Читать книгу Dziewczyna bez skóry - Mads Peder Nordbo - Страница 11

4

Оглавление

Matthew usiadł ostrożnie na skraju rozpadliny i wodził wzrokiem za Malikiem, który już zdążył zejść spory kawałek wzdłuż lodowej ściany. Kiedy patrzył na szczelinę przez okno helikoptera, wydała mu się jedynie ciemnym pęknięciem w ziemi, ale teraz, gdy zaglądał prosto w jej otchłań, bardziej przypominało to zerkanie do wnętrza świecącej góry lodowej.

– Ostrożnie – upomniał fotografa, śledząc go wzrokiem.

Malik obrócił się i popatrzył na niego z rezygnacją.

– To nie jest aktywna część lodowca. Rozpadlina jest stabilna, a te stopnie, po których schodzę, pochodzą z dawnych czasów. Nie denerwuj się. Poza tym zejdę tylko do tamtego występu. Tam, gdzie go znaleźli.

Matthew rozejrzał się dla pewności po ścianach otaczających Malika. Odetchnął głęboko i kilkakrotnie napiął kark, obracając szyję na boki.

– Na bank możesz się tu ześlizgnąć – namawiał go Malik. – To całkowicie bezpieczne, chyba że będziesz chciał zejść jeszcze niżej.

Matthew powoli obrócił się i zaczął się opuszczać w szczelinę, aż stopy natrafiły na twarde podłoże. Rozejrzał się. Malik stał kilka metrów niżej. Fotograf miał rację, że akurat w tej części grunt był twardy i stabilny. Mathew lekko odchylił barki. Niedaleko znajdował się ostry spadek i nie było widać, gdzie rozpadlina się kończy. Dla patrzącego z góry głęboko w dole panowała zupełna ciemność.

Wzrok Malika powędrował za spojrzeniem kolegi.

– Teraz nie będziemy tam schodzić, ale gdybyś kiedyś nabrał ochoty, daj znać. Jest tam pełno niesamowitych grot. Nawet w marzeniach nie widziałeś czegoś takiego. Są całkowicie turkusowe. Jeśli chcesz, po powrocie pokażę ci zdjęcia, które tam zrobiłem.

Matthew potwierdził skinieniem głowy.

– Może przy okazji. – Przeszył go dreszcz i pożałował, że zostawił kurtkę w helikopterze.

Gdy tylko spuścili się wzdłuż tych olbrzymich lodowych ścian, spadła temperatura i wydychane przez nich powietrze przemieniało się w obłoczki rozrzedzonej mgiełki.

– Byłeś tutaj wcześniej?

– Akurat tu nie, ale we wszystkich takich grotach i rozpadlinach jest podobnie.

Na moment zapanowała cisza. Z góry nie dochodziły żadne głosy. Matthew przyjrzał się odzieży Malika, który miał na sobie solidne buty, nieprzemakalne pomarańczowe spodnie i szary sweter. O niebo lepsze ubranie od jego adidasów i dżinsów, w których wyszedł dziś z domu.

– I co, schodzisz? – naciskał Malik. – To tutaj. Widzę miejsce, gdzie leżał.

Matthew w milczeniu ześlizgnął się na następny poziom, przez cały czas chwytając się pęknięć i ustępów w lodzie i twardo sprasowanym śniegu.

– Zobacz, to tam! – Malik pstrykał aparatem jak wariat, wyginając tułów na wszystkie strony. Po jakimś czasie się wyprostował i spojrzał na krawędź rozpadliny znajdującą się kilka metrów nad nimi. – To burza musiała go kiedyś odkopać. O tej porze roku zazwyczaj nie zdarzają się tutaj aż tak silne wiatry, ale nigdy nic nie wiadomo.

– Co masz na myśli, mówiąc o burzy?

– No, że musiała go odkopać. – Pokiwał głową, przeczesując lewą ręką gęste czarne włosy. – Wiatr potrafi przesunąć górę śniegu w zaledwie kilka godzin.

Przez chwilę przyglądał się Matthew.

– Lepiej spadajmy na górę, na słońce. Zrobiłem sporo dobrych zdjęć. – Zawahał się. – Chcesz trochę mattaku? Mam go ze sobą w plecaku.

