Читать книгу Książka, którą napisałem, żeby mieć na dziwki i narkotyki - Marek Raczkowski - Страница 19

Оглавление

Miałeś babcię hazardzistkę?

– Całe dzieciństwo spędziłem na Służewcu i w komisariacie milicji, gdzie nieustannie przez megafon jeden z milicjantów wołał: „Czteroletni Marek czeka na babcię na komisariacie”. Babcia oczywiście zapominała o mnie w ferworze gry. To zagubienie na torach konnych na Służewcu to chyba moje najwcześniejsze wspomnienie. Pamiętam dokładnie ten komisariat, pamiętam, że na pocieszenie – bo oczywiście płakałem rzewnie – dostawałem od milicjantów kisiel. Że się zgubiłem, do babci docierało zwykle po wyścigu, kiedy emocje opadły, a ona wiedziała już, ile wygrała czy przegrała.

Ale to były inne czasy, wtedy nie było jeszcze aborcji, pedofilii, narkotyków, Al-Kaidy. To były czasy bez zagrożeń. Kiedy ginęło dziecko, nikt nie wyobrażał sobie, że porwali je chirurdzy sadyści, że będą je gwałcili i wycinali mu narządy.

Jeździłeś z rodzicami na plany zdjęciowe?

– Tak, uczestniczyłem w powstawaniu tego wszystkiego. Mama fotografowała konie, a tata często zachody słońca, chmury, tło dla koni. Szybko zorientowali się bowiem, że za pomocą dość prostych sztuczek – bo nie było jeszcze wtedy komputerów – można udoskonalać lub nawet komponować naturę. Nie na darmo Cortázar napisał w książce „80 światów dookoła dnia”, że „natura jest bladym naśladownictwem sztuki”.

Te zdjęcia powstawały w całej Polsce czy robiło się je w jednej stadninie pod Warszawą?

– Po Polsce jeździłem z tatą. Miał zwykle wykaz miast i konkretnych obiektów, które miał sfotografować. Przebierał mnie w czerwoną, jaskrawą kurteczkę, żebym się mógł na pocztówce pojawić jako kolorowy punkcik. Kiedy skończyłem dziewięć lat, dostałem od taty kierownicę – w ten sposób jadąc samochodem w Polskę, każdy z nas kierował. Wtedy dzieci mogły siedzieć na przednim siedzeniu, nikt nie słyszał jeszcze o fotelikach i tych wszystkich unieszczęśliwiających dzieci zabezpieczeniach.

A pasy bezpieczeństwa były?

– Nie było, ale mój ojciec instalował je sam, na własny koszt, odkąd kupił swój pierwszy samochód. To było odbierane wtedy jako rodzaj fanaberii. Mój ojciec był zresztą bardzo dobrym kierowcą. Całe życie dużo jeździł i nigdy nie miał wypadku. Matka też.

Książka, którą napisałem, żeby mieć na dziwki i narkotyki

Подняться наверх