Читать книгу Czas śmierci - Mark Billingham - Страница 11
3
ОглавлениеPróbuje spać, ale nie dlatego, że jest zmęczona.
Jest zziębnięta i nie może zasnąć, pomimo grubego płaszcza, który pozwolił jej zatrzymać; panujących ciemności. Usta ma wciąż zaklejone taśmą, a na dodatek straciła kontrolę nad pęcherzem, więc tam, na dole, jest coraz bardziej poocierana.
Na początku to ją ogrzało, ale szybko wszystko stało się kleiste, wilgotne i zimne. Podłoże jest szorstkie i mokre pod jej palcami, a rura, do której przykuto ją łańcuchem, najeżona wystającymi bolcami, które wpijają się jej w kręgosłup. Minęło sporo czasu, odkąd ją tu sprowadzono. Co najmniej dzień lub dwa!, myśli. Trudno powiedzieć, bo przecież ciemno tu choć oko wykol, a słychać jedynie kapanie i ciurkanie wody. Wie, że jest gdzieś pod ziemią. Co do tego nie ma wątpliwości. Dał jej dostatecznie dużo tego, co miał w butelce – cokolwiek to było – aby mieć pewność, że nie będzie stawiała oporu, ale i tak nie straciła przytomności. Pamięta, jak wynoszono ją w deszcz, a potem przenoszono w jakieś ciche, cuchnące miejsce. Pamięta najdziwniejsze odczucie, że to było miejsce, które znała, i że była tu już, gdy była młodsza.
Po przebudzeniu jest osłabiona z głodu i czuje pieczenie w gardle, gdy próbuje przełknąć ślinę, a chociaż wie, że kiedy śpi, coś buszuje jej we włosach i przebiega po nogach, wszystko jest lepsze niż ból, który rozdziera jej żołądek, rozpaczliwe pragnienie jedzenia, którego na dłuższą metę nie jest w stanie zagłuszyć nawet smród wypełniający tę ciemną, ciasną norę.
Po przebudzeniu cierpi w każdej minucie i każdej sekundzie, przepełniona uczuciem osamotnienia, strachu i niepewności, kiedy może wrócić mężczyzna, który ją tu sprowadził. Początkowo bała się jego powrotu, tego, co on może jej zrobić. Teraz boi się, gdy jego tak długo nie ma. Boi się, że on może nie wrócić. Że zwyczajnie ją tu zostawił.
Po przebudzeniu na jawie próbuje tłumaczyć sobie, że to tylko sposób na złamanie jej ducha. Że on jednak przyniesie jej coś do jedzenia, choć w zamian będzie domagał się od niej czegoś, czego tak bardzo się obawiała. Ale nie złoży jej propozycji dopóty, dopóki ona porządnie nie zgłodnieje. Dopóki nie będzie w stanie odmówić. Za każdym razem gdy słyszy, jak coś pluska i przemyka w ciemnościach jeden ze szczurów, które, jak wie, są tu wraz z nią, zastanawia się, czy tamten mężczyzna powróci. Czy w jakiś sposób zdoła usłyszeć, tak jak szczury, jego kroki, powyżej, ponad tym wilgotnym, ociekającym wodą, cuchnącym miejscem. Ale tak się nie dzieje. On się nie zjawia.
Po przebudzeniu nie ma nic innego do roboty, jak tylko siedzieć, nucić pod nosem i szlochać oraz przekonywać siebie, że pewne osoby rozpaczliwie jej teraz poszukują. Nie ma do roboty nic więcej poza wyobrażaniem sobie piekła, jakie muszą przeżywać jej rodzice. Zmienia nieznacznie pozycję, aby było jej wygodniej. Łańcuch jest na tyle długi, że może się położyć. „Uznaj to za życzliwość z mojej strony”. Usłyszała od niego na koniec. Nie, to nie tak. To nie było ostatnie, co powiedział. „Przepraszam, że tak tu cuchnie”, rzucił, wchodząc po schodach.
Cuchnie…
Po przebudzeniu wstrzymuje oddech i, rozpaczliwie, mdłości z powodu tego smrodu.
Wyobraża sobie jego cząsteczki wirujące wokół jej twarzy i to, jak wciąga je do nosa.
Kładzie się, podsuwając jedną rękę pod głowę.
Tyle jest rzeczy, których nie wie ani nie rozumie. Tylu rzeczy może się jedynie domyślać. Ale wie, że nie jest tu sama, a przynajmniej nie w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Wie, że gdzieś niedaleko, tu, w tej wilgotnej ciemności, spoczywa także inne ciało.