliżu powinna znaleźć jakiś hotel i tam przetrwać do rana. A potem… Już na pewno coś wymyśli.

Zemsta i przebaczenie Tom 2 Otchłań nienawiści

Подняться наверх