Читать книгу Dziewczyna bez skóry - Mads Peder Nordbo - Страница 14

7

Оглавление

Bell Huey z Air Greenland torował sobie drogę w powietrzu wśród ciężkiego dudnienia obracającego się śmigła, zmierzając ku najodleglejszemu odcinkowi lądolodu.

Poza pilotem w środku znajdowała się ta sama czwórka naukowców oraz Malik, Matthew, a także Ottesen, który miał zastąpić Aqqalu przy pilnowaniu mumii.

Matthew siedział po południowej stronie kanciastego cielska helikoptera i czuł słońce prażące przez duże prostokątne szyby.

Pod nimi prześlizgiwały się szaroczarne góry w długich zębatych szeregach wijących się między sobą. W wielu miejscach wciąż widniały duże wyspy śniegu, które chowały się w ciemnym i zimnym zaciszu rozpadlin, podczas gdy inne wzniesienia pokrywała zielona roślinność. Morze błyszczało intensywnym odcieniem niebieskiego, tu i ówdzie upstrzone białymi i turkusowymi krami lodowymi, które oderwały się od krawędzi lądolodu na samym końcu wcinających się najgłębiej w ląd odnóg fiordu.

Helikopter przechylił się w prawo, tak że spojrzenie Malika padło w dół na iskrzącą się niebieskoszarą powierzchnię.

– Widzisz te dwa ślady na morzu?! – krzyknął Malik, wskazując w dół.

– Tam, gdzie woda jest lekko spieniona?

– Tak, dokładnie tam. – Potwierdził skinieniem głowy. – Dopiero co były w tym miejscu dwa wieloryby, które wynurzyły się, aby zaczerpnąć powietrza. Chyba humbaki. Mają szerokie, cętkowane ogony.

– Ale już odpłynęły, czy jak?

– Niezupełnie. Pojawią się ponownie trochę bardziej z przodu, tam, gdzie ciągnie się ślad. Nie ma tu właściwie żadnych łodzi, które mogłyby im w tym momencie przeszkadzać.

Morze przeistoczyło się w niebo, kiedy helikopter się wyprostował. Potem w góry, a później znowu w morze. Przez większość drogi podążali wzdłuż odnogi fiordu, ale teraz obrali kurs na szeroki teren z wyrastającymi zeń ciemnymi górami. Plamy lodu coraz bardziej rosły i się przybliżały. Ostre białe światło lodowca przed nimi zaczynało przybierać na sile.

– Wiedziałeś, że lądolód jest większy od Francji? – zapytał Matthew, nie odrywając wzroku od szyby w bocznych drzwiach.

– Francji? – Malik się zdziwił. – Nie, nigdy bym nie pomyślał. – Na jego szyi wisiał aparat, który pożyczył w redakcji.

Matthew zwrócił się do mężczyzny w średnim wieku, o którym już wiedział, że pracuje w muzeum.

– Dowiedzieliście się czegoś więcej o tym człowieku? Mam na myśli wikinga.

Mężczyzna pokręcił głową.

– Na razie nie można tego stwierdzić. Mamy nadzieję, że wkrótce otrzymamy wstępne wyniki naszych testów z wczoraj. Ale tego, czy jest on wikingiem, ostatecznie wciąż nie wiemy. Choć trudno mi sądzić coś innego, bo nie bardzo wiem, kim innym mógłby być nagi Skandynaw zawinięty w skóry reniferów, skoro jego ciało znaleźliśmy całkowicie zmumifikowane na najodleglejszym krańcu lądolodu.

– Ale czy zasięg lądolodu nie był większy w czasach, kiedy wikingowie mieli tu swoje stałe osady?

Pracownik muzeum podniósł na niego wzrok.

– Tak, rzeczywiście, i to nie daje mi spokoju. Mam taką tezę, że być może w pobliżu znajdowało się schronienie używane podczas letniego wypasu zwierząt.

– Ale to wciąż bardzo dziwne, że znalazł się w rozpadlinie całkowicie nagi i zawinięty w skórę.

