Читать книгу Krew sióstr. Złota - Krzysztof Bonk - Страница 9
VI. SREBRNA, EKRU, KASZTAN I RUDA
ОглавлениеWraz z kontyngentem dwudziestu jeden gryfów, który odsłużył już swoje na skraju Wielkiej Puszczy, Srebrna zgodnie z życzeniem wielkiej księżnej powróciła do pałacu. Nie zwlekając, udała się w towarzystwie jednego z oczekujących ją gwardzistów prosto na audiencję z władczynią, które to spotkanie, jak jej zapowiedziano, miało się odbyć w ptaszarni.
Strzelistymi korytarzami przeznaczonymi niegdyś dla samych gigantów wojowniczka szła bez strachu w swym sercu. Te wydawało się jej obecnie w niej twardsze oraz ciemniejsze niż kiedykolwiek przedtem, wręcz zespolone przez mróz i lód w antracytowy kamień. Albowiem w duszy srebrzystej dziewczyny jakby przelana została czara goryczy. Zbyt wiele śmierci najbliższych, za wiele knowań, kłamstw, zdrad czy upokorzeń. To wszystko sprawiło, że je umysł stał się pusty i zimny. Wyparowały z niej emocje, a serce wybijało równy niczym wojenny rytm. Było jak bitewny werbel, który nakazywał jeszcze mocniej ściskać rękojeść miecza za pasem, a w stosownej chwili wyciągnąć ostrze w obecności władczyni, by definitywnie zakończyć jej nikczemny żywot. Albowiem ostatecznie postanowiła, że Alabaster musi zginąć.
Stwierdziła, że w ten sposób przynajmniej zwiększy szansę na dłuższe istnienie pozostałym siostrom krwi i sprawi, że tą jedyną nie pozostanie zapewne najpodlejsza z nich. Choć ciężko jej było w duchu sprzyjać choćby wytypowanej przez Ekru na brązową siostrę krwi Kasztan. Ta bowiem wydawała się ułomna na ciele i umyśle, budząc szczerą litość, to oburzenie swym zmiennym zachowaniem. Wszak pozostawały jeszcze nieodgadnione Czarna oraz Lazur, gdzie pierwsza była prawdopodobnie demonicą, a druga ulotnym duchem. Zatem ich natura także nie przedstawiała się krystalicznie. Lecz i tak niewątpliwie lepiej, niż samej Srebrnej. Czyli tej, która dawała się zwodzić swoim złudnym marzeniom, jak i iluzji podsycanej przez innych. Do tego sama mieniła się już zabójczynią także legendarnych sióstr. W rezultacie własnym losem przejmowała się najmniej, a właściwie to wcale. I autentycznie była gotowa tego dnia zginąć. Jednakże dopiero po Alabaster.
Kroczyła więc alabastrowym korytarzem, przyzywając śmierć i czując się przez to po części już jakby martwa. Ale obecnie, kiedy dowiedziała się, że książę Złoty zginął, nie widziała dla swego postanowienia żadnej alternatywy. Ponieważ nie miała już dla siebie żadnego innego celu, żadnej świetlanej przyszłości, nadziei. Zupełnie niczego!
Naraz idąca sprężystym krokiem Srebrna się zatrzymała, rozpoznając znaną sobie postać Ekronisa, krewnego Ekru. Kobiety, która jak na alabastrową istotę, wydała się jej całkiem poczciwa. Choć nie zdziwiłoby jej, gdyby owa Ekru skrywała własne mroczne tajemnice. I podobnie jak wielka księżna po prostu odnalazła ją, by również wykorzystać dla prywatnych celów pod płaszczykiem ratunku dla kontynentu Unton.
Tak czy inaczej, srebrzysta dziewczyna stwierdziła, że osobiście miała w sobie jeszcze tyle przyzwoitości, aby podzielić się z krewnym Ekru wieściami na temat jego siostrzenicy, skoro tak niepokoił go jej los. Podeszła więc do stojącego przy oknie Ekronisa, ujęła jego dłoń i wcisnęła mu w nią otrzymaną niegdyś srebrną monetę. Mężczyzna, do tej pory obserwujący widok za oknem, zaskoczony spojrzał w srebrzyste oczy dziewczyny i z wyraźną obawą jęknął:
– Moje siostrzenica? Czy ona… żyje? – Wojowniczka skinęła twierdząco głową. – Na miłość blasku słońca i księżyca, zaprawdę to wieści pełne światła, dziękuję. A… gdzie przebywa Ekru? Może… w Wielkiej Puszczy? – Mężczyzna doczekał się ponownego skinięcia głową z zaplecionymi luźno dwoma srebrzystymi warkoczami. Ale to już wszystko, na co stać było Srebrną. Wyszarpnęła dłoń z zaciskających się na jej ręku palców Ekronisa i poszła dalej korytarzem z gwardzistą.
Wkrótce dotarli przed znane już dziewczynie wrota ptaszarni z wyrzeźbionymi na nich majestatycznymi skrzydłami. Kiedy Srebrna po raz pierwszy zobaczyła te płaskorzeźby, siłą rzeczy pomyślała, że odwzorowywały skrzydła gryfów. Lecz teraz wiedziała, iż odnosiły się do anielskich atrybutów, skoro wielka księżna, zgodnie ze słowami Ekru, miała być upadłym aniołem.Zaś sama Srebrna? Ponoć mieniła się nie tylko siostrą krwi, ale i potomkinią syren, wodnego gatunku prowadzącego ongiś tysiącletnią wojnę ze skrzydlatymi istotami. Ale teraz nie miało to dla niej żadnego znaczenia. W końcu nie przyszła się tu mścić za zamierzchłe czasy.
