Читать книгу W obronie Kory i wolności - Kamil Sipowicz - Страница 10
Оглавление1 LIPCA
Wrócę jeszcze do tego nieszczęsnego 12 czerwca, kiedy ktoś zrobił dowcip i przysłał nam marihuanę na nazwisko Ramony Sipowicz. Policjant Artur był jakoś szczególnie pobudzony i niemiły. W pewnym momencie powiedział, że narkotyki są bardzo niebezpieczne i on pisze na ten temat pracę. Wówczas zaproponowałem, że w takim razie mogę mu dać swoją książkę Czy marihuana jest z konopi?, może mu się przyda. Oczywiście odmówił, a w notatce służbowej napisał, że próbowałem mu dać korzyść majątkową. Książkę, która jest warta 45 złotych! Myślę, że to był rodzaj zabezpieczenia, żebyśmy się nie skarżyli na to, że nie pozwolił nam się skontaktować z prawnikiem.
*
Po napisaniu książki Czy marihuana jest z konopi? oraz po mojej intensywnej kampanii na rzecz przynajmniej depenalizacji, a później legalizacji marihuany, staram się przekonać polityków i społeczeństwo, iż ta sprzedawana w Polsce marihuana, tzw. skun, to potworne świństwo, które z prawdziwą marihuaną ma niewiele wspólnego. Jest hodowana głównie przez mafię wietnamską, pędzona na nawozach, ma nienaturalnie duże ilości substancji THC o właściwościach psychodelicznych. Istnieją podejrzenia, że przy hodowli dodawane są chemikalia, które wzmacniają jej działanie. To jednak polityków nie interesuje. Im nie chodzi o to, żeby coś dobrego zrobić dla ludzi, tylko żeby wzbudzić strach i histerię, bo wtedy łatwiej jest społeczeństwem manipulować. I tu PO niewiele się różni od PiS.
*
Na początku czerwca 2012 roku wziąłem udział w marszu Wolnych Konopi, której to organizacji jestem honorowym członkiem. Szedłem na początku kilkunastotysięcznego pochodu obok czterech ludzi na wózkach inwalidzkich. Przeszedłem całą trasę marszu od Emilii Plater, przez Aleje Jerozolimskie aż pod Sejm. Pod Sejmem na platformie przemawiało kilka osób: Kuba Gajewski w obronie uwięzionego Andrzeja Dołeckiego, którego ktoś oskarżył o kupowanie marihuany, Janusz Palikot, który publicznie zapalił skręta z marihuaną, Eliza Walczak – lobbystka medycznej marihuany, Michał Pauli, który przesiedział kilka lat w tajlandzkim więzieniu, oraz ja z apelem do premiera, przypominając mu jego młodość oraz fakt, że sam palił marihuanę. Pragnąłem w jakiś sposób przekonać go do liberalizacji nienormalnych i niesprawiedliwych przepisów przybliżających nas do Rosji i Białorusi.
*
Politycy, którzy są przeciwko marihuanie, używają argumentu, że jest ona w Polsce czymś obcym, importowanym złem. Tymczasem Sara Benetowa, światowej sławy przedwojenna polska antropolożka, napisała dużą pracę o stosowaniu konopi na Słowiańszczyźnie przez stulecia. Były używane w Rzeczypospolitej Obojga Narodów przez wszystkie nacje: Polaków, Litwinów, Rusinów, Wołynian, Poleszuków, Żmudzinów. Mówi o tym sam imć pan Zagłoba w najbardziej propolskiej książce, trylogii Sienkiewicza. Zaleca, żeby konopie pić, żeby wrzucać je do napojów alkoholowych, wtedy taki napój poprawia nastrój. Zagłoba mówi tak: „Radziłem mu, iż by siemię konopne w kieszeni nosił i po trochu spożywał. Od tej pory tak mu się dowcip zaostrzył, że najbliżsi go nie poznają, bo w konopiach oleum się znajduje, przez co i jedzącego w głowie go przybywa. Trzeba co najwięcej wina pić. Oleum, jako lżejsze będzie na wierzchu, wino zaś, które i bez tego idzie do głowy, poniesie ze sobą każdą cnotliwą substancję”. Ta cnotliwa substancja, która zwiększa olej w głowie, byłaby korzystna dla polskich polityków, bo mam wrażenie, że mają go za mało.
