Читать книгу W obronie Kory i wolności - Kamil Sipowicz - Страница 6

Оглавление

Przedmowa


Od końca komunizmu minęło już ponad 20 lat. Odzwyczailiśmy się od rannego walenia w drzwi milicji (policji). Od odmowy skontaktowania się z adwokatem i bezpodstawnych gróźb, arogancji władzy i wykorzystywania aparatu państwowego przeciwko niewinnym obywatelom. Za szybko jednak. To wszystko powróciło 12 czerwca 2012 roku. Dziewięciu urzędników, policjantów i celników wtargnęło do nas rano z nakazem przeszukania. Powód – ktoś wysłał paczkę na nasz adres z nazwiskiem „Ramona Sipowicz”. W paczce była marihuana. W czasie przeszukania domu policja znalazła 2,8 grama mojej marihuany.

Od ponad 20 lat staram się wytłumaczyć społeczeństwu, że konopie indyjskie są mniej szkodliwą używką niż alkohol. Ostatnie dane: 30 tysięcy zmarłych od chorób alkoholowych rocznie, 37 tysięcy zatrzymanych po pijanemu kierowców. Po marihuanie – żadnego zgonu, a jeśli już, to złe stany psychiczne po sprzedawanych przez mafię zatrutych chemią konopiach.

W 2000 roku wprowadzono w Polsce drakońskie przepisy, które z każdego sporadycznego konsumenta marihuany czynią przestępcę. Przez ostatnie 12 lat dało to 350 tysięcy ofiar najbardziej represyjnego prawa antynarkotykowego w unijnej Europie. Zamiast leczyć czy tłumaczyć, karze się tysiące najczęściej młodych ludzi: studentów, uczniów. W wielu przypadkach rujnuje się im życie. Wpisuje im się kryminalną przeszłość do życiorysu. W 2012 roku próbowano ten przepis zreformować. Prokuratura może odstąpić od karania przy nieznacznej ilości. Prokuratura nie odstępuje, gdyż nie wie, co to znaczy nieznaczna ilość. Ja też nie wiem. Chociaż domyślam się, że 2,8 grama to raczej ilość nieznaczna. Prokurator w naszym przypadku nie domyślił się i skierował sprawę przeciwko mojej żonie Korze do sądu. Zadowolony z siebie rzecznik prokuratury pan Ślepokura ogłosił tę wieść w mediach z satysfakcją, jakby udało mu się złapać morderców generała Papały. Uruchomiono cały aparat policyjno-prokuratorski przeciwko jednej z największych polskich artystek tylko dlatego, że podała urzędnikowi maleńką paczuszkę z suszem konopnym, który chciałem sfotografować do swojej książki Encyklopedia polskiej psychodelii (Warszawa, Krytyka Polityczna, planowane wydanie listopad 2012). Zrobiła się burza medialna.

Pomoc i współczucie wyrazili nam: Ryszard Kalisz, Aleksander Kwaśniewski, Wanda Nowicka, Jan Lityński, Janusz Palikot, wielcy polscy artyści, politycy, naukowcy i ludzie na ulicy. Szczególnie wsparcie tych ostatnich bardzo nam pomogło. Ludzie są oburzeni, że prokuratura przez długi czas umarzała sprawy oszusta bankowego, a wykazała się taką gorliwością w naszej sprawie. Pan premier powinien tych ludzi posłuchać. Mieliby mu więcej do powiedzenia niż jego doradcy.

Z furią zaatakowali nas politycy i publicyści prawicowi. A partia rządząca uznała naszą sprawę oraz innych 14 tysięcy osób rocznie karanych za posiadanie marihuany za nieważną. Ani jednego słowa komentarza.

Od czerwca do września 2012 roku przeżyliśmy z żoną wiele nerwowych chwil i nieprzespanych nocy, konsultacji z prawnikami, rozmów z mediami, odpowiedzi na wściekłe ataki prawicowych mediów, paparazzi wokół domu oraz obawę przed inwigilacją i podsłuchami. Przekonaliśmy się również, że marihuanę palą nie tylko artyści, studenci czy kibice. Palą też prawnicy, sportowcy, lekarze, policjanci, a nawet prokuratorzy. Palą obrońcy i przeciwnicy krzyża. Palą u siebie po kryjomu. Kupują zaś u mafijnych dilerów lub hodują we własnych domach. Tak jak kiedyś po kryjomu produkowało się ulotki czy słuchało Wolnej Europy.

Palił też w młodości dzisiejszy premier Donald Tusk. Podobno z pokoju w akademiku, w którym mieszkał on i jego koledzy, nieźle się kurzyło.

Dziś premier, który obiecał nam politykę miłości i budowę społeczeństwa obywatelskiego, wyraźnie skłania się ku centroprawicy. Wszystkie małe wolności, które dla nas są tak ważne, wyparowały z jego światopoglądu.

Ta książka jest listem do premiera Donalda Tuska, osoby, którą kiedyś bardzo lubiłem i która nadal ma w sobie dużo uroku osobistego. Chciałbym mu uświadomić, jak jego rząd, kasując powoli różnego rodzaju małe wolności, oddala się od swego pierwotnego liberalnego projektu. Jak zamiast być odważnym mężem stanu, wsłuchuje się w opinie społeczeństwa ukształtowane przez poprzednie straszące rządy prawicy.

Wiem, że równie dobrze mógłbym ten list włożyć do butelki i wrzucić do morza. Nie oczekuję żadnej odpowiedzi od premiera. On ma wiele ważniejszych spraw na głowie, co go może obchodzić „nieznaczna ilość”.

List ten jest rodzajem dziennika, w którym na przemian z aktualnymi wydarzeniami rozwijającej się sprawy Państwo Polskie przeciw Oldze J. wplatam swoje ogólne refleksje na temat erozji aksjologicznej obecnej władzy, skupionej na załatwianiu swoich interesów, nepotyzmie, spektaklach medialnych, manipulacji i summa summarum arogancji.

Panie premierze, powiedział pan w telewizji w rozmowie z muzykami rockowymi, że Pan nigdy nie zalegalizuje narkotyków w Polsce. Powtarzam kolejny raz, ale pan chyba nie chce tego słuchać: alkohol etylowy jest także narkotykiem wedle wszystkich klasyfikacji naukowych, w szczególności farmakologicznych. Odurza i uzależnia. Rujnuje nasze społeczeństwo w sposób tysiąckrotnie większy niż ta mała roślinka, przeciwko której wytoczył Pan armaty. Zastanawiam się dlaczego. Nie ja jeden. Może dlatego, że po alkoholu ludzie są bardziej podatni na sterowanie, na manipulację. Przecież to w monachijskich piwiarniach narodził się najbardziej zbrodniczy system świata. Carat rozpijał chłopów, żeby przemienić ich w niewolników. Może coś w tym jest.

Nie chcę zalegalizowania marihuany, bo wiem, że w tej chwili w Polsce to nie jest możliwe. Chodzi mi jedynie o to, żeby dokonano depenalizacji i zezwolono, tak jak jest to w Czechach, Hiszpanii, Portugalii i stu innych krajach, na posiadanie nieznacznej, ale określonej ilości marihuany.

Kamil Sipowicz

W obronie Kory i wolności

Подняться наверх