Читать книгу (Nie)winna - Marta Kijańska - Страница 9

Оглавление

Czy wolno mi oczekiwać?

Czy od codzienności wolno oczekiwać uniesienia i fruwania kilka centymetrów nad ziemią?, czy codzienność to codzienność, a nie egzaltacja i ekstaza, a życie to nie bajka i takie tam. Czy mam przejść do porządku dziennego nad tym, że nie mogę odetchnąć głębiej, nad uczuciem niespełnienia i niedosytu. Choć w zasadzie mam wszystko i powinnam się tym zadowolić. Powinnam powiedzieć sobie, że tak ma być i nic się nie zmieni, bo tak właśnie wygląda życie. Powinnam, wszakże powinnam! Tymczasem chciała­bym móc wciąż szukać niedoścignionego i gonić za nim.

Jak długo można poszukiwać? Kiedy należy, kiedy TRZEBA przestać biec i gonić za tym, co się jedynie wydaje, za ułudą? Tylko czy to na pewno ułuda? A jeśli to jest właśnie prawdziwe? Jeśli to, za czym chcę biec, jest prawdą, a rzeczywistość skazuje mnie na obcowanie z chimerami zamiast z prawdą, czy też raczej sprawia, iż to, co biorę za prawdę, jest tylko przebraną za nią chimerą?

A jeśli TO jest możliwe i znajduje się tuż za rogiem, tuż obok, niemalże na wyciągnięcie ręki? A co, jeśli już się tego dotknęło? A co, jeśli tego dotknęłam?!

Czy szuka się przez całe życie, a ci, którzy nie szukają, nie robią tego, bo znaleźli czy wydaje im się, że znaleźli, a może wmawiają sobie, że znaleźli? Kiedy mam przestać? Może jednak powinnam pogodzić się z tą duszącą mnie rzeczywistością?

Ale jak mam się pogodzić, jeśli przez chwilę mogłam zobaczyć, że istnieje coś więcej, coś ponad, że można. Przez chwilę tylko, ale widziałam, poczułam, posmakowałam. Zerwałam ten kwiat we śnie i przecież trzymałam go w dłoni po obudzeniu, cholera, trzymałam!

I co teraz? Każdy dzień to ból i płacz, bo utraciłam coś, czego nigdy nie miałam, ale zobaczyłam, że istnieje?

– A nie wydaje ci się, że ty zbyt dużo chcesz? Bardzo ładnie i literacko potrafisz to wszystko ubrać w słowa, ale to jakieś dziwne dla mnie i niezrozumiałe. Chcesz tęczy i spadających gwiazd, o co chodzi?

Pragmatyczna jak zawsze przyjaciółka pierwsza, czy też raczej druga, a właściwie żadna, ale jednak; dziewczyna, z którą rozmawiam. Chociaż nie powinnam.

Nie powinnam rozmawiać z nią o niczym, a najmniej o własnych rozterkach, ale rozmawiam, no oczywiście, jak zawsze robię rzeczy, których nie powinnam.

– Gonisz za jakąś iluzją i wyobrażeniem czegoś. Sama w dodatku chyba nie wiesz czego, tak to odbieram. Powinnaś zejść na ziemię i zająć się tym, co masz tutaj. A masz przecież wszystko.

– Ale co wszystko? Co to jest wszystko?

– Wszystko. Przecież wiesz, o co mi chodzi. A spadające gwiazdy też kiedyś widziałam. Nad jeziorem we wrześ­niu. Ale nie dorabiam do tego żadnej ideologii.

– Wiesz co, wydaje mi się, że mówimy o kompletnie różnych rzeczach.

Czy naprawdę jesteś ślepa i niewrażliwa, tak jak właściwie zawsze uważałam, że jesteś? Ale myślałam też głupio, że przeciwieństwa się przyciągają, więc i mnie przyciągnęło do ciebie, moja przyjaciółko pierwsza, która powinnaś być drugą, a najpewniej żadną. I już na zawsze jestem na ciebie skazana, bo znasz zbyt wiele z moich sekretów; jakie to smutne i tragiczne zarazem; uwikłanie.