Mimo to z pewną niechęcią przypomniała sobie słowa Marrenga, który mawiał, że historia przewrotnie lubiła się powtarzać i zataczać błędne koła. W odpowiedzi dziewczyna hardo popatrzyła na część obnażonej klingi pod swoją piersią, gdzie srebrzył się wyryty symbol legendarnej siostry, Srebrnej. Oczyma wyobraźni już bowiem widziała ów znak pokryty krwią alabastrową. I nagle autentycznie wzbudziło w niej satysfakcję to, iż ta krew będzie zarazem anielska. Czyżby więc drogi Marrengo znowu miał rację?
Natomiast pod drzwiami ptaszarni musiała spędzić dłuższy czas, zanim te zostały przed nią wreszcie otwarte. Tak jak uprzednio i tym razem w pierwszym momencie nie zobaczyła wewnątrz Alabaster. Zadzierała głowę w stronę masywnej kopuły, to spoglądała za fontannę. Lecz władczyni niespodziewanie wyłoniła się jakby z samej przestrzeni tuż przed Srebrną. Obie postacie stały pewien czas naprzeciw siebie bez słowa i można było odnieść wrażenie, że oceniają się nawzajem, aż pierwsza przemówiła srebrzysta dziewczyna:
– Wykonałam powierzone mi zadanie. Port na powrót należy do… Najjaśniejszej Światłości, a leśne istoty nie sprawiają już kłopotu. – Wojowniczka ukłoniła się lekko. Pomyślała, że zbyt lekko, ale odczuwana obecnie wobec Alabaster niechęć nie pozwoliła jej mocniej zgiąć karku. Z kolei wielka księżna uczyniła tylko niejednoznaczny gest dłonią i nie odrywając wzroku od swego gościa, zaczęła się niespiesznie przechadzać po parkiecie. Jakby coś rozważała, kiwając z wolna głową, aż na powrót zatrzymała się bliżej Srebrnej. Przyszpiliła ją alabastrowym spojrzeniem i z nutą rozczarowania w głosie oznajmiła:
– Wszak doszły mnie już słuchy, że podczas odbijania portu znaczna jego część uległa spaleniu. Muszę uznać to za pewną nieudolność z twej strony. Być może cię jednak… przeceniłam.
– Zapewniam, że wyrządzenie pewnych szkód stanowiło cenę ochrony życia podległych mi żołnierzy, z których nikt w walce nie zginął – broniła się wojowniczka.
– Nie dbam o życie szarych najemników, martwię się o mój port – syknęła władczyni.
– Jak powiedziałam, port należy już do ciebie… pani, i został należycie odbudowany. – Srebrna starała się mówić naturalnym głosem, ale mimowolnie coraz bardziej cedziła słowa przez zęby, a palce aż świerzbiły ją, aby chwycić za rękojeść miecza. I już niemal to uczyniła, ale wielka księżna popatrzyła na nią raptem łaskawszym wzrokiem. Uśmiechnęła się całkiem przyjaźnie, po czym wręcz słodko oświadczyła:
– Dobrze, zatem przyjmijmy, że należycie się wywiązałaś z powierzonego ci obowiązku względem twej Najjaśniejszej Jasności i ta wyraża swe zadowolenie. Wobec tego chodź do mnie, niech cię ucałuję. – Wydęła lekko wargi i pochyliła się, aby złożyć pocałunek na twarzy Srebrnej. Wojowniczka wspomniała jednak przestrogę Ekru, co takiego potrafiła obecnie zdziałać Alabaster za sprawą swych odmienionych warg, których prawdziwa barwa skrywała się pod białą pomadką. Dlatego postanowiła już dłużej nie zwlekać z tym, po co tu przybyła. Odchyliła głowę, by uniknąć pocałunku, a jednocześnie wyciągnęła błyskawicznie miecz. Następnie jednym zamaszystym cięciem gwałtownie przeszyła ciało Alabaster na linii brzucha:
– Wrrrah! – krzyknęła, wkładając w cios, jak i wrzask całą nagromadzoną ostatnio frustrację oraz gniew, przez co siła uderzenia była doprawdy imponująca. Lecz zupełnie nieoczekiwanie ostrze srebrzystego miecza z impetem przecięło tylko powietrze. Zaś dotychczasowy obraz wielkiej księżnej rozwiał się w przestrzeni, zupełnie niczym alabastrowa mgła.
Zdezorientowana Srebrna potrzebowała dłuższej chwili, żeby zrozumieć, co się właściwie wydarzyło. Wszak zaraz wspomniała trening z Marrengiem, to, jak za sprawą czaru iluzji zwiódł ją szarżą rumaka z jeźdźcem.
I rzeczywiście. Niebawem usłyszała nad sobą leniwe klaskanie w dłonie, a potem łopotanie skrzydeł. Zadarła głowę i pod kopułą zobaczyła uśmiechającą się drwiąco władczynię. Powoli z gracją opadła ona na podłogę, ale w sporej odległości od wojowniczki, po czym zmierzyła ją ostrym spojrzeniem, zupełnie jak śmiertelnego wroga, którym właśnie się okazała.
– Skąd wiedziałaś? – warknęła srebrzysta dziewczyna, stając w bojowej postawie i ściskając oburącz rękojeść miecza.