– Wciąż podejrzewa pan, że kryją się za tym jakieś dramatyczne wydarzenia?

Matthew przytaknął.

– Przecież mógł zginąć w walce z Inuitami, a może wrzucono go do rozpadliny jako ofiarę?

– Składanie ofiar z ludzi byłoby bardzo nietypowe jak na późne średniowiecze, ale w ostatnich dziesięcioleciach tamtego okresu na obszarach zamieszkiwanych przez Skandynawów warunki życia stały się ekstremalne, więc nie można tego wykluczyć. – Pogładził swoją gęstą brodę. – Ciężkie czasy niekiedy zmuszają ludzi do rezygnacji z moralności i etyki.

– Co w takim razie z walką?

– Chodzi panu o to, że mieliby go zamordować Inuici?

– Tak, coś w tym stylu.

– Kiedy przybyli tu wikingowie, na terenie całej południowo-zachodniej Grenlandii nie było jeszcze Inuitów, więc tak naprawdę była to ziemia Skandynawów, a nie Grenlandczyków. Liczne podróże skandynawskich osadników na północ zaczęły przyciągać Inuitów coraz bardziej na południe i w ten sposób jedni i drudzy zaczęli się do siebie zbliżać. Nie można wykluczyć, że Inuici upodobali sobie owce hodowane przez Skandynawów, łatwo je było schwytać i miały dobry smak… bardzo odmienny od ryb i fok, którymi Inuici żywili się od pokoleń. Poza tym to prawdopodobne, że także Inuici, między innymi, wyparli Skandynawów z ich ziemi.

– Proszę chwilę poczekać – powiedział Matthew, wyciągając telefon. – Muszę zanotować kilka rzeczy, bo może akurat przyda nam się taka perspektywa… Już… Czy to znaczy, że Duńczycy wcale nie zabrali ziem Inuitom, ale to Inuici skradli je Skandynawom trzysta lat wcześniej?

– To hipoteza, nie ma na nią dowodów. Zresztą jeśli teraz cię kopnę, to przecież nie daje ci prawa, żeby mi oddać za powiedzmy dwadzieścia lat.

– Ale czy Inuici przybyli na te tereny po Skandynawach i wkroczyli na ich terytorium?

– Tak, to są fakty. Jedynie teza o walkach i wojnie budzi wątpliwości, mimo że w Historia Norvegiae można przeczytać o tym, że myśliwi skandynawscy natknęli się na północy na mężczyzn niskiego wzrostu, których nazwali „skrællingjar”, i że ich rany stawały się białe, gdy zostali tylko draśnięci, ale w przypadku ciosu śmiertelnego obficie krwawiły. – Wzruszył ramionami. – Może dziwić, dlaczego właśnie informacja o lekkich i śmiertelnych ranach była istotnym przekazem dla potomnych, skoro nie miała ona nic wspólnego z walkami, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę, że w tym samym fragmencie wspomniano, że za broń tym skrællinger służyły kły morsów i ostre kości.

– Hej, Ottesen! – Głos pilota rozniósł się po tylnej części helikoptera, przyciągając uwagę wszystkich obecnych. – Chodź no tutaj i spójrz. Wydaje mi się, że mamy problem.

Matthew zauważył, że troje duńskich naukowców zaczęło się rozglądać po kabinie, szepcząc i kiwając głowami.

– Przecież silnik pracuje zupełnie normalnie. – Matthew nie rozumiał.

– Nie o to chodzi – odparł krótko Malik. Przycisnął twarz do szyby i patrzył w przód.

– W takim razie o co?

– Spójrz przed siebie.

Matthew poczuł, jak facet z muzeum przechyla się nad nim, aby spojrzeć przez okno, więc i on przybliżył głowę do szyby. Znajdowali się przy samej krawędzi lodowca. Pod nimi rozpościerało się morze gęste od lodu pakowego. Przed nimi – nieskończona biel, tak daleko jak tylko można było sięgnąć wzrokiem. Raziła w oczy. Miliony białych kryształków. Poza jednym miejscem. Jedną plamą. Dokładnie tam, gdzie znaleziono mumię wikińskiego osadnika i gdzie na straży miał stać Aqqalu. W tym miejscu lód był lśniąco czerwony.