– Mattaku? To skóra wieloryba, prawda?

– Tak, skóra i tłuszcz. W mig rozgrzeje całe ciało, zapewniam.

Matthew pokręcił głową.

– Słońce powinno mi wystarczyć.

– Ale to naprawdę dobrze smakuje i zawiera mnóstwo rozgrzewającego tranu. Jesteś pewien? Wyglądasz jak ktoś, komu dobrze zrobiłby kawałeczek albo dwa.

– Dziś pasuję – odrzekł Matthew i chwycił za kawał lodu, aby wejść na górę.

Jedną stopę postawił na niewielkim wyłomie, a drugą zaczął szukać jakiejś stabilnej szczeliny albo grudy zbitego śniegu. Zdecydowanie łatwiej się schodziło. Teraz przypominało to czołganie po ślizgawce, gładkie podeszwy zimnych adidasów nie zdały się na zbyt wiele. W końcu jego stopa natrafiła na zagłębienie i zacisnął mocniej dłoń trzymającą się lodu, ale w tym samym momencie poczuł, jak śnieg się obrywa i odpycha go od siebie, pozbawiając kontroli nad ciałem. Ciemność pod jego stopami wyciągała ku niemu ręce. Oczyma wyobraźni ujrzał siebie leżącego gdzieś tam, głęboko w turkusowej otchłani, z setkami potrzaskanych kości i unoszącym się nad ustami zamarzniętym oddechem.

– Co ty wyprawiasz?

Matthew poczuł silny uchwyt Malika na swojej bluzie i pozwolił się z powrotem dociągnąć do miejsca, gdzie znów mógł się chwycić twardego śniegu.

– Chyba mieliśmy uważać – upomniał go Malik.

W dłoniach Matthew przybywało śniegu, kiedy z całej siły wbijał weń swoje palce. Wciągał powietrze krótkim, urywanym oddechem, na twarzy czuł chłód lodowej ściany.

– Nigdy by do tego nie doszło, gdybyś zjadł kawałek wieloryba. – Malik się zaśmiał i poklepał Matthew po plecach. – Dzięki mattakowi myśli stają się bardziej klarowne, można dogłębnie zrozumieć przyrodę, a nie tylko przechodzić obok niej. – Wskazał z uśmiechem na dwie dziury tuż obok w lodowej ścianie. – Najlepiej wspiąć się tą drogą. Tak będzie najbezpieczniej.

– Ześlizgnąłem się – wymamrotał Matthew, przykucnąwszy na lodowym progu. Z kieszeni spodni wyjął papierosy i zerknął na Malika. – Chcesz jednego?

Malik skinął głową i usiadł obok Matthew, który wyciągnął dwa papierosy i je zapalił.

– Jørgen Emil Lyberth – wymówił głośno Matthew, wydmuchując dym prosto w mroźne powietrze. – Przez wiele lat był przewodniczącym Landstingu, mam rację?

– Owszem, był najdłużej urzędującym premierem Rządu Lokalnego. Był nim kilkakrotnie, ale od paru lat nie pełni już żadnej funkcji. Gdy Ulrik dostanie się do parlamentu, stary na pewno odzyska część dawnej władzy. – Malik zaciągnął się głęboko papierosem i skierował podbródek ku piersi. – Nie pamiętam, skąd Ulrik się wziął, po prostu pewnego dnia nagle się pojawił. Wiem, że pochodzi z małej osady. Od razu zamieszkał u Lybertha, z pewnością to dzięki niemu od samego początku stał się bardzo popularny, mimo że wydawał się dziwny i mroczny. – Ponownie zaciągnął się głęboko i cisnął peta w otchłań. – A teraz, cholera, ożenił się z najmłodszą córką Lybertha. Widziałeś ją?

Matthew pokręcił głową.

– Niezła z niej laska… Dobrze mu się powodzi w życiu jak na chłopaka bez przeszłości.

– Dziękuję – powiedział krótko Matthew, posyłając żarzący się niedopałek tą samą drogą co Malik. – Dobrze to wiedzieć, skoro mam pisać o tej sprawie.

– Też tak pomyślałem. Nie warto robić sobie wroga z Lybertha. Nuuk to małe miasto.

Dziewczyna bez skóry

Подняться наверх