Читать книгу (Nie)winna - Marta Kijańska - Страница 10

Оглавление

Trzydzieste trzecie urodziny. Wszystkiego najlepszego, mała dziewczynko, która wyrosłaś na całkiem dużą dziewczynkę. Czas kolejnych podsumowań, bo to przecież taka świetna liczba, trzydzieści trzy, to prawie niczym czterdzieści i cztery.

Tylko czy warto robić podsumowania? Czy nie jest przypadkiem tak, że zwykle w podsumowaniach niezależnie od wieku i dokonań wypada się przed samym sobą fatalnie, jakby się przepieprzyło życie, niczego nie osiągnęło i do niczego nie doszło. Siada się przy oknie z kieliszkiem albo bez i myśli: życie przeleciało mi w pogoni za nie-wiado­moczym, a teraz już trochę na wszystko za późno.

Ale może w wieku trzydziestu trzech lat wcale jeszcze nie jest aż tak bardzo późno? Pytania bez odpowiedzi, wciąż jedynie: czy, dlaczego, kiedy, a może. Bez wątpienia wszystkie największe tragedie tego świata biorą początek od czydlaczegokiedyamoże. Pytania bez odpowiedzi i czemu pan też nic nie mówi, wszyscy milczycie, świat milczy, a we mnie wszystko krzyczy tak głośno, że skali brak.

Za wcześnie, za późno, a przecież w żadnym wieku nie powinno być ani za wcześnie, ani za późno. Urodziny, ten jakże fantastyczny czas na podsumowania i kolejne postanowienia. Podobnie jak każdy inny czas, tyle że urodziny to tak symbolicznie i spektakularnie. I świeczki zdmuchnąć można, a wraz ze świeczkami wszystko inne. Może upiekę nawet tort, to też sobie zdmuchnę. Wszystkiego najlepszego, mistrzyni pierwszych razów i zaczynania od nowa i od jutra.

Oto ja, mam trzydzieści trzy lata i bardzo długie rzęsy oraz uroczy dar odkładania wszystkiego na jutro.

Może widział pan te plakaty z genialnym cytatem z Mrożka: Jutro to dziś, tyle że jutro?, całe miasto obklejone. A ja wciąż myślę, że jutro to jakieś inne będzie i wystar­czy rzecz przesunąć i da się to zrobić, napisać, wytworzyć, zacząć.

Niektórzy mają taką przewagę, że są krótko przez życie za twarz trzymani i lenią się, lenią, a potem przychodzi termin i MUSZĄ, choćby mieli umrzeć, więc robią, vide przyjaciółka pierwsza, dziewczyna, z którą rozmawiałam, dzielna matka-polka-lekarka. Mnie niestety życie za twarz nie trzyma, zasadniczo moja sytuacja jest więc gorsza niż w jakimś Pipidówku, bo wówczas musiałabym pełznąć do światła. Ale nie muszę, jakże piękne i niepowtarzalne są te okoliczności przyrody. Mam po prostu bogatego męża, który mnie zamknął w szklanej wieży na dwunastym piętrze, i to załatwia wszystko, mówi przyjaciółka; sztuka dla sztuki. Tylko że za chwilę będę jak ta psinka na smyczy, za to z diamencikami, albo ptaszek w klatce. Ale na pewno złotej. A że nie jestem ani ptaszkiem, ani psinką, wykończy mnie alkohol lub prochy, wszystko zresztą jedno.

(kokaina)

C17H21NO4

może bym i wzięła

obiecuje kopa i totalny odlot

życie nie obiecywało nic

a popatrz

Ale dlaczego właściwie się panu tłumaczę. Czy może sobie tłumaczę, patrząc w lustro w dniu trzydziestych trzecich urodzin, wiek chrystusowy, jaki piękny. Jutro już nie będzie tak uroczyście. Można tylko raz założyć koronę cierniową po raz pierwszy.

Tak więc jutro od nowa, dobrze, zgadza się pan? Zmartwychwstanie i wszystko takie symboliczne. Od jutra wszystko zmienię. Przestanę palić papierosy, zacznę prowadzić zdrowy i sportowy tryb życia, od jutra będę wręcz gigantem sportu, nawet zapiszę się na tenisa! Jutro zetnę włosy, zawsze o tym marzyłam, a pan lubi długie czy krótkie? Od jutra przestanę się objadać, dziś jeszcze tylko trzy babeczki migdałowe, moje ulubione, kubełek lodów i ser pleśniowy; tak do wina pasuje. Od jutra bowiem przestanę pić alkohol. Dziś jeszcze wykończę buteleczkę, ale taką malutką bardzo, naprawdę, proszę zobaczyć. Od jutra zacznę też pisać. To najważniejsze postanowienie poza tym, że natychmiast od jutra przestanę być panem zauroczona. Ale to natychmiast później, to zaraz potem. Najpierw zacznę pisać, ale tak „na poważnie” i wreszcie o tym, o czym chcę. Koniec z pisaniem dla agencji na zlecenia, które albo są, albo ich nie ma, ileż można myśleć za kogoś? Od jutra zacznę myśleć za siebie i napiszę mnóstwo świetnych tekstów, co najmniej kilkanaście, a potem wyślę do magazynów, w których zawsze chciałam publikować. Zacznę też kończyć powieść. Nie, no w ogóle jutro ją skończę po prostu. Napiszę teksty, skończę powieść i machnę też parę wierszy, niechby uzbierał się tomik, co mi szkodzi. Życie całkiem nowe od jutra zacznę. Całkowicie. Jutro to wszystko pięknie zrobię.