– Cóż… Mogłabym zadać takie samo pytanie. Jak poznałaś się na tym, że tylko się tobą bawię, jak alabastrowy kot srebrzystą myszą? Ale ja, w przeciwieństwie do ciebie, to wiem. – Zrobiła pauzę i wyniośle kontynuowała: – Otóż niejaki Ekronis z Ekros jest, że tak powiem… moją zaufaną osobą. Dlatego postawiłam go na twej drodze zarówno podczas waszego pierwszego spotkania, jak i teraz. Albowiem wiedziałam, że jeśli ktoś mógłby skierować twój miecz przeciw mej osobie, to właśnie ladacznica Ekru. Ona ponoć zginęła, ale… nie takie cuda się na tym świecie zdarzały. Więc od początku brałam pod uwagę, że jednak żyje oraz dalej knuje przeciwko mnie. I oto dziękuję ci za potwierdzenie mych domysłów. Zaś tę wiedzę niewątpliwie skrzętnie wykorzystam, przeciw Ekru. – Alabaster uśmiechnęła się w samozadowoleniu, patrząc na potężne orły za swymi plecami. Z kolei Srebrna odwzajemniła cyniczny uśmiech i syknęła:
– Dobrze jest usłyszeć, siostro, że nie wiesz wszystkiego. Ponieważ powód, dla którego zaraz zginiesz, jest zgoła odmienny!
– A jakiż to…? – Władczyni skrzyżowała dłonie na piersiach, przesadnie udając zdziwienie. – Czyżbyś może przejrzała mój zamysł odnośnie do Zieleni? – zapytała niby zaintrygowana. – Otóż swego czasu dowiedziałam się od moich ptaszynek, że zielona siostra krwi wspierała siły Wielkiej Puszczy. I to dlatego wysłałam cię na misję odbicia portu. Uczyniłam to w nadziei, że ta bardziej nieuchwytna z was, sprytniejsza siostra, czyli zielona, zginie z twojej ręki. Czyżbym… odniosła sukces? – Wielka księżna do tego stopnia poszerzyła uśmiech, aż w pełnej krasie ukazała swe idealnie równe zęby.
– Ty… – Srebrna zagryzła wargi niemal do krwi, po czym w wielkim gniewie jej usta spontanicznie przemówiły same: – Sente memino alleriano! Onto matanto reno! Wedento wadane!
Na co Alabaster przybrała równie hardy wyraz twarzy i z podobną wściekłością warknęła:
– Warranto deto albitrata zendoro! Montara wetto! – Zamaszyście załopotała skrzydłami i przeszła na tradycyjny język, z równą furią krzycząc: – Dość tego! Dzieje się to samo, co setki lat temu w Świątyni Niezgody! Te same oskarżenia, pomówienia, te same gniewne miny! A i tak nie dojdziemy do porozumienia. Nic nie zmieni to, że jesteśmy siostrami, bo nienawiść spowodowana zaszłościami już tu z nami jest. W końcu ja jestem aniołem, a ty syreną. Moim celem jest się wznosić, twoim zostać wypatroszoną. Zatem przeznaczona nam walka, taka nasza natura!
– Więc walczmy! – wrzasnęła w odpowiedzi, jak w amoku Srebrna i z impetem ruszyła na władczynię. Z uniesionym nad głowę mieczem w chwilę była tuż przy niej. Jednak nie zdołała opuścić oręża, zadając śmiertelny cios, bo w osobie wielkiej księżnej nagle dostrzegła postać księcia Złotego.
Stanęła jak wryta. Gdy raptem poczuła w okolicach krzyża przeszywający ból. Szybko przekoziołkowała na bok i przykucnęła na parkiecie, uważnie się rozglądając. Zobaczyła Alabaster ze sztyletem w dłoni ociekającym srebrzystą krwią z domieszką zieleni oraz złota. Przeniosła wzrok na postać księcia i w jego miejscu dostrzegła Marrenga. Wtedy zagryzła wściekle zęby, rozumiejąc, że za pomocą czaru iluzji Alabaster tylko drażniła się z nią. Lecz pomimo odniesionej rany ponownie zaatakowała.
Niestety znów uczyniła to nieskutecznie, bo wymierzony we władczynię miecz tym razem zatrzymał się przed obrazem Zieleni. Srebrna zastygła w bezruchu, pomimo szczerych chęci, nie będąc w stanie wykonać cięcia, choć domyślała się, że za postacią wiły skryta była Alabaster. I nagle postać Zieleni się rozwiała, a wojowniczka w okolicach karku odebrała kolejne dźgnięcie sztyletem. Raz jeszcze zrobiła odruchowo fikołka w bok i ukucnęła na posadzce.
W tym momencie się zorientowała, że otaczał ją cały wianuszek postaci. Połowę z nich stanowiły sylwetki Alabaster z zakrwawionym ostrzem w dłoni, a pomiędzy jej wizerunkami stały znane Srebrnej osoby, jak Złoty, Marrengo, czy Zieleń, ale też Złota, Bury, Mysia, oraz Popiel. I raptem wszyscy oni wyciągnęli sztylety, po czym każdy z nich ruszył na srebrzystą dziewczynę. Ona dosłownie skamieniała, jakby zamarzając w oczekiwaniu na śmiertelny grad ciosów niesiony jej przez przyjaciół i znajomych. Ale nie była w stanie nawet myśleć o tym, że walczyć będzie z najbliższymi sobie osobami, nawet wiedząc, że stanowiły czystą iluzję.
Z pomocą przyszła jej własna krew, choć tak na dobrą sprawę nie tylko własna. Otarła ją ze swego karku i popatrzyła na zieloną oraz złotą nić na tle rozlanego srebra. Wówczas weszła na wyższy stopień nadzmysłu wsparty złocistym światłem prawdy i zieloną intuicją samej natury. To wyzwoliło ją z okowów iluzji, przez co w kręgu otaczających ją postaci dostrzegła jedyną, która emanowała czerwono-ciemną poświatą. Następnie Srebrna zamaszyście powiodła dłonią po okręgu, a krople jej krwi spadające na iluzoryczne postacie w jednym momencie je rozwiały. Tak oto na parkiecie pozostała wyłącznie istota z czerwoną aurą i to ona stała się teraz celem ataku.
