Читать книгу Czas śmierci - Mark Billingham - Страница 7

Оглавление

Siedzi w jedynej w miarę przyzwoitej kafejce w okolicy. Pije herbatę i pojada muffinkę, gdy dostrzega, jak samochód zwalnia i zatrzymuje się przy chodniku, po drugiej stronie ulicy. Do samochodu podchodzi dziewczyna, taka jak ta, o której właśnie myśli, uśmiechając się. I wtedy szyba od strony pasażera zostaje opuszczona.

Oczywiście, że dziewczyna się uśmiecha, przecież zna kierowcę.

Czemu miałaby się nie uśmiechać?

Nachyla się w stronę kierowcy. Zarzuca włosami i uśmiecha się, gdy ten coś mówi; ściąga ramiona, wypina pierś. Kiwa głową, słucha.

On kończy muffinkę, przymyka oczy na kilka sekund, ciesząc się energią, jaką daje cukier. Euforią pośród euforii. Kiedy znów je otwiera, obok pojawia się kelnerka i pyta, czy może zabrać pusty talerzyk, i czy życzy sobie kolejną herbatę.

Mówi, że nie, rzucając krótkie „Dziękuję”.

Ona, rzecz jasna, wie, jak on się nazywa, a on zna ją. To takie miejsce. Ona zaczyna mówić, szybko i z zapałem, coś o rzece, która znów wystąpiła z brzegów, a może przerwała wały o dwadzieścia kilometrów stąd, i o tym, jakie to musi być straszne dla tych nieszczęsnych ludzi, którzy mieszkają w okolicy. Te pokoje zalane błotnistą, cuchnącą wodą. Smród, ubezpieczenie i ceny nowych dywanów.

On we właściwych momentach potakuje i mówi coś w odpowiedzi, ukradkiem spogląda na samochód i dziewczynę. Zerka na kelnerkę, aż ta zrozumie aluzję i oddali się, zabrawszy talerzyk.

Dziewczyna prostuje się i cofa na chodnik, spoglądając w prawo i w lewo, gdy kierowca sięga ponad fotelem i otwiera drzwiczki od strony pasażera. Nawet ona, choć go zna i ufa mu, wie, że nie powinna wsiadać do jego auta, nie powinna. Nie martwi się, że stanie się coś złego, takie rzeczy tu się nie zdarzają. Pewnie po prostu nie chce, żeby ktoś ją przyuważył, nie ma ochoty wysłuchiwać połajanek od rodziców.

Trzymając w dłoniach kubek, przysuwa krzesło bliżej okna i patrzy bez mrugnięcia. Rozkoszuje się jej niepewnością i wahaniem, tymi cennymi sekundami, i świadomością, że to tylko kilka sekund, bo przecież tak naprawdę nie ma powodu, aby musiała zachowywać ostrożność. I to daje mu do myślenia, jak naprawdę tu się żyje i ile czasu minęło, od kiedy wyprowadził się z miasta.

Myśli o powodach, dla których przybył w to miejsce.

To dla niego spory wstrząs, bez dwóch zdań. Przez całe życie mieszczuch, i nagle budzi się, czując w nozdrzach smród krowiego łajna. Ptaki, których nie potrafił nazwać, i dźwięk dzwonów niosący się ponad polami. Dopiero po paru tygodniach uświadomił sobie, że dźwięk, którego NIE SŁYSZY, to zawodzenie klaksonów naciskanych przez kierowców, wściekłych, zestresowanych i balansujących na granicy rozstroju nerwowego, jak do niedawna jeszcze on.

Najważniejsze były odczucia związane z tym miejscem. Poczucie wspólnoty duchowej, czy jak to tam zwać.

Można powiedzieć, że panowały tu silne więzy, w każdym razie w porównaniu z tym, do czego przywykł. Tu jedni nie siedzieli u innych w kieszeni, ale wszyscy wiedzieli, kto z kim, jak i dlaczego. Wynikało to z wielkości osady. Znamienne były więc bliskość i poczucie troski. Królowały powtarzane szeptem plotki i brak poczucia zagrożenia.

Ale kłopotów nie brakowało; w piątkowe wieczory podpici goście nieraz wszczynali burdy i rozróby. Zdarzali się też idioci, jak wszędzie, a on wiedział, że dwóch czy trzech z nich mogło mieć w kieszeni noże i byliby gotowi ich użyć, gdyby nie spodobała się im czyjaś facjata. Mimo to wkrótce poznał z nazwiska większość z nich, dowiedziawszy się przy tym, kim byli ich przyjaciele oraz rodzice.

Dziewczyna zamyka drzwiczki od strony pasażera.

Odchyla głowę. Widzi, że śmieje się z czegoś, gdy kierowca włącza migacz i spogląda w lusterko. Sięga, by zapiąć pasy, jak na grzeczną dziewczynkę przystało. Bo przecież wszyscy jej przyjaciele i przyjaciółki, nauczyciele z publicznego St. Mary’s oraz rodzice i brat mieli ją właśnie za grzeczną dziewczynkę.

Ona zna kierowcę, i on też zna kierowcę, a kierowca zna kelnerkę, a kelnerka zna dziewczynę.

Tak tu właśnie jest. I dlatego to mu się podoba. Opróżnia kubek. Przy drzwiach odwraca się, by pożegnać się z kelnerką, zanim wyjdzie na chłód i przystanie pod markizą, zapinając kurtkę, i stale obserwuje samochód, zanim ten zniknie za rogiem.

To jedno z tych miejsc, gdzie wszyscy się znają i wiedzą wszystko o wszystkich. Znają swoje sekrety.

Ale nie wiedzą wszystkiego o nim.

Czas śmierci

Подняться наверх