Читать книгу Dziewczyna bez skóry - Mads Peder Nordbo - Страница 13
6
ОглавлениеNuuk, 9 sierpnia 2014
W nocy wiatr zmienił kierunek i rano Nuuk spowiła gęsta mgła. Widoczność zmniejszyła się do około dziesięciu metrów. Wszystko przesłoniła północnoatlantycka szara kurtyna, ocierająca się wilgotnym oddechem o domy i góry i stapiająca otoczenie w rozmazaną zimną chmurę.
Wszystko zniknęło. Całkowicie. Zarówno morze, jak i góry, które Matthew zazwyczaj mógł podziwiać z okna mieszkania.
Mężczyzna wciągnął głęboko do płuc dym z papierosa i pozwolił mu tam pozostać przez kilka sekund, nim wypuścił go na wolność prosto we mgłę.
Kiedy kilka miesięcy wcześniej przyjechał do Nuuk, zależało mu na znalezieniu mieszkania, ale akurat nie było żadnych ofert wynajmu, dlatego zamieszkał w użyczonym mieszkaniu na drugim piętrze szarożółtego budynku z ogromnymi oknami na parterze. Co więcej, lokal był umeblowany, więc Matthew postanowił, że już tam zostanie, miał tam bowiem wszystko, czego potrzebował, a nawet więcej. Dwa pokoje i salon z doskonałym widokiem na południową część Nuuk i fragment morza oraz gór w oddali, na dodatek zlokalizowane nie więcej niż pięć minut piechotą od centrum miasta.
Pstryknięciem posłał niedopałek w dół i patrzył, jak opada w kierunku drogi. Cofnął się o krok, zamknął drzwi balkonowe, wrócił do sypialni i wślizgnął się pod kołdrę.
Podniósł z podłogi leżącego obok łóżka iPhone’a i spojrzał na zegarek. Było dopiero wpół do ósmej, ale w domu w Danii już wpół do dwunastej. W domu. Może to Nuuk było teraz jego domem. Podjął pracę na czas nieokreślony, bo i tak nie za bardzo miał do czego wracać. Otworzył skrzynkę mailową i przejrzał wszystkie nowe wiadomości. Artykuł wysłał naczelnemu późnym wieczorem, żeby następnego dnia rano można go było zamieścić w sieci, oczywiście jeśli nie będzie żadnych uwag.
Wiadomość była dość krótka. „Na wypasie. Świetna robota, Matthew. Poprawiłem zaledwie kilka drobiazgów. Wyślij go dziś do tłumaczenia i wrzuć do sieci po duńsku i grenlandzku, i pamiętaj, że chcę mieć także wersję angielską, byśmy mogli posłać linki w świat. Mam nadzieję, że udało się Wam zrobić dobre zdjęcia. Daj znać, gdy tylko tekst znajdzie się w internecie, wtedy przyjrzę się temu i prześlę linki zawodnikom wagi ciężkiej”.
Matthew otworzył dokument i jeszcze raz dokładnie przeczytał tekst, aby się upewnić, że niczego nie przeoczył, potem naniósł poprawki w treści maila i przesłał go tłumaczowi, który miał przełożyć całość na grenlandzki.
Leniwie wygramolił się z pościeli i przysiadł na skraju łóżka, skąd mógł dosięgnąć spodni i włożyć je, po czym udał się do toalety.
Mężczyzna w lustrze wyglądał na zmęczonego. Blady, wychudzony i wyniszczony. Jego policzki nie nabrały koloru po przeprowadzce do Nuuk, mimo że tutejsze powietrze było czyste i przejrzyste jak nigdzie indziej. Tylko że on za mało przebywał na powietrzu. Policzki i podbródek pokrywała cienka warstwa rudobrązowego zarostu. Przekręcił nieco głowę i wyciągnął szyję, aby móc obejrzeć zarost pod brodą.
