Читать книгу W obronie Kory i wolności - Kamil Sipowicz - Страница 9

Оглавление

30 CZERWCA

Kora jest w fatalnym nastroju. Nasiliły się kłopoty ze snem, które i bez tej historii trapią ją od lat. Na dodatek ona nie nadaje się do całej tej machiny urzędowej, nigdy tego nie znosiła, nie rozumie, co urzędnicy do niej mówią. Ale na szczęście ma taką naturę, że ludzie natychmiast się przed nią otwierają i zwierzają. Tak było nawet na komendzie na Kasprowicza, gdzie miła policjantka zaczęła jej opowiadać o swoim życiu.

*

Całe to wydarzenie wywołało we mnie ogromną frustrację. Jestem wściekły przede wszystkim na rząd Platformy Obywatelskiej, któremu zawsze jakoś sekundowaliśmy. Kiedy Kongres Liberalno-Demokratyczny, partia Tuska, Bieleckiego, Lewandowskiego, szedł do wyborów w 1993 roku, Kora w kampanii użyczyła swojego wizerunku na plakaty całkowicie bezpłatnie. Wydawało się, że partia liberalno-demokratyczna będzie pracowała nad liberalizacją najróżniejszych przepisów, poczynając właśnie od depenalizacji czy legalizacji marihuany, przez rejestrację związków partnerskich (my z Korą żyjemy w takim związku trzydzieści parę lat), po in vitro. Wydawało się, że Platforma Obywatelska, którą założyli ci sami ludzie, którzy byli w KLD, będą kontynuować tę samą filozofię. W tej chwili widać, że są oni zakładnikami PiS. I czasami różnica ideologiczna, którą oni głoszą, jest fasadowa. W rzeczywistości bowiem mają w wielu sprawach identyczne poglądy jak PiS. I owe tyrady nienawiści, niechęci Niesiołowskiego do braci Kaczyńskich, to jest zasłona dymna, bo pan Niesiołowski i pan Kaczyński na tematy takie jak legalizacja marihuany czy związki partnerskie mają prawdopodobnie identyczne poglądy, więc trochę się nas, obywateli, oszukuje, pokazując, że istnieje jakiś konflikt.

*

Tak, jestem rozgoryczony i pewnie dlatego, gdy na Facebooku ludzie mnie pytali, czy Ramona może przewidzieć, jaki będzie wynik meczu Polska–Czechy na Euro 2012, napisałem, że Ramona przewidziała 5:0 dla Czechów, ponieważ u Czechów można mieć legalnie 5 gramów marihuany, a w Polsce zero. Niewiele się pomyliła. Doszedłem do daleko posuniętej interpretacji tej naszej przegranej, że Czesi są narodem ateistycznym, ludzi nie karze się tam za posiadanie marihuany, a na dodatek, gdy Czesi grają na Euro, to 60 procent obywateli przełącza telewizor na ulubione seriale. Natomiast Polacy to naród monosubstancjalny, jeśli chodzi o używki: tylko alkohol. Na dodatek notorycznie przegrywa w piłkę nożną. Czy owo alkoholizowanie się, które wyparło zwyczaje konopne, łączy się ze słabą kondycją w sportach? Można by się nad tym zastanowić.