Po co z tobą rozmawiam, po co zaprosiłam cię na wino i zaczęłam zwierzenia, co ja sobie myślałam, że nadal jesteśmy nastolatkami, poszczebioczemy wspólnie pod kołdrą i może nawet posikamy się ze śmiechu?

Jak zwykle mówię za dużo, po ojcu najpewniej to mam, podobnie jak egzaltację i wieczne nienasycenie.

Co ty możesz wiedzieć, ułożona, poprawna i zawsze od linijeczki? Do mojego męża może nawet pasujesz bardziej niż ja, on też mnie nie rozumie i gwiazdy widzi jedynie na fasadach hoteli. Czy raczej gwiazdki. Może trzeba było mi go wcale nie przedstawiać. Nie pasuję ani do ciebie, ani do niego, ani najpewniej do nikogo, i po co to wszystko, cały ten cyrk.

A ja przecież nie tylko widziałam te spadające gwiazdy i tęczę, ale i chodziłam po niej. Tyle że tego już ci nie powiem.

– Wiesz co, nie obraź się, ale wydaje mi się, że ty tak trochę żyjesz w innym świecie niż cała reszta ludzi. A już na pewno wszyscy, absolutnie wszyscy moi rówieśnicy.

– Twoi? Czyżbym nagle zrobiła się starsza, a może młodsza? Przypominam nieśmiało, że rok urodzenia mamy ten sam.

„I może to jedyna rzecz, jaka nas łączy”… nie powiedziałam tego na głos. Czy powiedziałam?

– Nie łap mnie za słówka. No sorry, ale to jest standard, nie wiem, przynajmniej w moim środowisku. Ludzie zapieprzają, i te durne rozterki, gwiazdy, wybory, nikt nie ma na to czasu! Wszystko podporządkowują pracy, karierze, stażowi.

– Tak jak ty, matko Polko, która tyrasz w szpitalu.

– Tak jak ja, która tyram.

– Durne rozterki…

Ironia, trudne słowo.

Dziewczyna, z którą rozmawiam, patrzy na mnie cielęcymi oczami znad kieliszka czerwonego wina, które niepotrzebnie nalałam, skoro wina nie lubi, a to naprawdę dobry rocznik. Patrzy na mnie i wiem, że nie czujemy powiewu wiatru z tej samej pustyni, czy też ona w ogóle żadnego powiewu nie czuje. I pewnie nigdy nie poczuje.

Nie można żyć jedynie marzeniami, doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale czy nie wolno mi oczekiwać i szukać? Nawet jeśli… nawet jeśli.

– A co ma piernik do wiatraka? Ja ci mówię o moich rozterkach i wahaniach, o moich niepewnościach, a ty mi wyjeżdżasz, że żyję w innym świecie, nie podporządkowuję życia pracy i zajmuję się durnymi sprawami. Tak, naturalnie, żyję w innym świecie i nie mam pojęcia, czym jest prawdziwe życie młodego człowieka w dzisiejszych czasach, wybacz.

– Ale nie wściekaj się, o to właśnie chodzi, prawie wszyscy chcieliby mieć tak jak ty. Że właśnie nie musisz podporządkowywać i dlatego masz czas na te wszystkie… inne sprawy… nie musisz codziennie wstawać do roboty, nie masz żadnych testów ani egzaminów, nie masz dzieci, czas poświęcasz na swoje pasje, na wyjazdy, na robienie tego, na co masz ochotę. Masz wolny zawód, robisz wszystko wtedy, kiedy chcesz, a nie kiedy musisz. Masz czas na kawki w ciągu dnia, na gotowanie, na przyjemności…

– Że nie podporządkowuję życia pracy i wszyscy by tak chcieli… Wylewasz na mnie teraz jakieś swoje żale? Proszę cię, nie próbuj robić nagle korekty mojego życia, bo akurat twoje nie ułożyło się tak, jak tego chciałaś. Bo ty podporządkowujesz? O co chodzi? O to, że mam pieniądze, że mój mąż jest przystojniejszy, że nie muszę prać pieluch czy że lepiej gotuję?