Wojowniczka gwałtownie rzuciła się na nią i zderzyła barkiem ze skrzydlatym ciałem kobiety, obalając Alabaster na posadzkę. Przygniotła władczynię własnym ciężarem i przystawiła jej ostrą klingę pod gardło. Wtedy wyszła z nadzmysłu i usłyszała niepewnie wypowiedziane słowa:
– I co teraz? Zabijesz… mnie? Nie możesz mnie zabić. Przecież jestem twoją… siostrą. – W odpowiedzi Srebrna się zawahała. Gdy wtem odebrała wokół siebie niezliczoną ilość łopoczących skrzydeł. A zaraz odczuła na plecach oraz ramionach wżynające się w nią pazury i ostre dzioby. Do tego wszędzie rozbrzmiał drapieżny skrzek osaczających ją ptaków. Natomiast wielka księżna gwałtownie się wyśliznęła spod jej ciała.
Aby się ratować, wojowniczka ponownie weszła w nadzmysł. Skoncentrowała nadsiłę w mięśniach nóg i wyskoczyła raptownie do góry z całej chmary wczepionego w nią ptactwa. Te było niezwykle rozsierdzone. Zaś srebrzysta dziewczyna odczuwała, czemu – była to nie tylko obrona udzielana Alabaster, ale też reakcja na wieści o tym, że Srebrna zabiła Zieleń.
Lecz zaraz się okazało, że przedstawicielka północy miała na swej drodze napotkać więcej przeszkód. Oto w momencie, kiedy opadła na fragment wolnej od ptaków posadzki, otworzyły się drzwi i do ptaszarni wbiegło kilkunastu gwardzistów. W tym kilku trzymających łuki. W konsekwencji do Srebrnej ostatecznie dotarło, że nie zrealizuje już swego celu, jakim było uśmiercenie Alabaster. Przeciwników zrobiło się bowiem zbyt wielu, a ona utraciła element zaskoczenia. Dlatego teraz nie pozostało jej nic innego niż zamiast odbierać cudze życie, to zatroszczyć się o swoje własne.
Dzięki skumulowanej w nogach nadsile wskoczyła na białe drzewo i skacząc z gałęzi na gałąź, wybiła się wysoko do góry. Przebił się przez stado ptaków i wczepiła rękoma w okienną ramę przesłoniętą, jak okiennicą, białą płachtą. Zdarła ją i zaraz była już na owalnym dachu. Tutaj ciągle atakowały ją ptaki. Ona zbiegła po łuku w dół po zewnętrznej części kopuły, po czym wykonała kolejny imponujący sus na sąsiednią wieżę, tym razem spiczastą. W ten sposób, zużywając resztki psychicznej energii oraz nadwyrężając fizyczną, gnała po dachach pałacowych wież, aż wyczerpana spadła na wiszący most za siedzibą Alabaster.
Tutaj nie zdążyła odsapnąć, bo z dwóch stron zaczęli zachodzić ją obecni tu liczni strażnicy w postaci gwardzistów. Ponadto w dole towarzyszyła jej bezdenna i mroczna przepaść. Wojowniczka szybko wywnioskowała, że możliwości skutecznej ucieczki miała już bardzo ograniczone, a w potencjalnej konfrontacji na moście skazana była na porażkę. Albowiem nie posiadała już dość psychicznej mocy, aby skutecznie skorzystać z nadzmysłu. Fizyczne siły także zostały w niej nadwątlone. Do tego odniosła w ciele dotkliwe rany zadane sztyletem oraz pomniejsze skaleczenia od dziobów i pazurów. Zaś zmierzających do niej przeciwników naliczyła dwie dziesiątki.
– Na zimny honor… – jęknęła, nabrała w płuca więcej mroźnego powietrza i przyjęła bojową postawę z wyciągniętym mieczem, gotując się do być może swej ostatniej walki. Nie wiedziała tego, ale na pewno nie zamierzała się poddać.
Naraz wykonała pierwsze cięcie mieczem, parując zdobną klingą atak gwardzisty. Następnie poprowadziła ostrze po łuku za siebie, zbijając cios przeciwnika z drugiej strony. Strażnicy nabrali respektu, przez co w kolejnym podejściu ruszyli jednocześnie, aby Srebrna nie mogła skutecznie sparować ich oręża. Ona natomiast już miała wypowiedzieć tradycyjną sentencję wojowników północy żegnających się ze światem, przyzywając do siebie srebrzyste smoki. Lecz zamiast tego, natchniona wewnętrznym głosem, użyła słów nadziei rodem z ojczyzn swych zmarłych sióstr:
– Na światło słońca, na wieczny las… – I skoczyła z wiszącego pomostu w bezdenną otchłań. Wraz z nią poszybowały wypuszczone w nią strzały. Wszak Srebrna uniknęła zarówno przeszycia alabastrowymi drzewcami, jak i pochłonięcia przez mroczną otchłań. Bowiem naraz rozpostarła szeroko ramiona, spod których wysunęły się sztuczne skrzydła. Takie same, jakie widziała niegdyś u alabastrowej amazonki na gryfie i jeszcze w porcie kazała umieścić je rzemieślnikom w swym stroju wojowniczki. Teraz za ich sprawą gwałtownie zmieniła tor lotu z opadającego na poziomy, po czym poszybowała wysoko nad zaśnieżoną ziemią w kierunku południa.
Nagle tuż koło niej świsnęły kolejne strzały, z których jedna rozdarła poszycie lewego skrzydła. Z kolei druga… Srebrna raptem syknęła z bólu, odbierając przeszywający ból w barku. Za chwilę musiała nieco opuścić zranioną rękę. W efekcie skręciła na południowy wschód, coraz bardziej obniżając pułap lotu.