*

Oczywiście te moje rozważania mogą być efektem frustracji człowieka, który przeżył najazd policji na własny dom, co ostatnio w moim przypadku zdarzyło się za komuny. Wydawało się, że to nie wróci. Podobne przeżycia z marihuaną i haszyszem miałem w Polsce w 1977 albo w 1978 roku, gdy byłem studentem Akademii Teologii Katolickiej. Z przyjaciółmi przepisywaliśmy na maszynach biuletyny Komitetu Obrony Robotników. A, o czym nie wiedzieliśmy, jako studenci ATK byliśmy obserwowani przez SB. Do mojego przyjaciela Kuby Nagabczyńskiego przyjechało dwóch kolegów z Berlina Zachodniego i przywieźli haszysz. Ponieważ byliśmy pod obserwacją ze względu na przepisywanie tych biuletynów, SB wpadła do Kuby i znaleźli u niego grudkę haszyszu. Opowiedział mi o tym przez telefon, który, jak się okazało, był na podsłuchu, dobrali się więc do mnie. W tę historię zamieszany był jeszcze Mikołaj Wolski, syn hrabiny Branickiej, oraz jeden z późniejszych dziennikarzy Gazety Wyborczej – Paweł Mossakowski. Niestety SB dobrała się tylko do mnie, ponieważ nie miałem takiego zaplecza rodzinnego jak koledzy ze znanych warszawskich rodzin. Byłem przez SB wzywany i szantażowany. Mówiono, że „trzeba pomóc Kubie”. Ta pomoc miała polegać na tym, że miałem być donosicielem na ATK, gdzie notabene donosicieli było sporo, bowiem ta uczelnia była gniazdem hipisów, opozycjonistów, a potem punkowców. Odmówiłem współpracy i tak jak Kubie zabrano mi na wiele lat paszport. Przy okazji jeden ubek groził mi zamknięciem w podziemiach pałacu Mostowskich. Znając życie, podejrzewam, że ma dziś dobrą emeryturę lub prowadzi jakąś firmę PR-ową. Nie będę jednak z tego powodu jak Marek Nowakowski psioczył na rząd. Mam inne powody do psioczenia. Największym jest: rozczarowanie. Są politycy, którzy ludzi zaczarowują, i są tacy, którzy rozczarowują. Premier należy do tych ostatnich.

Wracam do wydarzeń z roku 1977. W kilka miesięcy później usłyszałem w Wolnej Europie, a był to czas, gdy Karola Wojtyłę wybrano na papieża, że będzie można otrzymać paszport w bardzo krótkim czasie na ceremonię ingresu w Rzymie. Kuba złożył podanie, dostał paszport i oczywiście nie pojechał do Rzymu, tylko gdzie indziej. Potem dojechała do niego jego przyszła żona, Magda Markowska, córka słynnego polskiego malarza Eugeniusza Markowskiego i wnuczka Jarosława Iwaszkiewicza. Mieszkali we Francji, a później wyemigrowali do Kanady. Wtedy, czyli w PRL, miałem ostatni raz do czynienia z policją, wówczas polityczną, w związku z marihuaną i haszyszem.

*

Od wielu lat walczę o legalizację marihuany i naśmiewam się z wszystkich przesądów związanych z konopiami. Pisałem o tym już chyba 10 lat temu w Playboyu, pisałem w Przekroju, w Gazecie Wyborczej, również w moich książkach Hipisi w PRL-u, Czy marihuana jest z konopi? oraz w trzeciej książce, którą teraz kończę, czyli Encyklopedii polskiej psychodelii. To będzie trylogia Sipowicza. Zamiast trylogii Sienkiewicza, w szkołach będzie polecana trylogia Sipowicza…

*

Najbardziej zdumiewające jest to, że rewolucję solidarnościową w Polsce stworzyli ludzie, którzy doskonale wiedzieli, czym jest marihuana, bo ją często palili. Przemycaliśmy marihuanę w papierosach sportach do internowanych polityków, KOR-owców. Barbara Labuda też paliła marihuanę. To dla mnie szczególnie zaskakująca i paradoksalna historia, dlaczego w 2000 roku Labuda, będąc ministrem w Kancelarii Prezydenta Kwaśniewskiego, zaczęła prowadzić ostrą kampanię na rzecz całkowitej delegalizacji przede wszystkim marihuany, chociaż, jak dziś twierdzi, chodziło jej o wdychanie przez dzieci klejów i rozpuszczalników. W tym samym czasie jej syn Mateusz Labuda, nasz przyjaciel, był menedżerem Kory i zespołu Maanam. Współpracował z moją firmą Kamiling ponad 10 lat. I Mateusz, tak jak większość młodych ludzi, palił sporadycznie marihuanę. To, że nie mógł przekonać swojej matki, że marihuana nie jest czymś szkodliwym, i to, że całą czarną kampanię wokół konopi wykonała właśnie Barbara Labuda, która fascynowała się buddyzmem, szamańską religią bon, praktykowała tzw. jogę śnienia, jest dla mnie zagadką.