– Chodzi o to, że myślisz o niebieskich migdałach, a gdybyś zapierdalała tak jak wszyscy, to nie miałabyś na to czasu. Ani zapewne chęci. Żyjesz sobie w szklanej wieży i patrzysz na świat z wysokości. A zamiast skupiać się na problemach codzienności, nie wiem, jak to nazwać… doczesnych, to wynajdujesz sobie jakieś problemy… wyższe, że tak powiem. Wydaje ci się chyba, że życie to jakiś worek prezentów, z którego możesz sobie wyciągać coraz to nowe. Nie rozumiem, czego ci brakuje, czego jeszcze chcesz?

Aż się zachłysnęła, biedaczka.

– Tak, jestem popieprzona, patrzę na świat z góry i nie umiem inaczej, twoje zdrowie.

– Uwierz mi, mało jest ludzi, a szczególnie młodych, którzy mogą tak żyć.

– I mam za to ludzkość przepraszać? Mówisz do mnie jak do kretynki. Zupełnie jakbym nie miała kontaktu z rzeczywistością i żyła w oderwaniu od tego, co mnie otacza, no proszę cię. Czy mam przepraszać za to, że moje życie tak się ułożyło? Czy to jest moja wina? A skoro już tak właśnie żyję, to czy nie mam prawa mieć wątpliwości, niepokojów, nie mam prawa być rozdarta? Poza tym nie rozumiem, czemu znów zeszłyśmy na temat kasy, skoro mowa była o czymś zupełnie innym. Czy to jest najważniejsze? Wygląda na to, że wszystko kręci się wokół pieniędzy. Nie dla mnie! Naprawdę nie rozumiesz?

– Nie przemawia przeze mnie zazdrość. Ostatnia rzecz, jakiej bym chciała dla ciebie, to żebyś zostawiła takie życie. Jasne, że pieniądze to nie wszystko, ale to właśnie kasa dała ci możliwość życia trochę w tym innym świecie. I nie sądzę, że mogłabyś z tego zrezygnować. Ja zapieprzam i walczę o staż, właściwie wszyscy moi znajomi dookoła tak zapieprzają, a ty, sorry, ale kiedy ostatni raz pracowałaś na etacie? Fajnie, oczywiście, jesteś wolnym strzelcem, robisz zlecenia raz dla tych, raz dla innych, jestem z ciebie dumna, naprawdę, ale zrozum, możesz sobie na to pozwolić, a większość ludzi… ale to nie jest wyrzut. Po prostu ludzie nie mają czasu na twoje rozterki! Nie mają czasu na pierdoły w stylu spadających gwiazd, bo codziennie się szarpią. I z szefem w pracy, i z brakiem urlopu, z siedzeniem po godzinach, i z niewystarczającą pensją, słyszę to na co dzień, a ty? Szczęściara.

– Pierdoły…

– Okay, może jestem dziś rozgoryczona, nie wiem, może jestem zmęczona, miałam trzy dyżury z rzędu, a teraz jeszcze mały jest chory. Może źle to wszystko odebrałam, ale poczułam, jakbyśmy były z dwóch naprawdę zupełnie różnych światów, a ty z tego mniej realnego. Właściwie nie wiem kompletnie, o co ci chodzi.

Zaczęła płakać, choć do tej pory udało jej się nie płakać. Wielkie łzy matki Polki, dzielnej lekarki i dzielnej żony. Mojej przyjaciółki pierwszej. A ja. A ja co?

– No widzisz, kilkanaście lat przyjaźni, a nic, okazuje się, o sobie nie wiemy. Ale co tam. To znaczy, to źle, oczywiście. Oddaliłyśmy się od siebie, bo mężowie, bo rodziny, bo dziecko, praca, moje wyjazdy, twój szpital…

Dzielna matka-lekarka nadal płacze prosto do kieliszka z dobrym rocznikiem.