Pomiędzy siedmioma szczytami okalającymi alabastrowy pałac leciała już tuż nad śniegiem. Aż otrzymała następne dwie strzały wbite w udo. Wtedy zaryła gwałtownie całym ciałem w wysokich pokładach białego puchu. Schowała skrzydła i spróbowała stanąć na nogi, ale brak sił oraz przede wszystkim liczne rany jej to uniemożliwiły. Przez to jedynie rozpaczliwie czołgała się w śniegu, pragnąc oddalić od podążającego za nią zagrożenia.
Wkrótce objawiło się ono pod postacią skrzydlatych cieni, a wystrzelona strzała wbiła się w zamarzniętą pokrywę lodową tuż koło srebrzystej twarzy. Wówczas wojowniczka zrozumiała, że doskonali alabastrowi łucznicy od początku prowadzonego ostrzału świadomie jej nie uśmiercali, ponieważ chcieli wziąć ją żywcem. Nie mając wyboru, dała za wygraną. Wycieńczona przewróciła się na bok i ciężko sapiąc, czekała na to, co nieuniknione, czyli alabastrowe łańcuchy.
Niebawem znalazła się w cieniu łuczników, którzy stanęli nad nią z siatką w dłoniach. Srebrzysta dziewczyna popatrzyła po nich półprzytomnym wzrokiem, ogniskując spojrzenie na ich nieczułych obliczach. Te jednak naraz wykrzywił grymas bólu, kiedy jeźdźcy gryfów, jeden po drugim, otrzymali w gardła po białej strzale. Padli konający na śnieg. A już zaraz przy Srebrnej przykucnął znany jej młodzieniec, towarzysz Ekru imieniem Perlis, który wcześniej musiał podążyć za nią na gryfie.
– Alabaster? – zapytał lodowato.
– Przeżyła… – jęknęła dziewczyna. Wywołało to pełen wzgardy wyraz na twarzy Perlisa. I już zamierzał odejść, ale Srebrna złapała go kurczowo za rękę i poprosiła: – Zabierz mnie stąd…
On popatrzył na nią, zupełnie jak na srebrzyste zwłoki naszpikowane strzałami i beznamiętnie oświadczył:
– Odniosłaś zbyt wiele ran, tracisz za dużo krwi. Nie przeżyjesz podróży na gryfie. A przede wszystkim… zawiodłaś. – Wyszarpnął rękę z wątłego uścisku.
– Czekaj, poczekaj… – Dziewczyna nie dawała za wygraną. – Dam radę się zregenerować za pomocą nadzmysłu. Zaś Alabaster… – ucięła zdanie, ponieważ nagle zabrakło jej sił, ale zaraz szepnęła: – Mamy jeszcze tyle do zrobienia, tyle do zrobienia… – Odczuła, że ostatnią treść wypowiedziała nie ona sama, a padła z jej ust za sprawą wołających, jakby z jej krwi, Złotej oraz Zieleni. – Błagam… – dodała pokornie.
– Teraz błagasz? W porcie nie byłaś taka potulna – syknął Perlis.
– Ale teraz jestem… Odwdzięczę się.
W reakcji na te prośby, których źródłem cały czas była esencja zmarłych sióstr krwi, bo duma Srebrnej nie pozwoliłaby jej tak prosić, Perlis wreszcie się przemógł i rzekł:
– Dobrze, zabiorę cię na gryfa. Ale, jeżeli podczas ucieczki łowcy nas wytropią, to sama zeskoczysz w przestrzeń. Nie będziesz mnie spowalniać.
– Niech tak będzie… – jęknęła srebrzysta dziewczyna. A już za chwilę odlatywała na wielkim ptaku w kierunku południa. Zaś czyniła to nie tylko mocno poraniona na ciele, ale i czując dotkliwe upokorzenie. W końcu nic nie wskórała w pałacu, przez co Alabaster wyszła z zamachu cało. Na domiar złego Srebrna sama ledwo żyła. Ażeby to życie zachować, za sprawą Złotej oraz Zieleni musiała się płaszczyć przed Perlisem. Jednak mimo wszystko, jakby na to nie patrzeć, został on jej wybawcą. Natomiast ona, na grzbiecie lecącego gryfa, bezwiednie wtuliła się w młodzieńcze plecy, znajdując w nich oparcie, zupełnie jak niegdyś w osobie Złotego.
*
Ekru siedziała na zielonej trawie w kojącym cieniu majestatycznego posągu wiły. Akurat zamierzyła się dłonią, aby rozgnieść łaskoczącego ją w drugą rękę seledynowego motyla, ale ostatecznie zdmuchnęła go z siebie i pozwoliła mu spokojnie odlecieć. Następnie spojrzała w jasne z lekka pistacjowe niebo, wyglądając tam gryfa. Wszak uczyniła to daremnie, bo Perlis z ukradzionym ptakiem nie powracał kolejny już dzień. Ona zaś zobowiązała się na niego czekać w tym charakterystycznym miejscu, które wcześniej odnaleźli wspólnie, spoglądając na wielki las właśnie z lotu ptaka.
Zresztą Ekru zaprosiła tu także uwolnionych więźniów o brązowej skórze. Ci oświadczyli, że posiadają koneksje u samego władcy Wielkiej Puszczy, niejakiego Malachitowego Króla i sami się o siebie zatroszczą. Ale jednocześnie przyjęli zaproszenie, zapowiadając, że zanim udadzą się do leśnego monarchy, chętnie poznają rezultat wyprawy Srebrnej oraz Perlisa.
