Читать книгу Arthur & George - Julian Barnes - Страница 9
Arthur
ОглавлениеW przypadku Arthura istniał normalny dystans między domem a kościołem; każde z tych miejsc na swój sposób wypełnione było postaciami, opowieściami i zasadami postępowania. W zimnym kamiennym kościele, dokąd chodził raz w tygodniu i gdzie modlił się na klęczkach, był Bóg, i Jezus Chrystus, i dwunastu apostołów, i dziesięć przykazań, i siedem grzechów głównych. Wszystko zaś było uporządkowane, odpowiednio ujęte i ponumerowane, jak pieśni kościelne, modlitwy i wersety z Biblii.
Rozumiał, że to, czego go tam uczą, jest prawdą; ale jego wyobraźni bliższa była inna, równoległa wersja świata, którą poznawał w domu. Historie opowiadane przez matkę zawsze działy się w dawnych czasach, ale były tak pomyślane, by uczyć go odróżniania dobra od zła. Stała przy kuchni, z włosami zatkniętymi za uszy, mieszając owsiankę; on tylko czekał na ten moment, kiedy przerwie mieszanie, postuka łyżką w garnek i zwróci w jego stronę swoją okrągłą, uśmiechniętą twarz. Podczas opowieści szare oczy cały czas wpatrywały się w niego intensywnie, a głos wznosił się i opadał, czasami cichnąc lub całkiem zamierając, gdy dochodziła do szczególnego momentu opowieści, w którym niewysłowione męki lub niewysłowiona radość stawały się udziałem nie tylko bohatera i bohaterki, ale i słuchacza.
„I wtedy rycerz zawisł bezradnie nad jamą pełną węży, które syczały i pluły, podczas gdy ich wijące się sploty ściskały mocno bielejące kości poprzednich ofiar...”.
„A wtedy nikczemnik o sercu czarnym jak smoła, z ohydnym przekleństwem na ustach, wyciągnął zza cholewy sekretny sztylet i rzucił się w stronę bezbronnej...”.
„A wtedy dziewczyna wyjęła szpilkę z włosów i złoty płaszcz spłynął z okna w dół, pieszczotliwie muskając po drodze ściany zamku, aż do bujnej zielonej trawy, na której stał...”.
Arthur był żywym, upartym dzieckiem i nie potrafił długo usiedzieć bez ruchu; jednak kiedy mama brała do ręki łyżkę do mieszania owsianki, zastygał w stanie cichego transu – jakby nikczemnik z jej opowieści wrzucił mu do jedzenia tajemne ziele. Małą kuchnię zaludniali rycerze i damy, odbywały się pojedynki, pomyślnie kończyły się niebezpieczne wyprawy, szczękały zbroje, chrzęściły kolczugi; i zawsze najważniejszy był honor.
Opowieści te miały związek, czego najpierw nie rozumiał, ze starą, drewnianą, stojącą obok łóżka rodziców skrzynią, w której trzymano dawne rodzinne papiery. Były tam inne zupełnie historie, bardziej przypominające szkolne zadania domowe: o książęcym domu Bretanii, irlandzkiej gałęzi Percych w Northumbrii i o jakimś Packu, który prowadził brygadę Waterloo[1], a był to stryj białej woskowej rzeczy, której Arthur nigdy nie zapomniał. Z opowieściami miały jeszcze związek lekcje heraldyki, których udzielała mu matka. Z kuchennego kredensu wyciągała spore płachty tektury, pomalowane i pokolorowane przez jednego z wujów w Londynie. Objaśniała mu herby, a potem kazała opisywać ich tarcze. A on musiał recytować jak tabliczkę mnożenia: godła, tarcze, korony, klejnoty, panoplia, labry.
W domu nauczył się dodatkowych przykazań oprócz tych dziesięciu, które znał z kościoła. Jedno brzmiało: „Odwaga wobec silnych, pokora wobec słabych”, a drugie: „Rycerskość wobec kobiet wysokiego i niskiego stanu”. Wydawało mu się, że te muszą być ważniejsze, ponieważ pochodzą bezpośrednio od mamy; ponadto wymagały stosowania w praktyce. Arthur niewiele w życiu widział poza najbliższym otoczeniem. Mieszkanie było małe, pieniędzy niewiele, matka przepracowana, ojciec nieobliczalny. Wcześnie w dzieciństwie złożył przysięgę, a wiedział dobrze, że przysięgi nie wolno łamać: „Na starość, mamusiu, będziesz miała aksamitną suknię, złote okulary i wygodny fotel przy kominku”. Arthur doskonale widział początek tej opowieści – w tym miejscu był teraz – oraz jej szczęśliwe zakończenie; tylko części środkowej na razie brakowało.
Wskazówek szukał u swego ulubionego pisarza, kapitana Mayne Reida. Wertował Przygody wojenne w Meksyku. Przeczytał Dolinę bez wyjścia i Ziemię ognistą: przygody młodego podróżnika, i Jeźdźca bez głowy. Bizony i Indianie kłębili mu się teraz w głowie razem z rycerzami w kolczugach i piechurami z brygady generała Packa. Jego ulubioną książką Mayne Reida byli Łowcy skalpów, czyli niezwykłe przygody w południowym Meksyku. Arthur na razie nie wiedział, jak zdobywa się aksamitną suknię i złote okulary; ale miał niejasne przeczucie, że być może konieczna okaże się obfitująca w niebezpieczeństwa podróż właśnie do południowego Meksyku.