Читать книгу W obronie Kory i wolności - Kamil Sipowicz - Страница 7

Оглавление

28 CZERWCA 2012 ROKU

Jestem na cmentarzu Wólka Węglowa przy grobie mamy, Lidii Sipowicz, która zmarła 24 lata temu, 28 czerwca. Co roku odwiedzam ją w rocznicę śmierci i co roku mam problem ze znalezieniem grobu, krążę w kółko, ponieważ oznakowanie na tym cmentarzu jest zagmatwane i nielogiczne. Kupiłem wieniec z białych pięknych kwiatów, dwa znicze. Mama zmarła w 1988 roku na nowotwór piersi, wykryty w trzeciej fazie. Leżała w szpitalu na Woli. To był czas zdychającego komunizmu, kiedy już nic właściwie nie można było załatwić. Mama bardzo cierpiała. W ostatnim stadium choroby była na pół przytomna, mocno krwawiła, karetka nie chciała przyjechać, musiałem dać łapówkę. W ośrodku leczenia bólu na Ursynowie udało mi się załatwić tynkturę morfinową i sam jej wlewałem morfinę łyżeczką do ust. Wydaje mi się, że to jej pomogło w strasznym cierpieniu. To był 1988 rok. Mama nie doczekała wolnej Polski, lecz czy rzeczywiście wolnej?

*

Wczoraj postanowiłem przyznać się prokuraturze, że to ja, nie Kora, byłem posiadaczem tych niecałych 3 gramów marihuany, którą znaleźli u nas w domu. Wyjaśniam całą sprawę i tłumaczę, że marihuana ta służyła mi jako rzeczowy, materialny przedmiot w mojej pracy dziennikarskiej i naukowej. Piszę w tej chwili trzecią książkę po Hipisach w PRL-u i Czy marihuana jest z konopi?. To będzie Encyklopedia polskiej psychodelii, w której opisuję wpływ substancji rozszerzających świadomość na największych polskich poetów, artystów, pisarzy: Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, Reymonta, Tetmajera i wielu, wielu innych. Oprócz tego na zamówienie wydawnictwa Czerwone i Czarne chcę napisać, jak wygląda w Polsce stosunek władzy do ludzi posiadających marihuanę, jak się odbywają zatrzymania, w jaki sposób postępuje policja wobec obywateli. Dlatego pozwoliłem, aby policja nas przesłuchała i zabrała Korę na komendę. Postawiłem ją w bardzo niekomfortowej sytuacji, ale musiałem to przeżyć, musieliśmy to razem przeżyć, w tej chwili biorę całą winę na siebie. Kora nic nie wiedziała o marihuanie w naszym domu.

*

Ostatnio miałem cmentarny czas. Wczoraj byłem na pogrzebie Henryka Berezy na Starych Powązkach. Najpierw była msza w kościele na ulicy Chłodnej. Prowadził ją ksiądz Andrzej Luter. Bardzo pięknie mówił o Henryku, po nim przemawiał Bogdan Zadura, poeta, redaktor naczelny Twórczości. To przemówienie też było bardzo trafne, odnosiło się do życia Henia, który nie był za bardzo wierzący, ale jak się czemuś dziwił, zwykł był mawiać: „O Matko Boska!”. I ta Matka Boska go w nasz Kościół katolicki jakoś wpisała. Ksiądz Andrzej Luter załatwił mu grób dokładnie przy grobie samego Marka Hłaski, a wiadomo, że Marek był wielką miłością Henryka, miłością bardziej duchową niż cielesną. Jak Henryk Bereza ma się do naszej sprawy? Otóż 11 czerwca 2012 roku byli u nas przyjaciele, pisarz Adam Wiedemann ze swoim partnerem. Adam też był przyjacielem Berezy i następnego dnia mieliśmy się spotkać z nim w kawiarni Czytelnika, gdzie Henio miał swój słynny stolik. Wiedemann z przyjacielem siedzieli u nas w noc poprzedzającą feralny dzień 12 czerwca do mniej więcej trzeciej nad ranem. Wypiliśmy sporo wina, rozmawialiśmy o muzyce, o poezji. Wiedemann wybornie zna się na muzyce współczesnej, awangardowej, lubi tych samych kompozytorów, co Kora i ja: Kagela, Stockhausena, Cage’a oraz tych bardziej uduchowionych minimalistów jak Arvo Pärt i Górecki. Rozmowa była bardzo interesująca. Kora poprosiła Adama, aby spróbował napisać dla niej tekst piosenki. Poprzednio nieudane próby wykonali poeci: Stanisław Dłuski i Edward Pasewicz. Rozmawialiśmy też o poezji Marty Podgórniak, którą z Korą uwielbiamy. Ponieważ wypiliśmy dużo wina, o godzinie ósmej, kiedy zadzwonił domofon, jeszcze spaliśmy, chociaż normalnie wstajemy bardzo wcześnie, o szóstej rano. Usłyszałem głos: „poczta, przesyłka”, i nazwisko Sipowicz. Zaspany wyszedłem do furtki, patrzę, a tam stoi wiele osób. Zza słupa wyskoczył umundurowany i uzbrojony policjant z pistoletem w kaburze. Twierdził, że ma przesyłkę dla Ramony Sipowicz. Sipowicz to ja, Ramona to nasz ukochany piesek, 8-letnia suczka rasy bolończyk. Policjant był w asyście 8 osób, innych policjantów i celników. Powiedział: „policja”, i wyciągnął dokument, na którym napisane było: „nakaz przeszukania”. Szczerze mówiąc, nigdy w życiu nie wiedziałem takiego dokumentu, więc dokładnie nie wiedziałem, czy faktycznie jest to nakaz, ale powiedziałem, że w takim razie pójdę po klucz i otworzę furtkę. Policjant nie zgodził się, wskoczył na cementowy słupek ogrodzenia i wszedł za mną do domu. Od tego czasu wszyscy ci ludzie towarzyszyli nam na każdym kroku, nie mogliśmy być sami.

Na pogrzebie Berezy spotkałem Rafała Grupińskiego, osobę zdaje się ważną i bliską premierowi. Rafał jest także poetą i artystą. Poprosiłem go o umożliwienie mi osobistego spotkania z premierem.

W obronie Kory i wolności

Подняться наверх