Zapoznałem Barbarę z Tenzinem Wangyalem, buddystą, szamanem z Tybetu, w którego buddyjskiej sandze przez kilka lat praktykowałem, podróżując do Nepalu, Tybetu i Indii. Okazało się, że Barbara, nie będąc w buddyjskiej sandze, świetnie opanowała bardzo trudną technikę jogi snu, dokładnie według zaleceń z książek Tenzina. Zatem wydawało mi się niespójne i niekoherentne, że osoba otwarta, tolerancyjna, odważna i zasłużona dla Polski prowadziła przy pomocy spotkań, pogadanek intensywną kampanię przeciwko marihuanie. Doprowadziło to do tego, że w czasie głosowania w Sejmie – wtedy rządziła koalicja AWS–UW – bodajże tylko 9 osób głosowało przeciw tym drakońskim przepisom. Między innymi Jan Lityński i Bronisław Geremek. Później, jako urzędnik Kancelarii Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, namówiła go, żeby podpisał restrykcyjną ustawę, według której za posiadanie nawet minimalnej ilości substancji odurzających czy psychotropowych grozi dwa lata więzienia. Dziś prezydent Kwaśniewski bije się w piersi i mówi, że to jest bardzo restrykcyjna ustawa, która zaszkodziła wielu tysiącom ludzi.

*

Z moich kontaktów z ludźmi z Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej oraz Wolnych Konopi wiem, że policja, łapiąc ludzi posiadających marihuanę, nie postępuje w tak łagodny sposób jak w stosunku do nas, bo koniec końców oprócz odmowy kontaktu z adwokatem policjanci i celnicy zachowywali się bardzo porządnie, a nawet przyjacielsko, co osłodziło szok porannego najazdu. Ale zdaję sobie sprawę, że nie jesteśmy przeciętnymi obywatelami. Najczęściej zwykli obywatele, osoby chwytane z połową grama marihuany, są przewracane na ziemię, bite, zakuwane w kajdanki, sprowadzane na tzw. dołki, gdzie muszą siedzieć 24 godziny albo dłużej. Często są poniżani przez współaresztantów lub przez policjantów. Tak się dzieje zwłaszcza w Polsce powiatowej. Ostatnio często spotykam ludzi na ulicach, którzy zaczepiają mnie i mówią: „Ach, to się wydarzyło mojemu synowi, był w Pucku, wyskoczyło dwóch tajniaków, przewróciło, kopnęło go w żołądek, bo palił marihuanę”.

*

Jestem też rozczarowany z tego powodu, że premier w swoim exposé ogłaszał, że będzie prowadził filozofię miłości. Może jestem naiwny, że w to uwierzyłem, PiS i Kaczyński się z tego naśmiewali. Ale premier wzbudzał we mnie sympatię i zaufanie. Jak wygląda ta filozofia miłości, widzimy w postępowaniu policji wobec ludzi posiadających nawet najmniejsze ilości konopi. Próbowano zmienić te przepisy, nowelizować ustawę. Po strasznych bojach i argumentach pana Andrzeja Czumy, który był ministrem sprawiedliwości, że marihuana to nie jest kokaina, to nie jest biały proszek, ustalono, że jak ktoś ma małą ilość, to prokuratura może umorzyć sprawę. Ale Platforma Obywatelska nie zgodziła się określić, co znaczy mała ilość. Zatem na wszelki wypadek policja i prokuratura wszystkich złapanych przekazuje do sądów.

W obronie Kory i wolności

Подняться наверх