Powinnam dostać za to order, za to odkładanie i wieczne zaczynanie, krzyż zasługi albo kokardkę chociaż.

Że niby od nowa… czy w wieku trzydziestu trzech lat wypada? Nic już nie wypada, krzyżować się tylko.

czy w wieku trzydziestu

trzech lat wypada powiedzieć, że

życie oszukało?

że pustka pustki jest

tak pusta, że nawet pustki

już nie ma?

czy wypada przyznać, że

to wszystko powierzchowne, płytkie takie

udawane jakby i plastikowe jest

a nie wcale ze złota jak

mówili. a kto mówił, do cholery. mama mówiła?

mówiła, ale się okazało, że szumiało

wytrawne martini

a nie te brzozy za oknem.

i co?

i co z tego i teraz czyja to wina, że.

czy w wieku trzydziestu

trzech lat wypada się

powiesić czy to

za bardzo już w ogóle

chrystusowe takie

i przez to

przekomiczne i plastikowe też

może trzeba się zapić jednak, więc dolej

mi tego wina kochanie, bo przecież bez niego

ten cały plastik nawet pusty jest

i też bez sensu

Czy to więc uczciwe – zaczynać od nowa? Kiedy się jeszcze nawet nie skończyło tego, co się przed chwilą zaczęło, kiedy się jeszcze właściwie przecież nie zdążyło zacząć.

Zjeżdżam windą ze śmieciami i płaczę. Czemu płaczę, do cholery? Bo mi go żal, że leży na kanapie i trzyma się za serce? Rany boskie, ma trzydzieści siedem lat, czemu trzyma się za serce, to jeszcze za wcześnie, żeby się trzymał. Bo przyjęcie urodzinowe się skończyło? Bo mi żal siebie? Bo mi żal lat z nim wspólnych ośmiu? A to dużo czy mało, nie doszliśmy nawet do okrągłej liczby, a ja… bo mi małżeństwa żal? Bo go kocham, bo go nie kocham, kocham, nie kocham, gałązka akacji.

I co teraz. Porzucić ten szczęśliwy i uczciwy świat, który tworzę tutaj z nim, po to aby dalej szukać? Bo się Tołstoja naczytałam, który w liście do córki każe wiecznie porzucać i wiecznie zaczynać: Śmiech mnie ogarnia, gdy sobie przypomnę, że myślałem (…) że można sobie urządzić szczęśliwy i uczciwy światek, w którym spokojnie, bez błędów, bez skruchy żyje się pomalutku, robiąc bez pośpiechu, dokładnie tylko to, co jest dobre. Śmieszne to! Nie można (…). Aby żyć uczciwie, trzeba się szarpać, błądzić, walczyć, mylić się, zaczynać, porzucać, znów zaczynać i znów porzucać, i wiecznie walczyć i tracić…1 czyli jednak wypada od nowa czy nie wypada? I kogo ja się teraz pytam: boga jakiegoś czy losu, kogo, czego, który to przypadek. Męża się pytam? Nie wiem już sama, czy powinnam jego, czy ciebie, a może żadnego z was.

A ty to który ty; TEN ty czy tamten on.

Bez sensu wszystko. Świat bez sensu, ja bez sensu, życie bez sensu. Jedynie wino ma sens, a ja po winie winna, ale jakby nie, bo przecież urodziny. I nawet kolejny wiersz można bezkarnie. Jak Osiecka, czerwonowinna poetka. Na zakręcie, proszę pana. I ja na zakręcie.

Chociaż wina zawsze jest po stronie wina, a hiszpańskie, rocznik ’97 właśnie rozlało się pięknie i urodzinowo po ściance kieliszka. Moje pragnienia, tęsknoty i chcenie moje, wszystko winą podszyte, winem podlane. Czy może na los mam winę zrzucać, że to on wodził na pokuszenie? I zwiódł, bo kto kołacze do bram piekła, temu się one otworzą.

I to pan zwiódł mnie, uwiódł, powiódł… ale powiódł do ołtarza – ten inny…

(Nie)winna

Подняться наверх