Читать книгу Książka, którą napisałem, żeby mieć na dziwki i narkotyki - Marek Raczkowski - Страница 15

Оглавление

Czyli oprócz worka na śmieci kręcił cię w dzieciństwie zsyp.

– Miałem sześć lat, kiedy wprowadziłem się z rodzicami do bloku. Winda mnie nigdy nie kręciła tak jak zsyp. Bo zsyp pachniał odurzająco, bardzo lubiłem wyrzucać śmieci i wdychać ten smród. To był nowy, świeżo oddany do użytku blok. Ten smród to był smród nowego zsypu, nowych śmieci. Kończył się długim gardłem, pod którym ustawiony był pojemnik, ale dozorca, zwykle nietrzeźwy, nie potrafił ustawić pojemnika równo. Część śmieci oczywiście do niego nie trafiała. A potem przyjeżdżali zwykle nie całkiem trzeźwi śmieciarze, którzy się awanturowali, że nie będą zbierali śmieci tylko dlatego, że dozorca źle postawił. A tam już kwitły nowe formy życia, zachodziły tajemnicze procesy i mało nie dochodziło do powstania jakiegoś równoległego świata – tak to widziałem wtedy. Potem pojawiły się karaluchy – zsyp jako kanał przerzutowy nielegalnych imigrantów. Mama narzekała, że karaluchy odbierają jej pracę. Wstawała rano, a naczynia już czyste, okruszki ze stołu wysprzątane. Ja trochę przesadzam oczywiście, bo socjalizm nie był wcale taki brudny. Te zsypy to była po prostu jakaś cywilizacyjna pomyłka. Jeśli chodzi o cywilizacyjne wynalazki, fascynuje mnie teraz młynek w spływie zlewu. Genialna sprawa. Marzę o takim. Czuję się w ogóle coraz gorzej, bo nie mam płaskiego telewizora, bidetu, no i tego młynka w zlewie. Ale z drugiej strony widziałem w życiu parę horrorów, od których mi się młynka odechciało. Bo się okazuje, że używa się go zwykle w zupełnie innych celach. Ktoś wkłada tam komuś palec albo i mieli całe zwłoki. Mam w związku z tym dziesiątki niezdrowych fantazji. Wyobrażam sobie na przykład taką scenę: mały chłopiec ubrany odświętnie szykuje się do wyjścia z domu w dniu swojej pierwszej komunii. Mama mówi: „Kochany, jeszcze umyj rączki”. Tata jak zwykle blokuje ubikację, więc synek korzysta z kuchennego zlewu. Niespodziewanie uruchamia się młynek i zaczyna go wciągać za krawat.

Wracając do plastikowego worka. Zachowałeś się na zdjęciach swojej mamy?

– Nie. Matka usuwała mnie z kadru, bo nikt nie chciałby zapłacić za pocztówkę z koniem, na której wystaje główka chłopca.

Miałeś szczęśliwe dzieciństwo?

– Bardzo. Wspaniałych dziadków, barwnych rodziców i tak dalej. Podręcznikowe dzieciństwo. Fajni rodzice, fajny dom, kochali mnie strasznie, chociaż nigdy tego nie mówili wprost, i w ogóle byli wyluzowani, wszystko było można. Mówiłem do nich po imieniu – Zosia i Mirek. Żadnych traum, zero stresów czy nadmiernej przemocy. Niby taki człowiek jak ja powinien być zadowolony, wręcz szczęśliwy. Ale wiadomo, jak jest za dobrze, to też problem.

Rodzice się kłócili?

– Oczywiście. I to jeszcze jak! Mama często rzucała w tatę przedmiotami – czym popadło.

O co się kłócili?

– Mama była bardziej praktyczna, a tata z fantazją. Nie liczył się z pieniędzmi, zdarzało mu się w jeden dzień całą pensję wydać. I jak kupował coś bardzo drogiego, to mama robiła mu awanturę, a on się tłumaczył, że to przecież dla niej kupił. Na przykład automatyczną obieraczkę do kartofli. W sumie trudno jej się dziwić.