Niekiedy jego oczy były szaroniebieskie, innym razem bardziej zielonkawe, a czasami po prostu szare. To zależało od pogody, ale zauważył, że w Nuuk często były niebieskie. W każdym razie częściej niż w domu. W Danii ten niebieski kolor nigdy nie wydawał mu się taki jak tutaj. Blisko źrenicy w lewym oku widniała czarna plamka, co sprawiało wrażenie, że ma dwie źrenice. Nigdy nie zbadał tej plamki – od matki dowiedział się, że odziedziczył ją po ojcu i że to zwykła wada pigmentu. Tine nazywała to dodatkową studnią w jego oku. Miejscem, w którym mógł się skryć. Myślowym azylem.
Nie istniało żadne miejsce, w którym mógł się skryć przed swoimi myślami. Czasem jednak wydawało mu się, że wszystkim tym różnym mocom i myślom, które się w nim kotłowały, w jakiś niewyjaśniony sposób łatwiej było się zespolić właśnie w Nuuk. Tutaj po raz pierwszy od wypadku niemal poczuł, że znów jest człowiekiem, albo czymś, co go przypomina. Wciąż miał problemy ze snem, ale nie było tak źle jak wcześniej. W sumie mógł przespać cztery–pięć godzin w ciągu doby, co jeszcze pół roku temu nie było możliwe, ponieważ bóle karku i straszne myśli nie dawały mu spokoju na dłużej niż kilka minut. Wciąż jednak nawiedzały go gwałtowne koszmary, rozproszone boleści i nocne poty.
Poderwał się na dźwięk łomotania do drzwi wejściowych.
– Już idę! – krzyknął, podbiegając. – Malik!? Co ty…?
– Kurwa, miałem włamanie, czaisz?!
– Co takiego? – Matthew skinieniem dłoni zaprosił Malika do środka. – Co masz na myśli?
– No, włamanie do mojego studia. Wszystko zniknęło. Kurwa, wszystko!
– Wejdź, proszę. Nie wiem, co powiedzieć. Nawet nie wiedziałem, że masz jakieś studio.
Malik przeszedł obok Matthew długimi niespokojnymi krokami i ciężko opadł na sofę w salonie.
– To nie ma znaczenia, ale, cholera, zabrali wszystko. Nic nie zostało. Aparat, karta pamięci, laptop… Wszystko zniknęło.
– Jak to się stało? Nie trzymasz tego w domu?
– Owszem, ale spałem u dziewczyny i dopiero po przyjściu do domu… Szast-prast. Niczego nie ma.
– Jesteś ubezpieczony? Wiem, że to nie rozwiąże sprawy, ale odszkodowanie to przydatna rzecz.
– Tak, tak, wszystko jest ubezpieczone, ale po prostu dziwię się, że to ukradziono. Wzięli też nośniki USB i te pieprzone karty pamięci, które u mnie leżały. Dlaczego?
Matthew wzruszył ramionami.
– Zgłosiłeś to na policję?
Malik zamachał dłonią w powietrzu.
– Jeszcze nie… Posłuchaj: tych rzeczy nie da się sprzedać w Nuuk, bo wszyscy wiedzą, że to mój aparat i mój laptop, tak to tutaj wygląda. Jeśli chcieliby to wywieźć z miasta, to tylko statkiem, a wtedy musieliby płynąć cholernie długo, żeby znaleźć kupca na moje graty. O nie. One się tu nigdy nie znajdą.
– Nie bardzo rozumiem.
– Ja też tego nie kumam. To nie ma żadnego sensu, że ktoś stąd połaszczył się na mój sprzęt.
– Czyli zniknęły wszystkie zdjęcia? – upewnił się Matthew.
– Tak, wszystko. Aparat. Laptop. Karta. Zdjęcia. Wszystko.
– Niech to szlag! Dziś mamy publikować w sieci. – Powolnym ruchem przetarł dłońmi twarz. – Zadzwonię do naczelnego, może uda nam się jeszcze dzisiaj zabrać helikopterem na lodowiec i zrobić nowe zdjęcia. A ty musisz zgłosić kradzież na policję.
– Dobra, jasne – odpowiedział Malik zdecydowanym głosem. – Lećmy tam jak najszybciej, a na policję pójdę później.