– I masz rację, na etacie pracowałam ostatnio ponad dwa lata temu i już nie pamiętam, jak to jest. To znaczy pamiętam, że to jakaś droga przez mękę była. Rzeczywiście nie mam pojęcia, jak wygląda twoje życie i życie ZWYKŁYCH ludzi. Ja jestem, mój boże, wychodzi na to, że niezwykła. Ale ty z kolei nie wiesz, czy to jest cudownie, czy nie cudownie, nie mieć nic swojego poza marzeniami i brać kasę od męża z poczuciem, że nic od ciebie nie zależy, bo wszystko zależy od niego. I że całe twoje życie podporządkowane jest mężczyźnie, którego w dodatku nie wiesz, czy kochasz. To znaczy kocham, nie patrz tak na mnie, no kocham, kocham. Ale te wyjazdy, teraz praca w innym mieście, oderwanie od tego, co mam tutaj… to zmieniło moje spojrzenie na wiele spraw, właś­ciwie przewartościowało mi świat, przewróciło go do góry nogami. O tym chciałam ci opowiedzieć, o tym próbuję ci od godziny opowiedzieć. O tym, że już sama nie wiem, czy jestem szczęśliwa, czy też że coraz częściej wiem, że jestem zwyczajnie luksusowo nieszczęśliwa. Ale tego też nikt nie zrozumie, nieważne. Kiedyś może ci opowiem, jak to jest w tym „innym świecie” i czy bardzo oślepiająco brylantowo. Teraz wypiłyśmy za dużo. Może rzeczywiście niewiele pojmuję. Chociaż wydaje mi się, że bardzo wiele, być może nawet więcej, niż myślisz.

Ona płacze nadal, ale pomiędzy jednym szlochem a drugim udaje jej się powiedzieć, że to wszystko nie zmienia faktu, że jestem jej najlepszą przyjaciółką. Chociaż wcale przecież nie jestem i ona wie o tym najpewniej tak samo dobrze jak ja. Całe to udawanie powoli zaczyna nie mieć sensu, ale trwa, no więc bawmy się dalej, chcesz pograć w klasy czy poskakać na skakance?

– To wszystko nie zmienia faktu, że jesteś moją najlepszą przyjaciółką ze szklanej wieży i chociaż z tej wieży patrzysz na świat, jest na pewno tysiąc rzeczy, które grają ci w sercu. Poza tym ja wiem, że jesteś dobrym człowiekiem, a nie skupionym wyłącznie na sobie egoistą. Tylko chcesz… no czego ty chcesz…

– No właśnie. Czego ja chcę…

Chcę więcej i chodzić po tęczy. I tak, owszem, uważam, że życie to worek prezentów. A teraz siedzę tu z dzielną matką-polką-lekarką, patrzę na jej łzy w moim winie i myślę, że na nic to wszystko, na nic moje tłumaczenie, ja pójdę górą, a ty doliną. Co może wiedzieć o rozterkach ze szklanej wieży moja numer jeden przyjaciółka? Co ona o gwiazdach może, skoro ona, że to pierdoły.

Pierdoły na urodziny, bo to już jutro. Idź więc, przyjaciółko pierwsza, na kolejny dyżur, walcz dzielnie, jak każdego dnia. A potem zdejmij kitel i wracaj do smoczków, pieluch i mieszkania, w którym nic z nieba nie spada, a już na pewno nie gwiazdy.

Idź do swojej codzienności, bo przecież jesteś w niej szczęśliwa. I bardzo dobrze, to zupełnie tak, jak ja nie jestem w swojej. Czy też raczej nie wiem, czy jestem. Dlatego chcę szukać. Tego właśnie chcę.

Tylko jak mogę w codzienności szukać unoszenia się niczym derwisz, kiedy to wszystko trwało chwilę, ale nie tu wcale, tylko gdzie indziej, z kimś innym, w innej rzeczywistości.

Jak mam teraz wytłumaczyć sobie, że nie ma nic więcej ponad to, co jest, kiedy dobrze wiem, że jest. Położyć się i płakać? Mam udawać? Zmuszać się? Czekać bezczynnie, aż serce zupełnie pęknie?

A co, jeśli prawdziwe życie mija mnie niczym pociąg InterCity i do tego Express?

I jedynie wiatr w moich włosach.

(Nie)winna

Подняться наверх