Читать книгу Dziewczyna bez skóry - Mads Peder Nordbo - Страница 12
5
ОглавлениеNa górze wciąż prażyło słońce i zaraz po wyjściu z rozpadliny Matthew prawie zupełnie przestał marznąć. Śnieg oślepił go ponownie tysiącami białych malutkich lusterek, ale oczy szybko przywykły do ostrego światła. Powierzchnia lodowca była pofałdowana niczym lekko kołyszące się morze. Aż po horyzont rysowały się małe zagłębienia, wybrzuszenia terenu i zamarznięte nierówności, rok za rokiem formowane przez śnieg, deszcz i wiatr. Dookoła rozciągały się szaroniebieskie góry na tle błękitnej kurtyny nieba, a o tej porze tylko nieliczne wierzchołki rzeczywiście pokrywał śnieg, bo mimo że zaczął już padać na najwyższe szczyty, ostawał się jedynie na zacienionych zboczach, w wąwozach i rozpadlinach. W tych miejscach pozostawał przez całe lato. Matthew nie wspinał się jeszcze na żadną z gór, ale wiedział, że prędzej czy później będzie musiał się tam wybrać, bo dla nowego Duńczyka w Nuuk było to – o ile dobrze zrozumiał swoich znajomych – jedno z osiągnięć koniecznych, by zaskarbić sobie choć odrobinę uznania tubylców.
– Udało wam się zrobić jakieś dobre zdjęcia? – zapytał Ulrik.
Malik pokazał mu dłoń z uniesionym kciukiem na znak, że wszystko poszło zgodnie z planem.
– Znakomicie – skwitował policjant. – Teraz możecie popatrzeć z bliska, tak mi powiedziano, i nikt nie będzie miał nic przeciwko temu, jeśli zadacie kilka pytań. – Pokazał im drogę ręką i spojrzał na Matthew. – Trzeba mieć na względzie to, żeby informację podały nasze media.
– Właśnie – potwierdził Matthew.
Ulrik się uśmiechnął, może na myśl o tych niezliczonych przedstawiających go zdjęciach, które wkrótce miały obiec cały świat, niesione wiadomością o mężczyźnie znalezionym w lodzie.
Pracownicy uniwersytetu i mężczyzna z muzeum wycofali się do helikoptera, gdzie dwoje z nich rozmawiało przez telefon, a pozostali wpatrywali się w ekrany otwartych laptopów.
– Za chwilę odlatujemy – oznajmił Ulrik. – Jeśli dobrze zrozumiałem, trzeba sprowadzić odpowiedni sprzęt i chyba powstanie w tym miejscu obozowisko, aby można było dokładnie przeszukać całą rozpadlinę. Ale dziś wieczorem to my będziemy pilnować naszego wikinga, by nic się z nim nie stało. Dopóki nasi ludzie go nie zbadają, nie będzie go można przetransportować, ale pozwolono naukowcom zainstalować wokół niego rodzaj inkubatora. Należy go ustabilizować, tak twierdzą. Według mnie wygląda bardzo stabilnie. Kiedy go wyciągnąłem, był sztywny jak deska. – Zaśmiał się krótko sam do siebie. – Nie wiem, do cholery, czy dobrze mu zrobi takie leżenie na słońcu po tylu latach tam, w dole, ale okej, bardziej nieżywy od tego już nie będzie.
– Nocujesz tu? – zapytał Malik z szerokim uśmiechem. – Mam na myśli: obok zmarłego?
– Nie wiem, czy to akurat będę ja. Zresztą wszystko jedno.
Malik wzruszył ramionami.
– Ja wolałbym nie ryzykować.
– Dlaczego? – Matthew zmarszczył brwi. – Można tu zamarznąć?