W ten sposób pierwsze lody z przedstawicielami republiki zostały wreszcie przełamane. Choć Eku, obserwująca bacznie przede wszystkim kasztanową dziewczynę, zachodziła w głowę, jak tak słaba i ułomna istota mogła być legendarną siostrą krwi. W końcu znana jej Alabaster była absolutnie wyjątkowa. Także Srebrna budziła respekt i robiła odpowiednie wrażenie silnej wojowniczki, mimo że młodej wiekiem. Ale ta Kasztan, która momentami kazała zwracać się do siebie imieniem Ruda i gadała sama ze sobą? Alabastrowa kobieta musiała przyznać, że postać tej akurat siostry krwi stanowiła jedno wielkie rozczarowanie oraz jawną kpinę z wielkiej legendy. I to pod każdym względem, począwszy od niezborności ruchów tej istoty, przez jej labilność emocjonalną na niewyparzonym języku skończywszy.
Jednakże w miarę przebywania razem z nią na polanie, Ekru z pewnym zaintrygowaniem zauważyła, że w postępowaniu przedstawicielki republiki zachodziły zdecydowane i to całkiem pozytywne zmiany. Przyglądała się więc tej nagłej przemianie, ciekawa, co też z niej ostatecznie wyniknie. Zaś czyniła to, z równą uwagą gładząc swe łono, którego wnętrze fascynowało ją jeszcze bardziej.
*
– Chodzimy już całkiem równo, a nawet potrafimy wspólnie podskakiwać – zauważyła z zadowoleniem Kasztan i na moment oderwała stopy od trawiastego podłoża. Na co Ruda się żachnęła:
– Ha! To jeszcze nic, popatrz tylko na to! – Przy współudziale Kasztan wykonała salto w miejscu i nadęta z dumy oświadczyła: – Współpracując ze sobą, jesteśmy silniejsze, sprytniejsze, a nawet… ładniejsze! W każdym razie ja na pewno. – Z przekonaniem przejrzała się w połyskującej lufie pistoletu, który właśnie wyciągnęła zza pasa. Lewą ręką poprawiła brązowy kucyk po tej samej stronie, a wskazując na prawą kitkę, kąśliwie zauważyła: – Ty jednak powinnaś się ostrzyc. No strasznie się zapuściłaś.
– Wcale nie – odburknęła Kasztan. Wyjęła do kompletu drugi pistolet, po czym wyzywająco rzuciła do Rudej: – Gotowa?
– Pewnie! – odparła chełpliwie i dwie postacie w jednym ciele, koordynując ruchy, razem plunęły w górę zieloną pestką seledynowej śliwki. Ta została podbita pierwszym wystrzałem autorstwa Kasztan. A kiedy prawą ręką i za pomocą ust ponownie nabijała ona broń, Ruda sama strzeliła. W efekcie pestka poszybowała jeszcze wyżej, a zanim jej resztki opadły na trawę, doczekały się jeszcze dwóch celnych i naprzemiennych trafień. Temu całkiem imponującemu pokazowi ochoczo przyglądali się mahoniowo bliźniacy, krzycząc:
– Obiekt… trafiony!
– Trafiony!
– Trafiony!
– I… strącony!
– Rewelacja!
Także siedząca nieco dalej Ekru się uśmiechnęła i przyklasnęła z uznaniem w dłonie. Zaś robot Ugier ustawił swoje mackowate ramiona w poziomie i poruszając nimi, jakby w takt rytmicznej muzyki, wydukał:
– Strzelec Ruda… Strzelec Kasztan. Strzelec Ruda… strzelec Kasztan.
W odpowiedzi obie istoty w jednym ciele się ukłoniły nad wyraz głęboko, jak po perfekcyjnie odegranym przedstawieniu.
Gdy wtem ponad oliwkowymi konarami drzew załopotały skrzydła gryfa i niebawem potężny ptak z parą jeźdźców na grzbiecie stanął na zielonej polanie. Z jego siodła zeskoczył alabastrowy młodzieniec, a zaraz z pewnym trudem zeszła też srebrzysta dziewczyna. Na swym skórzanym ubraniu poprzeszywanym kawałkami futer miała liczne dziury oraz wyraźne ślady zaschniętej krwi. Do tego jakby z poczuciem winy spoglądała nisko w trawiastą ściółkę.
– Nie dała rady zabić Alabaster. – Pokazał z pewnym wyrzutem na utykającą wojowniczkę Perlis. – Wygadała się też wielkiej księżnej, że przeżyłaś i przebywasz w wielkim lesie – zwrócił się do Ekru. – Słowem, ta niby siostra krwi tylko się zbłaźniła, zawodząc na całej linii – podsumował cierpko.
– Rozumiem… – oznajmiła spokojnie alabastrowa kobieta, nie okazując emocji. Następnie na polanie zapadła dłuższa cisza, aż była członkini rady z pałacu ponownie zabrała głos: – Brałam pod uwagę to, że nasza walka dopiero się rozpoczyna, a na naszej drodze będzie wiele przeszkód. My zaś będziemy posiadać do zrealizowania rozliczne cele. Jednym z nich jest niewątpliwie wyeliminowanie Alabaster, która swymi czynami jawnie sprzeciwia się światłu i życiu. Lecz na obecnym etapie, gdy nie udało się nam bezpośrednio dosięgnąć wielkiej księżnej, powinniśmy przynajmniej pokrzyżować jej niecne plany. Mianowicie zamierza ona za pomocą legendarnej broni uwolnić z nieba więzione tam anioły. Owa broń jest ukryta na Wyspie Ptasiej Czaszki leżącej w archipelagu, którego za sprawą Kremi posiadamy mapę. Pozostaje więc wspólna zgoda dla przedsięwzięcia dalekiej wyprawy oraz zorganizowanie odpowiedniego okrętu, aby ubiec Alabaster. Na początku zarządzam głosowanie. Kto jest za wyprawą na Wyspę Ptasiej Czaszki, niech podniesie rękę.
