Читать книгу Inna - Max Czornyj - Страница 7
OSIEDLE BALTIC RESORT, GDZIEŚ, DZIŚ, PRZED CHWILĄ
ОглавлениеCzeka cię dokładnie czterdzieści osiem godzin jasności. 48 h. Zapamiętaj!
Ten klarowny komunikat napisałem umyślnie inną czcionką. Pulsuje na ekranie laptopa jak przestroga, ale i tak ostatnim razem musiałem go przegapić. Nie przeczytałem wszystkiego od początku i tak się skończyło. Nie poznałem jednego pełnego dnia. Zresztą może wtedy nie chciałem go poznać. Może zacząłem wszystko inaczej, bo świadomość spłynęła na mnie, gdy robiłem krok lewą nogą.
Teraz wiem znacznie więcej.
Chyba nie muszę się spieszyć.
Sprawdzam, czy telefon ma dostęp do internetu, ale to, oczywiście, jest wykluczone. W domu nie ma routera. Lepiej, żeby listonosz nie pojawiał się tu z rachunkami zbyt często. Płatności elektroniczne też nie byłyby specjalnie wskazane. Wskazane jest za to nie mieć konta bankowego ani karty kredytowej i nie zostawiać śladów. To zwykła profilaktyka.
Powinienem umieścić tę informację jako jeden z najważniejszych komunikatów. W moim przypadku to ważniejsze niż dekalog. Tak jak pisanie, jest nieco natręctwem, bo zdaje się, że wiem do czego zmierza. Ale pisanie przede wszystkim porządkuje. Pozwala okiełznać strumień myśli.
Biorę komórkę i wybieram pierwszy lepszy numer. Kołacze mi się w głowie, lecz oczywiście nie mam pojęcia, do kogo należy. Może do mojej matki? Może do sklepu mięsnego za rogiem.
[Brak środków na koncie].
Szlag by to.
Muszę ustalić wszystko, co wiem. To powinno posłużyć za wytyczne do kolejnych razów, gdyby mi się teraz nie udało. Tylko nie mam pojęcia, co ma mi się udać. Mam ogromny mętlik w głowie.
1. JESTEM MORDERCĄ? PORYWACZEM? To raczej na pewno.
2. Co 48 h tracę świadomość i nie pamiętam niczego.
3. W piwnicy jest dziewczyna o imieniu Izabel. To chyba MOJA dziewczyna.
4. Muszę ją karmić, dawać jej środki higieniczne i u niej sprzątać.
5. Muszę pisać o wszystkich swoich doznaniach, myślach i spostrzeżeniach. Dzięki temu podobno uporządkuję wspomnienia. Doktor Boston twierdzi, że tylko w ten sposób mogę je odzyskać. Kim jest doktor Boston?
6. Co 12 h na dom napływa zło. Ale czym jest zło?
W tych starych relacjach upchnąłem zbyt wiele poetyckości. Zbyt wiele pustych rozważań i zboczeń. Z tematu, oczywiście.
7. W domu są zapasy jedzenia i picia na wiele dni. Znajdują się w spiżarce, która znajduje się… Przyznaję się. Teraz nie mam pojęcia gdzie.
Staram się opanować i zebrać myśli. Ciągle wracają do opisu Izabel i choć zdaje się, że jak cień przemyka mi gdzieś tuż za plecami, wiem o niej jeszcze mniej niż o sobie. Izabel, Izabel, Izabel… Na jej wspomnienie czuję się lepiej. Uspokaja mnie. Odpręża. To dzięki niej wiem, że ten dom to mój dom. Trzymam ją w piwnicy dla naszego wspólnego dobra, a ona to może nawet rozumie.
Okłamuję się.
8. Izabel nie ma pojęcia, dlaczego jest zamknięta w piwnicy. Ja chyba też nie, ale obawiam się, że gdybym puścił ją wolno, to stałoby się coś złego.
9. Muszę być u niej co najmniej raz na 48 h, żeby wpuścić świeże powietrze. Plus donieść jedzenie. I środki higieniczne.
Patrzę po drukarce, linijce, pliku kartek, ale wszystko to jakieś martwe, sztuczne i niemal nieużywane. Otacza mnie fikcja?
Przesuwam laptop na podkładce tak, żeby linie się zgadzały. Krawędź ekranu musi tworzyć kąt prosty z przedłużoną krawędzią drukarki. Do tego…
Książka. Jedynym żywym elementem jest książka, z której wystaje zakładka, znajdująca się prawie przy końcu, więc musiałem to czytać. Być może ma jakieś znaczenie, a może pomaga uporządkować wspomnienia. To również, w razie wątpliwości, powinienem dopisać do listy. Do dekalogu wciąż brakuje przecież jednego punktu.
Sięgam po książkę i przegładzam dłonią okładkę. Max Czornyj. O miłości.
Boli. Mózg chyba boleć nie może, a mnie strasznie ściska w głowie. Nieprawdopodobny, niewygodny ból.
Mrużąc oczy i kuląc się, otwieram książkę w założonym miejscu. Nagle jej cała treść wskakuje tam, gdzie powinna, i wiem, że czytanie przerwałem ledwie kilka godzin temu. Wiem nawet, w którym momencie.
Teraz jednak zdaję sobie sprawę, że skoro to wszystko wiem, to lektura może zaczekać. Te wspomnienia, które miała uporządkować, już uporządkowała. Z całą resztą muszę sobie poradzić.
Jeszcze raz patrzę na okładkę i odkładam książkę tuż przy drukarce. Trumnę w trumnę wetknąłem, jakby napisał autor. Najwyższy czas wracać do tego, co już zaczęte. Czas wracać do prawdziwej miłości.
Do Izabel.
Ona na pewno udzieli mi odpowiedzi na część pytań.
Wcześniej muszę zrobić tylko jedno, choć raczej nie nastraja mnie to optymistycznie. Ustawiania telefonu, niestety, nie działają, podobnie jak ustawienia laptopa, na które założone jest hasło, a ja nie mam ani ochoty ani pomysłu na jego rozkodowywanie. Ale to nic. Hasło: HASŁO nie działa, 1234 też nie.
To nic.
Nic to.
Odłączam na chwilę laptop od ładowarki i podchodzę z nim do kominka. Na gzymsie stoi niewielki zegar z przeszklonym mechanizmem. Jego wskazówki, oczywiście, są zatrzymane na dwunastej, ale to też nieistotne. Ważne, że obok leży kluczyk. Jakby zostawiono go specjalnie dla mnie, bo wiem, że to nie ja go tu położyłem. Leży nierównolegle do niczego. Krzywo.
Otwieram drzwiczki i powoli nakręcam zegar. Tryby rzężą, zgrzytają, ale po chwili czas rusza.
Kiedy się ocknąłem? Pół godziny temu? Trzy kwadranse?
Przesuwam wskazówki na za piętnaście pierwszą. Mniej więcej.
00:45.
Czas start.