– Jak najbardziej – odrzekł Malik, cały czas trzymając głowę pochyloną i spoglądając na Matthew spod powiek. – Ale myślę o duchach. Nie lubią, kiedy im się przeszkadza w taki sposób. Jeśli ten człowiek był martwy przez tyle lat i tak długo leżał w dole, to na pewno krąży przy nim wiele duchów… Nie tych dobrych, ale tych ze świata podziemi.
Ulrik pokręcił głową.
– Nie słuchaj go. Nie ma tu więcej duchów niż wołów piżmowych.
– Przecież może się tu czasem pojawić jakiś zabłąkany głodny potwór – zaprotestował Malik.
Ulrik zamachał rękami w powietrzu.
– Tu, na lodzie, nie ma ani duchów, ani piżmowołów.
– W podziemiach zawsze jest pełno duchów i demonów – ciągnął Malik. – Sam je widziałem.
– Podczas gry na bębnie?
– Oczywiście zanim zacznę grać.
– To część naszej kultury, naprawdę piękna. – Ulrik zwrócił się do Matthew. – Chociaż nie wierzę we wszystkie te historie o duchach. O tym, że w podłożu skalnym aż się od nich roi i że moglibyśmy wykorzystywać ich moc przeciwko sobie nawzajem, wycinając małe demoniczne figurki tupilaków6. Ale w porządku, niech ci, którzy chcą, sobie w to wierzą. Nasza kultura mnie także jest bardzo bliska.
– Zobaczymy, czy przeżyjesz tę noc – dodał Malik, uśmiechając się szeroko. – Jakby co, mogę ci potowarzyszyć, trochę dla ciebie pobębnić. Bez problemu dotrę tutaj przed nocą.
– O nie, nie mam najmniejszej ochoty, żebyś mi tutaj urządzał seanse. Poza tym nie sądzę, żeby akurat mnie wyznaczono do pilnowania. – Klasnął w ręce. – To co? Może pójdziemy popatrzeć na to znalezisko, zanim pozostali nie dojdą do wniosku, że chcą wracać do Nuuk? – Pokazał głową na ludzi w helikopterze.
Dotarcie do zwoju brunatnych skór spoczywającego na pobrużdżonym śniegu nie zajęło Malikowi dużo czasu, Matthew wraz z towarzyszącym mu Ulrikiem doszli po chwili wolniejszym krokiem.
Niewiele można było dojrzeć samego ciała mężczyzny. Na szczęście, zgodnie z informacjami, których udzielił im Ulrik, twarz i stopy nie były przysłonięte brązowożółtym sztywnym futrem. Nie dało się stwierdzić, czy zwłoki zostały w nie zawinięte, czy też on sam się nim ciasno otulił jeszcze za życia. Raczej musiał być nagi, skoro wystające stopy i dolna część kości piszczelowych były całkowicie obnażone. Futro przywodziło na myśl raczej mieszaninę brązu i torfu, przypominało skamielinę, na której nie pozostało wiele włosków. Z czasem mężczyzna zrósł się z otulającą go skórą, tworząc jednolitą masę. Skóra twarzy ciasno opinała czaszkę, oczu brakowało od dawna. Zostały po nich dwa ziejące otwory w wyschniętej, jakby wyprawionej ludzką ręką skórze, ale wokół podbródka wciąż sterczała broda, porastająca zapadnięte worki policzków. Nie dało się stwierdzić, czy włosy miał jasne, czy rude, w każdym razie na pewno nie były czarne. Każdy rys jego twarzy był dużo bardziej nordycki niż inuicki, zatem myśl, że to wikiński osadnik, wydawała się mieć solidne podstawy.
Malik pochylił się tuż nad zmumifikowanym ciałem, aby lepiej ująć na zdjęciu te wszystkie makabryczne szczegóły.
– Kurczę, z tą demoniczną gębą wygląda jak tupilak.
