Читать книгу (Nie)winna - Marta Kijańska - Страница 6

Оглавление

Brak mi słów, aby opisać, co znaczy kochać go i być przez niego kochaną. Brak mi słów, aby opisać, co znaczy go utracić. Ale czy można coś utracić, nie posiadając?

Jak można pożegnać się z kimś, bez kogo nie można żyć? Nie można.

Nie pożegnałam się.

A przecież on był dla mnie tym, kim nie był nikt.

Może trzeba było nie ujmować miłości w słowa, głupia. Może trzeba było nie ujmować w nic.

JA: Myślę, że nie sprawdzasz już tej skrzynki mailowej, a mo­że nawet mam taką nadzieję. Piszę więc sobie a księżycowi. Szeptem, chociaż chciałabym wykrzyczeć.

Szeptać też mi wszakże nie wolno, nic mi nie wolno, kocham cię.

Kocham cię i nie wiem, co robić, a czasami nawet jak dalej funkcjonować i czy w ogóle warto.

Niczego to nie zmieni, że teraz to napiszę, naturalnie. Może jedynie trochę sobie oczy oczyszczę, jaka ładna zbitka wyrazów. Każdego dnia.

Myślę o tobie każdego dnia.

To już tyle czasu, prawda? Wszedłeś na chwilę, chwyciłeś, puściłeś. Świat zatrzymał się nagle, a w środku ty.

Było pięknie. Chcę, żebyś to wiedział. Jesteś najpiękniejszym człowiekiem, jakiego poznałam. Jesteś najpiękniejszym mężczyzną, jakiego poznałam. Odrobinę cię za to nienawidzę, bo gdybyś się nie zjawił, nie miałabym szansy wiedzieć, że tacy jak ty mogą istnieć. Życie jest takie przewrotne i ma w sobie tak wiele ironii.

Każdego dnia.

Myślę o tobie każdego dnia.

Świat mija mnie leniwie i powoli, wypełniam go pisaniem, spacerami, czytaniem, gotowaniem i winem, ale wszystko to psu na budę bez miłości, jak powiedział poeta. Pustka w moim sercu.

Czemu to piszę?, nie ma nawet pełni, ja nie jestem pijana, a ta skrzynka mailowa nie istnieje.

Ale patrzę na ciebie w moim śnie i jesteś tam, blisko, bliżej moich dłoni. Słucham Mozarta. Za oknem ciemno. Za oknem jasno. Wchodzisz boso i bardzo cicho w moje sny, a niebo jeszcze bardziej wtedy niebieskie. Bo z tobą wszystko jest bardziej.

Myślę o tym, jak mogłoby być, gdyby było inaczej. I jedynie światło z naprzeciwka. Inni jedzą kolację, a może już zjedli i siedzą teraz, i nudzą się, i też myślą o tym, jak mogłoby być, gdyby było inaczej. Gdyby zawiązała się jednak inna koalicja. Gdyby ten nie przyszedł kiedyś do tamtego. Gdyby na obiad do kurczaka był ryż, a nie ziemniaki. Gdyby kupili droższy proszek, ten z reklamy, może lepszy jednak. Gdyby samolot nie spadł. Gdyby ten się nie powiesił. Gdyby pojechali tramwajem, a nie autobusem. Zdążyliby na pogodę po wiadomościach, a tak dupa. Gdyby nie padało. Gdyby padało. Gdybyś nie wszedł, jak wszedłeś, a ja bym nie siedziała tam, tylko gdzie indziej.

A ty nagle wtargnąłeś w moją rzeczywistość i jesteś. Tak zwyczajnie. Ale nie zwyczajnie. Ty.

Niewątpliwie nie powinnam cię już spotkać, bo bez przerwy marzę jedynie o twoich ustach na moich ustach i o twoim ciele nade mną. Marzę, by położyć głowę w zagłębieniu twojej ręki. Abyś opowiedział mi o ironii, o nowym filmie, o nowej fascynującej książce albo jakąś cudowną anegdotę, tak jak to jedynie ty potrafisz.

Niewątpliwie nie powinnam cię już spotkać, bo bez przerwy marzę jedynie o twoich dłoniach na moich piersiach. Nikt nie dał mi takiej rozkoszy i nigdy więcej nie poczułam już tego, co czułam przy tobie. Przerażające, bo mam dopiero trzydzieści trzy lata i kiedy pomyślę, że już nigdy nie będzie tak dobrze…

Niewątpliwie nie powinnam cię już spotkać, bo twoje oczy i to, jak marszczysz brwi.

Niewątpliwie nie powinnam, bo twój głos.

Uszczęśliwiłeś na pewno wiele kobiet, na wiele sposobów. Przecież sama twoja obecność. A ja czuję się nawet w pewien sposób wybrana, bo wydaje się, że byłeś przez moment bardzo prawdziwie. Dziękuję.

I przepraszam za moje wszystkie za bardzo, za mocno i inne egzaltacje.

Sobie a księżycowi.

Tak mną zawładnąłeś! Piękny wspaniały mężczyzno, cudowny kochanku. Każdego dnia. Myślę o tobie każdego dnia.

Teraz już tylko niebo przekrzywione, powietrze takie ostre i ten brak pełni wściekle nade mną.

(Nie)winna

Подняться наверх