Читать книгу Dziewczyna bez skóry - Mads Peder Nordbo - Страница 5
PROLOG
ОглавлениеSkórę miał całą mokrą od potu. Zanosił się ochrypłym kaszlem. Charczącym. W jego gardle zaległa flegma. Usta zatykała mu wciśnięta głęboko szmata. Próbował ją wypluć, ale została wepchnięta na tyle głęboko, że ledwie był w stanie poruszać naprężoną szczęką.
Krew intensywnie pulsowała mu w skroniach. Jakby to były ciosy. Rytmiczne. Światło lampy przedzierało się przez cienki materiał przykrywający mu twarz. W połączeniu z bólem i metalicznym posmakiem w ustach sprawiało, że w żołądku zaczynały się burzyć dławiące mdłości. Oddychał płytko. Z wysiłkiem. Wyczuwał podmuchy powietrza. Spróbował przełknąć ślinę, która utworzyła w gardle gęstą maź. I jeszcze raz. Z całych sił nacisnął językiem na knebel.
Wszystko wokół wirowało. Mdłości się nasilały, więc musiał unieruchomić krtań i wstrzymać oddech, aby się nie poddać i nie zwymiotować na wepchniętą w usta ścierkę.
Nie miał odwagi się poruszyć. Ból był zbyt silny, każdy ruch wywoływał przeszywające rwanie, ciągnące się od dziur po gwoździach w jego dłoniach, wzdłuż ramion, aż do jakiegoś miejsca w głębi za oczami, w którym to wszystko gdzieś się zapadało.
Woń powietrza drażniła mu nos. Coś uciskało płuca i głowę. Brakowało powietrza. Krtań się zacisnęła. Mięśnie usiłowały zaopatrzyć się w tlen, ale nie znalazły niczego poza śliną i flegmą. Gdy poczuł dotyk zimnego ostrza ślizgającego się wzdłuż brzucha, rozpruwającego koszulę i sweter do wysokości gardła, z jego ust wydobył się głuchy skowyt.
Łzy skapywały mu na brodę. „Nie możesz – prosił. – Nie możesz mnie zabić”. Jednak z ust nie padły żadne słowa. Tylko warkotliwe, przytłumione dźwięki.
Gdy na napiętej skórze brzucha poczuł palec wolno przesuwający się w górę, z jego ciała wydobył się jęk.
Ból dłoni przeszywał go na wskroś, ale tylko przez te parę sekund, gdy czas się zatrzymał, zanim w nieopanowanym dygocie poczuł, jak ostrze dokonuje szerokiego, palącego rozdarcia skóry i tkanek, aż trafia na mostek i napotyka opór. Stal zazgrzytała o kość. Całe jego ciało się poddało. Skóra. Mięśnie. Życie. Wydał z siebie bełkotliwe porykiwania, uderzając tyłem głowy w podłogę, gdy zdarł skórę z przybitych gwoździami zakrwawionych dłoni. Smarki utworzyły bąbelki na zewnątrz nosa, zamykając dostęp powietrza. Światło go raziło. Znikało. Raziło.