W kabinie zapadło milczenie. Słychać było tylko głuche tuk-tuk-tuk śmigła.

– Czy to…? – Matthew się zaciął. – Czy to Aqqalu?

– Znam Aqqalu – wymamrotał Malik. – Chodziliśmy razem do szkoły.

– Ale…

– Możliwe. Chyba nie może to być nikt inny.

Pracownik muzeum zagłębił się z powrotem w siedzenie.

– Myślicie, że to on? Ale jak to się stało?

– Nanok – ciągnął spokojnie Malik. Jego spojrzenie nawet na sekundę nie oderwało się od lodu pod nimi. – A nie mówiłem?! Powinienem był pouderzać w bęben, zanim ktokolwiek zaczął tam nocować. Nie można w taki sposób wyciągać starej zmarłej duszy na światło dzienne.

– Lądujemy. – Głos Ottesena przyciągnął ich uwagę. – Zostajecie w środku, ja wyjdę na zewnątrz i zabezpieczę teren. Za dziesięć minut z Nuuk wystartuje Sikorsky i przyleci prosto tutaj. Niedługo zostaniecie odesłani do domu tym helikopterem, dobrze?

Matthew przywarł do szyby. Lód błyszczał. Czerwień lśniła. Powiększała się. Helikopter zarzucił wielkim cielskiem i ułożył się tak, aby móc przelecieć tuż nad miejscem, gdzie miał na nich czekać Aqqalu. Matthew nie wiedział, czy powinien patrzeć, ale kiedy Malik w tym samym momencie bardzo powoli, niemal w zwolnionym tempie, wyciągnął aparat i zaczął pstrykać, także skierował spojrzenie w stronę przesuwającego się pod nimi lodu.

Aqqalu był nagi. Jego ubranie zostało zrzucone na stertę niedaleko zwłok. Leżał z twarzą zwróconą ku górze i rozłożonymi ramionami. Jego brzuch został rozcięty od kroku aż do mostka. Płaty skóry wraz z tkankami odwinięto tak, że zwisały nad lodem. Jama brzuszna ziała czernią zakrzepłej krwi, podobnie jak skóra z tkankami, wywrócona na drugą stronę. Końcówki najniższych żeber połyskiwały białawo pośród tej ciemności i czerwieni. Jama brzuszna była pusta. Jelita częściowo z niej zwisały, a częściowo leżały rozwleczone na lodzie, ale wyglądało na to, że pozostałych wnętrzności brakowało. Ślady krwi ciągnęły się na odcinku ponad metra od zwłok, a w jednym miejscu przez wiele metrów.

– Tego nie zrobił żaden niedźwiedź polarny – wyszeptał Malik ochryple.

Helikopter niespodziewanie uderzył mocno o lód, trzęsąc wszystkimi pasażerami. Głowa Matthew stuknęła o szybę.

Ottesen wyskoczył na zewnątrz i gestem nakazał pilotowi z powrotem wznieść się w powietrze.

Spojrzenie Matthew błądziło po niewielkim obozowisku.

– Przenieśliście wczoraj mumię? – Odwrócił się i popatrzył na troje naukowców. – Przenieśliście gdzieś wczoraj mumię?

Jeden z nich pokręcił głową.

– Nie.

– Nie ma jej tam – wymamrotał Matthew i ponownie zwrócił twarz ku zimnej szybie.

Czerwona plama pod nimi stawała się coraz większa. Pośrodku leżał Aqqalu z rozciętym brzuchem, a obok niego klęczał Ottesen wśród czerwonych kryształów, które jeszcze dzień wcześniej były ciepłą krwią.

Dziewczyna bez skóry

Подняться наверх