Niestety ku wielkiemu rozczarowaniu Ekru jedynie jej własna górna kończyna powędrowała ponad poziom ramion. Podczas gdy nikt inny ze zgromadzonych na polanie osób nawet nie drgnął. A zaraz markotnie odezwała się Kasztan:
– W innych okolicznościach… bardzo chętnie ratowałabym świat. Ale prawdę powiedziawszy, nie odrobiłam jeszcze lekcji. Zeszyty z pracą domową pozostawiłam w domu na biurku w Beżewie i…
– Matka się na pewno wściekła i to już wiele tygodni temu – dokończyła cierpko Ruda, a Kasztan łagodnie kontynuowała:
– Poza tym musimy zawieźć do republiki lekarstwo dla dziadka oraz…
– Wytyczyć ropny szlak południem kontynentu Unton! – wtrąciła zdecydowanie Ruda, po czym sama, czyniąc to zajadle, ciągnęła dalej: – A tak w ogóle to nie mamy ochoty się mieszać w wewnętrzne rozgrywki alabastrowej rasy. Tak naprawdę wcale a wcale was nie lubimy i mamy was gdzieś! – Pokazała ostentacyjnie brązowy język. Zaś coraz bardziej skonsternowana takimi wywodami Ekru, z gasnącą wiarą przemówiła do mahoniowych bliźniaków:
– A jak wy się zapatrujecie na wspomnianą… wyprawę?
– Kiepsko.
– Beznadziejnie – padły zupełnie wyzute z entuzjazmu słowa.
– A… czemu? – dopytała już całkiem oklapła kobieta.
– Bo…
– Ponieważ…
– Nie rozumiemy, czemu mamy właściwie przeszkadzać w uwolnieniu tych aniołów – zauważył Mahoń, a wtórował mu Mahoniowy:
– Dokładnie tak. Uczyliśmy się na lekcji historii, że te skrzydlate istoty były dobre, a wrogo nastawione jedynie do syren. Więc po co mamy przeszkadzać tej Alabaster? A niech sobie uwalnia anioły. Nic nam do tego.
Wobec takiego wywodu Ekru na dobre zamilkła i poczuła się całkiem bezradna. Odnosiła bowiem silne wrażenie, że co prawda mogłaby rozpocząć na polanie długą debatę i przekonywać jej uczestników do swoich racji rozlicznymi argumentami. Skąd inąd nawet słusznymi, nawiązując do takich ideałów, jak powinność, poświęcenie czy wyższe dobro. Jednak tak szczerze, to nie wierzyła, aby mogła osiągnąć ostateczny sukces i przekabacić kasztanowe towarzystwo na swoją stronę. Lecz wtedy ze srebrzystej strony przyszła zupełnie nieoczekiwana, ale za to nieoceniona pomoc:
– Anioły zostaną uwolnione, ponieważ żadne istoty na lądzie, wodzie czy powietrzu nie mają prawa żyć w niewoli. Ale to my zaniesiemy aniołom wolność, a nie Alabaster, aby ona ich ponownie nie zniewoliła iluzją swych podłych kłamstw – oświadczyła z determinacją Srebrna, w którą nagle wstąpił nowy duch. – I nie toleruję sprzeciwu, bo gdyby nie ja, to wszyscy siedzielibyście teraz w lochu u wielkiej księżnej w jej pałacu. Pamiętajcie, że to ja przyniosłam wam wolność, a teraz wy się zrewanżujecie tym samym, wyzwalając niebiańskie istoty. Dlatego zdobędziemy razem okręt i wspólnie popłyniemy na Wyspę Ptasiej Czaszki. Potem do kompletu zdobędziemy Rozdzieracz Niebios, a wtedy będziemy kwita!
– No… dobra. – Podrapała się po brązowej skórze głowy Kasztan.
– Coś się może i…
– Wymyśli… – mruknęli mahoniowi bliźniacy.
– Oj… wymyśli i to jeszcze jak! Bo na piach i kamienie, ja mam już świetny plan! – wypaliła nieoczekiwanie z wielkim entuzjazmem Ruda, diametralnie zmieniając swe nastawienie, kiedy coś ją nagle olśniło. – Ale będziecie zbierać z zielonej trawy białe i szare szczęki, zobaczycie! – podsumowała buńczucznie, po czym zaprosiła mahoniowych barci oraz Ugiera na tajną naradę. Ta odbywała się w dość gorącej atmosferze w cieniu drzew na skraju polany. A zaraz Ruda gwizdnęła jeszcze na Perlisa, aby dołączył do burzliwej dyskusji.
Tym samym Ekru pozostała jedynie w towarzystwie Srebrnej, której w tej chwili poczuła się dłużniczką, ale też nabrała do niej sporego szacunku. Albowiem ta oto srebrzysta istota, która po części była potomkinią syren, mówiła o zaniesieniu wolności aniołom, wydawałoby się, swym antagonistom. Nie złorzeczyła im, nie urągała z nienawiścią, za to w duchu miłosierdzia naprawdę pragnęła ich dobra. To sprawiło, że Ekru popatrzyła na Srebrną wyjątkowo przychylnym okiem. Ale gdy spojrzała na jej zniszczony strój poszarpany od dziobów i pazurów, do tego pokryty obficie zakrzepłą krwią o dominującej barwie szarości, nieco się zafrapowała.
– To była ciężka walka – powiedziała, jakby sama do siebie, a kolejną treść, naznaczoną troską, skierowała już bezpośrednio do srebrzystej dziewczyny: – Jak twoje rany, pozbierasz się? – Siostra krwi skinęła twierdząco głową. – A masz w co się przebrać? – Tym razem przedstawicielka północy wskazała na gryfa, który miał przytroczoną do siodła wspaniałą zbroję w kolorze połyskującego srebra. – Czy to aby nie jest legendarna zbroja samej…
– To dawny podarek od Alabaster, który przed wyprawą do pałacu ukryłam w lesie – rzuciła chłodno wojowniczka.