A na was – ciebie i siostrę – krzyczeli?

– Mama biła, i to pasem albo sznurem po łydkach. A tata z reguły wycofywał się wtedy na drugi plan. Ale od czasu do czasu też tracił cierpliwość i wybuchał. To było okropnie przykre, bo wtedy potwornie krzyczał, ale było widać, że w zasadzie od początku tego żałuje, a on widział, że my widzimy, że żałuje, więc wkurzał się jeszcze bardziej i krzyczał jeszcze głośniej, aż w końcu dochodził do swojej granicy. Wtedy nas przytulał i to była ogromna ulga. Tym bardziej że natychmiast kupował nam jakieś prezenty.

Znałeś wszystkich swoich dziadków?

– Nie. Ojciec mojego ojca był pułkownikiem i dowodził bitwą pod Monte Cassino. Był prawą ręką generała Andersa. W sumie głupio się stało, że zdecydował się najpierw bombardować klasztor, a potem go zdobywać, ponieważ każdy doświadczony wojskowy wie, że ruiny zdobywa się trudniej niż kompletne budynki – ruiny są nieprzewidywalne. To znacząco wpłynęło na liczbę ofiar po naszej stronie. Anders wraz z moim dziadkiem stworzyli Niemcom idealne warunki do obrony.

Rozmawiałeś o tym z dziadkiem?

– Nie. On się znalazł po wojnie w Londynie i tam umarł. Matki mojego ojca też nie poznałem, zmarła tuż po wojnie. Znałem za to mojego drugiego dziadka Józefa, ojca mojej mamy. Był ekonomistą, przed wojną był dyrektorem departamentu w Ministerstwie Rolnictwa. Ten dziadek miał przed wojną dom, gosposię, kierowcę i citroena, chociaż w przeciwieństwie do drugiego dziadka ten z wojny uciekł. Był dowódcą w armii austriackiej podczas pierwszej wojny światowej. Zobaczył na własne oczy, jak wygląda nowoczesna bitwa – z artylerią i bronią chemiczną – i natychmiast przestrzelił sobie rękę. Jak w „Magu” Fowlesa.

Opowiedział ci to?

– Nie, był bardzo skromny, mówił, że dostał kulkę i odesłali go do domu. Po drugiej wojnie dziadek zajmował się już tylko pisaniem na maszynie. Babcia, emancypantka, żeby ich utrzymać, założyła zakład produkcji kapeluszy. Prawdę na temat dziadka poznałem od ojca, jak byłem już dorosły, po śmierci dziadka. Wtedy dopiero poczułem, jak bardzo był mi bliski. Żałowałem, że nie wiedziałem o tym wcześniej, że tak go olewałem, że nie chciałem chodzić z nim po górach. Wolałem się uganiać za dziewczynkami jak jakiś pedofil. Albo kulki siarkowe wkładałem do puszki po kawie Marago i konstruowałem bomby, które w zasadzie cudem nie oderwały mi nigdy ręki. Ty masz syna, więc musisz wiedzieć jedno: jest taki etap rozwojowy, kiedy synowie robią rzeczy, o których ich matki nie powinny się nigdy dowiedzieć. To okres mniej więcej między dziewiątym a dwudziestym rokiem życia. A jak się przypadkiem o czymś dowiesz, to otworzysz szeroko gębę i powiesz: „On?!”, jak właściciel psa, który zagryzł dziecko: „On przecież taki łagodny jest”. Nawet nie próbuj tego ogarnąć. To jest okres, w którym matka musi powiedzieć sobie: wóz albo przewóz, przeżyje albo nie. Ja w każdym razie zrobiłam wszystko, co mogłam.

Książka, którą napisałem, żeby mieć na dziwki i narkotyki

Подняться наверх