*
Przez te wszystkie smutne dni kłopoty Kory ze snem nasilają się. Pociechą dla nas było poparcie zwyczajnych ludzi na ulicy, okazywana przyjaźń artystów, niektórych polityków. Bezpośrednio po tym dniu, jak jeden pies (pies celników) wykrył przesyłkę do drugiego psa (naszej Ramony), na co zareagował aparat policyjny, nawiedzając nasz dom z trzecim psem (szukał w naszym domu marihuany, znalazł jedynie zapach naszej suczki), spotykamy się z sympatią naszych znajomych i przyjaciół. Wstawił się za nami były prezydent Kwaśniewski. Dostaliśmy miłe sygnały od Ryszarda Kalisza, któremu dziękuję bardzo, bo jest wspaniałym, pomocnym człowiekiem i jednym z nielicznych polityków, któremu władza i przywileje nie zamroziły serca. Od Janusza Palikota i całej grupy naszych przyjaciół: Henryki Bochniarz, Magdy Środy, Barbary Labudy, Anny Grodzkiej, Kapsydy Kobro, Michała Piroga, Tomka Stańki, Pawła Mykietyna, Janka Lityńskiego i mnóstwa anonimowych osób. Bardzo istotne dla poprawy naszego nastroju były rysunki Marka Raczkowskiego w Przekroju o tym, jak pies wysyła do drugiego psa paczkę, a trzeci pies ją łapie, albo jak Superman pali marihuanę. Tworzono w Internecie listy w obronie Kory i za to wszystkim dziękujemy. Dla większości jest oczywiste, że nie jesteśmy przestępcami. Nasi znajomi byli w szoku, że nadal żyjemy w represyjnym kraju, a Donald Tusk niepostrzeżenie z liberała stał się prawicowcem.
Pociechą były dla nas też zwierzęta, które są ważne w naszym życiu. Nie tylko Ramona, którą bardzo kochamy. Kora od pięciu lat oswaja gawrona Durena. Codziennie rano daje do miski kawałki mięsa, parówki, ser, stawia ją w ogrodzie, przywołuje go i Duren przylatuje. Zabiera jedzenie i odfruwa z nim na dach, gdzie dzieli się ze swoją rodziną, ze swoją żoną. Zauważyliśmy, że w ciągu tych 5 lat jest coraz większy, czyli to jedzenie mu służy. W naszym ogrodzie mamy też wiewiórkę, przychodzą koty, które chcą się z nami zaprzyjaźnić, ale Ramona je przegania, chociaż niektóre tym się nie przejmują. Przychodzą do nas dwie miłe panie do pomocy domowej ze słodkim pieskiem Nuka. Mamy również zaprzyjaźniony sklep spożywczy na placu Konfederacji, gdzie pani Ewa Turek przygarnęła bardzo pięknego pieska. A ja codziennie kilka razy spaceruję z Ramoną dookoła naszego placu, dookoła kościoła, gdzie proboszczem jest bardzo sympatyczny ksiądz. Jak do niego mówię: „Niech będzie pochwalony”, on odpowiada przeważnie żartobliwie: „No niech pan przestanie…”. Tworzymy tu wszyscy mikrospołeczność, witamy się z sąsiadami, z siostrami zakonnymi, które naprzeciwko naszego domu prowadzą przedszkole. W naszej dzielnicy, która się kiedyś nazywała Zdobyczą Robotniczą, jest bardzo miła atmosfera. Teraz, gdy ludzie się ze mną witają, zaraz mówią: „Jesteśmy z wami”.