– Dobrze, niewątpliwie ci się przyda. Zatem chodź ze mną, chciałabym ci coś pokazać – oznajmiła uprzejmie Ekru. Srebrna dała się poprowadzić w kierunku posągu wiły, w którego dłoniach zamknięte zostało ciało martwej Zieleni. Natomiast krocząc po drodze, jaką stanowił seledynowy kobierzec, alabastrowa kobieta zaczęła się szerzej rozwodzić nad rozlicznymi kwestiami, mówiąc: – Nie masz żadnego powodu, aby wierzyć zarówno w me słowa, jak i dobre intencje. W końcu nic dobrego cię nie spotkało ze strony alabastrowej rasy, przez co masz prawo być wobec mnie nieufna. Wszak mnie samą, to wszystko, co się wydarzyło, również zaskakuje. Ponieważ jeszcze nie tak dawno wiodłam szczęśliwy oraz dostatni żywot u boku ukochanego, jako członkini alabastrowej rady w pałacu. A teraz zostałam, cóż… zwykłą banitką. Jednak to nie o sobie chciałam ci opowiadać, a porozmawiać szerzej o tobie. Ja bowiem nie jestem nikim szczególnym. Ot, alabastrowym płatkiem śniegu, który pojawił się na tym świecie i wkrótce, tak czy inaczej, przyjdzie mu bezpowrotnie stopnieć wobec upływu dziejów. Wszakże ty nosisz w sobie siłę oraz historię tego świata, którą sama tworzyłaś, bo jesteś legendarną siostrą krwi. Zatem to nie jest twój pierwszy żywot i kiedyś z siostrami odniosłaś już sukces. Liczę więc, że sytuacja się powtórzy. Lecz obecnie sprawa wygląda na o wiele bardziej skomplikowaną. Albowiem intuicja mi podpowiada, że prawdziwe zło dopiero nadejdzie, a mimo to kolejne siostry krwi już umierają. Ponadto inne, jak Alabaster, z niewyjaśnionych do końca przyczyn sprzeniewierzają się swej powinności, wchodząc w konszachty ze złem. Jesteś więc jedną z ostatnich nadziei dla świata i pragnę, abyś była tego świadoma. Również twej niezwykłej więzi z innymi siostrami, których zostałaś powierniczką poprzez związek krwi. Dlatego chciałam ci pokazać właśnie to: – Ekru przystanęła przy patynowym kamieniu, na którym widniał zielony znak przedstawiający strzałkę skierowaną do góry oraz wyraźnie odznaczał się szmaragdowy napis.
– Nie umiem czytać – powiedziała pustym głosem Srebrna. Na co Ekru się uśmiechnęła dobrotliwie.
– To w starożytnym języku astrix – zaznaczyła i sama przeczytała sentencję: – „Zielona siostra się poświęci, aby Srebrna mogła triumf święcić”.
W odpowiedzi srebrzysta dziewczyna popatrzyła na skrzepy swej krwi na ubraniu, szare z zielonymi plamkami, i smutno rzekła:
– Zieleń się nie poświęciła. Ona została przeze mnie zamordowana z zimną krwią.
– Być może na tym właśnie polegało jej poświęcenie – zauważyła filozoficznie Ekru i spróbowała wyjaśnić: – Zważ, że swoim czynem na molo Zieleń uratowała przed tobą Kasztan. I nie da się wykluczyć, że był to właśnie element układanki niezbędny do tego, abyś święciła w przyszłości wspomniany triumf dla dobra wszystkich innych istot.
– Tego nie wiemy – oznajmiła dziewczyna.
– To prawda, nie wiemy – przyznała kobieta. – Ale takie prorocze napisy, jak ten, na tym kamieniu, sugerują, że Zieleń swoją śmiercią scedowała na ciebie własną powinność oraz siłę, abyś skutecznie zrobiła z nich właściwy pożytek.
– „Złota siostra wejdzie w mrok, by rozświetlić Srebrnej krok” – szepnęła w zadumie wojowniczka.
– A cóż to za słowa? – zainteresowała się Ekru. Ale przedstawicielka północy, zamiast odpowiedzieć, uczyniła tylko gest dłonią oznaczający, że pragnie zostać sama. Zgodnie z jej życzeniem alabastrowa kobieta się oddaliła. Lecz srebrzysta dziewczyna wcale nie poczuła, iż rzeczywiście znalazła się w samotności. Ponieważ w tym miejscu wyjątkowo silnie czuła obecność Zieleni.
Stała tak dłuższy czas, przyglądając się kamieniowi z sentencją, to posągowi wiły, który teraz sprawiał wrażenie całkiem martwego. Ale bynajmniej nie spoczywająca w jego dłoniach istota. Bo choć jej ciało umarło, to duch wciąż wydawał się przebywać wśród żywych i to właśnie za sprawą Srebrnej.
Aż w pewnym momencie z lasu wyłoniła się zielona sarenka. Podeszła ufnie do srebrzystej dziewczyny, spojrzała jej w oczy, po czym dała się czule pogłaskać. Zaś w tym konkretnym czasie, przeczesując krótką sierść na grzbiecie zwierzęcia, dziewczyna nie czuła się sobą, nie czuła Srebrną i chyba też nie była za takową brana. Oto w tej wyjątkowej chwili była jakby na wskroś swoją siostrą – Zielenią – i całkiem z nią pogodzona. Dzięki temu po raz pierwszy od bardzo dawna szczerze oraz beztrosko się uśmiechnęła, kierując ów uśmiech do własnej osoby.