Wargi lodowego człowieka stanowiły jedynie dwie cieniutkie kreski i były tak bardzo zasuszone, że odsłaniały przednią część opinanych przez nie kości szczękowych. Wyglądało to tak, jakby mężczyzna zmarł w samym środku histerycznego i rozwścieczonego grymasu, który obnażył jego zęby i zerwał wargi z twarzy.
– Czy nocą robi się tu zupełnie ciemno? – zapytał Matthew.
Ulrik i Malik popatrzyli na niego.
– Nie bardzo – odezwał się w końcu Ulrik. – Śnieg sprawia, że robi się jaśniej, ale o tej porze roku słońce już niedługo zupełnie zniknie.
Matthew pokiwał głową. Śnieg. O tym nie pomyślał. W każdym razie on sam nie mógłby spać na lodowcu obok zmarłego, bez względu na to, co oświetlałoby czarną noc.
Malik położył się płasko na śniegu przypominającym lód, aby zrobić zdjęcie zaschniętych stóp lodowego człowieka z perspektywy białego podłoża.
Odwrócił się przez ramię.
– Prawdziwa suszona wołowina, jak pragnę zdrowia. Kurwa, jakie to obrzydliwe. – Potem uśmiechnął się do Matthew z szelmowskim błyskiem w oku. – Gdyby natarł sobie te stopy wielorybim tłuszczem, wciąż byłyby piękne.
Matthew westchnął, pokręcił głową, po czym odwrócił się plecami do fotografa i powędrował z powrotem do helikoptera.
Zatrzymał się koło naukowców.
– Przepraszam, kto z państwa pracuje w muzeum?
– Ja – odpowiedział nie za wysoki mężczyzna w średnim wieku.
Matthew nie potrafił zdecydować, czy wygląda on bardziej duńsko, czy grenlandzko. W zasadzie nie miało to żadnego znaczenia. Z genetycznego punktu widzenia Inuici i Skandynawowie porządnie się ze sobą wymieszali przez ostatnie kilkaset lat.
– Czy mógłbym zadać kilka pytań dotyczących tego znaleziska?
– Tak, oczywiście, zresztą podejrzewam, że jeszcze nieraz będziemy o tym rozmawiać. – Mężczyzna przeczesał dłonią gęsty przyprószony siwizną zarost. – Zapowiada się, że to zupełnie unikatowe odkrycie.
– Właśnie o to mi chodzi. Jak bardzo unikatowe?
Mężczyzna się wyprostował.
– O ile mi wiadomo, nigdy wcześniej nie znaleziono zmumifikowanych zwłok Skandynawa z okresu wikińskiego. Oczywiście mamy znaleziska bagienne i szkielety, ale nie mumie, więc jest to prawdziwy przełom. Sposób, w jaki zostały zakonserwowane jego skóra, kości, a może i zawartość żołądka, jest całkowicie wyjątkowy. – Zrobił pauzę, ale język ciała powiadamiał Matthew, że jeszcze nie skończył wywodu. – Słyszał pan o Ötzim z Tyrolu? Nasze znalezisko jest podobnego typu. Dzięki niemu możemy zyskać drogocenną wiedzę, gdy tylko uda nam się go otworzyć. Ale cóż, wszystko musi przebiegać we właściwym tempie, żeby nie utracić żadnych danych. To niepowtarzalne znalezisko w skali całej Skandynawii, kto wie, może i całego świata.
– Zatem jesteście państwo pewni, że to Skandynaw z czasów wikińskiego osadnictwa w zachodniej Grenlandii?
– Trudno mi zakładać coś innego. To znaczy nie pobraliśmy jeszcze próbek do analizy, ponieważ musimy zaczekać na techników policyjnych, ale zakładam, że nasze tezy i przypuszczenia zostaną potwierdzone. Nie wyobrażam sobie, żeby to mogło być coś innego, ale z uzasadnionych powodów nie mogę tego jeszcze wiedzieć na pewno.
– Skoro ucieka się pan do porównań z Ötzim, czy oznacza to, że znalezienie się tego ciała w rozpadlinie mogło być rezultatem dramatycznych wydarzeń?