*
Może Encyklopedia polskiej psychodelii, która powinna się ukazać nakładem Krytyki Politycznej pod koniec 2012 roku, przyczyni się chociaż trochę do zmniejszenia ignorancji, jaka panuje w klasie politycznej na temat marihuany i innych środków rozszerzających świadomość. To książka album, w której pokazuję, że używanie różnych substancji psychodelicznych znane jest na terenie Polski już od tysięcy lat przed naszą erą. Archeologowie znaleźli amfory w kształcie makówek świadczące o szerokim używaniu opium w celach sakralnych i medycznych. Stosowane były najróżniejsze rośliny halucynogenne i zioła: bieluń, szalej, bagno, muchomory, tataraki, oman, tojad, psianka, sałata jadowita, kopytnik oraz konopie. Piotr Klepacki w świetnym artykule Rośliny o działaniu odurzającym w polskiej literaturze etnobotanicznej XIX wieku pisze: „Wymienione (…) rośliny znajdowały zastosowanie lecznicze lub magiczne, wykorzystywane w obrzędach. W przekonaniu tych, którzy dostarczali informacji badaczom, ich działanie nie ogranicza się do oddziaływania na ciało. Są one obdarzone mocą i mogą być wykorzystywane do obrony przed czarownicami. (...) Kulturę ludową charakteryzowała odmienna od naszej kategoryzacja świata. Jej uczestnikom świat jawił się jako spójny, w którym pierwiastek materialny i duchowy są ze sobą nierozerwalnie złączone. Dlatego wybór środków, które oddziaływały na świat duchowy, mógł odbywać się według zasad do tego świata adekwatnych. Nie zawsze oznaczało to, że roślina, którą uważano za leczniczą, była nią rzeczywiście (choć bardzo często tak właśnie było). Podobnie zdarza się, że rośliny o działaniu odurzającym nie odróżniają się w zastosowaniu od innych roślin. Jest to dowód potwierdzający tezę Zbigniewa Libery, że granica między tym, co racjonalne i tym, co nieracjonalne przebiega w trudnym do określenia miejscu. Że kultura i mit przekracza naturę”. Liczba chłopskich używek jest spora. Chłopi potrafili inhalować się chmielem, łubinem lub czeremchą. Palić bagno lub żuć psychodeliczne tataraki lub lilie. Można przypuszczać, że wraz z rosnącą rolą Kościoła znaczenie tych roślin i grzybów w życiu ludu malało, a ich stosowanie stawało się coraz rzadsze, bo większość zastąpiła wódka i piwo warzone w zakonnych browarach.
*
Większą części książki poświęcam największym polskim poetom, pisarzom, malarzom i rzeźbiarzom. Wielu z nich używało halucynogenów jako jednego ze stymulantów wyobraźni. Nasi narodowi wieszcze: Słowacki, Mickiewicz, Krasiński, zażywali radości bądź trwogi z konsumpcji substancji psychodelicznych. Krasiński wybrał sobie eter i opium. Słowacki opium, Mickiewicz prawdopodobnie haszysz i opium. Reymont był w palarni opium, napisał o tym esej. Poeci młodopolscy: Kasprowicz i Tetmajer, wielbili haszyszowe upojenie. Poetki młodopolskie z Komornicką na czele śmiało eksperymentowały. Oczywiście klasykiem halucynogennych podróży jest Witkacy. Stanisław Lem używał LSD i jest wielce prawdopodobne, że opowiadanie Solaris w tej substancji ma swe korzenie. Poeta i tłumacz Jerzy Sito brał LSD i napisał o tym książkę. Adam Włodek, pierwszy mąż Wisławy Szymborskiej, opisał swoje doświadczenie z LSD w Przekroju. Cała grupa tzw. poetów kobylańskich z Mironem Białoszewskim na czele i Swenem Czachorowskim używali kodeiny i psychedryny. Współcześnie różne stymulanty pojawiają się w prozie i poezji Masłowskiej, Karpowicza, Nahacza, Niewrzędy, Kopyta, Podgórnik, zmarłego niedawno Tomka Pułki i wielu innych. Przy czym marihuana jest tam substancją najbardziej niewinną, bardziej niewinną niż na przykład alkohol, który przyczynił się do śmierci Wojaczka, Stachury, Grochowiaka, Iredyńskiego, Hłaski i setki innych twórców. Nie jesteśmy więc narodem, jak nam się usiłuje wmówić, który z racji tradycji sięga wyłącznie po alkohol. W czasie okupacji hitlerowskiej żołnierze AK jedli zrzucaną z samolotów z Londynu czekoladę z amfetaminą.
W trudnych czasach Polska przetrwała głównie dzięki kulturze i to kulturze tworzonej często przez „narkomanów” – Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, Tetmajera i Witkacego.