– Myśli pan o morderstwie albo czymś w rodzaju działań bitewnych?
– Tak, albo o czymś zbliżonym.
– Jak do tej pory nie zauważyłem żadnych śladów na jego ciele, ale oczywiście nie można tego wykluczyć. Wiemy przecież, że wikińscy osadnicy zamieszkiwali te tereny przez prawie pięćset lat, po czym całkowicie zniknęli, więc musiał być jakiś powód. Jeśli ten człowiek pochodzi z końcowego okresu obecności wikingów na Grenlandii, to rany zadane bronią albo zawartość jego żołądka mogłyby nas naprowadzić na ważne ślady w kwestii tego, co się stało z osadnikami.
– Czyli mógł zostać zabity?
– Tak jest, jak najbardziej.
Słońce wciąż znajdowało się wysoko nad Atlantykiem, gdy Matthew wrócił do swojego mieszkania. Zarówno on, jak i Malik z lotniska udali się prosto do domów, aby w spokoju posiedzieć nad zebranym materiałem. Ustalili, że spotkają się rano następnego dnia, żeby jak najszybciej umieścić zdjęcia i artykuł w internecie.
W trakcie pisania Matthew czuł mrowienie pod skórą. Od dawna tego nie doświadczył. Przypominały mu się czasy, kiedy dostał piątki z ostatnich czterech egzaminów, a także chwila, gdy Tine powiedziała mu, że jest w ciąży. Uczucie bycia nienaruszalnie żywym. Teraz znowu tak się czuł. Nie w ten sam sposób, ale podobny. Do południa następnego dnia duża część świata dziennikarzy, historyków i archeologów przeczyta jego artykuł i dzięki niemu dowie się o znalezisku. „Zmartwychwstanie ostatniego wikinga! Ponad sześćsetletni wikiński osadnik wyłonił się w tym tygodniu prosto z grenlandzkiego lądolodu. Jedyne, co mu pozostało z tej podróży przez wieki, to rude włosy i wytarta skóra renifera. Według naukowców zmumifikowane ciało mężczyzny zachowało się w tak dobrym stanie, że dzięki niemu będzie można zdobyć przełomową wiedzę dotyczącą sposobu życia ówczesnych wikińskich mieszkańców, ale także z dużym prawdopodobieństwem uzyskać odpowiedź na pytanie, dlaczego osadnicy zniknęli z Grenlandii po prawie pięciuset latach swojej obecności na tej wyspie. Czy to wojna, głód, a może brak perspektyw wygnały ich z powrotem na gęściej zaludnione obszary Skandynawii? A może osiedlili się na kontynencie amerykańskim?”
Natychmiast po wysłaniu artykułu zamknął laptop i na powrót rozsiadł się na sofie. Sięgnął po talerz z pieczywem chrupkim i cienkimi płatkami śniadaniowej czekolady, które sobie przygotował, zanim zasiadł do pisania.
Był to jeden ze zwyczajów Tine. Pieczywo chrupkie. Najlepiej posmarowane grubą warstwą masła, z cienkimi płatkami mlecznej czekolady. W pierwszym roku znajomości często jeździli na rowerach i Tine zawsze pakowała takie pieczywo na wycieczki. Nierzadko wybierali się na przejażdżkę do białego dworu, gdzie długą ścieżką biegnącą przez mieszczący się na tyłach ogród wędrowali prosto do lasu. Tine miała zielony rower z białym koszykiem nad przednim kołem. To w nim zawsze woziła prowiant i wodę.
Kromki chrzęściły mu w ustach. Suche, miękkie i słodkie. Chciał móc powiedzieć Tine, że ją kocha. Tak naprawdę. Bliskość i otwartość nigdy nie należały do jego mocnych stron.
Przełknął ostatni kęs i zerknął na paczkę papierosów.